Kalwaria księdza Jana

Prawie 14 miesięcy trwała kalwaria ks. Jana Machy w niemieckich więzieniach. Samotny, bity, poniżany dał świadectwo wiary równie mocne jak pierwsi chrześcijanie w czasach prześladowań.

Palka z różańcem, który ks. Macha zrobił sobie w więzieniu z drzazgi oraz nitek wyciągniętych z siennika. Codziennie modlił się na tym różańcu. Palka z różańcem, który ks. Macha zrobił sobie w więzieniu z drzazgi oraz nitek wyciągniętych z siennika. Codziennie modlił się na tym różańcu.
archiwum rodziny ks. Jana machy

Nic nie zapowiadało, że ten dzień zakończy się tak tragicznie. Rano 5 września 1941 r. ks. Macha wraz z dwoma ministrantami pojechał do Katowic, aby w Kurii Diecezjalnej odebrać materiały duszpasterskie. Gdy wracał, został zatrzymany na peronie katowickiego dworca przez funkcjonariuszy gestapo. Trafił do strasznego miejsca – Tymczasowego Więzienia Policyjnego w Mysłowicach.

„Jestem tu taki samotny”

Ksiądz był więziony w celi numer 1, przeznaczonej dla więźniów politycznych. Stłoczono ich na małej przestrzeni, gdzie ustawiono sto prycz w dwóch rzędach i na czterech poziomach. Znajdowały się one w swoistej „klatce”, gdyż otaczała je siatka z drutu kolczastego w odległości dwóch metrów od ściany budynku. Często w takich warunkach przetrzymywano ponad 200 więźniów, a więc jedna prycza wypadała na dwie osoby. Ksiądz Macha w trakcie śledztwa był okrutnie bity i poniżany przez przesłuchujących go gestapowców.

13 listopada został przewieziony do więzienia w Mysłowicach, gdzie został poddany długim nocnym przesłuchaniom. Pomimo tortur nikogo nie wydał. Rodzina, która odbierała jego bieliznę do wyprania, dostrzegła na niej rozległe plamy krwi. Siostra ks. Jana Róża zanotowała we wspomnieniach: „Jak nam donieśli później, on dziennie, czy dobrze zrobił, czy źle, dostał 80 pejczy na pośladek, że miał ciało do żywego odbite”. W liście do rodziny z 7 grudnia 1941 r. ks. Jan pisze: „Jestem tu taki samotny, ale Pan Bóg przysyła mi od czasu do czasu pocieszenie”. Z drzazgi oraz nitek wyciągniętych z siennika robi sobie różaniec, na którym modli się codziennie.

W marcu kończy się śledztwo i ks. Macha otrzymuje akt oskarżenia, z którego wynika, że grozi mu kara śmierci. Mimo tego nie traci nadziei, przygotowuje się do obrony. Na początku maja 1942 r. rozmawia z adwokatem Kurtem Walderem z Gliwic, którego wynajęła rodzina. W tym czasie nie jest już przesłuchiwany, ale cierpi z powodu głodu i warunków panujących w więzieniu. W liście z maja 1942 r. pisze: „Nie mogę sobie wyobrazić być sytym”. Dodaje, że wcześniej nauczył się pościć, dlatego teraz lepiej znosi nieludzkie warunki. Czekając na proces, myśli o tym, co zrobił. Wie, że jest niewinny. W liście z 24 czerwca 1942 r. przekonuje rodziców: „Kochany Zbawca wie, że ja w dobrej wierze pracowałem i pomagałem”.

Przed rozpoczęciem procesu w końcu czerwca przewieziono go do więzienia w Katowicach. Był tam przetrzymywany także ks. Franciszek Blachnicki, skazany w marcu 1942 r. na karę śmierci.

Wyrok i oczekiwanie

Proces ks. Jana Machy, Joachima Gürtlera i Leona Rydrycha odbył się przed II Senatem Karnym Wyższego Sądu Krajowego w Katowicach w piątek 17 lipca 1942 r. Przewodniczącym był dyrektor Sądu Krajowego Zirpel, a obok niego w składzie sędziowskim zasiadali dwaj sędziowie Wyższego Sądu Krajowego (Zdrapek i Wedde). Prokuraturę reprezentował prokurator Hinke. Rozprawa trwała prawie cały dzień. Wiadomo, że ks. Macha wygłosił długą mowę obrończą. Rodzina w tym czasie czekała na wynik rozprawy na korytarzu. Oskarżony został o to, że jako Polak działał na szkodę narodu niemieckiego, podejmując aktywność mającą na celu oderwanie obszaru Górnego Śląska od III Rzeszy, co zostało zakwalifikowane jako zdrada stanu. Wszyscy oskarżeni zostali skazani na karę śmierci. Komentując wyrok w liście do rodziców, ks. Jan napisze: „Nie myślałem, że ten wyrok tak spokojnie na mnie wpłynie i ze spokojem czekam na stracenie”.

