Akcja ratunkowa. W jaki sposób modlić się o święte powołania?

Marcin Jakimowicz

|

GN 44/2023

publikacja 02.11.2023 00:00

Czy to możliwe, by w ciągu pół wieku małe włoskie miasteczko zrodziło…323 powołania? Dlaczego Teresa z Lisieux już u progu życia w Karmelu postanowiła wołać, by „dusze kapłanów były bardziej przeźroczyste niż kryształ”?

Akcja ratunkowa. W jaki sposób modlić się o święte powołania? Roman Koszowski /foto gość

Tak, są jak samoloty – nie zwracamy na nie uwagi, dopóki lecą. Nad głowami Polaków przelatuje dziennie niemal trzy tysiące maszyn, ale dopiero gdy jedna z nich runie w dół, przeczytamy o tym na pierwszych stronach gazet.

Trudno znaleźć dziś grupę, która budziłaby tak skrajne emocje. A mnie nie interesują zapewniające clickbaity tragedie, spektakularne odejścia czy powroty, ale codzienność kapłanów. Ich „liturgiczny okres zwykły w ciągu roku”. I to, w jaki sposób modlić się o święte powołania.

Włoska robota

Na początek proponuję wycieczkę do Piemontu. Lu to ukryta wśród rozsianej na wzgórzach szachownicy pól i winnic włoska mieścina, leżąca 90 km na wschód od Turynu. Nic dziwnego, że na uliczkach liczącego tysiąc mieszkańców miasteczka spotkamy chłopaków w czarno-białych koszulkach Starej Damy.

Gdy w 1881 r. proboszczem parafii został ks. Alessandro Canora, zaczął co wtorek gromadzić w kościele kobiety i zaproponował: „Módlmy się o powołania z naszej parafii. Przyjmujmy w tej intencji Komunię w pierwsze niedziele miesiąca”. Włoszki modliły się: „Spraw, Jezu, by jedno z naszych dzieci zostało kapłanem. Daj, bym postępowała jak prawdziwa uczennica Chrystusa. Będę wiodła wszystkich do tego, co dobre. Pragnęłabym bardzo dostąpić tej łaski, żebym Ci mogła, o Jezu, ofiarować świętego kapłana!”. Zwyczaj przetrwał lata i wydał nieprawdopodobne owoce.

Na przestrzeni 50 lat w parafii, w której przed II wojną światową żyło zaledwie 2500 mieszkańców, aż 323 osoby wybrały drogę kapłaństwa i życia zakonnego (152 księży diecezjalnych i zakonnych oraz 171 sióstr zakonnych).

W nowotarskiej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa, która ma niecałe 60 lat, działa mnóstwo wspólnot: oaza dzieci Bożych, Ruch Światło–Życie, schola młodzieżowa, Oasis Podhale, Domowy Kościół, krąg biblijny, Wspólnota Emaus, Żywy Różaniec, Wieczernik, Braterstwo Chorych, a nawet Teatr Sporadyczny, orkiestra i chór Echo Gorczańskie. Moją uwagę przykuła jednak inna grupa: Rodzice Osób Duchownych.

Z tej podhalańskiej parafii pochodzi aż 60 osób konsekrowanych! – opowiadał mi przed tygodniem urodzony w Nowym Targu ks. dr Krzysztof Porosło. Ich rodzice spotykają się regularnie w pierwsze czwartki miesiąca, by na Mszy Świętej dziękować i modlić się za swe dzieci, które rozeznając powołanie do życia konsekrowanego, zdecydowały się odpowiedzieć Bogu „tak”.

Wielka walka Małej Tereski

Do gorącej modlitwy za kapłanów wzywali najpopularniejsi święci XXI wieku: Teresa z Lisieux, o. Pio i Faustyna. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus pisała do swej siostry Celiny: „Oto słowa Jezusa: Podnieście oczy wasze i patrzcie. Patrzcie, jak wiele w moim niebie jest miejsc pustych. Waszym zadaniem zapełnić je. Jesteście moimi Mojżeszami, modlącymi się na górze. Bądźmy apostołami… Ratujmy dusze, zwłaszcza dusze kapłanów. One powinny być bardziej przeźroczyste niż kryształ”.

Święta, której podwójny jubileusz obchodzimy w tym roku (150. rocznica urodzin i stulecie wyniesienia na ołtarze), całe swoje życie w Karmelu ofiarowała za kapłanów. Od samego początku życia za klauzurą ta nastolatka postanowiła ofiarować za nich wszelkie niedogodności, cierpienia, z którymi będzie musiała się mierzyć „za kratami”.

„Tak cierpienie wyciągnęło do mnie ramiona, a ja rzuciłam się w nie z miłością… To, po co przyszłam do Karmelu, oświadczyłam u stóp Jezusa-Hostii podczas egzaminu, który poprzedził moją profesję: przyszłam, żeby ratować dusze, a szczególnie, żeby modlić się za kapłanów” – notowała.

