Życie bez funduszu. Polska buduje i kupuje, choć nie ma na to pieniędzy z Unii

Jakub Jałowiczor


|

GN 38/2023

publikacja 21.09.2023 00:00

Jedne mają sens, inne są dyskusyjne. Łączy je to, że miały być finansowane z unijnego funduszu odbudowy, ale są rozpoczęte bez niego. Takie inwestycje prowadzone są w wielu miejscach Polski.

◄	Zakup 38 piętrowych składów z lokomotywami był jedną z inwestycji, które miały zostać sfinansowane z unijnego funduszu odbudowy. ◄ Zakup 38 piętrowych składów z lokomotywami był jedną z inwestycji, które miały zostać sfinansowane z unijnego funduszu odbudowy.
Mateusz Włodarczyk

Do 5 września Polskie Koleje Państwowe przyjmowały oferty w przetargu na 38 piętrowych pociągów i 45 lokomotyw. To drugie podejście do przetargu, bo jedyna oferta złożona za pierwszym razem była o wiele za droga. Jednak całe przedsięwzięcie w zasadzie w ogóle nie powinno mieć miejsca. Zakup 38 składów z lokomotywami był jedną z inwestycji, które miały być sfinansowane z unijnego funduszu odbudowy, czyli Next Generation EU, na podstawie którego Polska napisała swój Krajowy Plan Odbudowy. Nasz kraj do dziś nie dostał pieniędzy z tego źródła, ale przynajmniej część zaplanowanych inwestycji i tak jest realizowana. 


A miało być 
tak pięknie


Według informacji Komisji Europejskiej, podanych przez Polską Agencję Prasową, Polska i Węgry nie są jedynymi krajami, które nie dostały ani centa z unijnego funduszu, który ma postawić gospodarki na nogi po kryzysie covidowym i zabezpieczyć przed kolejnymi wstrząsami. PAP podaje, że oprócz Polaków i Węgrów środków nie przelano Irlandczykom, Holendrom i Szwedom. Swoje problemy z funduszem mają Włosi. Dostali dwie pierwsze transze pieniędzy, ale kiedy jesienią 2022 r. doszła tam do władzy nielubiana przez unijnych decydentów Giorgia Meloni, urzędnicy UE doszukali się nieprawidłowości w realizacji włoskich inwestycji i zablokowali kolejne wypłaty. W połowie 2023 r. ogłoszono jednak, że doszło do ugody i środki z funduszu znów popłyną do Włoch. W tym samym czasie Meloni, która wcześniej krytykowała unijną politykę migracyjną, zmieniła w tej sprawie zdanie. 


Ogółem dotychczas 19 krajom wypłacono ok. 150 mld euro, a oprócz tego zaliczki. Cały program to 800 mld euro, przy czym część jest dotacją, a część pożyczką, którą poszczególne kraje będą musiały oddać do unijnej kasy. Cały fundusz jest finansowany z długu, który Unia jako całość zaciąga na rynkach finansowych. Spłata ma potrwać do 2058 r. 


Na Polskę miała przypaść równowartość 107 mld zł dotacji i 52 mld zł kredytu. Skoro tych pieniędzy nie ma, inwestycje są finansowane przez Państwowy Fundusz Rozwoju. Jak mówi jego prezes Paweł Borys, w zeszłym roku wydano 2–3 mld zł, tym roku już 4 mld zł, a do końca grudnia będzie to ok. 10 mld zł. W przyszłym roku kwota miałaby sięgnąć 30–40 mld zł. Przedstawiciele polskiego rządu nie mówią już, że pieniądze z Next Generation EU lada chwila popłyną do Polski. Zakładają jednak, że prędzej czy później uda się odzyskać środki wydane przez PFR. Pieniądze przeznaczane przez Fundusz na prefinansowanie inwestycji pochodzą m.in. ze zwrotu części tarcz antycovidowych wypłacanych przedsiębiorcom w czasie pandemii (łącznie wydano wtedy na ten cel ponad 70 mld zł). Negocjacje w sprawie wypłaty środków przez Unię cały czas trwają, ale dotychczasowe losy Next Generation EU nie dają wielkiej nadziei na to, że Bruksela przekaże Polsce choćby część wynegocjowanego wsparcia. 


