Prymas Tysiąclecia

Ewa K. Czaczkowska

|

Gość Extra nr 2

publikacja 12.09.2021 00:00

Zachowanie wolności ducha, uratowanie wiary i Kościoła, ocalenie chrześcijańskiej tożsamości narodu – to najważniejsze, co jako Kościół i naród zawdzięczamy prymasowi Stefanowi Wyszyńskiemu.

Prymas Tysiąclecia Tomasz Gzell /pap

Chyba nie uda się już z całą pewnością ustalić, kto pierwszy nazwał kardynała Stefana Wyszyńskiego Prymasem Tysiąclecia. Na pewno tak właśnie mówił i pisał o nim Jan Paweł II. Nie do niego jednak należy słynne zdanie z transparentu widocznego na zdjęciach z pogrzebu prymasa, którego nieznany autor (czy jeszcze można ustalić jego tożsamość?) w kilku słowach ujął przekonanie tysięcy, ba, milionów Polaków: „Takiego ojca, pasterza i prymasa Bóg daje raz na tysiąc lat”. W tym krótkim zdaniu kryje się sedno – i tajemnica – życia i dzieła Stefana Wyszyńskiego, dobrze rozpoznane przez sensus fidei Ludu Bożego (jakże przypomina ono inne zdanie: Santo subito – wypisane na transparentach w dniu pogrzebu Jana Pawła II). 


Kard. Wyszyński był ojcem – dla wszystkich, duchownych i świeckich. I na wzór Boga Ojca uczył i kochał, pouczał i przebaczał. 


Był pasterzem – to znacznie więcej niż być księdzem czy biskupem. Był duchowym przewodnikiem, który w czasach mroku i ucisku widział więcej i dalej; wskazując drogę, prowadził do wolności osobistej i wolności narodu.


Był prymasem, który z funkcji uczynił służbę, nie tylko dla dobra Kościoła, ale dla całego narodu. 


Kardynał Stefan Wyszyński nie dlatego, co czasem jeszcze można przeczytać, zyskał miano Prymasa Tysiąclecia, że jego prymasostwo przypadło na przełom tysiącleci polskiego chrześcijaństwa. Ta rocznica mogła przecież przejść bez echa, nie tylko z racji ateistycznego reżimu walczącego z Bogiem i religią. Aby jej znaczenie przekroczyło próg tysiąclecia i stało się wydarzeniem fundamentalnym dla przyszłości Kościoła w Polsce i dla narodu, wymagało postaci wielkiej duchem, umysłem i charakterem. Takiej jak kard. Stefan Wyszyński. 


To, w jaki sposób prymas pełnił swe funkcje i jak realizował zadania na miarę tysiąclecia naszej historii, każe w nim widzieć postać wyjątkową, a nawet jedyną w dziejach Kościoła w Polsce. Po kilkudziesięciu latach od śmierci prymasa widać jeszcze wyraźniej, ile mu jako Kościół i naród zawdzięczamy. Z konieczności ograniczę się do wymienienia kilku spraw.


„Nie byłoby tego papieża Polaka, (…) gdyby nie było twojej wiary nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem...” – powiedział Jan Paweł II, zwracając się do kard. Wyszyńskiego w czasie audiencji dla Polaków 23 października 1978 r.
Na zdjęciu:
prymas Polski składa homagium podczas inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II.   „Nie byłoby tego papieża Polaka, (…) gdyby nie było twojej wiary nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem...” – powiedział Jan Paweł II, zwracając się do kard. Wyszyńskiego w czasie audiencji dla Polaków 23 października 1978 r.
Na zdjęciu:
prymas Polski składa homagium podczas inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II.
Andrzej Kossobudzki Orłowski /pap

Wolność ducha


My wszyscy jako naród, a więc niezależnie od tego, czy wierzący, czy niewierzący, prymasostwu kard. Stefana Wyszyńskiego zawdzięczamy w dużej mierze to, że dziś żyjemy w wolnym kraju. Słusznie pamiętamy modlitewne wołanie Jana Pawła II do Ducha Świętego w czerwcu 1979 roku, by odnowił oblicze polskiej ziemi, ale zapominamy, że te słowa nie wydałyby owocu, nie wyzwoliłyby mocy potrzebnych do społecznego zrywu o wolność i godność, gdyby nie padły na odpowiedni grunt. A ten przez kilkadziesiąt lat przygotowywał właśnie prymas Wyszyński. To on w czasach zniewolenia podtrzymywał w rodakach wewnętrzną wolność i niezależność, poczucie godności i świadomość praw przynależnych każdemu człowiekowi, których żaden system społeczno-polityczny, żaden ustrój pozbawić nie może. 


