Jestem dzieckiem jego ran

ks. Daniel Ange, założyciel Międzynarodowej Szkoły Modlitwy "Młodzi-Światło"

|

GN 17/2011

publikacja 05.05.2011 20:46

Przez 26 lat Jan Paweł II był moim duchowym ojcem. Żywię się jego tekstami.

ks. Daniel Ange, założyciel Międzynarodowej Szkoły Modlitwy "Młodzi-Światło" ks. Daniel Ange, założyciel Międzynarodowej Szkoły Modlitwy "Młodzi-Światło"
fot. Józef Wolny

„Ut unum sint”, „Redemptoris hominis”, „Evangelium vitae” znam niemal na pamięć i uczę ich także młodzież, bo jest w nich kwintesencja nauczania o przebaczeniu, miłości, umiłowaniu Kościoła. Przeczytałem wszystko, co napisał polski papież: książki, encykliki, listy, katechezy. A 6 tys. jego przemówień do młodzieży uparcie przekazywałem młodym w 40 krajach świata. Miałem przyjąć święcenia kapłańskie z rąk Jana Pawła II w czasie Kongresu Eucharystycznego w Lourdes. Jednak papież nie mógł przyjechać – leżał w szpitalu po zamachu. Ale zwrócił się do naszej jedenastki za pośrednictwem przekaźników radiowych z kliniki Gemelli. Powiedział, że ofiaruje swoje cierpienia za nas. Dlatego mówię, że jestem dzieckiem jego ran. Po raz ostatni widzieliśmy się na 10 dni przed jego odejściem do nieba. Był czwartek przed Niedzielą Palmową.

W Bazylice św. Jana na Lateranie trwało spotkanie młodych z rzymskich wspólnot i parafii. Miałem wygłosić za papieża homilię o Eucharystii. Poproszono mnie, bym wprowadził ciszę i przygotował młodzież do adoracji. Kilka tysięcy młodych Włochów – to było wyzwanie. Ułożyłem w myśli tekst, byśmy zjednoczyli się w ciszy z cierpieniem i milczeniem Ojca Świętego. Zbliżałem się już do mikrofonu, kiedy nagle tłum powstał i zaczął wymachiwać chustami oraz skandować „Giovanni Paolo!”. Obróciłem się, a na telebimie pojawiła się twarz papieża – do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, czy łączność będzie możliwa. Papież, jak się okazało, uczestniczył przez cały czas w modlitwie. Próbował coś powiedzieć, ale nie dał rady. Powoli podniósł rękę w geście błogosławieństwa. Po czym na półtorej godziny cały ten tłum zatopił się w ciszy. Nie musiałem niczego robić. Młodzi w laterańskiej bazylice, a Jan Paweł II ze swojego pokoju adorowali wspólnie przez chwilę Bożego Baranka w Najświętszym Sakramencie. To był mocny obraz: na pierwszym planie żywy Jezus na ołtarzu, za nim w tle na telebimie cierpiąca twarz papieża.

Najbardziej zapadł mi w sercu ostatni pobyt Jana Pawła II w Lourdes i jego słowa „moja pielgrzymka tutaj się kończy”. Brzmiały proroczo. Pamiętam, że kamery telewizyjne były ukryte wewnątrz groty objawień. Byłem zbulwersowany, że to gwałt na prywatności papieża. Ale okazało się, że dzięki temu byliśmy świadkami przejmującej sceny. Kiedy papież klękał, jego kolana obsunęły się z klęcznika i by nie upaść z całych sił, wsparł się na rękach. Na ekranach pojawiły się łzy spływające po jego policzkach. Olbrzymie krople opadały na jego sutannę. To było jak widok małego dziecka, które płacze przed swoją mamą z nieba łzami pełnymi bólu, emocji, cierpienia. Jan Paweł był emocjonalnie związany z płaczącą Matką Bożą z La Salette i płaczącą Madonną z Syrakuz na Sycylii. Łzy Maryi – mówił – są jak diamenty dla ludzkości. Maryja pociesza nas, a swoimi łzami ociera nasze. W czasie ostatnich dni ziemskiego życia papież sam płakał.

Święty Jan pisze o przelanej za nas krwi Jezusa, o wodzie (a więc łzach) i ostatnim tchnieniu. Tymczasem pod koniec życia Jana Pawła II słyszeliśmy jego głęboki i ciężki oddech, widzieliśmy łzy i pamiętaliśmy o jego przelanej krwi w czasie 9 operacji w klinice Gemelli. Te trzy aspekty są silniejszym przekazem niż wszystkie encykliki. Nie potrzebują tłumaczenia. Widzieliśmy jego otwarte serce na wzór serca Jezusa. Co zmienia beatyfikacja Jana Pawła II? Wiele, bo dotąd modlono się do niego prywatnie. Teraz będzie można robić to publicznie, w czasie liturgii. To zmienia wiele w życiu Kościoła. Jestem przekonany, że błogosławiony więcej będzie mógł nam pomagać. Tak było ze św. Teresą z Lisieux. Po beatyfikacji nasiliły się cuda. Pamiętajmy też, że teraz modlimy się do młodego papieża. Jan Paweł II po wejściu do nieba nie ma już 84, ale około 18 lat. Skąd ja to wiem? Za każdym razem, kiedy Matka Boża pojawia się na ziemi, czy to w Medjugorie, Lourdes, czy Fatimie, ma mniej więcej 15–20 lat. W niebie wszyscy są młodzi. To ma znaczenie, bo teraz Jan Paweł II jako młody 18-letni błogosławiony jest wyjątkowo bliski młodzieży, której tak szukał na naszej ziemi. Należę do pokolenia JP2 – to jeden z piękniejszych prezentów, jakie zostawił na ziemi. I modlę się codziennie do papieża. Teraz wreszcie nie muszę dzwonić do ks. Stanisława i prosić o spotkanie. Mam Jana Pawła II na wyciagnięcie ręki, 24 godz. na dobę.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.