Pociągi 
ze specjalnym finansowaniem


Tymczasem inwestycje ruszyły. W ramach funduszu odbudowy Unia miała dołożyć się do zakupu 38 pociągów typu push-pull, mających po 7 piętrowych wagonów, a także 45 wielosystemowych lokomotyw. Unia się nie dokłada, ale PKP nie zrezygnowały z zakupu. Pociągi push-pull to składy, które mają wagony sterujące na obu końcach. Lokomotywa jest jedna, ale może ona ciągnąć lub pchać wagony. Dzięki temu w razie zmiany kierunku jazdy nie trzeba tracić czasu na przepinanie lokomotywy – skład może jechać do przodu i do tyłu. Plany zakupu 38 takich zespołów ogłoszono w połowie 2021 r. Miały one osiągać prędkość przynajmniej 200 km/h. Państwowe koleje zamierzały wydać na zakup niecałe 5,5 mld zł, a realizacja kontraktu miała potrwać 4,5 roku. Sprawa zaczęła się opóźniać. Najpierw 9 firm wnioskowało o dopuszczenie do tzw. dialogu technicznego, potem na placu gry zostało 7 podmiotów, ale i z tej grupy wykruszały się kolejne przedsiębiorstwa. Ostatecznie do rozpatrzenia został tylko jeden wniosek, złożony przez konsorcjum Pesa Bydgoszcz i Newag. Oferta była jednak o blisko 2,5 mld zł za droga. Procedura została zatem powtórzona. Warunki techniczne postawione oferentom są podobne, ale kwota wyłożona przez PKP będzie zapewne musiała wzrosnąć.


Farmy za 130 mld zł


Zgodnie z warunkami, które postawiła Unia, ponad 42 proc. środków z funduszu odbudowy trzeba przeznaczyć na inwestycje związane z ekologią. Za zielone inwestycje uznano m.in. termomodernizację bibliotek i domów kultury. Choć unijnych pieniędzy nie ma, latem 2023 r. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ogłosiło program dofinansowania takich prac. Program ten ogłoszono jako część KPO. Instytucje kultury mogą dostać do 3,5 mln zł, jeśli dzięki temu zużycie energii po zakończeniu remontu spadnie o przynajmniej 30 proc. Niektóre warunki mogą dziwić – przedsięwzięcie adresowane jest np. do bibliotek znajdujących się w miastach liczących od 100 tys. do 200 tys. mieszkańców, a domy kultury mogą wnioskować o środki niezależnie od lokalizacji. Na pieniądze mogą liczyć placówki, które zaczęły remont nie wcześniej niż 1 lutego 2020 r., ale nie skończyły go do dnia złożenia wniosku. Pecha mają więc samorządy, które 2 lub 3 lata temu wygospodarowały środki na remont swojej biblioteki i nie miały opóźnień. Pozostali mogą liczyć na znaczące wsparcie. 


Istotnym punktem polskiego KPO było też wsparcie budowy farm wiatrowych na morzu. To kolejne przedsięwzięcie, które idzie powoli do przodu, choć nie jest finansowane z unijnych środków. Doświadczenie krajów, które na rzecz energetyki wiatrowej zrezygnowały z tej tradycyjnej, nie jest zachęcające, ale kilka konsorcjów zamierza stawiać wiatraki na polskim Bałtyku. Orlen we współpracy z norweskim Equinorem chce mieć farmę na wysokości Łeby i Choczewa, w odległości 23 km od brzegu. Jej budowa ma ruszyć w przyszłym roku, a konsorcjum dostało pierwsze konieczne pozwolenia. 76 turbin o wysokości 200 m ma dostarczać prąd do 1,5 mln gospodarstw domowych. Jeszcze w tym roku ma ruszyć budowa bazy serwisowej znajdującej się na lądzie, w Łebie. Kilkakrotnie mniejsza ma być inwestycja niemieckiego RWE. W połowie roku koncern ogłosił, że przedsięwzięcie może się opóźnić ze względu na rosnące koszty budowy. Nieco większą inwestycję – tym razem w okolicach Władysławowa – planuje międzynarodowy koncern Ocean Winds. Do stawiania turbin przymierza się też PGE wspólnie z duńskim Orsted. Według Ministerstwa Klimatu i Środowiska łączna wartość inwestycji w sektorze szacowana jest na 130 mld zł. To niewiele mniej, niż wynosi cała wartość polskiego KPO, zatem głównych źródeł finansowania i tak trzeba szukać gdzie indziej. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.