Joanna Mazur: Kończy się era masowego duszpasterstwa młodzieży

GN 41/2023

publikacja 12.10.2023 00:00

Jak opowiedzieć młodym o Kościele, by nie wylewać dziecka z kąpielą, mówi Joanna Mazur.

Joanna Mazur– poznanianka. Założycielka i prezeska Fundacji Odzyskani, trenerka kompetencji miękkichi coach kariery. Przed laty dziennikarka „Przewodnika Katolickiego”. Joanna Mazur– poznanianka. Założycielka i prezeska Fundacji Odzyskani, trenerka kompetencji miękkichi coach kariery. Przed laty dziennikarka „Przewodnika Katolickiego”.
dominik fąferek

Marcin Jakimowicz: Jak wynika z badań, młodzi ludzie nie są przeciwni Kościołowi – ich po prostu ta rzeczywistość nie interesuje. Jak w takim razie opowiedzieć im o chrześcijaństwie, skoro Jan w Apokalipsie pisał: „Obyś był zimny albo gorący”?

Joanna Mazur:
Mam wrażenie, że kończy się era masowego duszpasterstwa młodzieży. Widzę wyraźnie, że tym, co naprawdę działa, są relacje jeden na jeden.

Duszpasterze młodzieży czy kapłani prowadzący letnie oazy mówią to samo…

To nie tylko moje spostrzeżenie! Jasne, jest to trudniejsze, ale zapewniam – to bardzo piękne doświadczenie. Nie widzisz tłumu, grupy, masy, ale pojedynczego człowieka. Masz czas, by go zauważyć i wysłuchać. To bardzo ewangeliczne, bo przypomina opowieść o Jezusie, który zostawia 99 owiec, by odszukać jedną zaginioną. To wezwanie i dla mnie, i dla naszej fundacji, i dla całego Kościoła. Mam skupić się na jednej konkretnej osobie i z nią budować relacje, dać jej przestrzeń do zadawania pytań.

„To pokolenie, które nie nabierze się na łatwe odpowiedzi” – mówił mi bp Edward Dajczak. – Będą nieustępliwie drążyli tak długo, aż usłyszą odpowiedź na pytanie, z którym przyszli”.

Dlatego mam wrażenie, że boimy się tej relacji. Bo ona brutalnie obnaża to, co nosimy w środku. Pokazuje jak na dłoni, czy jesteśmy świadkami, komu zaufaliśmy i jak to owocuje w naszym życiu. Wydaje się nam, że młodzi testują naszą wiarę, i choć nie jest to łatwe, jest bardzo, bardzo potrzebne. Interesuje ich jedno: czy po nas widać, że żyjemy z Jezusem, czy relacja z Nim wpływa na to, jak się zachowujemy… Nie nabiorą się na łatwe odpowiedzi. Jedną z wartości, którymi kierujemy się w fundacji, jest słuchanie. Bo pytania mogą się pojawić tylko wówczas, kiedy stworzymy na nie przestrzeń i gdy nie zostaną od razu zgaszone. Młodzi opowiadają, że często mają takie sytuacje w rodzinach – zmagają się z ważnymi problemami, mają wątpliwości dotyczące wiary, ale boją się o tym pogadać z najbliższymi.

My, dorośli boimy się tych pytań…

Bo one uruchamiają nasze wątpliwości, to, z czym się mierzymy i na co często nie znamy odpowiedzi.

Do końca życia zapamiętam rekolekcje ojca Jacka Salija, który zapytany o jakąś kwestię odpowiedział przy pełnym kościele: „Nie wiem. Nie mam tego jeszcze przemyślanego. Odpowiem panu jutro”. Zachwyciła mnie ta odpowiedź.

A nam przez lata wmawiano, że jako świadkowie nie powinniśmy mieć żadnych wątpliwości i mamy sypać jak z rękawa gotowymi odpowiedziami! Cechą, której młodzi w tobie szukają, jest autentyczność. Oni naprawdę wolą odpowiedź „nie wiem” od porady osoby, która sypie z rękawa gotowymi receptami. Masz prawo nosić w sobie wątpliwości…

Wierzę i – na jednym oddechu – zaradź memu niedowiarstwu?

Tak jest! Nie wszystko jest proste i czarno-białe. Nie ma łatwych odpowiedzi i gotowych recept.

Młodzi łatwo się otwierają czy trzeba dać im czas?

