Władysław z Gielniowa. Za osnowę swoich kazań brał Imię ponad wszelkie imię

Marcin Jakimowicz

|

GN 38/2023

publikacja 21.09.2023 00:00

W Wielki Piątek 1505 roku podczas kazania miał unieść się ponad ambonę, wołając: „Jezu, Jezu!”.

Władysław z Gielniowa. Za osnowę swoich kazań brał Imię ponad wszelkie imię canstockphoto

Czy to możliwe, by po jednym kazaniu do nowicjatu wstąpiła setka kandydatów? Tak, pod warunkiem, że kaznodzieją jest Jan Kapistran. „Wszyscy cisnęli się, by choć szaty jego dotknąć. Aby go ujrzeć, ludzie wchodzili na dachy, aż pod nimi łamały się krokwie”.


Gdy gorliwy uczeń wielkiego reformatora zakonu franciszkańskiego Bernardyna ze Sieny przybył w 1453 roku do Krakowa, Rynek pękał w szwach. Niepozornej postury, łysiejący, brodaty zakonnik stał na beczce pod kościółkiem św. Wojciecha, bo żadna ze świątyń nie była w stanie pomieścić tłumów, które garnęły się, by słuchać jego kazań. 


Wśród tłumu stał Marcin Jan – od roku żak Akademii Krakowskiej. Urodzony w ubogiej mieszczańskiej rodzinie w Gielniowie, między Opocznem a Przysuchą, młodzieniec chłonął każde słowo kaznodziei. Zrobiły one na nim tak piorunujące wrażenie, że jeszcze tego samego roku porzucił studia i 1 sierpnia 1462 r. wstąpił do krakowskiego zakonu franciszkanów.


Został bernardynem. „Władysław był jednym z pierwszych polskich obserwantów, którzy nie tylko nie oszczędzali się za klauzurą, zdobywając duchowe szczyty na modlitwie, ale robili wszystko, by Ten, komu sami oddali się bez reszty, zamieszkał też w sercach innych ludzi” – opowiada o nim franciszkanin o. Tarsycjusz Bukowski. „Bernardyni w pracy duszpasterskiej nie ograniczali się tylko do sprawowania sakramentów. Wielką pomocą w przekazywaniu wiary okazały się obrzędy pozaliturgiczne, które wprowadzano wtedy w kościołach zakonników. Zwykli ludzie chętnie przybywali na takie nabożeństwa i uczestniczyli w nich, ponieważ były sprawowane po polsku. Propagowali wśród wiernych »pieśni godzinkowe«, a więc poematy składające się z wielu zwrotek i opowiadające o życiu Jezusa, Maryi lub świętych, albo o Bożym narodzeniu czy męce Pańskiej. Najbardziej znana jest śpiewana do dziś pieśń autorstwa bł. Władysława z Gielniowa »Jezusa Judasz przedał«. Niewątpliwie Władysław był wybitnym i światłym człowiekiem. Powierzono mu wiele odpowiedzialnych funkcji w zakonie. Był prowincjałem, brał udział w kapitułach generalnych zakonu w Urbino (1490 r.) i w Mediolanie (1498 r.), był pierwszym przełożonym klasztoru w Skępem. Zasłynął jednak jako wybitny kaznodzieja”.


Za przykładem św. Bernardyna ze Sieny, który nie wyruszał w drogę bez tabliczki, na której na złoto wypisany był monogram imienia Jezus, także Władysław za osnowę swoich kazań brał Imię ponad wszelkie imię. Swój najpiękniejszy utwór, „Żołtarz Jezusów”, ułożył w taki sposób, że każda nowa strofa rozpoczyna się właśnie tym Imieniem. W latach 1486–1487 był egzaminatorem w sprawie cudów za przyczyną św. Szymona z Lipnicy (którego oskarżano przecież o… nadużywanie imienia Jezus). 


W latach życia był gwardianem i kaznodzieją w Warszawie. Tu zmarł 4 maja 1505 r., kilka tygodni po ekstazie, jaką miał przeżyć podczas kazania w Wielki Piątek, gdy na oczach tłumu uniósł się w górę ponad ambonę z okrzykiem: „Jezu, Jezu!”.


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.