Przez mękę do własnego domu

Stefan Sękowski

|

GN 18/2011

publikacja 08.05.2011 20:23

Kilogramy dokumentów, setki dni uciążliwego czekania i rosnące koszty – to codzienność każdego, kto chce wybudować w Polsce dom. Raczej szybko to się nie zmieni.

Przez mękę do własnego domu fot. istockphoto

Pani Anna z gminy Konopnica w województwie lubelskim (nazwisko znane redakcji) od dwóch lat stara się wybudować dom. Większości czasu nie spędza jednak doglądając budowniczych, ale w urzędach, czekając na wydanie przez nie różnorakich dokumentów. – O warunki zabudowy ubiegaliśmy się od lipca 2009 roku. Najdłużej temat „trawił” urbanista. Gdy mój mąż do niego zadzwonił, okazało się, że budynku nie można postawić na działce, którą chcieliśmy kupić, ponieważ nie wolno jej podzielić. Ale i napisać, że nie można postawić tam budynku, rzeczoznawca nie chciał – mówi „Gościowi Niedzielnemu”. Mąż pani Anny posunął się więc do fortelu. W rozmowie z urbanistą powołał się na jego znajomego, którego zresztą sam nie znał. Wtedy okazało się, że papiery mogą iść dalej do starostwa, a problem podziału działki (który zresztą nie leży w gestii urbanisty) przestał być istotny. Dobrze wyleżakowane dokumenty opuściły urząd dopiero w marcu 2010 roku. Z dość istotnym błędem, ponieważ urzędniczka pomyliła powierzchnię użytkową z powierzchnią zabudowy, w związku z czym warunki trzeba było wydać na nowo. Ostatecznie pani Anna dostała zgodę na budowę dopiero w grudniu 2010 roku. A to przecież dopiero początek przygody ze stawianiem domu.

Gehenna budowniczego
Takich historii w Polsce można usłyszeć tysiące. Prawo wymaga od osób, które chcą zamieszkać we własnym domu (nie mówiąc już o tych, którym budynki potrzebne są na przykład do prowadzenia działalności gospodarczej) składania obszernej dokumentacji i licznych czynności urzędowych. Według raportu Banku Światowego „Doing Business 2011”, jest ich w naszym kraju 32, ich wykonanie trwa średnio 311 dni. To plasuje nas na 164. miejscu na świecie, jeśli chodzi o łatwość legalnego postawienia budynku, m.in. za Nikaraguą, Kambodżą i Czadem. Warunki zabudowy to tylko jeden z wielu dokumentów, które należy dostarczyć staroście, by uzyskać zgodę na budowę. Potrzebne są też choćby projekt czy mapki od geodetów. Wniesione powinny być też odpowiednie opłaty skarbowe, wynoszące od kilkuset do kilku tysięcy złotych. Jedną z głównych uciążliwości jest przedłużające się czekanie na odpowiedzi urzędników.

Teoretycznie na wydanie zgody na budowę urząd gminy ma do 65 dni, później grożą mu kary (500 zł za każdy dzień zwłoki). W praktyce wydawanie zgody może trwać znacznie dłużej (zdaniem raportu „Doing Business” do 6 miesięcy), szczególnie w większych miejscowościach. Inną przeciągającą się czynnością bywa wpisanie nowego właściciela do księgi wieczystej. Choć z reguły sąd podejmuje decyzję w ciągu ok. 3 miesięcy, bywa, że na wpis trzeba czekać jak na narodziny dziecka – 9 miesięcy. Ale Polak potrafi znaleźć rozwiązanie tych problemów. – W naszym przypadku proces decyzyjny trwał trzy tygodnie. Mieliśmy znajomą w urzędzie gminy, która przełożyła naszą teczkę na początek kolejki – mówi pragnący zachować anonimowość mężczyzna, który aktualnie buduje dom w miejscowości położonej niedaleko Kazimierza Dolnego. Inni budują się, nie czekając na pozwolenia. Ale to niebezpieczne – grozi karami za samowolę i nakazem rozbiórki.

Okazja czyni złodzieja
Utrudnienia związane z niemożliwością rozpoczęcia budowy są na tyle uciążliwe, że niektórzy urzędnicy wykorzystują sytuację do stawiania propozycji korupcyjnych. Z ankiety przeprowadzonej w 2008 roku przez Stowarzyszenie „Normalne Państwo” i Forum Obywatelskiego Rozwoju wynika, że aż 56 proc. przepytanych osób spotkało się z korupcją na etapie ubiegania się o pozwolenie na budowę. Niechlubnemu rankingowi przewodzą także: wydanie decyzji o warunkach zabudowy (32 proc.), a także pozwolenie na użytkowanie już gotowego budynku (24 proc.). – Polskie prawo daje urzędnikom długie okresy na odpowiedź petentom, co prowadzi do zachowań korupcyjnych. Także przepisy pozostawiające miejsce na arbitralność urzędników, jak w przypadku odrolniania gruntów, dają pole do nadużyć – mówi GN ekspert Forum Obywatelskiego Rozwoju Lech Kalina.

