Strach w Ziemi Świętej. Polacy w ogarniętym wojną Izraelu

Jarosław Dudała

|

GN 42/2023

publikacja 19.10.2023 00:00

Polski benedyktyn z Góry Oliwnej dr hab. o. Daniel Stabryła mieszka w Izraelu od 20 lat. W tym czasie wybuchło już pięć konfliktów w Strefie Gazy. Teraz jest jednak inaczej. Groźniej.

Polacy zostali ewakuowani z Tel Awiwu wojskowym samolotem. Polacy zostali ewakuowani z Tel Awiwu wojskowym samolotem.
Marcin Obara /pap

Największym zagrożeniem w Jerozolimie nie są rakiety, ale rosnące napięcie między społecznościami żydowską i arabską. Takie jak to, którego doświadczył mój przyjaciel Arab, który po prostu poszedł do fast foodu. Został zaatakowany. Na szczęście obyło się bez rękoczynów, ale gdy człowiek nie czuje się bezpiecznie na ulicy czy w restauracji, to nie jest dobrze – mówi o. Stabryła.

Z drugiej strony – jak relacjonuje – w hebrajskojęzycznym internecie mnożą się pytania, jak to możliwe, że w chwili sobotniego ataku na granicy ze Strefą Gazy nie było izraelskiego wojska. Wszyscy pojechali do domu na zbliżające się święto? I jak to możliwe, że przez kilka godzin armia Izraela pozwalała na kontrolowanie terytoriów żydowskich przez bojowników palestyńskich, którzy mordowali cywili, gwałcili kobiety. Mnożą się teorie spiskowe.

Gdzie jest wojsko?

Ojciec Daniel też się dziwi. – Jestem nikim, ale w tamtą sobotę już o 7.00 rano wiedziałem, że coś się dzieje – opowiada. Miał wtedy kontakt z żydowskim przyjacielem, który mieszka w osadzie niedaleko Strefy Gazy. To mężczyzna po czterdziestce. Niejedno już widział, także podczas służby w wojsku. Ale – jak pisał do o. Daniela – nigdy nie bał się tak, jak wtedy. Bojownicy palestyńscy chodzili po jego miejscowości. Ukrywał się. A w wiadomościach przesyłanych do polskiego zakonnika pytał dramatycznie: „Gdzie jest izraelskie wojsko?”.

Część Izraelczyków – jak mówi o. Stabryła – w internetowych komentarzach tonuje emocje. Podkreślają, że najpierw trzeba zadbać o bieżące bezpieczeństwo, a potem szukać winnych. Inni natomiast podejrzewają spisek. Nie przebierając w słowach, piszą: „Ta sprawa śmierdzi”. Albo nawet: „To nie był błąd. Sprzedali nas”.

Ojca Stabryłę zastanawia też, dlaczego bojownicy ze Strefy Gazy tak brutalnie zaatakowali Izraelczyków. To nie tylko okrucieństwo, ale i krótkowzroczność. Bo przecież powinni się spodziewać, że odwet będzie miażdżący.

Chaos

Wybuch konfliktu zastał polskiego franciszkanina o. Jordana Gazdę na lotnisku w Tel Awiwie. Był już dosłownie o krok od powrotu do domu, do Polski. – Panował chaos. W pierwszej kolejce trzeba było stać, żeby w ogóle dostać się na lotnisko. Potem w drugiej, żeby zdać bagaż. Pytałem: „Czy poleci samolot Wizzair do Katowic?”. Odpowiedzieli, że tak. Później okazało się, że lot jest jednak odwołany – relacjonuje zakonnik.

– Potem znów kolejka, tym razem – żeby się wydostać z lotniska. Wróciłem do Jerozolimy, zgłosiłem się do ambasady. Powiedzieli, żeby czekać na informację, kiedy będę mógł polecieć do Polski – mówi o. Jordan.

Chwali przy tym polski rząd i służby dyplomatyczne. – Nasze władze zareagowały chyba najszybciej ze wszystkich – mówi franciszkanin.

Polacy? Aha, to OK

– Było trochę chaosu, ale w takiej sytuacji to jest normalne – ocenia ks. Krzysztof Bąk, były dyrektor Caritas Archidiecezji Katowickiej, który w czasie wybuchu konfliktu przebywał w Betlejem z grupą osób niepełnosprawnych z DPS w Rudzie Śląskiej-Halembie.

