Gotowanie jak terapia. Kuchnia w Domu Samotnej Matki to nie tylko jedzenie

Agata Puścikowska

|

GN 42/2023

publikacja 19.10.2023 00:00

Jest zdrowa i jednocześnie terapeutyczna. Ale potrzebuje smacznego wsparcia.

Pani Kasia gotuje dla mam i ich dzieci w Domu Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej w Łodzi. Pani Kasia gotuje dla mam i ich dzieci w Domu Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej w Łodzi.
agata puścikowska /foto gość

Kasia ma 23 lata. A za sobą więcej bardzo skomplikowanego życia niż niejedna staruszka. Mimo to pogodna, dzielna, stara się każdego dnia iść do przodu, działać, pracować. Ma dla kogo przecież – jej córka, Agnieszka, jest tego warta.

Kasia pracuje w Domu Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej w Łodzi, prowadzonym przez siostry antonianki. Kiedyś mieszkała tam jako pensjonariuszka. Dziś gotuje bigos i ryżankę dla matek i ich dzieci. Dobre jedzenie krzepi nie tylko ciało, ale i ducha. Krzepi jak historia Kasi. A poza tym dobra kuchnia to nie tylko pokarm. To czas, przestrzeń dla dobrych relacji i miejsce, w którym łatwiej uwierzyć w siebie i innych. Ta nowa kuchnia potrzebna jest każdemu domowi.

Gdzie kucharka jedna i…

Pani Kasia kończy gotować obiad. Bagatela – dla prawie trzydziestu kobiet i ich dzieci, czyli dla sześćdziesięciu osób. Rano pomagały jej koleżanki, które mieszkają w domu samotnej matki. Obierały osiem kilogramów ziemniaków, tarły włoszczyznę, szatkowały kapustę na bigos. Będzie prosto i smacznie. Po domowemu. Wszystko sprawnie idzie, nawet gdy jest jedna kucharka i sześć pomocnic. Kobiety lubią to robić, gotują dla siebie i swoich dzieci. W bezpiecznym miejscu. Zazwyczaj wcześniej nie miały ani kuchni, ani bezpieczeństwa, ani tego obiadu domowego, prostego, pachnącego zwyczajnością.

Kasia miesza bigos, żeby nie przywarł do dna. Nie jest tłusty, ma aromatyczne przyprawy. Mimo że delikatny i smaczny, część dzieciaków i tak nie zechce jeść, więc dostanie ryżankę. Dla maluszków w sam raz.

– Pochodzę stąd, z Łodzi. Rodzina wielodzietna. Mama zmarła, gdy miałam siedemnaście lat. Nie było łatwo, starałam się wspierać tatę i rodzeństwo. Ale pociągała mnie zabawa – koleżanki, imprezy… Uczyłam się zaocznie. Chciałam się bawić, to był priorytet – mówi szczerze. Mówi spokojnie, waży każde słowo jak ilość wsypywanej soli. Z umiarem. – Potem kogoś poznałam. To była wielka i chyba odwzajemniona miłość. Taka pierwsza, młodzieńcza… Z konsekwencjami. – Nie, nie powiem, bym się cieszyła wczesną, nieplanowaną ciążą. Byłam w szoku. Ale ani razu nie pomyślałam, by usunąć. Wiedziałam, że urodzę. Potem nawet, gdy wiedziałam już, że to będzie dziewczynka, czekałam z radością na rozwiązanie. Urodziłam Agnieszkę – ma imię po mojej nieżyjącej mamie – wspomina.Jak twierdzi, miała wsparcie rodziny – starszych sióstr, które kupiły jej wózek i łóżeczko. – Chwilę mieszkałam z partnerem. Ale to była równia pochyła. On pił, zaczął też coś brać. Okazał się przemocowcem. Nie dawał sobie rady z normalnym życiem. Przeprowadziłam się z córką do taty. Było nam bardzo ciasno, ale chociaż dziecko było bezpieczne.