Odnaleziony dopiero w 2014 r. w wyniku śledztwa IPN wyrok niemieckiego sądu jest ważnym dokumentem. Napisany suchym, prawniczym językiem dokument, jak wynika z ustaleń historyków, w wielu punktach nie oddawał faktycznego stanu rzeczy. Wiadomo np., że ks. Macha nigdy nie przyjmował pseudonimu Achtelik. Tymczasem w akcie oskarżenia i wyroku zarzucono mu, że posłużył się tym pseudonimem, podpisując raport dotyczący posiadania broni i materiałów wybuchowych. Faktycznie jego bliskim współpracownikiem był Joachim Achtelik z Rudy Śląskiej, który utrzymywał kontakty z dowództwem organizacji Siły Zbrojne Polski. Został jednak powieszony w publicznej egzekucji w lutym 1942 r. Przypisując księdzu konspiracyjną działalność Achtelika, niemieccy śledczy mieli na celu uwiarygodnienie głównej tezy aktu oskarżenia, że celem jego działalności nie była pomoc humanitarna, lecz konspiracja wojskowa.

Wniosek o ułaskawienie ks. Machy, złożony przez jego matkę Annę, został negatywnie zaopiniowany przez szefa katowickiego okręgu NSDAP Herberta Hässlera, który stwierdził że kapłan „był fanatycznym Polakiem, którego zapatrywań nie da się zmienić”. Takie informacje przekazał mu ówczesny burmistrz Rudy Śląskiej i funkcjonariusz NSDAP Franz Cembolista. Pochodził on ze Śląska Opolskiego. W 1939 r. został burmistrzem Rudy; słynął z nienawiści do wszystkiego, co polskie i katolickie. W obronie skazanego kapłana wystąpił wikariusz generalny diecezji katowickiej ks. Frantz Wosnitza (Franciszek Woźnica), ale jego interwencje u nuncjusza apostolskiego w Niemczech abp. Cesarego Orsenigo oraz w niemieckiej prokuraturze nie przynosiły rezultatu. Podobnie jak działania podjęte dla ratowania ks. Machy przez bp. Heinricha Wienkena, odpowiadającego w niemieckim episkopacie za kontakty z władzami III Rzeszy. Ksiądz Macha był prawdopodobnie pierwszym skazanym na karę śmierci kapłanem katolickim w III Rzeszy.

„Umieram z czystym sumieniem”

Od sierpnia 1942 r. ks. Macha miał kontakt z kapelanem więziennym, którym był werbista ks. Joachim Besler. Regularnie mógł się u niego spowiadać i przyjmować Komunię Świętą. Jesienią otrzymał prawo do widzenia z rodzicami oraz siostrami. Brat Piotr był wówczas więźniem KL Auschwitz. Ostatnie chwile życia ks. Jana znamy dzięki notatkom ks. Beslera.

2 grudnia 1942 r. wieczorem został on wezwany do więzienia w Katowicach. Skazańcy czekali na niego w dwóch celach. Wśród przygotowujących się do egzekucji dostrzegł ks. Jana Machę. Wraz z nim tej nocy mieli zginąć jego przyjaciele z konspiracji: kleryk Joachim Gürtler oraz Leon Rydrych. Jak zanotował ks. Besler, w ostatniej rozmowie przekonywali, że Polska znów tu będzie, i żałowali, że nie doczekają tych czasów.

Ksiądz Macha ostatnie chwile wykorzystał, aby poprosić kapelana o przekazanie pożegnania wszystkim, którzy się o niego troszczyli, zwłaszcza rodzinie. Później poprosił o spowiedź. Przed północą rozpoczęła się egzekucja. Księdza Machę stracono jako ostatniego z tej grupy, 15 minut po północy 3 grudnia 1942 r. Na kilka godzin przed śmiercią napisał ostatni list do rodziny, który zakończył słowami: „Umieram z czystym sumieniem. Żyłem krótko, ale uważam, że cel swój osiągnąłem. Nie rozpaczajcie! Wszystko będzie dobrze! Bez jednego drzewa las lasem zostanie, bez jednej jaskółki wiosna też zawita. Bez jednego człowieka świat się nie zawali. (…) Już niewiele czasu mi pozostało, może niecałe trzy godziny. Zatem do widzenia! Zostańcie z Bogiem! Módlcie się za Waszego Hanika” (2.12.1942). Jego ciało spalono w krematorium KL Auschwitz.

Niemcy, skazując ks. Machę na śmierć i paląc jego ciało, zakładali, że zniknie nie tylko fizycznie, ale także zostanie usunięty z ludzkiej pamięci. To nigdy nie nastąpiło. Zarówno jego rodzina, jak i parafianie z Rudy Śląskiej, gdzie pracował, oraz z Chorzowa, gdzie się urodził i mieszkał, nigdy o nim nie zapomnieli. Jego symboliczny grób na starym cmentarzu parafii św. Marii Magdaleny w Chorzowie Starym w 1951 r. ufundowali koledzy rocznikowi. Po wojnie upamiętniono go także w różnych miejscach przestrzeni publicznej. Beatyfikacja nadaje jednak postaci męczennika nowy wymiar. Utwierdza go jako wzór naśladowania Jezusa Chrystusa, o którym stale pisał i mówił w swych kazaniach głoszonych w czasie okupacji, a także w listach więziennych. W nieludzkich czasach w sposób heroiczny realizował on wezwanie do miłości bliźniego.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?