Piła ratunkowa. Javier Milei przegrał, ale może wygrać

Jakub Jałowiczor

|

GN 44/2023

publikacja 02.11.2023 00:00

Chce likwidacji narodowej waluty, nienawidzi socjalistów i nie wierzy w globalne ocieplenie. Nie cierpi też papieża Franciszka. Kim jest główny kandydat na prezydenta Argentyny?

 Javier Milei jest faworytem drugiej tury wyborów prezydenckich w Argentynie. Javier Milei jest faworytem drugiej tury wyborów prezydenckich w Argentynie.
Natacha Pisarenko /ap/east news

Ja uważam państwo za wroga. Podatki są pozostałością po niewolnictwie. Liberalizm został stworzony po to, by bronić ludzi przed monarchami. W tym wypadku monarchą jest państwo – powiedział Javier Milei. W kraju, w którym inflacja sięgnęła 120 proc. w skali roku, wielu wyborców chętnie słucha antyestablishmentowych i libertariańskich haseł. Jeśli nawet elektorat w pełni ich nie podziela, to przynajmniej ma nadzieję, że będzie inaczej, więc może lepiej. Dlatego Javier Milei był faworytem wyborów prezydenckich. W pierwszej turze przegrał o niecałe 7 punktów procentowych z kandydatem lewicy Sergio Massą, wzbudzając euforię jego latynoskich kolegów ideowych. Jednak gra nie skończyła się. To Milei ma większe szanse na przejęcie elektoratu konserwatystki Patricii Bullrich, która zajęła trzecie miejsce, zdobywając prawie 24 proc. głosów. Zatem przed zaplanowaną na listopad drugą turą to on pozostaje najmocniejszym kandydatem na stanowisko głowy państwa. A na pewno najbardziej barwnym.

Pierwsza siostra

Ma 53 lata, ale do polityki wszedł niedawno. Dopiero w 2021 r. pojawił się w parlamencie z ramienia koalicji La Libertad Avanza. Pochodzi z prostej rodziny z Buenos Aires. Ojciec był kierowcą autobusu, a matka zajmowała się domem. W niedawnym wywiadzie Milei przyznał, że oboje żyją, ale on nie ma z nimi kontaktu. Ojciec miał być sprawcą przemocy.

W młodości Javier trenował piłkę nożną w klubie Chacaritas Juniors. Musiał bardzo lubić ten klub, bo tak samo nazwał zespół rockowy, z którym grał piosenki Rolling Stonesów. Zostawił sport, będąc już studentem ekonomii. Według jego słów było tak: w 1989 r., kiedy inflacja w Argentynie szalała, on chodził z matką na zakupy. Na uniwersytecie uczył się, że kiedy ceny rosną, popyt spada, a w sklepach widział ludzi rzucających się na drożejący towar. Uznał wtedy, że coś się nie zgadza, i zaczął głębiej badać twierdzenia ekonomiczne. Jako 20-latek miał już obsesję na punkcie gospodarki. Piłkarskie buty trafiły do szafy.

Na ostatnim roku studiów pojawiły się nieoczekiwane trudności. Ojciec obiecał płacić za uniwersytet i przez lata to robił, ale nagle zmienił zdanie. Javier Milei mógł dokończyć naukę dzięki pracy, którą podjął w banku centralnym.

Nigdy się nie ożenił. Mając już prawie 50 lat, miał się związać ze śpiewaczką imieniem Daniela. Ostatnio występuje w towarzystwie Fatimy Florez, młodszej od siebie o 10 lat aktorki znanej z parodiowania byłej prezydent Cristiny Kirchner. Tuż przed wyborami pojawiły się plotki o ich rozstaniu, ale Milei im zaprzeczył. Prawdopodobnie jednak, jeśli zostanie prezydentem, pierwszą damą Argentyny będzie jego siostra o imieniu Karina.

Rynek nerek

Juan Luis González, autor biografii Javiera Milei, zatytułował ją „Szaleniec”. Polityk rzeczywiście nieraz zachowuje się jak szalony, choć niekiedy to raczej jego przeciwnikom brakuje równowagi emocjonalnej, kiedy zaczynają go oskarżać. W poważnych mediach można na przykład znaleźć doniesienia o tym, że kandydat na prezydenta dopuszcza się kazirodztwa. Nie wiadomo też, czy prawdziwa jest historia o rozmowach ze zdechłym w 2017 r. psem, które Milei miał przeprowadzać z pomocą medium. Powtarza ją za Gonzálezem wielu dziennikarzy, ale trudno znaleźć wypowiedź polityka, w której by się do tego odnosił. Prawdą jest natomiast to, że psy zastępują Mileiemu rodzinę. Ma 4 lub 5 mastiffów, a o tym zdechłym opowiada ze łzami w oczach. Różnie można też oceniać poglądy argentyńskiego działacza. On sam nazywa siebie anarchokapitalistą i w kwestiach społecznych prezentuje ostry liberalizm, który zbliża go raz do prawicy, raz do lewicy.

