Dla Masajów nadszedł czas przełomu – mówi „Arkado spod Kilimandżaro”, polski misjonarz

GN 42/2023

publikacja 19.10.2023 00:00

O poligamii akceptowalnej przez synod, gramatyce języka maa i prezydencie, który jest sługą Bożym, mówi ks. Arkadiusz Nowak SMA.

Ks. Arkadiusz Nowakze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich, w latach 2002–2004 misjonarz w RŚA, w latach 2004–2023 w Tanzanii – w Moita Bwawani, Olbalbal/Ngorongoro, Malambo. Od października 2023 r. oddelegowany do domu formacyjnego zgromadzenia w Borzęcinie Dużym k. Warszawy jako animator misyjny i powołaniowy (aronowak@yahoo.fr). Ks. Arkadiusz Nowakze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich, w latach 2002–2004 misjonarz w RŚA, w latach 2004–2023 w Tanzanii – w Moita Bwawani, Olbalbal/Ngorongoro, Malambo. Od października 2023 r. oddelegowany do domu formacyjnego zgromadzenia w Borzęcinie Dużym k. Warszawy jako animator misyjny i powołaniowy (aronowak@yahoo.fr).
archiwum ks. Arkadiusza Nowaka

Krzysztof Błażyca: To prawda, że chrzciłeś mlekiem?

ks. Arkadiusz Nowak:
(śmiech) Nieprawda, choć większość mego życia kapłańskiego spędziłem wśród Masajów. Dla nich woda jest pojęciem obcym. Oni podróżują, szukają soczystych traw dla swoich stad. Woda jest dla zwierząt. Natomiast wszystko, co dotyczy życia Masajów, wiąże się z mlekiem. Mleko jest bezcenne. I gdy dzieje się coś nadzwyczajnego, odwołują się do tradycyjnych błogosławieństw z mleka. Ale był jeden misjonarz z USA, z którym miałem zaszczyt pracować, który na początku bardzo poszedł w inkulturację. Chciał przybliżyć Masajom Ewangelię przez bliską im symbolikę. Czyli np. odprawiał Mszę św., trzymając w ręce trawę, która jest symbolem przebaczenia, ubrany na czarno, bo to dla Masajów kolor święty, „kolor Boga”. No i on właśnie chrzcił mlekiem. Biskup jednak upomniał go, że się w tej inkulturacji nieco zagalopował. Więc potem zmienił proporcje. Ale zawsze ta kropla mleka w wodzie była. I to przemawiało do Masajów. Choć mało to sakramentalne…

Mówiąc o mleku, nie sposób nie spytać o picie go zmieszanego z krwią…

Tak, ja również piłem – i przeżyłem. Nie robią tego dla przyjemności czy z pobudek magicznych. To ma charakter czysto odżywczy. Gdy kobieta rodzi dziecko, jest osłabiona, wtedy też mleko miesza się z krwią. Podobnie gdy jest pora sucha. Masajskie krowy nie dają tyle mleka co nasze. Może 3, 4 litry na dzień. W związku z tym, że jest mało mleka,trzeba je uszlachetnić. Masajowie nie zabijają krowy, lecz nakłuwają żyłę, z której upuszczają krew, następnie rana jest tamowana. Praktykują to, aby wojownicy, będący miesiącami na pastwiskach, gdzie nie ma nic do jedzenia, mieli dodatkowe wartości odżywcze.

„Noc spędziłem pod gołym niebem. Sufit stanowiły migoczące gwiazdy. Delikatne podmuchy wiatru i dziesiątki dźwięków. Setki flamingów…”. To Twoje zapiski z wioski Ololepo. Ten zachwyt misyjnym życiem trwa?

Nieustannie! Zadano mi kiedyś pytanie, na ile Afryka mnie zmieniła. Myślę, że nie zmieniła, tylko pozwoliła mi być sobą takim, jakim jestem. Właśnie z tymi zachwytami. Moja prosta filozofia życia to łapanie sekund szczęścia, które składają się potem w godziny i wieczność. I Afryka taka jest. Wystarczy jeden procent zachwytu, by zawsze już do niej wracać.

Lubisz powtarzać, że wszystkie drogi prowadzą do Afryki. Którędy doprowadziła Cię Twoja?