Siostry antonianki i ich podopieczne w czasie obiadu. Trwa zbiórka na nową kuchnię i jadalnię, – miejsca tak potrzebne, by godnie mieszkać i żyć.   Siostry antonianki i ich podopieczne w czasie obiadu. Trwa zbiórka na nową kuchnię i jadalnię, – miejsca tak potrzebne, by godnie mieszkać i żyć.
agata puścikowska /foto gość

Gdy Agnieszka miała kilka miesięcy, Kasia poszła do parku. Po prostu przejść się, posiedzieć wśród drzew, pooddychać świeżym powietrzem. Siedziała na ławce. Wtedy nastąpił atak. – Zupełnie się nie spodziewałam. To było nagle. Partner zaatakował mnie nożem, ranił. Miałam dużo szczęścia, że był pod wpływem narkotyków, bo nie trafił tam, gdzie chciał, w serce. Ja trafiłam do szpitala, on do aresztu.

Dostał wyrok – osiem miesięcy więzienia. – Kwalifikacja czynu to lekki uszczerbek na zdrowiu, a nie usiłowanie zabójstwa – wzrusza ramionami Kasia. – W rezultacie on wyszedł szybko, a ja musiałam coś zrobić ze swoim życiem. Raz, bo musiałam w końcu wszystko sensownie ułożyć. Dwa, bo moja córeczka rosła. Trzy, bo istniało ryzyko, że partner znów zaatakuje. Przecież „doniosłam”, a on nie ma nawet zakazu zbliżania się…

Iść do ośrodka

Kasia słyszała wcześniej o domu samotnej matki. I miała dużą rezerwę. Potem jednak zastanawiała się nad tym miejscem coraz bardziej. Rodzina i ojciec byli temu przeciwni. – Gdy ktoś słyszy „ośrodek”, to ma od razu złe skojarzenia. No, kiepsko to brzmi, a ja przecież miałam rodzinę. Nikt mnie z domu nie wyrzucał, chociaż było bardzo ciasno. Podjęłam w końcu własną, świadomą decyzję. Poszłam do domu samotnej matki – opowiada Kasia.

Początki były niepewne. Nowe miejsce. Pokój i dwa łóżka. Rytm dnia. I jakieś siostry zakonne, których Kasia się trochę obawiała: – Nie miałam wcześniej kontaktu z zakonnicami. Nie znałam ich. Miałam spory dystans. Ale to trwało krótko, bo z dnia na dzień coraz lepiej się tu czułam, lepiej funkcjonowałam. Niewątpliwie uspokajałam się. A spokój był mnie i mojej córeczce bardzo potrzebny…Po pewnym czasie ojciec i siostry Kasi przekonali się, że dziewczyna podjęła dobrą decyzję. – Tutaj dopiero stałam się mamą. Chociaż to był proces. Zaczęłam myśleć innymi kategoriami niż dotychczas. „Uroki” dawnego życia zbladły. Imprezy przestały mnie bawić. Priorytetem stała się w końcu Agnieszka i jej potrzeby – opowiada Kasia. – Zaczęłam też tutaj uczestniczyć w zajęciach, prowadzonych przez prawnika czy psychologa. Chodziłam na warsztaty z zarządzania budżetem. Żeby nie było – początkowo wcale mi się nie chciało! Robiłam wszystko, by z tego nie korzystać. Aż mnie musiały siostry czasem do pionu ustawiać – uśmiecha się. – Taki pion jest ważny w życiu! I dopiero po jakimś czasie weszłam w rytm, przestałam się bez sensu buntować. Stawałam na nogi.

Pomagała jej też bardzo położna zatrudniona w domu, wspierała mądrze, gdy córka chorowała. Dawała nie tyle rady, ile umiejętności. I budowały tak – wspólnie – pewność siebie i matczyną dumę. Z dziecka i macierzyństwa. – Zostać mamą w wieku 18 lat, gdy się własnej mamy już nie ma, nie jest takie proste – mówi Kasia. – Tu też poznałam inne młode matki. Wiele razy rozmawiałyśmy. Człowiek czuł, że nie jest sam. Wygadanie się, wyżalenie – to czasem bardzo pomaga…

Siostry i pracownicy domu samotnej matki byli po prostu wymagający. – I to jest bardzo dobre, bo pomaga przestać się nad sobą użalać, a zacząć działać. Nauczyłam się dzięki temu ogarniać sprawy urzędowe, dokumenty, wszystko, co do życia jest potrzebne.

Kasia uczestniczyła też w warsztatach kulinarnych, kursach gotowania. – Na początku to ja ledwie jakąś zupę umiałam ugotować. Potem coraz więcej się uczyłam, gotowanie zaczęło mi się podobać. I chyba robiłam to coraz lepiej.

