Warto go poznać

Niedawno jeden z moich znajomych śląskich księży, niekryjący sceptycyzmu wobec tej beatyfikacji, zapytał, czy sądzę, że ktoś będzie się modlił za wstawiennictwem błogosławionego ks. Machy. Niepotrzebne były jego wątpliwości, gdyż znam wielu takich, którzy to robili przed beatyfikacją.

Andrzej Grajewski doktor historii, redaktor i wieloletni zastępca redaktora naczelnego „Gościa Niedzielnego”, pomysłodawca i współtwórca serwisu internetowego janmacha.gosc.pl Andrzej Grajewski doktor historii, redaktor i wieloletni zastępca redaktora naczelnego „Gościa Niedzielnego”, pomysłodawca i współtwórca serwisu internetowego janmacha.gosc.pl
Maciej Rajfur /Foto Gość

Historię Hanika poznałem w latach 80. ubiegłego wieku, kiedy na ekrany wszedł głośny film Kazimierza Kutza „Na straży swej stać będę”. Jego scenariusz powstał na kanwie autentycznych wydarzeń, jakie rozegrały się na Górnym Śląsku podczas okupacji. Jednym z bohaterów filmu jest ks. Henryk Wyględa, młody wikary działający w konspiracji. Podczas rozmów o filmie Kutz nie ukrywał, że przy tworzeniu tego bohatera inspirował się historią ks. Jana Machy. Przedstawił tę postać pięknie, ale nieprawdziwie. Dopiero dokumentalny film Dagmary Drzazgi „Bez jednego drzewa las lasem zostanie” dopełniał ten obraz relacją o faktach i przejmującym świadectwem członków rodziny kapłana męczennika. Ksiądz Jan był niewątpliwie bohaterskim kapłanem, ale czy był święty? Podobnie jak w przypadku innych męczenników z czasów totalitaryzmu jego świadectwo mogło być interpretowane jako przejaw działalności politycznej.

Głębiej postacią ks. Jana zainteresowałem się, kiedy zaczęliśmy tworzyć poświęcony mu serwis internetowy www.janmacha.gosc.pl. Dzięki życzliwości ks. prof. Damiana Bednarskiego, postulatora procesu beatyfikacyjnego, otrzymaliśmy dokumenty, które wprowadzały w świat młodości, studiów oraz pracy duszpasterskiej ks. Jana. Kolejnym etapem były rozmowy z ludźmi, którzy zafascynowali się tą postacią i starali się popularyzować ją na różne sposoby. Niezwykle ważnymi dokumentami, które rozwiewały wiele wątpliwości, były akt oskarżenia oraz wyrok śmierci na ks. Machę, odnalezione dopiero w 2014 r. w berlińskim archiwum. Szczegółowo opisywały one jego dokonania, które sprowadzały się do stworzenia wielkiej organizacji charytatywnej, włączonej do polskiej grupy konspiracyjnej. Wtedy także uważnie przeczytałem jego wstrząsające listy pisane do rodziców z więzień w Mysłowicach i Katowicach. Odnalazłem w nich duchowość kapłana przechodzącego dramatyczną, trwającą 14 miesięcy kalwarię w niemieckich więzieniach i aresztach. Jest w nich bezgraniczne zaufanie Panu Bogu, niezłomna pewność, że działał w dobrej sprawie, oraz przekonanie, że dzieło pomocy, które stworzył, przetrwa i wyda dobre owoce.

Wystartowaliśmy z naszym serwisem o ks. Masze w najgorszym z możliwych momentów, gdyż kilka dni po ogłoszeniu pierwszego lockdownu, kiedy zainteresowanie ludzi kierowało się w zupełnie inną stronę. Wtedy przyszła mi do głowy myśl, że ks. Jan jest znakomitym patronem na pandemiczne czasy, kiedy ludzie zamknęli się w swoich domach, ich całe dotychczasowe życie się zmieniło, wielu ogarnęły strach i wątpliwości, czym się to skończy. Ksiądz Macha w jądrze ciemności niemieckiej okupacji umiał przezwyciężyć strach i bierność, docierając do najbardziej potrzebujących. Jego postawa uczy bezgranicznego zaufania Opatrzności Bożej. 3 grudnia 1942 r., wiedząc, że za chwilę będzie ścięty, napisał list wielbiący Pana Boga i dziękujący za miłość wszystkim bliskim osobom. Takie listy mogą pisać tylko wyjątkowi świadkowie wiary – męczennicy i święci.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?