Prawem i lewem. Co stanie się z Krajową Radą Sądownictwa?

Jakub Jałowiczor

|

GN 44/2023

publikacja 02.11.2023 00:00

Weryfikacja sędziów, ominięcie obowiązującej dziś ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa – to jedne z pomysłów środowisk, które prawdopodobnie wkrótce przejmą władzę. Co może z tego wyniknąć?

Prawem i lewem. Co stanie się z Krajową Radą Sądownictwa? Roman Koszowski /Foto Gość

Według zapowiedzi partii, które wygrały wybory, zmiana w KRS ma być jedną z pierwszych rzeczy zrealizowanych po przejęciu władzy. Konsekwencje tego kroku mogą być jednak nieobliczalne. Jeśli nowa władza uzna, że Rada działała bezprawnie, to co stanie się z ponad 2 tys. sędziów, którzy objęli stanowisko na jej wniosek? I co z ludźmi, którzy wskutek wydanych przez nich wyroków trafili za kraty, uzyskali spadek albo rozwiedli się? Postępowania w ich sprawach będą musiały zostać powtórzone?

Po nowemu, czyli po staremu

KRS ma duży wpływ na to, kto wydaje w Polsce wyroki. To ona przedstawia prezydentowi kandydatury na stanowiska sędziowskie. Dotyczy to zarówno osób, które chcą zacząć pracę, jak i sędziów obejmujących nowe funkcje. Spór o KRS jest częścią wielkiego konfliktu o sądownictwo. Przeciwnicy zmian wprowadzonych przez ministra Zbigniewa Ziobrę twierdzą, że wprowadzona w 2018 r. reforma jest niezgodna z konstytucją. Zwolennicy odpowiadają, że KRS wymagała zmian, bo rządziły w niej środowiskowe kliki.

Krajowa Rada Sądownictwa powstała wskutek ustaleń okrągłego stołu. W czasach PRL sędziów mianowała Rada Państwa na wniosek Ministra Sprawiedliwości. Powołany w grudniu 1989 r. organ miał odpolitycznić sądy. Najważniejszym zadaniem nowego ciała było rozpatrywanie kandydatur na stanowiska sędziowskie we wszystkich sądach. W składzie znaleźli się sędziowie różnych sądów, Minister Sprawiedliwości, przedstawiciel Prezydenta, czterech posłów i dwóch senatorów.

Praktyka pokazała, że choć powstanie Rady mogło utrudnić politykom ingerencję w wymiar sprawiedliwości, to jednocześnie miało duży wpływ na to, że mimo upadku komunizmu w sądownictwie wiele zostało po staremu. W samej KRS znaleźli się sędziowie, którzy wydawali wyroki skazujące antykomunistycznych opozycjonistów, np. Jerzy Bączyk, Janusz Godyń (sądził górników z kopalni Wujek) i Marek Kasperczak. Prezesem Sądu Najwyższego z urzędu wchodzącym w skład Rady był Adam Łopatka, który wcześniej kierował Urzędem ds. Wyznań – m.in. w czasie, gdy urząd ten prowadził działania wymierzone w ks. Jerzego Popiełuszkę. Z kolei jeszcze w latach 1994–1998 w KRS zasiadał Jan Linowski, który także sądził opozycjonistów.

Wielka reforma

Z biegiem czasu pozycja KRS stawała się coraz silniejsza. Radę wpisano do małej konstytucji, a potem do ustawy zasadniczej z 1997 r. Obowiązujące do dziś przepisy stanowią, że członkami KRS są: Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego, Minister Sprawiedliwości, Prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego, osoba powołana przez Prezydenta, 15 osób wybranych spośród sędziów Sądu Najwyższego, sądów powszechnych, sądów administracyjnych i sądów wojskowych, a oprócz tego 4 posłów i 2 senatorów. Zgodnie z art. 187 konstytucji, zakres działania i sposób wyboru członków określa ustawa.

Kadencja członka KRS trwa 4 lata, ale niektóre zasady dotyczące czasu zasiadania w Radzie zmieniały się. Początkowo można było być jej członkiem najwyżej przez 2 kadencje. W 2001 r. zniesiono to ograniczenie, a w 2007 r. przywrócono je. Na początku stulecia ustalono (takie było stanowisko samej KRS), że kadencję każdego sędziego liczy się indywidualnie – to 4 lata od momentu wyboru konkretnej osoby. Z kolei Prezydent powołuje i odwołuje swojego przedstawiciela kiedy chce, a minister i prezesi sądów są w Radzie tak długo, jak długo pełnią urząd. Obowiązująca dziś ustawa, na podstawie której pracuje KRS, została uchwalona w 2011 r. W 2017 r. rząd przeforsował poważną nowelizację, która w 2018 r. weszła w życie. Na czym polegała zmiana? Wcześniej sędziowie byli wybierani do KRS przez organizacje sędziowskie – Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego, Zgromadzenie Ogólne Sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego wspólnie z przedstawicielami zgromadzeń ogólnych wojewódzkich sądów administracyjnych itp. Teraz kandydata na jednego z 15 sędziów zasiadających w Radzie może zgłosić grupa 25 sędziów albo 2 tys. obywateli. Wyboru dokonuje zaś Sejm. Wejście w życie nowelizacji oznaczało skrócenie kadencji kilkunastu sędziów należących do KRS. Większość z nich pracowałaby w Radzie jeszcze kilka tygodni. Jeden – jeszcze 2 lata.