Cała działalność prymasa Wyszyńskiego po 1956 roku, czyli po wyjściu z więzienia, skierowana była ku wolności. On sam był duchowo wolny. Wolność ducha w pełni uzyskał w więzieniu, gdy 8 grudnia 1953 roku oddał się w macierzyńską niewolę Maryi i taki sam akt – oddania się w Jej niewolę za wolność Kościoła w Polsce i świecie – zaproponował Polakom w czasie głównych uroczystości milenijnych na Jasnej Górze 3 maja 1966 roku. Cały wielki program, na który złożyły się Jasnogórskie Śluby Narodu, Wielka Nowenna oraz uroczystości milenijne 1966 roku, służył umocnieniu wiary, odnowie chrześcijańskiej moralności, a w konsekwencji wzmocnieniu „człowieka wewnętrznego”, czyli umocnieniu wolności duchowej, która jest warunkiem odzyskania wolności zewnętrznej. 


Prymas już w 1957 roku, u progu Wielkiej Nowenny, zapowiadał, że „los komunizmu rozstrzygnie się w Polsce. Jak Polska się uchrześcijani, stanie się wielką siłą moralną, komunizm sam przez się upadnie. Losy komunizmu rozstrzygną się nie w Rosji, lecz w Polsce”. A dwa lata po zakończeniu obchodów milenium mówił Polakom, że gdy człowiek wolny duchem poczuje się uwięziony w swojej własnej ojczyźnie, zmobilizuje wszystkie siły, by doprowadzić do wolności narodu. „Jeżeli wysiłek ludzi, obdarzonych przez Stwórcę wolnością, stanie się powszechny, nie ma takiej siły, która byłaby zdolna przezwyciężyć zbiorową, zmobilizowaną wolę ludzi wolnych”. 


Kardynał Wyszyński od lat 60. ubiegłego wieku, a szczególnie w latach 70. upominał się o wszystkie prawa i wolności człowieka, z prawem do wolnego zrzeszania się włącznie – to był jeden z głównych postulatów strajkujących robotników w sierpniu 1980 roku. W słynnych kazaniach świętokrzyskich, głoszonych w latach 1974–1976, pouczał, jak opierając się na nauczaniu społecznym Kościoła zbudować w państwie ład społeczny i ekonomiczny oraz jak odbudować moralność i zaufanie społeczne, z czego kilka lat później skorzystała Solidarność.


Bez wątpienia prymas Stefan Wyszyński ma istotny udział w doprowadzeniu do wybuchu „rewolucji ducha” w 1980 roku. Bez jego kilkudziesięcioletniej pracy duszpasterskiej zryw społeczny w 1980 roku nie miałby takiego chrześcijańskiego w swych postulatach oblicza. 


Wiara

Bez wątpienia do najważniejszych dzieł prymasa Wyszyńskiego należy ocalenie wiary i tożsamości chrześcijańskiej Polaków. Fakt, że z okresu PRL wyszliśmy w większości jako ludzie wierzący, a jako naród – związani z zachodnią kulturą chrześcijańską, jej wzorcami życia i standardami moralnymi, jest dziełem prymasa Wyszyńskiego. Miał on rzadką umiejętność odczytywania znaków czasów i znajdowania właściwej na nie odpowiedzi. Widział, jakie spustoszenie w wierze i moralności spowodowały najpierw wojna, a następnie systemowa ateizacja społeczeństwa, której celem było zbudowanie „nowego” człowieka na wzór sowiecki – homo sovieticus. Wiedział, że na przełomie tysiącleci ważą się losy wiary, Kościoła i tożsamości narodu. Odpowiedzią był wspomniany już wielki milenijny program duszpasterski, realizowany w latach 1956–1966/1967. Mądrością prymasa było postawienie w nim na masowość, na tzw. katolicyzm ludowy, z jego, owszem, uczuciowością, tradycyjnymi formami pobożności, ale też – wzorem ojców – trwaniem przy wierze za cenę nawet cierpienia. Prymas słusznie przewidywał, że trzeba postawić na masy, a nie na duszpasterstwo elit, gdyż tylko one, umocnione duchowo, będą stanowić wielką i skuteczną zaporę przed zalewem ateizmu. Z tego też powodu dążył do umocnienia związków między wiarą, Kościołem a przynależnością narodową – tak jak to było w okresie zaborów. Był przekonany, że jest to właściwy i jedyny sposób, by naród zachował tożsamość kulturową i duchową. 


To, że się nie pomylił, pokazały nie tylko uroczystości milenijne z udziałem setek tysięcy osób w stolicach wszystkich diecezji, ale także stopień religijności Polaków w chwili odzyskania suwerenności w 1989 roku. 


