Zła wiadomość dla rybaków

Jakub Jałowiczor

|

GN 45/2023

publikacja 09.11.2023 00:00

– Nie ma pomysłu na odrodzenie populacji – mówi prof. Beata Więcaszek, ichtiolog z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego.

Jakub Jałowiczor: Badania wskazują, że populacja bałtyckiego dorsza jest w złym stanie. Czy mamy pewność, z czego to wynika?

Prof. Beata Więcaszek:
Pogorszenie stada dorsza jest widoczne od wielu lat, a 4 lata temu wprowadzono zakaz połowu w stadzie wschodnim, które jest podstawowym stadem w Bałtyku. Na razie nie widzimy, żeby sytuacja się poprawiła, dlatego Międzynarodowa Rada Morza nie rekomenduje połowów dorsza. Przyczyny na pewno są złożone. Nasz Bałtyk jest prawie zamknięty. Bardzo wąskie są cieśniny duńskie, przez które łączymy się z Morzem Północnym. Dorsz jest rybą typowo słonowodną. Potrzebuje dobrze nasolonej i natlenionej wody do życia, a zwłaszcza do rozmnażania. Tymczasem w ostatnim czasie mało jest wpływów zasolonej wody do Bałtyku. Decyduje o tym wypłycanie się cieśnin i kierunek wiatrów. Drugą kwestią jest przełowienie stada. Do tego w ostatnim czasie, zwłaszcza we wschodniej części Bałtyku zauważamy u ryb pasożyty, które mogą pochodzić z wody albo od fok, których populacja rozradza się w tej części morza. Kolejną przyczyną może być brak odpowiedniej ilości pokarmu. Dorsz chętnie zjada organizmy żyjące na dnie (a oprócz tego także małe ryby pelagiczne). Nadenny pokarm to małe bezkręgowce, np. krewetki bałtyckie, czyli zwierzęta bardzo wrażliwe na zanieczyszczenia, a do Bałtyku wpływa dużo rzek, których woda może być zanieczyszczona. Występuje zatem wiele czynników krytycznych dla dorsza. Nie ma natomiast hodowli, takich jak hodowle łososia czy innych ważnych gospodarczo ryb, bo hodowla dorszy jest bardzo droga. Jest też zabroniona na wodach otwartych. Były pomysły, żeby rozradzać dorsza w hodowlach zamkniętych prowadzonych na lądzie, ale się z tego wycofano. Nie ma więc pomysłu na odrodzenie populacji, poza próbą powstrzymania połowów.

A śledzie? Czy one też są gatunkiem zagrożonym?

Niestety stały się drugim gatunkiem zagrożonym. To bardzo niedobra wiadomość dla rybaków, bo jeśli zakaz połowów wejdzie w życie, to już mało które ryby będzie można łowić. Zostaną ryby płaskie, których też jest coraz mniej. W strefach przybrzeżnych pojawiają się ryby słodkowodne, tolerujące małe zasolenie, jak sandacze, okonie i różne ryby karpiowate, np. leszcze i bolenie. Można odnieść wrażenie, że nasz akwen może się zamienić w słonawe jezioro, w którym będą żyły głównie ryby słodkowodne. Do tego temperatura wód w Bałtyku podnosi się, a to nie sprzyja zimnolubnemu dorszowi. Śledź jest bardziej ciepłolubny, ale tu na pewno mamy do czynienia z przełowieniem, zwłaszcza że śledź zastępował rybakom dorsza. Również zanieczyszczenie morza i jego eutrofizacja są bardzo szkodliwe dla życia i rozmnażania się ryb. Eutrofizacja to nadwyżka azotu i fosforu w wodzie, która powoduje wzrost jej żyzności; pierwiastki te w dużej mierze pochodzą ze źródeł rolniczych i powodują mnożenie się glonów. Po obumarciu komórek glonów ich biomasa ulega rozkładowi, powodując pogorszenie warunków tlenowych w zbiorniku. Trudno powiedzieć, jakie jeszcze czynniki sprawiły, że populacja się zmniejszyła.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.