Mówiąc o powołaniu, zacznę od tego, że za bardzo lubię swojską kiełbasę i chleb, dlatego nie widziałem się na misjach, bo tam tego nie ma. (śmiech) Ale jak pisał Jan Paweł II o powołaniu – dar i tajemnica. W moim przypadku to było jak bumerang – im mocniej odrzucasz, tym mocniej wraca. A ja tę myśl odrzucałem: bo nie radzę sobie z językami, bo nie ma swojskiej kiełbasy, bo po prostu nie chcę… Ale to wracało przy spotkaniach z misjonarzami, wśród których był też mój serdeczny przyjaciel z czasów szkolnych, Robert Gucwa, który został potem zamordowany na misjach w Republice Środkowoafrykańskiej. I nie byłbym sobą, gdybym jednak nie spróbował.

Teraz jesteś Arkado spod Kilimandżaro. Tak wołają za Tobą dzieci. Łatwo się było zaadaptować?

W Tanzanii jest 120 języków, 60 mln mieszkańców; angielski i suahili są językami oficjalnymi. Masajowie mówią w swoim, z grupy nilockiej, językiem maa. Nie jestem jeszcze Masajem, bo nie mówię płynnie w maa, ale rozumiem wiele. Wzorcem niedoścignionym dla mnie był pierwszy proboszcz na misji. Nauczył się języka, pracował z ludźmi w polu, otrzymał lokalne imię. Starszyzna orzekła, że jest z innego świata, a skoro został z nimi, to znaczy, że ma coś ważnego do powiedzenia. Dla mnie również ważne jest poznawać ludzi, być z nimi. Oni potrzebują świadków, nie tylko słów. Czas spędzony wśród Masajów, uczestniczenie w ich uroczystościach, jak narodziny, obrzędy, inicjacje, śmierć – w ten sposób się poznawaliśmy. Nadali mi masajskie imię Oloodo, czyli „wysoki”. Dziś mówię, że z chrztu wody mam na imię Arkadiusz, a z „chrztu mleka” – Oloodo.

Nasze wyobrażenia o Masajach kreują stereotypy zaczerpnięte z literatury, filmów. A jaka jest rzeczywistość, codzienne życie, wyzwania?

Masajów jest około miliona. Zamieszkują południową Kenię i północną Tanzanię. Jakieś trzy czwarte żyje po stronie Tanzanii. Są dumni z tego, że są Masajami. Znam takich, którzy władają czterema językami europejskimi, mają doktoraty, a siedzą w tej okopconej masajskiej chacie, ubrani po masajsku, jedząc rękoma. Nasza znajoma prawniczka przyjeżdża samochodem do wioski i od razu przebiera się z europejskich ciuchów w masajskie, robi obchód sąsiedztwa i z szacunku dla starszych chyli głowę w pokorze, aby ją pobłogosławili. Niewątpliwie czasy obecne to okres przełomu dla Masajów. Sami muszą określić, na czym polega ich tożsamość, czy to przez język, czy tradycję. A ta jest silna. Jeśli np. chłopak nie przejdzie obrzezania, inicjacji „bycia wojownikiem”, to może mieć nawet doktorat, ale będzie uważany za dziecko. Muszą więc odnaleźć się w nowej rzeczywistości, gdzie wciąż będą mogli czuć się Masajami.

Kościół w Tanzanii ma zaledwie 150 lat. To wciąż początki…

O Tanzanii mówi się, że 30 procent stanowią chrześcijanie różnych wyznań, tyle samo jest też muzułmanów i animistów. Złośliwi twierdzą, że statystyki statystykami, a naprawdę wszyscy to animiści. Przede wszystkim trzeba podkreślić, że wszyscy są wierzący. Tradycje są ciekawe, prowokują naszą mentalność. Ja pracuję wśród Masajów. Bóg dla Masajów jest „kobietą”, Czarną Matką. Nie dlatego, że oni są czarni, ale że czarne są chmury zwiastujące deszcze, a deszcz jest największym błogosławieństwem. Od tego zależy życie krów, trawa, a zatem i ich przeżycie. No i będzie mleko. To, że Bogu przypisują cechy matki, wynika też z gramatyki języka masajskiego. Automatycznie używają rodzaju żeńskiego. Stąd Bóg jako „kobieta”, Czarna Matka. Chrześcijaństwo przyjmują stopniowo… Wśród Masajów to ciągle teren pierwszej ewangelizacji. Chrześcijanie stanowią ok. 10 procent – katolicy i protestanci. Czyli wioska ma np. 2 tys. osób, a do kościoła przychodzi ok. 200. Reszta to animiści. Niedawno na naszym terenie obchodzono 70-lecie pierwszego chrztu. Natomiast nasza diecezja Arusza, typowo masajska, obchodzi w tym roku 60 lat. Do dziś chrzty przyjmują w większości dorośli. Na terenie naszej misji jest 30 wiosek. Jeździmy do około 15. Połowa pozostaje nietknięta. Nie chcemy, aby nasza praca była postrzegana jako neokolonializm, narzucanie czegoś. Protestanci na początku trochę się sparzyli, bo kazali ściągać Masajom ich dekoracje, łańcuszki, jako bałwochwalcze, co się Masajom nie spodobało. My jeździmy przez wioski, zatrzymujemy się, coś kupimy, odwiedzimy kogoś, pomożemy. Oprócz projektów duszpasterskich mamy projekty socjalne, pomocowe. Ludzie przychodzą, widzą. I wtedy czasami pojawiają się też pytania o religię.

