Kim była największa święta? Wokół adhortacji o św. Teresie z Lisieux

ks. Adam Pawlaszczyk

|

GN 43/2023

publikacja 26.10.2023 00:00

Teresa sprawiła, że w naszej epoce Ewangelia znów zajaśniała pełnym blaskiem – napisał św. Jan Paweł II, ogłaszając ją doktorem Kościoła. „Tylko ufność” – ostatnia adhortacja Franciszka – sprawia, że dzieje się to kolejny raz. Czy wykorzystamy tę szansę?

Św. Teresa z Lisieux rzuciła nowe światło na treści powszechnie znane. To światło indywidualne, przeniknięte wiarą, miłością i cierpieniem, a przede wszystkim troską o zbawienie dusz. Św. Teresa z Lisieux rzuciła nowe światło na treści powszechnie znane. To światło indywidualne, przeniknięte wiarą, miłością i cierpieniem, a przede wszystkim troską o zbawienie dusz.
Roman Koszowski /foto gość

Było to wieki temu. Na śląskich odpustach nie można było jeszcze kupić potwora, dinozaura czy balonika z twarzą lalki Barbie. Można było natomiast kupić pistolet na kapiszony, święte obrazy i różańce. Oprócz oczywistej w tych okolicznościach waty cukrowej, po której zjedzeniu nikomu nie przychodziło do głowy, by od razu biec do domu, aby umyć zęby. Raczej biegło się za dom i tam strzelało ze wspomnianych kapiszonów. Na jednym z takich właśnie odpustów jako kilkuletni chłopiec zakupiłem obrazek formatu pocztówki; była to czarno-biała fotografia przedstawiająca negatyw zarysu twarzy świętej Teresy od Dzieciątka Jezus z trzema kropkami pośrodku. „Rozrywki niedzielne Ludu Bożego” – takim tytułem opatrzona była fotografia, a w instrukcji napisano, żeby wpatrywać się długo w trzy kropki bez mrużenia oczu, a po minucie je zamknąć. „Święta Teresa ukaże się oczom twoim!” – brzmiała obietnica, nie bez pokrycia, bo faktycznie, gdy tylko zamknąłem oczy, święta Teresa ukazała się pod powiekami. Nie zrobiło to na mnie większego wrażenia, bo chyba byłem już w takim wieku, w którym ze złudzeniami optycznymi człowiek jest zaznajomiony, ale wpłynęło – niestety – na mój osobisty stosunek do św. Teresy z Lisieux, która, co tu dużo mówić, w moim prywatnym spisie ukochanych świętych nie znalazła się przez długi czas. Kojarząc się z odpustem, rozrywkami niedzielnymi Ludu Bożego, potem zaś z deszczem róż i dość egzaltowaną pobożnością była po prostu na straconej pozycji. Jeszcze nie tak dawno, wyjeżdżając na rekolekcje, wysłałem zaprzyjaźnionym karmelitankom zdjęcie książki świętego Jana od Krzyża, którą na te rekolekcje zamierzałem zabrać: „Noc ciemna”. – Eee, to wysoka półka! – odpisały. – Za wysoka jak na mnie? – zapytałem nieco prowokująco. – Brać windę Tereni! – odpowiedziały.

Czy Pius X się mylił?

No właśnie, Terenia. Samo zdrobnienie imienia świętej zdawało się zawsze potwierdzać moje podejrzenia wobec pobożności do niej. Odpowiedziałem grzecznie karmelitankom, że jestem na to za stary, na co one ripostowały, że przecież Terenia była najlepszą uczennicą świętego Jana od Krzyża. Nie dogadaliśmy się. Niedługo potem sytuacja miała się jednak zmienić. Papież opublikował swoją najnowszą adhortację: C’est la confiance, co w polskim tłumaczeniu oddano jako „Tylko ufność”. Podpisał ją w liturgiczne wspomnienie świętej Teresy z Ávili i już to ma znaczenie symboliczne. Nazywają ją „wielką”, niekoniecznie przecież dla odróżnienia od „małej” imienniczki. W 47. punkcie dokument nazwał „adhortacją o świętej Małej Teresce”. Franciszek, uzasadniając wybraną datę publikacji dokumentu, napisał tak: „nie chciałem publikować tej adhortacji w którąkolwiek z tych rocznic [urodzin lub beatyfikacji – przyp. A.P.] ani też w dniu jej liturgicznego wspomnienia, aby przesłanie wykroczyło poza te uroczystości i zostało przyjęte jako część duchowego dziedzictwa Kościoła. Data publikacji, przypadająca na dzień wspomnienia liturgicznego św. Teresy z Ávili, ukazuje św. Teresę od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza jako dojrzały owoc reformy Karmelu i duchowości wielkiej hiszpańskiej Świętej”. Co do rozróżnień na „małe” i „wielkie” przypomnieć jednak muszę, a i papież o tym wspomina, że święty Pius X niedługo po jej śmierci stwierdził, że zostanie ona największą świętą współczesności. Zdumiewające. Czy naprawdę na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci nie pojawili się „więksi”? A przynajmniej mądrzejsi, bardziej spektakularni, bohaterscy, więcej cierpiący, mądrzej nauczający? Innymi słowy: czy święty Pius X się nie pomylił?