– Niepełnosprawni to specyficzna grupa. Oni są pokorni, o nic się nie upomną, przyjmują to, co jest. Patrzą tylko na opiekunów grupy. Gdyby widzieli w nas lęk, toby się bali. Ale że go nie widzieli – wrócili z Ziemi Świętej pełni wrażeń – mówi ks. Bąk już po powrocie samolotem (przez Kretę) do Polski.

Opowiada przy tym, że choć Betlejem – w którym najdłużej przebywała jego grupa – leży już za murem oddzielającym część żydowską Izraela od części palestyńskiej, to pokonanie punktu kontrolnego w murze nie sprawiło im żadnego kłopotu. – Obsługa punktu była uprzedzona o naszym przybyciu i kiedy usłyszała, że jesteśmy z Polski, to nawet nie sprawdzono nam paszportów, tylko od razu przepuszczono – relacjonuje śląski duchowny. Według niego w tym czasie w Betlejem byli głównie pielgrzymi z Polski, a także nieco przybyszów z Azji.

Róbcie zapasy

Jak na całą tę sytuację reagują mieszkańcy terenów Izraela położonych z dala od strefy walk? – Jest przygnębienie. Lęk – przyznaje ks. Bąk. – Tak, jest lęk. Ludzie mówią, że to się prędko nie skończy, i martwią się tym – potwierdza o. Jordan. W mediach słychać apele o przygotowywanie się do wojny, robienie zapasów żywności, wody i baterii na 72 godziny.

– W Jerozolimie jest spokój – mówi s. Benigna, elżbietanka z Nowego Domu Polskiego. – Żyjemy pomału. Na ulicach jest dużo mniej ludzi niż zwykle. Można się sprawnie poruszać po mieście. Wszystko działa. Czynna jest komunikacja publiczna. Sklepy i stacje paliw są otwarte – dodaje. Jak mówi, w mieście nie słyszy się wybuchów, bo rakiety lecące na Izrael są w większości strącane przez system antyrakietowy nazywany Żelazną Kopułą. – Czasem tylko słychać specyficzne odgłosy trafień w lecące pociski – mówi polska elżbietanka.

Dodaje, że Nowy Dom Polski znajduje się w dzielnicy Jerozolimy zamieszkanej przez ortodoksyjnych żydów.

– W ciągu dnia niewielu ich widać na ulicach, ale wieczorami przychodzą na modlitwy do pobliskiej synagogi – relacjonuje siostra.

To nie pierwszy raz

Modlą się także chrześcijanie. – Sanktuaria są otwarte (m.in. bazyliki Bożego Grobu w Jerozolimie czy Bożego Narodzenia w Betlejem). Odprawiane są Msze, odbywają się modlitwy różańcowe. Pielgrzymi, którzy nie wylecieli jeszcze z Izraela, modlą się o pokój. Moi bracia franciszkanie też modlą się i poszczą w tej intencji. Trwają adoracje Najświętszego Sakramentu – mówi o. Jordan.

Jak w tym wszystkim odnajdują się miejscowi katolicy? – Są mniejszością, ale trwają na swoich miejscach – mówi o. Gazda. Dodaje, że lokalni chrześcijanie nie są zostawieni samym sobie. Troszczy się o nich zarówno Patriarchat Jerozolimski, jak i Franciszkańska Kustodia Ziemi Świętej. Wielu wyznawców Chrystusa pracuje w miejscowych sanktuariach. Tak zarabiają na życie.

Módl się o pokój!

– Wszyscy łączmy się w modlitwie i poście w intencji o pokój. Polecajmy wszystkie strony konfliktów na całym świecie – apeluje franciszkanin.

Wtóruje mu ks. Krzysztof Stolarski ze Zgromadzenia Misjonarzy Afryki. Obecny konflikt przeżywa w jerozolimskiej wspólnocie swego zakonu, złożonej z dwudziestu misjonarzy pochodzących z czternastu krajów. Wbrew obiegowym opiniom ks. Stolarski uważa, że konflikt w Ziemi Świętej jest bardzo skomplikowany, ale nie jest nierozwiązywalny. – Potrzeba do tego dobrej woli wszystkich stron. Żadna przemoc nie jest rozwiązaniem – podkreśla.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.