Transakcje

Barbara Gruszka-Zych Barbara Gruszka-Zych

|

Gość Extra nr 1

publikacja 19.03.2021 00:00

– W Świebodzinie jest Chrystus Król, w Sieniawie Jego opiekun, św. Józef – chwalą się miejscowi. Odkąd Andrzej Bik, prezes zarządu Kopalni Węgla Brunatnego „Sieniawa”, umieścił figurę świętego w wykutej w 30-tonowym kamieniu grocie, jego biznes odżył.

Grotę z figurą św. Józefa Robotnika na terenie kopalni węgla brunatnego „Sieniawa” poświęcono w 2016 roku. Grotę z figurą św. Józefa Robotnika na terenie kopalni węgla brunatnego „Sieniawa” poświęcono w 2016 roku.
Henryk Przondziono /foto gość

Dwie firmy, z którymi wiązaliśmy nadzieję na przyszłość, ale współpraca z nimi od lat była tylko doraźna, wreszcie zdecydowały się na zawarcie z nami umów – opowiada Andrzej Bik. – Z pierwszą z nich podpisaliśmy kontrakt miesiąc po tym, jak w kwietniu 2016 r. figura świętego Józefa zajęła miejsce w grocie i została poświęcona. Z drugą – kilka tygodni później. Te transakcje oprócz ekonomicznego wymiaru wniosły do naszej firmy nadzieję i energię do dalszych działań. Równolegle przygotowaliśmy wniosek o dofinansowanie badań nad wytwarzaniem nawozów zawierających kwasy humusowe, takich witamin dla roślin zwiększających ich plony. Pozyskujemy je z naszego węgla brunatnego, bo nadaje się on do tego najlepiej w całej Polsce. Wniosek złożony pod koniec 2016 r. w kolejnym roku uzyskał budżet na realizację. W minionym roku zakończyliśmy badania i dzisiaj oferujemy jeden z najlepszych na rynku produktów. Nasze naturalne stymulatory wzrostu roślin mogą ograniczyć stosowanie nawozów chemicznych – dodaje.


On, twardo stąpający po ziemi biznesmen, jest przekonany, że wszystko udało się dzięki wstawiennictwu św. Józefa Robotnika. Patrząc na własne doświadczenia, zdobył pewność, że patron ludzi pracy wyprasza odpowiednie okoliczności i osoby, które stawia na drogach potrzebujących wsparcia nie tylko w ich życiu prywatnym, ale i kiedy podejmują inwestycje. Wie też, że święty pomaga i działa pod jednym warunkiem – że mu się bezgranicznie zaufa.


Bez użalania


– Wyobrażam sobie św. Józefa jako mocnego mężczyznę – mówi. – Był człowiekiem działania, umiał podejmować mądre decyzje, nie użalał się nad sobą.


Nieraz rozmawiał o nim z dyrektorem handlowym Rafałem Tomaszewskim. Zastanawiali się, jak musiał się czuć, kiedy jego piękna narzeczona powiedziała mu, że jest w ciąży. – Mógł do końca życia mieć wątpliwości i żal do siebie, że Jej nie oddalił, a jednak postąpił tak, jak poradził mu we śnie anioł – podkreśla. – Próbowaliśmy się postawić w jego sytuacji i za każdym razem ogarniał nas podziw, że umiał tak mocno zaufać temu, co przekazał mu Bóg. Że z pełną odpowiedzialnością podjął wyzwanie. Św. Józef przez swoje działania – jako opiekun rodzin, mężczyzn, ludzi pracy – pokazuje, jaka jest prawdziwa miłość.


Andrzej Bik przyznaje, że postępowanie świętego inspiruje go w podejmowaniu małych, codziennych decyzji. Kult św. Józefa wyniósł z domu rodzinnego w Tuszowie Narodowym, małej miejscowości na Podkarpaciu, słynącej z tego, że pochodzi z niej gen. Władysław Sikorski. Rodzice, Janina i Józef – oboje nauczyciele – wychowali szóstkę dzieci. Z dzieciństwa zapamiętał św. Józefa z obrazu w grubych, ozdobnych ramach, na którym przedstawiono go z narzędziami stolarskimi. Przyciągał spojrzenia i inspirował do rozmów z mieszkającą z nimi babcią Marią, mamą taty, która zajmowała się często chorującym wnuczkiem. Kiedy nie szedł do szkoły, lubił, jak opowiadała mu historie z Ewangelii. Także te, których św. Józef był bohaterem, jak ucieczka z Egiptu. – Czas szkoły średniej i studiów uważam za stracony dla wiary – krótko podsumowuje lata młodości. Przyjechał na Śląsk, żeby studiować na AWF, i tu zdecydowali się pozostać z pochodzącą z Gdańska żoną Agnieszką.