Zagrożona doktryna?

17 września 1896 roku siostra Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza z karmelitańskiego klasztoru w Lisieux pisze do siostry Marii od Najświętszego Serca: „Tylko ufność i nic innego jak ufność powinna nas prowadzić do Miłości”. Tym fragmentem listu głowa Kościoła powszechnego rozpocznie swoją adhortację. Po tym, jak jego poprzednicy wynieśli ją do chwały ołtarzy, ogłosili patronką misji, patronką Francji, w różnych okolicznościach cytowali jej nauczanie, a Jan Paweł II nadał jej tytuł doktora Kościoła. Na tę okoliczność papież Polak wydał list apostolski, w którym tak wyjaśniał swoją decyzję: „Niezwykła doktryna Teresy i jej niepowtarzalny styl czynią z niej prawdziwą mistrzynię wiary i chrześcijańskiego życia. Przez jej pisma, podobnie jak przez dzieła świętych Ojców, przepływa ożywczy strumień katolickiej Tradycji, której bogactwa, jak naucza dalej Sobór Watykański II, »przelewają się w działalność i życie wierzącego i modlącego się Kościoła« (Dei verbum, 8). Doktryna Teresy z Lisieux (…) ujawnia swą opatrznościową spójność z najbardziej autentyczną Tradycją Kościoła, zarówno dlatego, że jest wyznaniem wiary katolickiej, jak i dlatego, że przyczynia się do rozwoju bardziej autentycznego życia duchowego, zalecając je wszystkim wiernym językiem żywym i łatwo zrozumiałym”.

To papieskie świadectwo o młodej, niewykształconej przecież teologicznie siostrze zakonnej budzi respekt. I powinno uciąć wszelkie dyskusje wokół adhortacji „Tylko ufność”, zwłaszcza mające na celu zdyskredytowanie jej teologicznej wartości albo wieszczące jej zgubny wpływ na katolicką doktrynę czy odejście od Tradycji. Święty Jan Paweł II dodał: „Teresa sprawiła, że w naszej epoce Ewangelia znów zajaśniała pełnym blaskiem; pełniła misję prowadzenia innych do poznania i umiłowania Kościoła, mistycznego Ciała Chrystusa; pomogła uleczyć dusze z rygorów i lęków wpojonych przez doktrynę jansenistyczną, skłonną bardziej do podkreślania sprawiedliwości Boga niż Jego miłosierdzia. W Bożym miłosierdziu kontemplowała i adorowała wszystkie przymioty Boskiej doskonałości, ponieważ »nawet sprawiedliwość Boża (może bardziej niż wszystkie inne przymioty), wydaje mi się obleczona w miłosierdzie«. (…) Chociaż Teresa nie stworzyła prawdziwego systemu doktrynalnego, w jej pismach można dostrzec szczególne światło doktrynalne, które jakby za sprawą charyzmatu Ducha Świętego wyraża samą istotę orędzia objawienia i ujmuje ją w ramy oryginalnej i nowatorskiej wizji, składając się na niezwykle wartościowe nauczanie”.

Dusza i jej skarby

W pewnym sensie najnowsza adhortacja jest powtórzeniem tego wszystkiego, co w Kościele o Teresie Martin już napisano. Miała 24 lata, kiedy umierała. Jej życie było proste, a „niezwykła moc światła i miłości, która biła od jej osoby, objawiła się zaraz po jej śmierci, wraz z publikacją jej pism i z niezliczonymi łaskami, otrzymanymi przez wiernych, którzy wzywali jej wstawiennictwa”. To w sumie najlepsze podsumowanie, zwłaszcza gdy obejrzało się wcześniej film z ekshumacji jej ciała i przeniesienia go na karmelitański cmentarz. Jej samej z pewnością by się nie spodobał, choćby dlatego, że w tle brzmią dźwięki marsza żałobnego Fryderyka Chopina, dodając całości tragicznego nastroju. A to nie był funeralny lament, tylko triumf. 16 marca 1923 roku ta, która cierpiąc z powodu kości przebijających skórę, krzyczała „kocham Go!”, a nieliczne lata przeżyła jako nieznana nikomu mniszka, doświadczyła chwały tego świata, przypominającej euforię okazywaną przez tłumy wobec największych gwiazd. 30 tysięcy ludzi pod bramą cmentarza, kolejne 50 tysięcy na trasie przejazdu konduktu… co takiego się stało w ciągu ostatnich 26 lat, które upłynęły od jej śmierci? No właśnie, powtórzmy za Franciszkiem jeszcze raz: „niezwykła moc światła i miłości, która biła od jej osoby”, a która „objawiła się zaraz po jej śmierci, wraz z publikacją jej pism i z niezliczonymi łaskami, otrzymanymi przez wiernych”.