To zależy od konkretnej osoby. Znakomicie sprawdza się roczny Program Mentoringowy WINGS. Łączy mentora, czyli chrześcijanina, który żyje z pasją (np. przedsiębiorcę, który jest specjalistą w danej dziedzinie), z młodą osobą. Widzimy niezwykłe owoce tego programu. Najpierw padają pytania dotyczące kariery i specjalizacji, a później życiowych wyborów i wiary…

Wiele mówi nazwa waszej fundacji: Odzyskani! Kogo i dla czego chcecie odzyskać?

Nazwa pochodzi wprost z przypowieści o synu marnotrawnym, w której ojciec „odzyskał go zdrowego”. Chcemy odzyskać młodych dla Jezusa, zafascynować ich Jego postacią, postawą. A oni naprawdę szukają swojego superbohatera – wychowali się na filmach Marvela i, jak się okazuje, wielu z nich nigdy nie słyszało Dobrej Nowiny. Szukają kogoś, na kim mogliby się oprzeć i kto ich nie zawiedzie. Wychodzimy więc do nich z Ewangelią poza obręb Kościoła, na peryferia, do przestrzeni ich pytań i wątpliwości. Priorytetem jest świadczenie o Jezusie, o tym, jak jest fascynujący, piękny, niepowtarzalny.

Wiedzą o tym już na początku czy jest to napisane małym druczkiem?

Na stronie internetowej wypisaliśmy wartości, którymi się kierujemy, ale nie sprawdzamy przy wejściu metryk chrztu. Głównym zadaniem programu mentoringowego jest kształtowanie kariery i „kompetencji miękkich”, ale bardzo zależy nam na tym, by mentorami były osoby, które mają doświadczenie żywego Boga, a zapytane – będą gotowe dać o Nim świadectwo. Młodzi przeżywający bunt (który jest naturalną koleją rzeczy!) muszą spotkać kogoś, kto będzie dla nich świadkiem. To ogromne pole do popisu dla świeckich. Dla tych, którzy są kilka kroków dalej, ale nie przemawiają z pozycji siły, nie moralizują. Oj, młodzi mają alergię na tego typu zachowania… Oni oczekują przede wszystkim wsparcia. Gdy zobaczą w takim mentorze przewodnika, naprawdę chętnie się przed nim otwierają. Warunek? Nie narzuca im swojego zdania, ale jest gotowy wysłuchać.

Często ich reakcją obronną jest ironia czy szyderka…

Ale to świadczy jedynie o tym, że musieli w tej przestrzeni zostać zranieni. Za szyderstwem stoi konkretny ból, odepchnięcie. Często (i mówię to z całą odpowiedzialnością) to doświadczenia ultrakatolickich domów.

Chrześcijańscy psychologowie gorzko żartują: DDK, czyli dorosłe dzieci katolików…

Ileż razy spotykałam dzieciaki, które opowiadały, że musiały każdego dnia chodzić na Mszę Świętą, a duch kontroli był tak silny, że gdy tylko uzyskały pełnoletniość, urywały się z tego łańcucha. Jedyne, z czym kojarzy im się Kościół, są więzy, a nie więzi. I, jakkolwiek brutalnie by to zabrzmiało, musieli na pewien czas odejść, przyjrzeć się Kościołowi z dystansu i samodzielnie odpowiedzieć na życiowe pytania. Mieli do tego prawo. Musieli odreagować ten terror, przymus, to, że nie widzieli świadectwa rodziców. Często odejście od Kościoła jest buntem przeciwko najbliższym, nie przeciwko wierze…

Nie nauczono nas tego, że Bóg nie ma wnuków, ale jedynie córki i synów…

Przez lata słyszeliśmy, że wiarę się dziedziczy, że jest przekazywana z ojca na syna, ale ostatnie lata brutalnie weryfikują tę narrację. Nie wyssaliśmy wiary z mlekiem matki, a takie myślenie jest dziś powodem frustracji rodziców, którzy widząc swe pociechy, które nie chcą mieć nic wspólnego z Kościołem, wchodzą w samooskarżanie. Nieprzypadkowo niedaleko naszej fundacji, u poznańskich dominikanów, powstała inicjatywa Spadkowiercy, czyli cykliczne spotkanie dla rodziców, których dzieci odeszły od Kościoła.

Byliśmy wychowani w religijnym monolicie, a młodzi zasypywani są tysiącami ofert. Katolicyzm jest jedną z nich. Psychologowie zgodnie twierdzą, że to bojące się ryzyka pokolenie ma ogromny problem z podjęciem jakiejkolwiek długoterminowej decyzji.