Ten stan rzeczy postanowiła zmienić sejmowa komisja „Przyjazne Państwo”, która chciała znieść obowiązek ubiegania się o zgodę na budowę, zastępując ją zgłoszeniem chęci postawienia budynku. Przyjęta w 2009 roku głosami posłów PO, PSL i Lewicy (PiS wstrzymało się od głosu) ustawa dwa lata przeleżała w szufladzie Trybunału Konstytucyjnego (sprawdzenie jej zgodności z ustawą zasadniczą zarządził jeszcze prezydent Lech Kaczyński). 20 kwietnia 2011 roku TK uznał nowe prawo za niekonstytucyjne. Powód? Zdaniem sędziów, nowa ustawa w niewystarczającym stopniu chroniła prawa sąsiadów osoby, która stawia dom. Wedle obowiązujących przepisów, urząd musi poinformować ich o planowanej inwestycji, by mogli zgłaszać swoje uwagi.

Zakwestionowana nowelizacja znosiła obowiązek informowania sąsiadów. Zdaniem Trybunału, ustawa pozostawiała zbyt wiele inwestycji, np. małe budowle architektoniczne, poza wszelką kontrolą państwa. W konsekwencji sędziowie odrzucili nie tylko te zapisy, ale całą nowelizację. Ze stanowiskiem TK nie zgadza się poseł Platformy Obywatelskiej Witold Pahl, który reprezentował Sejm podczas rozprawy przed Trybunałem. – Sędziowie słusznie uznali, że nowelizacja w zbyt małym stopniu chroniła prawa sąsiadów, ale nie znaczy to, że cała ustawa jest zła. Zastąpienie decyzji o wydaniu zgody na budowę zgłoszeniami jest słuszne. Odwraca dotychczasowy porządek. To urzędnik musiałby udowodnić inwestorowi, że coś jest nie tak, a nie inwestor wykazywać swoją niewinność, jak ma to miejsce dziś – mówi gorzowski polityk.

Zmiany jeszcze w tym roku?
Przewodniczący komisji „Przyjazne Państwo” Adam Szejnfeld (PO) już zapowiedział, że zajmie się pisaniem nowej ustawy. – Z pracą nad nowelizacją ruszamy zaraz po weekendzie majowym – mówi poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej Marek Wikliński. Ale czy na kilka miesięcy przed nowymi wyborami nie jest już na to za późno? – Ustawę możemy uchwalić jeszcze w tej kadencji. Jeśli będziemy zajmować się jedynie najważniejszymi jej aspektami, nie powinno być problemu z uzyskaniem zgody w Sejmie – dodaje wiceprzewodniczący komisji „Przyjazne Państwo”.

Poseł klubu Polska Jest Najważniejsza Paweł Poncyliusz także uważa, że prawo budowlane należy reformować. – Ministerstwo infrastruktury ostrzegało, że uchwalona ustawa może być niekonstytucyjna. Nie można budów puścić na żywioł. Jednocześnie zmiany, by obywatelom ułatwić stawianie domów, są konieczne – mówi polityk. Jego zdaniem, nawet jeśli w tej kadencji nie uda się uchwalić nowej ustawy, to praca koncepcyjna przyda się posłom, którzy zasiądą w następnym Sejmie. Tylko czy będzie wola polityczna? – Jak się udało wywrócić OFE do góry nogami w 21 dni, to znaczy, że wszystko można, jeśli tylko się chce. Pytanie o wolę polityczną to pytanie do Platformy Obywatelskiej, nie do mnie – ucina Poncyliusz.

Zdaniem posła Pahla, sytuację poprawiłoby jednoczesne zmienianie prawa budowlanego i ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. – Wiele problemów wynika z tego, że w Polsce olbrzymia ilość gmin posiada plany zagospodarowania. Gdyby narzucić im obowiązek ich sporządzenia, wiele kłopotów związanych z ubieganiem się o zgodę na budowę przestałoby istnieć – mówi poseł PO. W ubiegłym roku postawiono w Polsce ponad 68 tys. budynków mieszkalnych – zarówno domków jednorodzinnych, jak i bloków. Można więc powiedzieć, że na ułatwienia prawne czekają setki tysięcy Polaków. I oby się doczekali, bo na przesadnie skomplikowanym i uciążliwym załatwianiu formalności nikt uczciwy nie korzysta.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.