Kasia stabilniej i mocniej stawała na własnych nogach. Skończyła warsztaty usamodzielniające, a doradca zawodowy poradził jej, by „szła w kierunku gotowania, bo ma do tego smykałkę”. – W domu samotnej matki mieszkałam aż trzy lata. Siostry stały się dla mnie jak… matki. Są mi bardzo bliskie i teraz – mimo że mieszkamy już z córką na swoim, nie wyobrażam sobie życia bez siostry Magdy, dyrektorki domu, i innych… Kasia dostała niewielkie mieszkanie komunalne bez wygód. Nie ma tam superwarunków, ale jest czysto i schludnie. Rano odprowadza Agnieszkę do przedszkola, a sama idzie do pracy, czyli do domu samotnej matki, gdzie otrzymała etat kucharki. – Ta praca mi z nieba spadła. Gotuję obiady, wydaję śniadania, przygotowuję kolacje. Wcześniej miałyśmy obiady wspólne z Centrum Pomocy Rodzinie, to dziewczynom chyba mniej smakowało. Teraz gotujemy dla siebie i każdy chwali.

Kasia, która wiele przeszła i wiele wie, o tym gotowaniu mówi jak najlepszy psycholog: – Bo to jest tak: dziewczyny, gdy tu przychodzą, często są przestraszone, przybite, po strasznych przejściach. Nie są w stanie i nie umieją zrobić sobie jedzenia. Bo i gdzie się miały nauczyć? Część z nich trafia tutaj z trudnych środowisk. I najpierw potrzebują tego, żeby im ciepłą zupę podać do stołu. Ale z czasem, gdy zaczynają się zmieniać, chcą się uczyć, stawać na własne nogi, dobrze jest, by się uczyły i gotowały. I często tak się dzieje: po jakimś czasie ugotowanie prostego dania jest jak terapia. I przydaje się potem w samodzielnym życiu.

Kasia razem z księgową domu wybiera i ustala menu na tydzień. Trzeba to mądrze, zdrowo i smacznie planować. Wtedy jest i pysznie, i ekonomicznie, i różnorodnie. Starają się, by dania się zmieniały, a gdy mamom i ich dzieciom coś bardziej zasmakuje, to same się dopominają. Dzieci chyba najbardziej lubią spaghetti. A specjalnością Kasi są zupy pomidorowa i ogórkowa. Połowa mieszkańców domu bierze dokładki. – I wciąż się uczę nowych potraw. W kuchni jak w życiu, prawda?

Uczenie się i nauczenie, planowanie posiłków – to daje poczucie sprawczości, samodzielności. Taka „terapia kuchnią” to smaczne wyjście ku dobrej przyszłości.

Przyszłości, która, jak to w życiu, nie zawsze będzie różowa i bezproblemowa. Ale przy dobrym wsparciu i wierze w siebie… – zamyśla się Kasia. – Ponad rok temu spadł na mnie kolejny cios – zginęła w wypadku bliska mi osoba. Byłam w okropnym stanie. Siostry przywoziły mi do domu obiady, były obok, rozmawiały. Tak, dużo w życiu przeszłam. Może za dużo jak na mój wiek? Ale myślę i wierzę w to głęboko, że jeszcze będzie w moim życiu dobrze. Jeszcze będę szczęśliwa. I Agnieszka też.

Potrzeba funduszy

Żeby Dom Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej mógł nadal prowadzić pensjonariuszki do lepszego życia, potrzeba pilnie funduszy na remont i wyposażenie nowej kuchni. Przestronnej, wygodnej i bezpiecznej. I porządna jadalnia też jest potrzebna. Teraz mamy i dzieci jedzą w korytarzu. Konieczne są też remonty kilku pokoi dla mam i ich dzieci. – Myślę, że tak jak siostry pomogły mnie, tak i dobrzy ludzie pomogą domowi. To jest taka podstawa – głodnego nakarmić. Umiem dobrze ugotować, ale muszę mieć gdzie… – mówi Kasia, stojąc w niewielkiej kuchence. I daje dokładkę bigosu jednej z mam. A maluszkowi nalewa ryżanki. – Smacznego!

Więcej o domu i zbiórce na kuchnię na profilu facebookowym Domu Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej w Łodzi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.