Dyrektor kopalni „Sieniawa” Andrzej Bik (pierwszy z prawej) ze swoimi współpracownikami przy grocie św. Józefa.   Dyrektor kopalni „Sieniawa” Andrzej Bik (pierwszy z prawej) ze swoimi współpracownikami przy grocie św. Józefa.
Henryk Przondziono /foto gość

Prezent


– Wróciłem do Boga dzięki kontaktowi z księżmi salezjanami i innymi postawionymi na mojej drodze ludźmi, przypominającymi, jak jest ważny – wspomina. Wśród swoich przewodników w wierze na pierwszym miejscu wymienia wybitnego okulistę prof. Edwarda Wylęgałę: – Poznaliśmy się na płaszczyźnie biznesowej. Do bliższej znajomości doszło, kiedy w szpitalu kolejowym w Katowicach przyszedł na świat mój kolejny syn Błażej, któremu daliśmy drugie imię Józef. U żony stwierdzono toksoplazmozę i po narodzinach dziecka trzeba było wykluczyć ją u noworodka, między innymi przez badanie dna oka, które wykonał profesor. Na szczęście okazało się, że wszystko jest w porządku.


Pamięta, jakie wrażenie zrobił na nim pełen świętych obrazów gabinet profesora w szpitalu i to, że tak otwarcie przyznaje się on do wiary. Właśnie od niego dostał figurę św. Józefa, którą przywiózł do kopalni. – Na wstawiennictwo św. Józefa jako patrona robotników zwrócił moją uwagę znajomy salezjanin, który odwiedził nas w Sieniawie w 2015 r. – wspomina. – Kiedy mówiłem o pogarszającej się sytuacji kopalni, o rosnących zapasach węgla na hałdzie, poradził mi, żeby ufundować figurę świętego i zawierzyć mu problemy firmy. Górnicy swoje sprawy oddają w opiekę św. Barbarze, ale św. Józef też dba, by ich trud robotniczy nie poszedł na marne. Kilka dni później przyjechał do nas prof. Wylęgała. Pochwalił pomysł i zapewnił, że zrobi naszej kopalni prezent. Po kilku tygodniach zadzwonił: „Andrzej, przyjeżdżaj do Katowic po św. Józefa, jest u mnie w domu”. Później zatrudniliśmy miejscowego artystę kamieniarza, który wykuł grotę, i w kwietniu 2016 r. figura została poświęcona przez proboszcza parafii ks. Grzegorza Janusza.


40 metrów


Od piętnastu lat prawie w każdym tygodniu przyjeżdża na kilka dni ze Śląska do pracy w Sieniawie położonej na ziemi lubuskiej. – Nasza kopalnia zajmuje kilkuhektarowy obszar, z którego wydobywamy kilkaset tysięcy ton węgla rocznie – opowiada. – Eksploatujemy go do 40 metrów, czyli na taką głębokość, żeby nie naruszać poziomów wodonośnych i nie doprowadzać do osuszania terenów.


Złoże „Sieniawa”, którego wydobycie rozpoczęto w 1873 r., jest jednym z najstarszych w Polsce. Nadanie górnicze na wydobycie węgla brunatnego w kopalni o nazwie „Emiliensglück”, czyli „Szczęśliwa Emilia”, udzielił 6 kwietnia 1853 r. Cesarski Pruski Urząd Górniczy. Na początku kopalnia stanowiła własność junkierskiej rodziny von Bockelbergów, a od 1918 r. przeszła w posiadanie spółki Anhaltische Kohlenwerke AG. Mocno zniszczona w czasie II wojny światowej, została ponownie uruchomiona i odtworzona w 1950 r. jako jedyna podziemna kopalnia węgla brunatnego w Polsce. W nowej spółce „KWB Sieniawa” Andrzej Bik pracuje od 2002 r., a zarządza nią od 2005 r. – Zdarza się, że niektórzy niesłusznie nam zarzucają, że degradujemy ziemię, a my po dwóch, trzech latach eksploatacji rekultywujemy ją i oddajemy na powrót pod produkcję leśną czy rolną – wyjaśnia. – W kręgach rolniczych nasza praca określana jest hasłem: „Od górnictwa do rolnictwa”, zwracającym uwagę na fakt, że to, co produkujemy z węgla brunatnego, będzie służyło uprawom polowym i warzywnym.


