Pod płaszczem Józefa

Szymon Babuchowski Szymon Babuchowski

|

Gość Extra nr 1

publikacja 19.03.2021 00:00

Kiedy ktoś prosi mnie o modlitwę, zawsze biegnę z tym do Józefa – zwierza się siostra Ewelina. W krakowskim kościele sióstr bernardynek, który jest diecezjalnym sanktuarium św. Józefa, opiekun Dzieciątka wyprasza liczne łaski.

Klasztor bernardynek znajduje się w samym centrum Krakowa, a jakby na uboczu, z dala od turystycznego zgiełku. Klasztor bernardynek znajduje się w samym centrum Krakowa, a jakby na uboczu, z dala od turystycznego zgiełku.
Roman Koszowski /Foto Gość

Łuk Poselskiej – ścisłe centrum Krakowa, a jakby na uboczu. Zaledwie kilkadziesiąt metrów dzieli to miejsce od ulicy Grodzkiej, którą zwykle tłumy turystów podążają od Rynku w kierunku Wawelu i z powrotem. Tu jednak milknie turystyczny zgiełk – po przekroczeniu bramy klasztoru bernardynek uderza cisza. Na dziedzińcu wita pielgrzymów figura Matki Bożej z 1931 r. Niewielki barokowy kościół zawiera dwa skarby: figurę Dzieciątka Koletańskiego i łaskami słynący obraz św. Józefa. Święta Rodzina w komplecie, ale to Józef jest tu gospodarzem. W końcu to jego sanktuarium. 


Łaskami słynący obraz św. Józefa z przełomu XVI i XVII wieku w kościele sióstr bernardynek w Krakowie. Biskup krakowski Jakub Zadzik otrzymał go od papieża Urbana VIII.   Łaskami słynący obraz św. Józefa z przełomu XVI i XVII wieku w kościele sióstr bernardynek w Krakowie. Biskup krakowski Jakub Zadzik otrzymał go od papieża Urbana VIII.
Roman Koszowski /Foto Gość

Uśmiech zza kraty


Przy furcie klasztornej zmarznięty człowiek prosi o jedzenie. – Ma pan reklamówkę? – pyta głos zza klauzury. – Tak – brzmi odpowiedź. Po chwili w plastikowej torbie lądują słoiki z ciepłą strawą. Człowiek odchodzi, więc teraz to my naciskamy dzwonek, spragnieni innej strawy – duchowej. Siostra Ewelina zaprasza nas do rozmównicy. Przez kratę widzimy, że uśmiech nie znika z jej ust. – Czujemy się tu jak w ramionach św. Józefa – wyznaje. – Jesteśmy okryte jego płaszczem. Klasztor jest duży, utrzymujemy się tylko z ofiar, a niczego nam nie brakuje. Otrzymujemy nawet więcej, niż prosimy. Teraz, w czasie pandemii, powierzyłyśmy Józefowi szczególnie nasze zdrowie. I żadna z nas nie była nawet przeziębiona!


Duchową atmosferę tego klasztoru, panujący tu spokój, najłatwiej zrozumieć, kiedy wejdzie się do kościoła. – To miejsce bardzo omodlone. Przez tyle lat odbywa się tu adoracja Najświętszego Sakramentu. Kontakt między niebem a ziemią trwa bez ustanku. Nie było dnia, w którym ta łączność zostałaby zerwana. Nawet teraz, kiedy jest mroźno, ludzie przychodzą przez cały dzień – cieszy się zakonnica. Prawie codziennie przychodził tu też na modlitwę kard. Karol Wojtyła. – Kiedyś, gdy zjawił się po dłuższej przerwie i zapytał: „Co słychać?”, jedna z zakonnic odpowiedziała mu: „Niedobrze, niedobrze. Ksiądz kardynał przestał przychodzić do św. Józefa” – śmieje się siostra Ewelina.