Ocalenie i umocnienie Kościoła


Zasługą prymasa Wyszyńskiego było nie tylko ocalenie, ale także wzmocnienie struktur Kościoła w PRL, co jest szczególnie widoczne na tle losów Kościołów lokalnych w innych krajach za żelazną kurtyną. Kiedy w 1948 roku abp Stefan Wyszyński został prymasem, możliwości publicznej działalności Kościoła pod naporem ataków państwa dramatycznie kurczyły się, a pętla zaciskała. Kiedy w maju 1981 roku prymas Wyszyński umierał, świątynie i seminaria duchowne były pełne, Kościół cieszył się ogromnym społecznym autorytetem, a z opinią prymasa liczyli się wszyscy, także partyjni przywódcy. Taki stan Kościoła był efektem jego strategicznych decyzji, wynikających z głębokich przekonań zbudowanych na wierze, wiedzy, doświadczeniu i dalekowzroczności. 


Kardynał Wyszyński, zgodnie z przekonaniem, że z każdą władzą, także komunistyczną, należy rozmawiać dla dobra Kościoła i ludzi wierzących, prowadził z komunistami rozmowy, szedł na kompromisy, ale w sprawach zasadniczych, dotyczących wiary, był nieustępliwy. On po prostu wiedział, kiedy iść na kompromis, a kiedy powiedzieć: Non possumus. Podpisał więc w 1950 roku „Porozumienie”, które opóźniając zasadniczy atak polskich stalinowców na Kościół, w efekcie przyniosło mniejsze szkody w niszczeniu jego życiowej tkanki.


Ważnym elementem składającym się na siłę polskiego Kościoła była jedność. W sytuacji gdy celem władz partyjno-państwowych było rozbicie duchowieństwa i Kościoła od wewnątrz, a w konsekwencji jego osłabienie i podporządkowanie państwu, prymas doceniał siłę jedności. Wymagał jedności biskupów, duchowieństwa z biskupami i duchownych ze świeckimi. Utrzymaniu jedności służył centralistyczny sposób zarządzania Kościołem, w tym częste zebrania episkopatu, którego ustalenia były realizowane obligatoryjnie we wszystkich diecezjach. Elementem tej strategii było także wolniejsze niż na Zachodzie tempo wprowadzania reform Soboru Watykańskiego II w Polsce, chroniące przed dezorientacją katolickich mas, których formy pobożności umocniło milenium.


Paradoksalnie wzmocnieniu Kościoła w PRL służył także opór prymasa wobec polityki wschodniej Watykanu. Tak było w 1950 roku, gdy episkopat podpisał porozumienie z rządem, i tak było za pontyfikatu Pawła VI, gdy prymas sprzeciwiał się zawarciu dwustronnych układów między PRL a Stolicą Apostolską bez uprzedniego uznania przez władze państwowe publicznoprawnego statusu Kościoła w Polsce i pełnej wolności wyznania. 


Świętość


Rację miał Jan Paweł II, gdy tuż po konklawe w październiku 1978 roku mówił Polakom, że nie byłoby go na Stolicy Piotrowej, gdyby nie było wiary, cierpienia, zawierzenia i całego okresu prymasostwa kard. Stefana Wyszyńskiego. Karol Wojtyła wybór na papieża zawdzięczał bowiem nie tylko swym ogromnym zaletom ducha i umysłu, ale też sile i pozycji polskiego Kościoła, a to było zasługą prymasa Wyszyńskiego. Dzięki jego wierze i postawie biskup, a potem kardynał Karol Wojtyła mógł dać się poznać Kościołowi powszechnemu najpierw na Soborze Watykańskim II, a potem w wielu Kościołach lokalnych na świecie w czasie swych podróży. Nie bez znaczenia jest także fakt, że w czasie październikowego konklawe 1978 roku prymas Wyszyński zaangażował się w lobbowanie na rzecz wyboru kard. Wojtyły. Nie wiadomo, jakim wynikiem zakończyłoby się to konklawe, gdyby prymas Polski tego nie uczynił. Na niego zresztą też oddano wtedy głosy. 


Na liście zasług kard. Wyszyńskiego warto również odnotować fakt, że nigdy wcześniej tytuł prymasa Polski nie znaczył w opinii kościelnej i społecznej tak wiele jak za jego czasów. Sprawiły to styl i sposób sprawowania funkcji, gdzie odwaga łączyła się z umiarem, bezkompromisowość z elastycznością działania, a wielkość ze służbą na rzecz Kościoła i narodu. 


I na koniec rzecz najważniejsza – świętość. Prymas Stefan Wyszyński pokazuje nam, współczesnym, że świętość można osiągnąć w każdym czasie i w każdych warunkach, także pełniąc najważniejsze funkcje w Kościele czy w społeczeństwie. 


Warto o tym wszystkim pamiętać nie tylko 12 września, w dniu beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?