Synod chroni nas przed „sekciarstwem”

Aleksander Bańka

|

GN 42/2023

publikacja 19.10.2023 00:00

Synod jest już za półmetkiem. Co mogę o tym czasie powiedzieć?

Papież Franciszek aktywnie uczestniczy w obradach. Papież Franciszek aktywnie uczestniczy w obradach.
Vatican Media/ABACA/east news

Bałbym się Kościoła, który jest zwartym monolitem wykluczającym przestrzeń na rozmaite poglądy, różnice zdań, odmienne podejścia, w którym się nie rozmawia, nie słucha siebie nawzajem, nie rozeznaje. Jeśli taki byłby Kościół – przy całej złożoności tworzących go lokalnych społeczności i specyfice ludzi wywodzących się z odmiennych kręgów kulturowych, różnych kontynentów, tradycji, doświadczeń historycznych oraz innych procesów dziejowych – przypominałby raczej sektę niż wspólnotę ludzi wolnych, zjednoczonych we wspólnej wierze i miłości. Prawda jest taka, że Kościół nigdy w swej historii monolitem nie był i nigdy nim nie będzie. Tęsknota za taką wizją i próba jej realizacji to w gruncie rzeczy dążenie do wyeliminowania z tej wspólnoty tych, którzy naszej wizji nie chcą się podporządkować. Nie znaczy to, że nie powinniśmy wierzyć w słuszność naszych racji. Wyjeżdżając na synod do Rzymu, byłem przekonany, że istotą czasu synodalnych spotkań nie będzie wprowadzanie zmian doktrynalnych, ale poszukiwanie nowych duszpasterskich rozwiązań dla Kościoła, po to, aby skuteczniej ewangelizować i lepiej odpowiedzieć na wyzwania, które przed eklezjalną wspólnotą stawia współczesny świat. Również teraz właśnie na to kładę akcent, gdy w takiej czy innej formie mam okazję przedstawiać moje stanowisko.

Szkoła słuchania

Za nami wiele synodalnych rozmów, spotkań i wymiany doświadczeń. Co mogę o nich powiedzieć? Że moja pierwotna intuicja o konieczności poszukiwania nowych pastoralnych perspektyw nie tylko we mnie nie osłabła, ale potwierdziła się i utrwaliła. I że lepiej rozumiem zdania tych spośród obecnych na synodzie, którzy o pewnych sprawach myślą inaczej. Nawet jeśli nie zgadzam się z częścią rozwiązań, które niektórzy z nich proponują, czy ze sposobem na uzdrowienie Kościoła, który wydaje im się słuszny, to lepiej rozumiem ich racje. Mam też wrażenie, że ludzie, z którymi rozmawiam, dzieląc się moim stanowiskiem, lepiej rozumieją mnie. Synod daje taką przestrzeń, ponieważ nie jest poligonem wzajemnego zwalczania się, ostrzeliwania argumentami i zwyciężania, ale szkołą słuchania. Właśnie dlatego mogą tu spotkać się ze sobą takie osoby jak konserwatywny w kwestiach doktryny kard. Gerhard Müller i liberalny w podejściu do osób LGBT James Martin SJ. Co więcej, mogą wspólnie pozować do zdjęcia (dowód jest dostępny na profilu X – dawniej Twitter – Jamesa Martina), ale także posłuchać. Czy wzajemnie się przekonają? Raczej nie. Czy lepiej się poznają i zrozumieją? Myślę, że tak. A to ważny krok do przodu – krok, który, ujmując problem nieco szerzej, chroni przed katolickim „sekciarstwem” – naszym odcinaniem się od siebie nawzajem i wzajemnym wykluczaniem ze wspólnoty Kościoła.

Synod nie poligon

O tym, co dzieje się aktualnie w Rzymie, najchętniej wypowiadają się obecnie ci, którzy w rzeczywistości nie mają na ten temat żadnej wiedzy. Powstają więc fantastyczne teorie, które podgrzewają atmosferę nieufności i niepokoju w katolickich środowiskach. Jeśli do tego dochodzi chęć wzbudzenia medialnej sensacji, natychmiast generują się zamęt i uczucie lęku. Tylko po co? Synod nie ma sam w sobie żadnej mocy decydującej. O niczym nie rozstrzyga i niczego nie przesądza. Jest jak soczewka skupiająca głosy, które od wielu lat wybrzmiewają w różnych zakątkach Kościoła – zarówno w jego centrum, jak i na peryferiach. Te głosy potrzebne są do rozeznania papieżowi – nie a priori, ale dlatego, że sam takie pragnienie wyraził. W ramach spotkań synodalnych rozmawiamy tylko o tym, co zostało zapowiedziane wcześniej w Instrumentum laboris i dokładnie według klucza, który został zaplanowany. Co więcej, synod to nie przestrzeń walki dobra ze złem, rodem z manichejskiego obrazu zmagań pierwiastków światła (tradycyjni obrońcy doktryny) i ciemności (liberałowie). Jeśli tak miałoby to wyglądać, to gdzie umieścić np. tych przedstawicieli katolickich Kościołów wschodnich, którzy, odrzucając możliwość udzielania święceń kapłańskich kobietom, nie widzą problemu w udzielaniu ich żonatym mężczyznom, zgodnie ze swą wielowiekową tradycją?

Zaufajmy Duchowi Świętemu

To tylko przykład tego, jak złożony i wielowymiarowy jest Kościół. Tę złożoność pokazuje i ogniskuje synod. Właśnie tu, w Rzymie, w czasie codziennych spotkań, w jednej grupie wspólnie modlą się, rozmawiają i rozeznają przedstawiciel Kościoła z Pakistanu, gdzie katolików jest garstka i można stracić życie za wiarę w Jezusa, biskup młodej diecezji w Afryce, gdzie chrześcijaństwo liczy kilkaset lat i dynamicznie rozkwita, oraz europejski kardynał z kraju, który właśnie przekształca się w religijną pustynię. Każdy z nich chciałby rozwiązać problemy Kościoła, przyjmując za punkt wyjścia swoją perspektywę. I choć perspektywy te są czasami odmienne, spotykamy się nie po to, by walczyć, lecz by iść wspólną drogą, ponieważ wszystkich nas łączy miłość do eklezjalnej wspólnoty, a nie chęć zaszkodzenia jej. Dlatego zamiast słuchać domorosłych wieszczów apokalipsy, zaufajmy Duchowi Świętemu działającemu w Kościele i zachowajmy trochę więcej spokoju.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.