Siostra Ewelina prezentuje wydawany pod patronatem sanktuarium kwartalnik „Idźmy do Józefa”.   Siostra Ewelina prezentuje wydawany pod patronatem sanktuarium kwartalnik „Idźmy do Józefa”.
Roman Koszowski /Foto Gość

To Jezus prowadzi


Kult św. Józefa w Krakowie sięga samych początków miasta. Najstarsza księga liturgiczna znajdująca się w katedrze wawelskiej, czyli pergaminowy kodeks z końca XI wieku, zawiera modlitwę do św. Józefa – Żywiciela Pana. Mimo upływu stuleci cześć ta nie ustawała. Wzmogła się jeszcze po licznych wojnach, jakie miały miejsce w XVII i XVIII wieku, kiedy miasto nękały głód i zaraza. Magistrat Krakowa, inspirowany przez karmelitów bosych, zwrócił się wówczas o ratunek do św. Józefa, obierając go za patrona miasta. W 1715 r. patronat ten potwierdził oficjalnie papież Klemens XI. 


W tym czasie w Krakowie istniały już od ponad pół wieku dwa ośrodki kultu świętego – przy kościele karmelitów bosych i kościele sióstr bernardynek. Obie świątynie mieściły się przy ulicy Poselskiej, która wówczas nosiła zresztą nazwę Świętego Józefa. Po kasacie klasztoru karmelitów w 1798 r. kult skoncentrował się przy kościele bernardynek i tak pozostało do dziś.


W głównym ołtarzu kościoła znajduje się obraz z przełomu XVI i XVII wieku. Przedstawia Józefa trzymającego za rękę Jezusa w wieku chłopięcym. Pod ciemnym niebem święty idzie w rozwianym płaszczu, wsparty na kiju, a Zbawiciel niesie w ręku wiklinowy koszyk z narzędziami ciesielskimi. – Mówi się, że Józef prowadzi Jezusa, ale to nieprawda. Widać napięcie między postaciami i to Jezus jest tym, który prowadzi. To On wie, jaka jest wola Ojca – podkreśla siostra Ewelina.


Figurka Dzieciątka Jezus, zwanego Koletańskim, jest przechowywana w klasztorze św. Józefa od 1823 roku.   Figurka Dzieciątka Jezus, zwanego Koletańskim, jest przechowywana w klasztorze św. Józefa od 1823 roku.
Roman Koszowski /Foto Gość

Dom jak z rysunku


Historia tego dzieła nierozerwalnie wiąże się z tutejszym klasztorem. Otrzymał je w 1627 r. od papieża Urbana VIII biskup krakowski Jakub Zadzik. Papież, ofiarowując dar, miał zobowiązać biskupa do wybudowania w Krakowie klasztoru pod wezwaniem św. Józefa. Biskup zaś podarował obraz rodzonej siostrze, bernardynce Teresie Zadzik, przełożonej klasztoru św. Agnieszki, która zamierzała założyć w mieście nowy klasztor. Udało się to po wielu latach konsekwentnych starań. W 1646 r. sześć zakonnic przeniosło się na nową fundację. – Siostry doznawały opieki św. Józefa w różnych sprawach – opowiada siostra Ewelina. – Wypraszały zdrowie i łaski dla innych osób. Nasz patron dbał też o utrzymanie klasztoru. Dlatego matka założycielka zaszczepiła w naszym zgromadzeniu zaufanie do niego. Codziennie odmawiamy Litanię do świętego Józefa, a dniem specjalnie mu poświęconym w klasztorze jest środa. Przed wieczorną Mszą odbywa się w ten dzień nabożeństwo ku jego czci. Odmawiana jest wtedy specjalna modlitwa do św. Józefa, znana tylko w naszym kościele. Ludzie wrzucają do skrzynki listy z intencjami i podziękowaniami, które potem są odczytywane. Niektórzy rysują swoje prośby. Ostatnio ktoś narysował dom i w ciągu dwóch tygodni znalazł dokładnie taki, jak na rysunku...