Jak wygląda pierwsza ewangelizacja u Masajów?

Oprócz szkoły najczęściej dokonuje się przez bomę. Boma to grupa domów, rodzina, klan. W środku jest miejsce dla krów, dokoła są chaty, w których mieszka starzec ze swymi żonami. U Masajów nie istniejesz jako jednostka, indywidualnie. Jesteś w grupie. Katecheza w rodzinie ma miejsce, jeśli starzec się zgodzi. On niekoniecznie musi uczestniczyć, ale to on podejmuje decyzję i wszystkiego się dowie. Starcy decydują o wszystkim, również o chrzcie. Wśród Masajów obecna jest też cały czas poligamia. Warto tu dodać, że synod diecezjalny w Aruszy w 2000 roku zgodził się, aby starzec, który prosi o chrzest, mógł być ochrzczony razem ze swymi tradycyjnie poślubionymi żonami i aby mogli korzystać z sakramentów. Synod, za zgodą Watykanu, zaaprobował, że oni stanowią jedność, aby nie rozbijać tej tradycyjnej rodziny. To był przywilej tylko dla Masajów, który dotyczył w zasadzie jednego czy dwóch pokoleń. Jeśli jednak po chrzcie starzec wziąłby inną żonę, to wtedy już rozbijałby jedność i już nie może korzystać z sakramentów. Ale dopóki jest z dotychczasowymi żonami, choć nie ma ślubu kościelnego, to ten ślub tradycyjny jest respektowany i on może korzystać z sakramentów – spowiadać się, przystępować do Komunii – podobnie jak jego żony. Ten przywilej dotyczył głównie starców, którzy chcieli przyjąć chrzest. My to respektowaliśmy, obecny biskup próbuje to zmienić.

Wobec wciąż silnych tradycyjnych wierzeń spotykacie się czasem ze sprzeciwem?

Mieliśmy kiedyś peregrynację krzyża po wsi. Wielu chciało dotknąć krucyfiksu, nawet muzułmanie, wierząc, że to wiąże się z błogosławieństwem. Jednak parę osób odmówiło, m.in. mąż naszej chórzystki. Nawet nas zwyzywał, ku jej rozpaczy. Nie pozwolił, aby krzyż znalazł się w jego bomie. Dwa tygodnie później wezwali mnie do wioski. „Musisz jechać, najlepiej z krzyżem”. Ten, który nas wyrzucił, chciał, abyśmy pobłogosławili całą jego bomę. „Co go natchnęło?” – pytam. Okazało się, że kilka dni po tym, jak nam odmówił gościnności, hieny zżarły mu całe stado kóz. On od razu połączył to z faktem, że odrzucił błogosławieństwo. Tak więc ludzie tu wierzą w świat nadprzyrodzony. Choć dużo jest tu lęku, strachu. Chrześcijaństwo jest dla nich szansą, by się z tego wyzwalać. Modlitwa, błogosławieństwo krów, błogosławienie domów, chorych – to dla nich ważne. Samo zrobienie znaku krzyża jest dla nich modlitwą. Nawet nie napiją się wody czy mleka bez znaku krzyża. Pierwsi misjonarze „opracowali” kerygmę – takie krążki z prostymi obrazkami, by miejscowi zachwycili się Ewangelią, Jezusem. I wszystko prowadzi do pytania: czy chcesz zostać przyjacielem Jezusa?