„O Jezu, Wiekuisty, Najwyższy Kapłanie, zachowaj Twoich kapłanów w opiece Twego Najświętszego Serca, gdzie nikt nie może im zaszkodzić” – wołała. „Zachowaj nieskalanymi ich namaszczone dłonie, które codziennie dotykają Twojego świętego Ciała. Zachowaj czystymi ich wargi, które zraszane są Twoją Najdroższą Krwią. Zachowaj czystymi ich serca naznaczone wspaniałą pieczęcią Twojego kapłaństwa. Spraw, aby wzrastali w miłości i wierności Tobie, chroń ich przed zepsuciem i skażeniem tego świata. Wraz z mocą przemiany chleba i wina udziel im również mocy przemiany serc. Błogosław ich trudowi, aby wydał obfite owoce. Niech dusze, którym służą, będą dla nich radością i pociechą tu, na ziemi, a także wieczną koroną w życiu przyszłym. Amen”.

Ufność czyni cuda

Co więcej, była przekonana, że żaden kapłan nie wytrwa w świętym powołaniu, jeśli nie będzie miał oparcia w modlitwie. Znana była jej gorąca modlitwa za Karola Loysona, zwanego nad Sekwaną o. Hiacyntem, który w 1869 roku dokonał aktu apostazji. Po trzech latach ożenił się z amerykańską wdową, po czym założył schizmatycki narodowy Kościół francuski (L’Église Catholique Gallicane). „Gdyby Jezus nie pragnął nawrócenia Loysona, czyżby obudził w sercach swoich małych oblubienic pragnienie nieziszczalne?” – pytała w liście do swej siostry Celiny. „Tajemnicza wymiana spojrzeń Jezusa z Jego małym kwiatkiem dokona istnych cudów, przywróci Jezusowi mnóstwo innych kwiatów, zwłaszcza pewną lilię zwiędniętą i skalaną, którą przemienić należy w różę miłości, serdecznego żalu i skruchy (…). On rzeczywiście jest winny, bardziej winny niż jakikolwiek inny grzesznik, który został nawrócony. Ale czy Jezus nie może uczynić to, czego do tej pory jeszcze nie uczynił? A gdyby On tego nie chciał, czy włożyłby do serca swojej biednej oblubienicy pragnienie, którego miałby nie spełnić? Nie, to pewne, że On pragnie więcej niż my, pragnąc przywieść biedną zagubioną owcę z powrotem do owczarni. Przyjdzie jeszcze taki dzień, kiedy On otworzy jego oczy. Nie ustawajmy w modlitwach. Ufność czyni cuda!”

Nie ustawała w modlitwach przez sześć lat, a 19 sierpnia 1897 r. przyjęła w jego intencji swą ostatnią Komunię. Gdy w styczniu 1911 r. karmelitanki wysłały ojcu Loysonowi „Dzieje duszy”, odpisał: „Bardzo zależy mi na przekazaniu Wam, że czuję się wzruszony z powodu wielu rzeczy, które przeczytałem w tej książce. Pomyliłem się w moim życiu więcej niż raz, ale jestem przekonany, że tym, co Pan Bóg potępia w człowieku, nie jest błąd, jeśli towarzyszy mu pełne przekonanie, ale egoizm, pychę i nienawiść”. Zmarł w Paryżu 9 lutego 1912 r., szepcząc: „Mój słodki Jezu!”. W tej opowieści nie chodzi jednak o happy end, ale o postawę serca, gotowość modlitwy o święte powołania i za tych, którzy bardzo się pogubili.

Wołaj!

„Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości. A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce niemające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: »Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo«” (Mt 9,35-38).

„Kondycja duchowa i fizyczna ludzi, których miał obok siebie, była tak straszna, że Jezusowi z bólu wywracały się trzewia (esplagchnisthē). To nie było więc żadne »ulitowanie się«, jak z pewną lekkością czytamy w lekcjonarzu” – wyjaśnia ks. dr Tomasz Szałanda. „Ludzie byli nie tyle »znękani«, co »wyczerpani«” (eklelymenoi), i nie tyle »porzuceni«, co »powaleni siłą/ciśnięci/rzuceni na ziemię« (errimmenoi). Dlatego była potrzebna modlitwa do Ojca, ale by nie tyle »wyprawił«, co »wypędził/wyrzucił siłą« (ekbalē) robotników na żniwo. To ekbalē jest w pewnym sensie koniecznością. To jest wypędzenie, wyrzucenie np. ze świata – przez pozbawienie mocy i wpływu, jakie się posiada w świecie. Może być też rozumiane jako wypędzenie kogoś poza obręb jakiejś społeczności albo z rodziny. Myślę więc, że dopóki będziemy się modlić »o powołania« z takim zaangażowaniem jak w modlitwie wiernych »za Kościół« (czyli dla większości za »nie wiadomo co«), a nie o »wyrwanie/wypędzenie« chłopaków ze świata, ze swoich społeczności i rodzin, no to odpowiedź Pana za szybko nie nastąpi. A będziemy tak »lajtowo« prosić w tej sprawie Boga, póki nam się trzewia nie zaczną przewracać na widok biedy ciała i ducha naszych bliźnich. Jak na razie to nasze trzewia nas specjalnie nie bolą… Nie mamy jeszcze doświadczenia bezradności z powodu braku kapłanów, więc specjalnie Pana o nich z zaangażowaniem nie prosimy”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.