Rządy spółdzielni?

Czy taka zmiana była zgodna z konstytucją? Reforma dotycząca metody wyboru z całą pewnością tak. Ustawa zasadnicza wyraźnie wskazuje, że ustawodawca może (a nawet musi) regulować tę kwestię. Żaden przepis konstytucji nie stanowi, że sędziowie muszą być wybierani przez innych sędziów, a nie przez Sejm czy np. w głosowaniu powszechnym. Z kolei w sprawie tego, czy wolno było skrócić kadencję sędziów interpretacje mogą być różne.

Przeciwnicy reformy podkreślają, że konstytucja gwarantuje sędziemu 4-letnią kadencję. Jej zwolennicy odpowiadają, że zgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 2007 r., w wyjątkowych sytuacjach kadencję można skrócić. Z prawnego punktu widzenia rzecz byłaby prostsza, gdyby Sejm wybierał nowych sędziów po zakończeniu kadencji poprzednich. Jednak i to z pewnością nie zakończyłoby wojny, ponieważ nie chodzi w niej o przepisy, ale o to, kto zasiada w Krajowej Radzie Sądownictwa. Wśród odwołanych sędziów byli przeciwnicy ministra Ziobry i jego reform, w tym należący do zarządu stowarzyszenia Themis Waldemar Żurek. W 2016 r. Żurek tłumaczył w portalu Forsal, że negatywne opinie o KRS wynikają z niezrozumienia jej roli. „Jeśli w postępowaniu na jedno miejsce do obsadzenia jest 20 kandydatów, to zawsze 19 niewybranych będzie niezadowolonych. I część z nich przyczyny niepowodzenia będzie szukała w tych, którzy oceniali kandydatury, w tym w KRS” – przekonywał. Z kolei współpracujący z resortem sprawiedliwości Łukasz Piebiak w tym samym tekście krytykował Radę, nazywając ją biurem karier. „Rada swoich uchwał w przedmiocie przedstawienia prezydentowi kandydatur na sędziów nie uzasadnia w klarowny i zrozumiały dla wszystkich sposób. (…) To budzi podejrzenia” – mówił. Anonimowy sędzia z Warszawy dodawał, że „rada to zamknięta klika”, którą „rządzą spółdzielnie”.

Zakwestionować wyroki

Teraz opozycja oraz skonfliktowane z ministrem Ziobrą organizacje sędziowskie Themis i Iustitia chciałyby zmienić KRS po swojemu i pozbyć się jej obecnych członków. Kadencje skończą się jednak dopiero w 2026 r. Szef Iustitii Krystian Markiewicz zapowiada, że organizacja pracuje nad projektem nowej ustawy o Radzie. Jej członkowie mieliby być znów wybierani przez sędziów, ale w inny sposób niż przed 2018 r. Osoby, które uzyskały nominację na sędziów na wniosek obecnej rady miałyby pozostać sędziami. Natomiast sędziowie, którzy na jej wniosek awansowali na nowe stanowiska mieliby wrócić na poprzednie funkcje. Wydane wyroki, jak mówi Markiewicz, miałyby pozostać ważne. Pomysł budzi duże wątpliwości. Dlaczego jedne działania KRS miałyby pozostawać ważne, a inne nie? Logiczne byłoby albo podtrzymanie wszystkich, albo uznanie wszystkich za nieważne (pytanie, na jakiej podstawie). W dodatku Markiewicz chciałby szybkiego powołania nowego składu Rady. Tu pojawia się kolejna wątpliwość. Jeśli kadencja członka KRS jest święta, to przed 2026 r. nie wolno nikogo usuwać. Jeśli kadencję wolno przerwać, to reforma z 2018 r. była zgodna z prawem. Prezes Iustitii rzucił nawet mocno wątpliwy prawnie pomysł, by w razie gdyby Prezydent zawetował nową ustawę, pomimo tego wybrać członków KRS, powołując się na przepisy sprzed 2017 r.

Nieco inny pomysł na zmianę w KRS ma poseł Michał Gramatyka z Trzeciej Drogi, który proponuje bliżej niesprecyzowaną weryfikację sędziów. Jeśli wypadłaby negatywnie, wszyscy podsądni mogliby kwestionować wyroki. Tymczasem zreformowana KRS prowadziła konkursy w sprawie ponad 2 tys. osób orzekających dziś w sprawach cywilnych i karnych. To 20 proc. wszystkich polskich sędziów. Każdy z nich bada rocznie przynajmniej kilkaset spraw, zatem liczba wyroków, które można by było nagle zakwestionować, szłaby co najmniej w setki tysięcy. Trudno wyobrazić sobie chaos, do jakiego doprowadziłaby realizacja pomysłu posła Trzeciej Drogi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: