Miód na serce w Krakowie – najstarsze w Polsce duszpasterstwo akademickie

Marcin Jakimowicz

|

GN 41/2023

publikacja 12.10.2023 00:00

Przyjechałem spotkać się z historią, a zastałem piękny, tętniący życiem Kościół. W krakowskiej kolegiacie Świętej Anny od wieków ludzi podnosi Słowo.

◄	Promienie słońca tańczą na fasadzie kolegiaty. ◄ Promienie słońca tańczą na fasadzie kolegiaty.
Roman Koszowski /foto gość

Pod Collegium Maius barwny tłum studentów, którzy cztery dni temu rozpoczęli naukę na krakowskich uczelniach. Jeszcze przed tygodniem przeważali turyści, dziś miasto na powrót jest w posiadaniu żaków. Promienie słońca tańczą po dwukondygnacyjnej, związanej dwiema wieżami fasadzie kolegiaty Świętej Anny. W tle rdzawe liście kasztanów. Po rekordowo ciepłym wrześniu jesień stanowczo upomina się o swoje prawa. Co chwila ktoś wchodzi po ośmiu stopniach do świątyni, by znaleźć chwilę wytchnienia, oddechu, ciszy.

Do wyboru, do koloru

Zerkam na tablicę ogłoszeń: „Czytamy Sobór: ks. Krzysztof Porosło i ks. Robert Woźniak”; „Dzień otwarty, czyli przesłuchanie dla scholi”; „Przepis na miłość: jak patrzeć w jednym kierunku?”; „Warsztaty: Żar Ognia”; „Adoracja: poniedziałki o 20.00”; „The Upper Room, czyli piątkowe spotkania dla studentów mówiących po angielsku”. – A to jedynie niewielka część naszych ogłoszeń – wyjaśnia ks. Krzysztof Porosło, odpowiedzialny za najstarsze w Polsce duszpasterstwo akademickie, które za cztery lata będzie świętowało setne urodziny. – To Kościół młodych. Niemal tysiąc osób w grupach parafialnych, od uczniów szkół podstawowych, przez szkoły średnie, po duszpasterstwa akademickie, pozaakademickie, osób dorosłych i rodzin. Po niedzielnej Mszy o 19.30 jest kolacja dla studentów, a po akademickich Eucharystiach czwartkowych – spotkania formacyjne, po których studenci idą… na potańcówkę. Porywające jest doświadczenie Mszy, w której uczestniczy pół tysiąca studentów. Zdaję sobie sprawę, że to łaska i rzadki obrazek w polskich parafiach.

Każdego dnia „przy Annie” spotykają się jakieś grupy. Tylko we wtorek jest ich… jedenaście. Działają na zakładkę. Jedna kończy, druga zaczyna. Jak w ulu. – O tak! Ul jest dobrym porównaniem – uśmiecha się proboszcz ks. Tadeusz Panuś (w parafii pracuje też jego brat, również profesor teologii i również człowiek ogromnej pasji, który o kolegiacie może opowiadać z błyskiem w oku godzinami. Obaj kochają to miejsce i znają je od podszewki).

– To ul, bo płynie tu litrami miód Bożego słowa? – pytam.

– Pracy rzeczywiście jest mnóstwo. Mam nadzieję, że nie siedzą tu same trutnie – wybucha śmiechem ks. Tadeusz. Przed laty chodził do pobliskiej „piątki”, słynnego krakowskiego liceum, i tu rozeznawał swe powołanie.

– Moje ukochane miejsce? W tak pięknej świątyni powinienem pokazać jakiś ołtarz czy jedną z kaplic, ale… – ks. Porosło wskazuje konfesjonał po naszej lewej stronie. – Spędzam tu wiele godzin. Podczas poniedziałkowej adoracji mam dyżur i widzę, że nigdy półtorej godziny nie wystarcza. I nawet nie chodzi mi o spektakularne spowiedzi po latach, ale o takie codzienne, świadczące o jednym: o tym, że ludzie pragną żyć w łasce.

Przy konfesjonale tabliczka. Tu spowiadał sługa Boży bp Jan Pietraszko (w sąsiednim konfesjonale zasiadał kard. Wojtyła).

– Moje ukochane miejsce? Ten konfesjonał – wyjaśnia ks. Krzysztof Porosło.   – Moje ukochane miejsce? Ten konfesjonał – wyjaśnia ks. Krzysztof Porosło.
Roman Koszowski /foto gość

Nikt nie głosił tak jak on!

Młody Józef Tischner, który często mijał kościół misjonarzy na Stradomiu, przez pewien czas wahał się, czy nie wstąpić do tego zgromadzenia. Tym bardziej że ogromne wrażenie zrobiły na nim zorganizowane przez nie rekolekcje w Poroninie. Co zdecydowało o tym, że ostatecznie wybrał „diecezję”? Spotkanie z duszpasterzem akademickim kolegiaty. „Ks. Jan Pietraszko z natury raczej nieśmiały” – charakteryzował po latach jego sylwetkę autor „Etyki Solidarności”. „Potrafił przyciągać studentów i profesorów. Duszę miał wybitnie poetycką, nigdy nie stał się naukowcem, ale potrafił fascynować ewangelicznym myśleniem i ogromną wrażliwością na godność człowieka, a także pracowitością. Przychodzili go słuchać ci, którzy chcieli chodzić »ze szczytów na szczyty«, i tacy, którzy nie mogli się odnaleźć w nowej rzeczywistości i żyli w poczuciu przegranej”.

Na pogrzebie bp. Pietraszki w marcu 1988 roku powiedział: „Widzę ten kościół przed laty. Może to był 1949, może 1950 rok... Ołtarz, a przed ołtarzem księdza Jana. Wokół tłumek studentów, bo to był powszedni dzień: może dwieście, może trzysta osób. Ksiądz Jan mówił o Ewangelii. My, studenci, czuliśmy się pogubieni, zwłaszcza ci, w których sercach tliła się jeszcze jakaś iskierka wiary. Historia jakby sprzysięgła się przeciwko nam i naszej wierze. Mrok tamtych czasów był nawet głębszy niż mrok czasów okupacji. Wówczas wiadomo było, że toczy się wojna i kiedyś nadejdzie zwycięstwo, a wtedy wydawało się, że te ciemności będą trwały wiecznie. Nie pamiętam, co wtedy mówił ksiądz Jan, ale pamiętam, że mówił tak, jak nikt inny nie mówił. Nie słyszałem, żeby ktoś tak kiedyś mówił o Ewangelii jak on”. „Zamieniał ziarno Ewangelii na chleb dla wygłodzonych. A głód był wtedy ogromny” – podsumował filozof z Łopusznej. Sam był z kolegiatą związany przez 30 lat, a podczas słynnych „trzynastek” pokazywał innym, jak dokonywać mądrych wyborów. W całkowitej wolności.

Perła baroku.   Perła baroku.
Roman Koszowski /foto gość

Otwarte drzwi

Tak, do tej świątyni przylgnęło słowo „wolność”. Tkwi nawet w detalach: w sposobie wchodzenia do duszpasterstwa. I to dosłownym, nie metaforycznym. By otworzyć drzwi, trzeba do domofonu przyłożyć kartę. Kto ją otrzymuje? Każdy należący do duszpasterstwa, a zatem kilkaset osób! Przychodzą do pomieszczenia, w którym mogą odsapnąć, napić się kawy, zjeść najlepszy na świecie sernik (uwaga, lokowanie produktu!) i pogadać. „Spotkania mamy w ośmiu pomieszczeniach, a i tak okazuje się, że to zbyt mało – opowiada ks. Porosło. – Tu nie widać wykazywanego przez statystyki zjawiska odpływu młodych, a świątynia zawsze nabita jest studentami. Mamy ręce pełne roboty, choć zdajemy sobie sprawę, że do duszpasterstw należy zaledwie 1 proc. krakowskich studentów – dodaje.

Przewrót kopernikański

Najstarsze wzmianki o świątyni pochodzą z II połowy XIV wieku. Drewniany kościół w 1407 roku pochłonął pożar. Odbudowano go jako gotycką świątynię z fundacji Jagiełły. To właśnie on związał ściśle „Annę” z akademią. Ponieważ do grobu Jana z Kęt pielgrzymowały tłumy, a wierni przestali się mieścić w kościele, przebudowano go. Obecny barokowy kształt zyskał w latach 1689–1703, a rzeźbiarską dekorację wykonał Baltazar Fontana. W nawie głównej zbudowanej na planie krzyża łacińskiego świątyni przedstawiono Kościół jako Niebieskie Jeruzalem.