Młodzi odkładają życiowe decyzje „na później”. Do trzydziestki właściwie tylko testują, sprawdzają, próbują. Identycznie jest z wyborem drogi zawodowej – wiem, bo pracuję jako coach kariery. Zasypywani są mnóstwem ofert, ale ich podstawowym problemem jest to, że nie znają siebie. A ważniejszym pytaniem od „co chcę robić w życiu?” jest „kim jestem?”. Najpierw musisz odkryć to, co wartościowego nosisz, ucieszyć się sobą, zaakceptować się, polubić, a później możesz decydować, jaka będzie twoja droga.

Nie ułatwia tego plaga depresji… Często głoszę słwo dla młodych i nie zdarzyło się, bym nie spotkał kogoś po próbie samobójczej czy dzieciaków, które się tną…

To pandemia po pandemii. Po pandemii koronawirusa przyszła pandemia depresji… Widzimy, jak destrukcyjnie na młodych wpłynęło życie online, izolacja, lęki, niepewność, brak relacji, uzależnienie akceptacji siebie od opinii innych…

Przez lata byłaś dziennikarką. Dlaczego zdecydowałaś się rzucić zawodowe „umocowania” i poświęcić się młodym?

Bo chciałam być bardziej na boisku niż na trybunach. (śmiech) Jeździłam z dyktafonem, słuchając tych, którzy opowiadali o ewangelizacji, i z roku na rok coraz mocniej płonął we mnie ogień i pragnienie głoszenia. Angażowałam się w uliczne ewangelizacje, byłam jedną z odpowiedzialnych za wielkie wydarzenie „Talitha cum” – misję ewangelizacyjną w Poznaniu…

Nie miałaś oporu, by podchodzić na ulicy do obcych?

Znajomi śmiali się, że gdy widziałam jakiegoś groźnie wyglądającego, potężnie zbudowanego faceta w skórze, to pierwsza do niego biegłam. (śmiech) Nie neguję tej formy, ale na ulicy nie ma okazji, by tych osób wysłuchać, by je poznać, zbudować z nimi relacje. Często taka ewangelizacja nie jest skuteczna. Pewnego dnia na modlitwie przyszła mi myśl: „Będę cię prosił o to, byś odeszła z pracy”. Podeszłam do tego bardzo sceptycznie. Tyle że mam taki układ z Jezusem, że gdy On chce coś zrealizować, to sprawia, że drzwi, które były dotąd otwarte, zaczynają się zamykać, a otwierają się inne furtki. Nagle okazało się, że straciłam wenę do pisania, a teksty, które były już gotowe, „nie przechodziły”. Jakby ktoś zgasił światło. A jednocześnie zaczęła otwierać się przestrzeń do pracy z młodymi. Jezus potwierdził tę intuicję na rekolekcjach ignacjańskich i zaryzykowałam… W fundacji staramy się żyć tak, by ludzie sami pytali nas o Chrystusa, a nie startować do nich z gotowymi ewangelizacyjnymi opowieściami. Weszliśmy w długi dystans. Mój znajomy mówi, że trzeba sobie zasłużyć na prawo do bycia wysłuchanym przez młodych. Musisz zasłużyć sobie na to, by pozwolili ci opowiedzieć o miłości do Jezusa.

Czy doświadczenie depresji, która przeorała Cię przed laty, pomaga Ci zrozumieć problemy, z którymi mierzą się młodzi?

Jasne! I paradoksalnie jestem za nie bardzo wdzięczna. Prowadzimy darmową poradnię psychologiczną, w której młodzi mogą opowiedzieć o swoich ciemnościach i zawirowaniach. I depresja, i „noc ciemna” to doświadczenia, które sprawiają, że nie udzielam prostych życiowych porad, ale raczej staram się wysłuchać tych, którzy przychodzą. A ponieważ nawróciłam się jako 19-latka, wiem, jak to jest być niewierzącym nastolatkiem.

„Jeśli sama nie płoniesz, nie zapalisz innych” – powtarzała Katarzyna ze Sieny. Co zachwyca Cię w Kościele, którym targają skandale?

Niezmiennie zachwyca mnie w nim Jezus. Jest największą miłością mojego życia, najbardziej fascynującą Osobą, jaką spotkałam. A ten czas oczyszczania Kościoła jest błogosławiony. Jednym z jego owoców jest to, że różne wspólnoty i duszpasterstwa służące młodym w Poznaniu zaczęły ze sobą współpracować, a nie rywalizować. Albo zrobimy coś razem, albo rozmienimy się na drobne.

marcin.jakimowicz@gosc.pl

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.