W kościele bernardynek od lat trwa codzienna adoracja Najświętszego Sakramentu.   W kościele bernardynek od lat trwa codzienna adoracja Najświętszego Sakramentu.
Roman Koszowski /Foto Gość

Wydobyte z wody


Bernardynki z Krakowa mają u siebie jeszcze jeden skarb. To późnogotycka figurka Dzieciątka Jezus, zwanego Koletańskim. Drewniana rzeźba, przedstawiająca małego Jezusa w królewskich szatach, miała przypłynąć przed wiekami do Krakowa wraz z nurtem Wisły i zatrzymać się naprzeciw ówczesnego klasztoru sióstr koletek. Siostry wydobyły figurkę z wody i umieściły w refektarzu. Od tego czasu w klasztorze zaczęły się dziać liczne cuda, zwłaszcza uzdrowienia. W czasie potopu szwedzkiego klasztor spłonął – zostały tylko mury i ołtarz z figurką Dzieciątka. Jeden z żołnierzy chciał wyrzucić ją do Wisły, jednak figurka przylgnęła do jego ręki. Odkupiona przez Żyda, który następnie sprzedał ją bernardynkom, trafiła do klasztoru św. Józefa. Dowiedziały się o tym koletki i zażądały jej zwrotu. Bernardynki nie chciały się rozstać z Dzieciątkiem, jednak wtedy kilku siostrom jednocześnie przyśnił się Pan Jezus, który mówił: „Córki moje, jeśli Mnie nie oddacie tam, kędy Mnie się miejsce upodobało, tedy wszystkie ciężko zachorowawszy, wymrzecie”. I rzeczywiście: wkrótce siostry zachorowały. Nie czekając na spełnienie się dalszego ciągu proroctwa, odniosły więc figurkę w uroczystej procesji do koletek. Wówczas wyzdrowiały. 


A Dzieciątko i tak ostatecznie trafiło do klasztoru św. Józefa, tyle że dopiero w 1823 r. Ostatnie dwie siostry ze skasowanego klasztoru św. Kolety zostały bowiem przeniesione do bernardynek i to one przyniosły ze sobą figurkę.


Idźmy do Józefa


Dzieciątko Koletańskie do dziś otoczone jest w tym miejscu kultem. Siostry mają zwyczaj obmywania w garnuszku Jego nóżek. Jak mówią liczne spisane świadectwa, przez wodę pochodzącą z tego obrzędu, nazywaną „dzieciątkową”, Jezus udziela łask. Ludzie pocierający nią chore miejsca albo pijący ją odzyskują zdrowie. Podobne łaski modlący się otrzymują za pośrednictwem szatek pocieranych o figurkę. – Wiele małżeństw, które nie mogły mieć dzieci, dziękuje później za cud poczęcia. Mamy też dużo uzdrowień po ciężkich wypadkach i ludzi uleczonych z nowotworów – opowiada siostra Ewelina.


Kult Józefa i kult Dzieciątka nie konkurują tu ze sobą, ale idą w parze – jak postaci na obrazie. Od 2016 r. kościół sióstr bernardynek jest diecezjalnym sanktuarium św. Józefa. Wielu pielgrzymów przybywa tu zwłaszcza w marcu, a także w czasie wakacji. Od niedawna pod patronatem sanktuarium wydawany jest kwartalnik „Idźmy do Józefa”. – To miejsce ma szczególny klimat pokoju, ciszy – podkreśla siostra Ewelina. – Bo św. Józef jest człowiekiem milczenia. Prowadzi nas do odnowionego spojrzenia na nasze życie. To człowiek, który nie zrażał się trudnościami. Akceptował to wszystko, co od niego nie zależało. Pan Bóg przemawiał do niego w sposób nadzwyczajny, przez sny, a on umiał usłyszeć to, co Bóg chce mu przekazać. Z tego wynikało jego działanie. To miłość kształtowała jego wybory. Dlatego kiedy ktoś prosi mnie o modlitwę, zawsze biegnę z tym do św. Józefa. Świadomość obecności kogoś tak dojrzałego jest dla mnie oparciem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.