Wychowawcza poprawność

Franciszek Kucharczak

|

GN 38/2023 Otwarte

publikacja 21.09.2023 00:00

Gdy zdanie „Wolę umrzeć, niż zgrzeszyć” oburza, popularność zdobywa hasło „Wolę się zabić, niż cierpieć”.

Wychowawcza poprawność Franciszek Kucharczak

Niedawno wybuchła kolejna histeria wokół katechizacji. Ktoś odkrył w podręczniku do religii zdanie: „Wolę umrzeć, niż zgrzeszyć”. No i poszło: „Dzieci z III klasy na religii uczą się, że »lepiej umrzeć, niż zgrzeszyć«. Episkopat głuchy na krytykę fachowców od samobójstw”. To tytuł w „Wyborczej”. W wielu innych mediach podobne hasła. Zaraz posypały się opinie specjalistów, że wzbudzanie poczucia winy hamuje rozwój, że dzieci rozumieją wszystko dosłownie i potem trzeba je odcinać od sznura, itd. Alarm wszczęły też „osoby aktywistyczne” z koalicji „Tak dla Prewencji Suicydalnej”, domagając się wycofania rzeczonego fragmentu. Pod spodem podpisana cała litania podmiotów typu Olsztyński Marsz Równości czy Komitet Obrony Demokracji. „Zmagamy się z ogromną falą prób samobójczych, które podejmują dzieci młodsze niż te, do których skierowany jest podręcznik WAM” – napisali.


Na ogół komentowano doniesienia prasowe, które rzadko pokazywały kontekst. Tymczasem potępiony tekst jest jednym z postanowień św. Dominika Savio, zmarłego w 1857 roku, w wieku 14 lat. Zaczyna się tak (i to jest w książce): „Kiedy miałem 7 lat, przystąpiłem do Komunii Świętej. Wtedy podjąłem postanowienia, których przestrzegałem do końca życia”. A potem w punktach: częsta spowiedź i Komunia, święcenie niedzieli i świąt, deklaracja przyjaźni z Jezusem i Maryją. I na końcu: „Wolę umrzeć, niż zgrzeszyć”. 


To jest tekst dobrze znany w środowisku katolickim. Ja znam go od dzieciństwa, ale nigdy do głowy by mi nie przyszło, że to może być nakłanianie do odebrania sobie życia. Choćby dlatego, że każde dziecko chodzące na religię wie, że świadome samobójstwo to bardzo ciężki grzech. A tylko do takich dzieci był adresowany tekst św. Dominika. One są do tego przygotowane – w odróżnieniu od wielu zapowietrzonych ze zgrozy komentatorów, którzy na religię nie chodzili.


Nie popadajmy w paranoję wychowawczej poprawności. Dzieci na równi z dorosłymi słyszą w kościele wskazanie Jezusa, żeby raczej wyłupić sobie oko lub odciąć kończynę, niż zgrzeszyć – i jakoś nie widać takich, 
które potraktowałyby to dosłownie. 


Gdy dzieci czegoś nie rozumieją, to trzeba wyjaśniać, a nie unikać ważnych tematów, „bo sobie coś zrobią”. Jeśli dziś wzbiera fala prób samobójczych wśród nieletnich, to nie dlatego, że usłyszeli Ewangelię, ale raczej dlatego, że jej nie słyszą. Bo rosną w środowiskach wyjałowionych z duchowości, w których grzech przestaje być problemem. 


Dzieci są pierwszymi ofiarami egoizmu dorosłych, ale to głupio przyznać, więc prościej znaleźć winnego na zewnątrz – najlepiej w Kościele. Łatwiej przy tej okazji zagłuszyć własne wyrzuty sumienia.


To jednak daremne. Rzeczywistość duchowa istnieje i ma kolosalne konsekwencje dla każdego człowieka – niezależnie od tego, czy w to wierzy, czy nie. Grzech to śmierć zarówno dla katolika, jak i ateisty. Zrozumie to nawet dziecko. Choć dorosły, jak widać, niekoniecznie.•


KRÓTKO

Taka świeckość


Prezydent Francji Emmanuel
Macron spotkał się z falą krytyki po tym, jak zapowiedział swoją obecność na Mszy celebrowanej w Marsylii przez papieża Franciszka. Oponenci, zwłaszcza z lewicy, powołali się na świeckość państwa francuskiego, twierdząc, że jego neutralność wobec religii nie pozwala prezydentowi brać udziału w ceremoniach religijnych. Prezydent tłumaczył, że pojedzie tam nie jako katolik, ale „jako prezydent Republiki, która jest świecka”. Zapewnił, że podczas Mszy nie będzie się oddawał praktykom religijnym. I tu widać, jaka jest różnica między przyjaznym rozdziałem Kościoła od państwa a rozdziałem nieprzyjaznym. W tym pierwszym każdy, również polityk, może publicznie i bez przeszkód praktykować swoją wiarę. W tym drugim, jak we Francji, publicznie i swobodnie swoją „wiarę” może praktykować, de facto, tylko ateista. •


Profilaktyka WHO


Z rocznego budżetu na realizację programu w obszarze zdrowia seksualnego i reprodukcji, jaki opublikowała Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), wynika, że instytucja ta wydaje miliony dolarów na „usługi aborcyjne” na całym świecie, szczególnie w Afryce. Jak donosi serwis HLI, stanowi to 11 proc. wszystkich środków, którymi dysponuje ten program. Dla porównania: na przeciwdziałanie przemocy wobec kobiet przeznaczono tylko 5 proc. budżetu. Cóż, widocznie WHO obliczyła, że lepiej zapobiegać życiu, niż o nie dbać. Dużo taniej wychodzi. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.