A przecież nie stworzyła czegoś zupełnie nowego, nie dodała ani jednej joty do tego, co już napisano. W swoich pismach rzuciła tylko jakieś nowe światło na treści powszechnie znane; swoje indywidualne, przeniknięte wiarą, miłością i cierpieniem oraz przede wszystkim troską o zbawienie dusz. Franciszek przytacza samą kwintesencję: „Ostatnie strony »Dziejów duszy« stanowią jej misyjny testament, wyrażają jej sposób rozumienia ewangelizacji przez zachętę, a nie wywieranie presji czy prozelityzm. Warto przytoczyć tu słowa, jakimi sama to streszcza: Pociągnij mnie! pobiegniemy do wonności olejków Twoich. O Jezu, nie ma zatem potrzeby mówić: Pociągając mnie, pociągnij także te dusze, które kocham! Wystarczy to proste słowo: Pociągnij mnie. Panie, pojmuję, że skoro dusza da się zniewolić upajającą wonnością Twoich olejków, nie pobiegnie sama, ale pociągnie za sobą wszystkie dusze, które kocha; dzieje się to bez przymusu, bez wysiłku, jest naturalną konsekwencją jej dążenia do Ciebie. Jak strumień wpadający gwałtownie do oceanu unosi ze sobą wszystko, co spotyka na swej drodze, podobnie, o mój Jezu, i dusza, która zanurza się w bezbrzeżnym oceanie Twej miłości, pociąga za sobą swoje skarby”.

Między łaską i zasługami

„Tylko ufność” to adhortacja, w której przytoczono najbardziej chyba znaczące, ale i najpiękniejsze fragmenty pism św. Teresy z Lisieux. Wśród nich ten o „małej drodze”. I – niech mi będzie wolno uczynić ten ekskurs – to właśnie ta „małość” (a właściwie nieporozumienie wokół tego słowa, które adhortacja, jak sądzę, doskonale tłumaczy) była przyczynkiem do wspomnianego przeze mnie na początku lekkiego dystansu do pobożności św. Teresy. Nie o emocje dziecka tu chodzi, nie o „infantylizm maluszków”, nie o założenie rąk i czekanie na to, co zrobi Tata, absolutnie nie. Franciszek pisze, że „mała droga” jest jednym z najważniejszych odkryć Teresy dla dobra całego Ludu Bożego: „Jest to »słodka droga Miłości«, otwarta przez Jezusa dla maluczkich i ubogich, dla wszystkich. I jest to droga prawdziwej radości. Wobec pelagiańskiej wizji świętości, indywidualistycznej i elitarnej, bardziej ascetycznej niż mistycznej, i kładącej nacisk przede wszystkim na ludzkie wysiłki, Mała Tereska podkreśla zawsze pierwszeństwo Bożego działania, Jego łaski. I tak dojrzewa, aby powiedzieć: »czuję zawsze tę samą zuchwałą ufność, że stanę się wielką Świętą, ponieważ nie posiadając żadnych zasług, nie liczę na nie, ale ufam Temu, który jest samą Mocą i Świętością. Zadowalając się mymi słabymi wysiłkami, On sam podniesie mnie aż do Siebie i okrywszy swymi nieskończonymi zasługami uczyni Świętą«”. Myląc zuchwałość z ufnością, można łatwo zboczyć w kierunku skrajnych rozwiązań: albo samemu chcieć zapewnić sobie wejście na ucztę weselną Syna Króla, albo bezrefleksyjnie zaniedbać konieczny na tę okoliczność strój. Teresa ich nie myli. Pisząc o „zuchwałej ufności”, myśli o całkowitym zanurzeniu w Bogu. Pisząc o swoich wysiłkach, nazywa je małymi. I na zasługi nie liczy. Franciszek konkluduje: „Ten sposób myślenia nie jest sprzeczny z tradycyjnym nauczaniem katolickim dotyczącym wzrastania w łasce, czyli tego, że darmo usprawiedliwieni przez uświęcającą łaskę jesteśmy przemienieni i uzdolnieni do współpracy w naszych dobrych dziełach na drodze wzrostu w świętości. W taki sposób zostajemy wyniesieni, aż do pozyskania prawdziwych zasług dla rozwoju otrzymanej łaski”.

Wróćmy do świętego Piu-sa X. Oczywiście, że się nie mylił, przewidując, że skromna karmelitanka z Francji będzie największą świętą czasów nowożytnych. Nie dlatego, że był przewidujący, raczej dlatego, że sam był święty. Ale nie chodzi przecież o to, czy inni byli bardziej spektakularni, może więcej cierpiący, mający większe zasięgi w propagowaniu Ewangelii. Nic z tych rzeczy. Gdyby tak było, to „święta Teresa ukaże się twoim oczom” z odpustowego obrazka mogłoby wystarczyć. A nie wystarczy. W czasach, w których smokowi ateizmu wyrastają kolejne głowy, warto wrócić do tego, co najważniejsze, nawet jeśli małe i skromne, to przecież wielkie, bo prawdziwie chrześcijańskie. Do ufności w to, że jest Ktoś, kto zna o wiele lepsze rozwiązania na ten świat niż my sami.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.