Stoję pod monumentalną konfesją Jana z Kęt (w tym roku obchodzimy 550. rocznicę jego śmierci). Trumnę świętego dźwigają postacie symbolizujące cztery ówczesne wydziały akademii: teologiczny, prawny, lekarski i filozoficzny. Gigantyczne kręcone kolumny wzorowane są na słynnych stworzonych przez Berniniego (są największe po warszawskiej kolumnie Zygmunta!) i zwieńczone posągami Janów: Chrzciciela, Ewangelisty, Chryzostoma i Damasceńskiego.

– Rok 1473. Umiera Jan Kanty i rodzi się Mikołaj Kopernik. Tuż przy konfesji powstaje jego pierwszy pomnik – opowiada ks. prof. Tadeusz Panuś. – I choć jeszcze „De revolutionibus…” jest wśród ksiąg „zatrutych”, już biskup Jan Paweł Woronicz i kanonik, rektor Sierakowski pozwalają na zaprojektowanie tego pomnika. Czyż to nie odważny, proroczy gest? – pyta proboszcz.

Proboszcz ks. Tadeusz Panuś – człowiek ogromnej pasji. W tle monumentalna konfesja św. Jana z Kęt.   Proboszcz ks. Tadeusz Panuś – człowiek ogromnej pasji. W tle monumentalna konfesja św. Jana z Kęt.
Roman Koszowski /foto gość

Słowo daję

„Czuję moc modlitw, które płynęły w tym miejscu przez wieki” – słyszymy często od odwiedzających prastare opactwa. A ja czuję tu moc słowa, które podnosiło wiernych.

Historyk sztuki cmokałby z zachwytu, opisując detale każdej z sześciu kaplic, poświęcając im opasły tom doktoratu. Mnie zachwyca tętniący życiem Kościół. Nie wiem, czy jest w Polsce miejsce, gdzie oaza spotykałaby się w tak pięknych okolicznościach… architektury. Byłem kiedyś u nich z konferencją. Zachwyciły mnie otwartość, relacje i czas, jaki duszpasterz ks. Jacek Bernacik miał dla tej barwnej, rozgadanej ekipy. Aż 50 osób wyjechało w tym roku na rekolekcje. To naprawdę robi wrażenie…

Przed sześciu laty, w 314. rocznicę poświęcenia świątyni, posługujący tu ks. Wojciech Węgrzyniak mówił: „Jak to przy urodzinach, będą życzenia, ale najpierw chcemy ci, kolegiato, podziękować. Za to, że tu każdy może wejść, nie pytasz o wiarę, moralność, a nawet o promile parafian i gości. Za to, że tu nie ma stałych opłat, wejściówek, biletów, ofiara jest ofiarą, wdowi grosz nie czuje skrępowania, a łaska jest za co łaska. Za to, że przetrwałaś zabory, pierwszą wojnę i drugą, komunę i mniejsze nieszczęścia, ucząc, że można być wiernym bez względu na wszystko. Za to, że tu można przychodzić na ostatnią Mszę w Krakowie, deskę ratunku turystów, studentów i tych, którzy wolą lepiej późno niż wcale. Za św. Annę, dumę każdej babci i nadzieję tych, którzy tu modlą się o potomstwo. Za profesorów, rektorów, studentów, uczelnie, które tu mają swój kościół, mózg większej niż ludzki rozum tajemnicy. Za Liber generationis z głównego ołtarza i każde imię z rodowodu Jezusa, bo jeśli Najświętszy miał tak nieświętych przodków, to i moich nie będę się wstydził. I za aniołków, co nie kryją barokowego ciała, bo wiedzą, że bycie szczupłym nie musi być największym ideałem. Za spowiedź człowieka nawróconego po 27 latach, bo poruszyły go słowa listu episkopatu. I za każdy inny cud. I za niecudowanie”.

Przy „Annie” działa najstarsze w Polsce duszpasterstwo akademickie. Każdego dnia spotykają się jakieś grupy. Tylko we wtorek jest ich… jedenaście.   Przy „Annie” działa najstarsze w Polsce duszpasterstwo akademickie. Każdego dnia spotykają się jakieś grupy. Tylko we wtorek jest ich… jedenaście.
Roman Koszowski /foto gość
Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.