Próba

– Zarówno w życiu prywatnym, jak i w biznesie zawsze chcemy mieć wszystko poukładane i zaplanowane, a św. Józef tak nie miał – mówi A. Bik. – Myślę, że Pan Bóg dużo ryzykował, stawiając go przed decyzjami, od których zależało zbawienie świata. Zdał ten egzamin, bo ufał Panu bezgranicznie – zaznacza. Patrząc na jego postawę, zawsze prosi Boga o wiarę bez wątpliwości: – Żebym miał pewność, że to, co mi przeznaczył, jest dla mnie dobre.


W ubiegłym roku przeżył czas kolejnej próby. – Z powodu pandemii nasz kontrahent oświadczył, że nie odbierze zapowiadanej ilości węgla, więc już zaczęliśmy liczyć straty – opowiada. – To był przełom maja i czerwca, a ja, przechodząc obok naszego św. Józefa, zauważyłem, że porośnięta trawą skarpa wygląda na zaniedbaną. Razem z panią Urszulą Marysiok, szefową działu administracji, wpadliśmy na pomysł, żeby ozdobić ją kwiatami. Mimo że to grunty dzierżawione, kupiliśmy rośliny ozdobne, którymi pani Urszula z pracownikiem obsadziła teren wokół kapliczki. Widać św. Józef się z tego ucieszył i znowu nam pomógł, bo sytuacja biznesowa natychmiast się poprawiła. Uznaję to za kolejny dowód na to, że nas wspiera. Modląc się, proszę, by Bóg podsuwał mi rozwiązania zgodne z Jego wolą – dodaje. – Kiedy ważyły się losy dalszego funkcjonowania naszej firmy, prosiłem, żeby zajął się tymi problemami, a jeśli Jego wolą będzie zakończenie naszej działalności, to niech da mi siłę, abym umiał zaakceptować biznesową porażkę. Że jeśli mam zamknąć kopalnię, żebym nie żałował lat wysiłku oraz rozstań z rodziną. Kiedy problemy się rozwiązały, zrozumiałem, że to była próba, abym się określił, czy umiem przyjąć Jego wolę.


Błogosławieństwo


Kiedy zdarzają mu się wolne popołudnia, znajduje czas na spotkania z pracownikami. Na tematy wiary lubi rozmawiać z Rafałem Tomaszewskim. – Choć jest młodszy, zawsze traktuję go jako swój wzór w wierze.


Przykładem jest też dla niego Jerzy Jarosz, kierownik produkcji, który pracuje w kopalni od swoich studiów i już mógłby przejść na górniczą emeryturę, ale dalej wspiera ich swoim doświadczeniem. – Niekiedy podczas rozwiązywania różnych problemów puszczają mi nerwy, ale kiedy widzę spokój i cierpliwość Jerzego, wiem, że sytuację będzie można uratować – opowiada A. Bik. Jerzy Jarosz poza pracą jest prezesem Stowarzyszenia Rodzin Katolickich w pobliskim Łagowie.


Urszula Marysiok, szefowa działu administracji, z którą też lubi rozmawiać o sprawach Kościoła, kieruje sekcją teatru amatorskiego przy swojej parafii w Łagowie. Kiedy odbywała się tam peregrynacja obrazu św. Józefa Kaliskiego, wystawili przygotowane na tę okazję przedstawienie. Jak zaobserwował, ostatnio wszystkie sprawy łączy ze sobą św. Józef. Choć tak wiele czasu poświęca swojej kopalni, najważniejsza jest dla niego rodzina i dobre wychowanie synów: 19-letniego Konrada, 17-letniego Błażeja i 12-letniego Roberta. – Ufam, że mimo cotygodniowych rozstań mamy dobre relacje – mówi. – W wolnym czasie dużo rozmawiamy, wspólnie oglądamy filmy wybierane przez starszych synów.


Przyznaje, że przechodzą przez okres młodzieńczego buntu wobec wiary: – Każdego wieczoru błogosławię im przed snem. Kiedy widzę, jak schylają się, żebym nakreślił im znak krzyża na czole, wiem, że św. Józef czuwa nad moim domem i że wszystko dzieje się zgodnie z planem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.