W 2015 r. Tanzania zapisała w prawie penalizację czarów. Czy macie do czynienia również z tym zjawiskiem?

Czary, podobnie jak obrzezanie kobiet, są nielegalne, ale w ukryciu wciąż dochodzi do jednego i drugiego. Masajowie nie są tak wielkimi zwolennikami czarów jak inne grupy etniczne. Problemem, zwłaszcza wśród np. Sukuma, jest sytuacja ludzi z albinizmem. Tam wciąż zdarza się odrąbywanie im kończyn czy pozyskiwanie ich krwi do czarów, aby np. wiodło się w pracy i życiu. Masajowie mają swoje tradycyjne wierzenia. Wyrocznią dla nich jest laiboni, czyli prorok, znachor. Zwracają się do niego o wytłumaczenie różnych zdarzeń. Posiada on wiedzę związaną z zielarstwem. Mają też swoje święte drzewo Oreteti, które w pewnym sensie symbolizuje pępowinę, coś, co łączy matkę z dzieckiem. Bóg jest dla nich Matką, a to drzewo jak pępowina łączy z „Bogiem Matką”. Pod tym drzewem kobiety proszą o dzieci lub o deszcz, czyli największe błogosławieństwo dla społeczności nomadycznych, jaką są Masajowie. Jest też święta góra Oldonyo Lengai, czyli Góra Boga, nad jeziorem Natron. Nie brak ludzi podających się za Bożych posłańców. Pojawił się swego czasu jeden babu, czyli starzec, który twierdził, że Bóg objawił mu lekarstwo na wszystkie choroby. I ze wszystkich stron Tanzanii ludzie ruszyli do niego po kubek tego zielska… Dzięki temu mamy dobrą drogę w rejonie. (śmiech) Panuje też przywiązanie do przesądów. Jeden Masaj powiedział mi: „My się nie boimy niczego poza białymi”. Zaś wartości takie jak rodzina są najważniejsze. Gościnność, optymizm, szacunek dla życia od początku do końca – mają to w genach. A te nasze „nowości”, które dziś narzuca zachodni świat, są im kulturowo obce.

Przewroty polityczne, rebelie. To dość częste w krajach Afryki. Na tym tle Tanzania jawi się jako kraj dość spokojny.

Obawiam się, że coraz więcej jest przesłanek, aby mówić tak w czasie przeszłym. Kraj zjednoczył Julius Nyerere. Nazywali go Mwalimu, czyli nauczyciel. To on wprowadził suahili jako język całego narodu. Jego zamiarem było wymieszanie etniczne, aby nie dochodziło do konfliktów, jak np. w sąsiedniej Kenii. Nyerere odszedł, nie zabierając nic. Inni w tym czasie dorobili się majątków, on wrócił do swojej Butiamy, na swoje poletko. Tanzania wiele zawdzięcza Nyereremu. Tworzył kraj pokoju. Dlatego Kościół w Tanzanii stara się o beatyfikację sługi Bożego [od 15 maja 2005 r. – przyp. red.] Juliusa Nyerere. Niestety, Zachód patrzy na całą Afrykę w kategoriach czerpania korzyści, a nie udzielania pomocy. I gdy już pomoc się pojawia, to na zasadzie „damy wam coś, ale musimy mieć dostęp do waszych złóż”. Promocja praw człowieka, a zarazem narzucanie prawa do aborcji itd… I w pewnym momencie pojawił się sprzeciw. John Magufuli, poprzedni prezydent, katolik, stwierdził, że Tanzania poradzi sobie bez Europy. Zmarł w 2021 r. Obecna prezydent, Samia Saluhu, jest muzułmanką. I pojawiła się sprawa wyrzucania Masajów z ich ziemi w oparciu o kontrakt z szejkami. Dochodziło do zabójstw Masajów, podpaleń domów. Tanzańczycy to nie są ludzie, którzy od razu chwytają za broń. Ale boję się, że ta cierpliwość Masajów powoli się kończy.

Mądrość masajska, która Cię prowadzi?

Dla nich ważne są mleko i miód. I fajnie mówią na pożegnanie lub dobranoc: naishi o kule, co znaczy: miodu i mleka! Życzę ci miodu i mleka, czyli tego, co najważniejsze, abyś żył w dostatku.

krzysztof.blazyca@gosc.pl

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.