W wielu sprawach Milei stosuje zasadę: rób, co chcesz, byle na własny rachunek. Z tego powodu nie przeciwstawia się legalności zmiany płci. „Możesz się uważać za pumę, tylko że nie dam ci na to pieniędzy” – powiedział w jednym z wywiadów. Chce wprawdzie zamknięcia utworzonego przez lewicę Ministerstwa Kobiet, Genderów i Różnorodności, ale opowiada się też za likwidacją kilku innych resortów, w tym Edukacji i Nauki. Nie ma nic przeciwko ślubom osób tej samej płci. „Dla mnie małżeństwo to umowa” – tłumaczy.

Z lewicą dogadałby się w kwestii narkotyków. Jest zwolennikiem ich legalizacji. Tu ponownie pojawia się argument osobistego wyboru. Liberalizacja dostępu do broni zbliża go z kolei do prawicy, ale raczej tej ze Stanów Zjednoczonych. W Argentynie ten temat w polityce nie odgrywa większej roli. Szokować może poparcie dla handlu ludzkimi organami. Na ten postulat oburza się m.in. lewica, choć uzasadnienie Mileiego przypomina używane przez nią hasło „moje ciało – mój wybór”. „Moją pierwszą własnością jest moje ciało” – tłumaczy. „Dlaczego nie mogę nim dysponować? 7,5 tys. osób cierpi, mając nadzieję na transplantację, więc coś nie działa. To, co proponuję, to szukanie mechanizmów rynkowych, które rozwiążą ten problem”. Z całą pewnością lewicy nie podoba się podejście polityka do aborcji. Javier Milei jest przeciwny wprowadzonej w grudniu 2020 r. ustawie legalizującej aborcję na życzenie. Chciałby przeprowadzić referendum, które pokazałoby, „czy Argentyńczycy uznają zabijanie człowieka w łonie matki”. Ekonomista nie zgadza się też z lewicą w sprawie zmian klimatycznych. „Globalne ocieplenie to kolejne kłamstwo socjalizmu” – mówi. „10 czy 15 lat temu dyskutowało się o tym, że planeta ma zamarznąć. Teraz mówi się, że się nagrzewa. Ci, którzy wiedzą, jak przeprowadzane są symulacje, zobaczą, że wykresy są celowo przesycone pewnymi parametrami, aby wywołać panikę”.

Gorzej nie będzie

Symbolem Javiera Milei stała się piła łańcuchowa. Przyniósł ją na jeden z wieców, aby pokazać, że opowiada się za radykalnym cięciem wydatków państwa. Chce zlikwidować nie tylko kilka ministerstw, ale też bank centralny. Uważa, że własna waluta nie daje Argentyńczykom niczego dobrego, więc lepiej używać dolara. Pomysł może się wydawać szalony, ale wielu obywateli nie ma sentymentu do narodowej waluty. Od początku roku dolar podrożał w stosunku do niej o 100 proc., a w ciągu ostatnich 2 lat o ponad 250 proc. Argentyną co pewien czas wstrząsają kryzysy gospodarcze, z którymi nie radzą sobie lewicowe rządy nacjonalizujące przedsiębiorstwa, zaciągające pożyczki czy – to pomysł z 2021 r. – regulujące ceny żywności. Ubóstwo dotyka już ponad 18 mln Argentyńczyków, czyli 40 proc. społeczeństwa. A inflacja szaleje, choć Sergio Massa, który jest ministrem gospodarki, wprowadził bonusy dla supermarketów ograniczających wzrost cen. Zasada ta ma obowiązywać przez 90 dni, akurat przed wyborami. Skoro zatem pomysły lewicy nie przynoszą rezultatu, to dlaczego nie zaufać anarchokapitaliście?

Arogant

Jeśli nawet Milei wygra wybory, wprowadzenie radykalnych zmian będzie trudne. Także dlatego, że zraża do siebie kogo tylko może. Jego arogancki styl odpowiada wyborcom zmęczonym klasą polityczną, ale utrudnia budowanie sojuszy. Milei potrafił obrazić nie tylko dziennikarkę prowadzącą z nim wywiad, ale też jednego ze swoich najsłynniejszych rodaków, papieża Franciszka. Milei zarzuca mu wspieranie lewicowych reżimów i dlatego nazywa go „przedstawicielem zła na ziemi” i „imbecylem”. Jeden z jego doradców zapowiadał nawet zerwanie stosunków ze Stolicą Apostolską, ale Milei się od tego pomysłu odciął. Z kolei Franciszek nigdy nie wymienił publicznie nazwiska argentyńskiego polityka, ale niewątpliwie miał go na myśli, gdy radził, by nie ufać fałszywym mesjaszom.

Ilu Argentyńczyków zaufa Mileiemu, okaże się po drugiej turze wyborów zaplanowanej na 19 listopada. W pierwszej turze Massa zdobył 37, a Milei 30 proc. głosów. Dało to lewicy nadzieję, ale kandydaci, po których Massa mógłby odziedziczyć elektorat, zdobyli zaledwie kilka procent poparcia. Może się zatem okazać, że w pałacu prezydenckim w Buenos Aires zasiądzie człowiek z piłą.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.