Naprawdę to stąd wyjdzie iskra!

GN 17/2011

publikacja 05.05.2011 20:42

Wcale nie mieliśmy tam grać. To stało się jak zwykle „przypadkowo”. Program artystyczny związany z wizytą Jana Pawła II, 17 sierpnia 2002 r., w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach był już dawno zaklepany.

Jan Budziaszek, jazzman, perkusista SKALDÓW Jan Budziaszek, jazzman, perkusista SKALDÓW
fot. Józef Wolny

Miałem taką umowę z kard. Macharskim, że cokolwiek nagram, zaniosę mu do posłuchania. A akurat nagraliśmy ze Skaldami piosenkę „Bóg bogaty w miłosierdzie”. Maszeruję do kurii. Nie ma kardynała. Wyjechał. Na korytarzu spotykam bp. Nycza. „Co tam niesiesz pod pachą”? – pyta. „Boga bogatego w miłosierdzie” – odpowiadam. „Ludzie dadzą radę to zaśpiewać?” „Jasne. Mogą spokojnie chwycić tę melodię”. „To przyjdź jutro, bo dziś mam jeszcze delegację z Watykanu”. Przyszedłem następnego dnia, a bp Nycz przywołał księdza odpowiedzialnego za przygotowanie liturgii w czasie pielgrzymki i wypalił: „Skaldowie zagrają na przywitanie Ojca Świętego w Łagiewnikach”. Zatkało mnie. A tamten ksiądz na to: „Ale przecież tu każda nuta musi być zaakceptowana w Watykanie. Nie wydziwiajcie”.

I zaczęły się kosmiczne problemy: techniczni mówili: „Nie ma takiej możliwości, każdy kabel, który stanie na drodze papieskiej, będzie ucięty. Skąd weźmiecie prąd?”. Ostatecznie okazało się, że gramy! Wszystko udało się zorganizować. Kable zakopano. Byliśmy ze Skaldami na miejscu już o piątej rano. Wielu artystów z najwyższej światowej półki dałoby pół majątku, by zagrać w tym miejscu dla tego papieża! Gdy przejeżdżał obok nas, na scenę wtargnęli fotoreporterzy, tratując nasze instrumenty (śmiech). Ojciec Święty przystanął przy nas wbrew protokołowi dyplomatycznemu. Popatrzył nam w oczy. Ciarki. Tego się nie zapomina. Znał Skaldów, kiedyś w Watykanie śpiewał z nami tych wszystkich „Listonoszy” i „Wiolonczelistki”… Gdy odjeżdżał z sanktuarium, znów graliśmy pieśń „Bóg bogaty w miłosierdzie”, a papież, który miał jechać inną drogą, ponownie podjechał pod scenę i zatrzymał się przy nas.

Przeżycie absolutnie mistyczne. Było to przecież tuż po tym, jak ten schorowany człowiek zawierzył świat Bożemu Miłosierdziu i czytał: „Stąd wyjdzie iskra, która przygotuje świat na moje ostateczne przyjście”. Potem rozdzwoniły się telefony: jak to załatwiliście? Słyszałem też głosy: przecież Skaldowie kompletnie nie liczą się na rynku muzyki chrześcijańskiej. Dlaczego to oni zagrali? – Widocznie Pan Bóg wybrał nas, najgorszych grzeszników, by ogłosić światu swe ogromne miłosierdzie – wyjaśniałem. Im dłużej żyję, tym bardziej jestem przekonany, że ta iskra wyjdzie jednak z Polski. Widzę, jak wielka walka duchowa toczy się nad Wisłą. Przecież Polska to dziś potężny poligon dla duchowych sił. Przed świętem Bożego Miłosierdzia odchodzi Ojciec Święty, potem elita naszego kraju. Co to znaczy? Dziś łatwiej jest walczyć z religią, niż nią żyć. Może jest tak, jak tłumaczy o. Augustyn Pelanowski, że wszystkie dzieła Boże poprzedza czarna chmura, jakaś duchowa mgła? Może jestem dziwakiem, ale ja naprawdę jestem przekonany, że nowa cywilizacja miłości, która zbliża się wielkimi krokami, wyjdzie właśnie z Polski.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.