Beatyfikacja w Markowej: Zaklaszczmy dla Ulmów

Szymon Babuchowski

|

GN 37/2023

publikacja 14.09.2023 00:00

Ta polska rodzina była promieniem światła w mrokach drugiej wojny światowej. Zaklaszczmy na cześć tej rodziny! – zaapelował po beatyfikacji papież Franciszek. Gromkie brawa rozległy się zarówno w Watykanie, jak i w Markowej.

Pielgrzymi przybywali już rano, gdy pola jeszcze okrywała mgła. Pielgrzymi przybywali już rano, gdy pola jeszcze okrywała mgła.
HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ

Droga wiedzie wśród pól okrytych jeszcze mgłą. Jest wczesny ranek, niewiele minut po szóstej, ale w stronę Markowej już zdążają grupy pielgrzymów. Ich śpiew przecina raz po raz poranną ciszę. Zmierzają tam, gdzie za kilka godzin zostaną wyniesieni na ołtarze Ulmowie – polska rodzina, która zginęła w czasie II wojny światowej z rąk niemieckich żandarmów. Jedyną „winą” Ulmów było to, że przez niemal półtora roku ukrywali na strychu swojego niewielkiego domu ośmioro Żydów. – To dzisiejsze wydarzenie jest niezwykłe, bo upamiętnia wypełnienie przykazania miłości bliźniego, które w naszych czasach zaczyna być pomału zapominane – twierdzi Halina Trybus, pielgrzymująca z oddalonej o prawie dziesięć kilometrów Wysokiej. – Ci ludzie oddali życie za swoich bliźnich. Ich czyn był heroiczny, dlatego może być przykładem dla wielu osób w obecnym świecie. Ulmowie dają nam także przykład życia rodzinnego, małżeńskiego. Mimo skromnych warunków potrafili tak pięknie wychować swoje dzieci. To dlatego, że tę rodzinę łączyły miłość i codzienne czytanie Pisma Świętego, życie Ewangelią. Powinniśmy odnowić w naszych rodzinach, małżeństwach wspólne czytanie Biblii i we wspólnej modlitwie oddać całkowicie dzieci Panu Bogu i Matce Bożej. Wtedy o wiele łatwiejsze byłoby wychowanie naszych dzieci i nie byłoby w Polsce tylu rozwodów – podkreśla pątniczka.

Święta codzienność

Ania i Leszek Gerste idą z Łańcuta, ale przyjechali na beatyfikację z Wrocławia. – Jesteśmy w ruchu duchowości małżeńskiej Équipes Notre-Dame. Naszym celem jest takie codzienne życie, które pozwoli dojść do świętości – deklarują. – Ulmowie są dla nas wielkim świadectwem rodziny, która tak właśnie żyła. Dlatego nie mogło nas zabraknąć tutaj, na ich beatyfikacji. Chyba wszystkich tych, którzy tu dziś pielgrzymują, przyciąga ich przykład, pragnienie świętości. To jest pragnienie, które tak naprawdę każdy z nas nosi w sobie, choć czasem je zagłuszamy. Bo tak naprawdę wszyscy chcemy być szczęśliwi, żyć pełnią życia, czyli być blisko Boga. Dlatego chcemy dziękować za dar życia i śmierci tej rodziny.

– Postaci Ulmów są nam dobrze znane, także dlatego, że znamy ich potomków, jesteśmy razem z nimi we wspólnocie. I wiemy, że oni też stawiają na dążenie ku świętości – zaznacza Kinga Wierzbińska, mieszkanka Łańcuta, należąca do tego samego ruchu. – Dla mnie w przesłaniu dzisiejszego dnia ważne jest to, że wchodzimy do królestwa niebieskiego całymi rodzinami – nie osobno, tylko wszyscy razem.

Tymczasem skręcamy z głównej drogi i kierujemy się lekko pod górę, zbliżając się już do miejsca beatyfikacji. Po drodze mijamy charakterystyczny, nowoczesny budynek Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów. A w bezpośrednim sąsiedztwie beatyfikacyjnego placu znajduje się skansen, do którego przeniesiono dom rodziny Szylarów, również ukrywającej Żydów. Szylarom akurat udało się przeżyć wojnę. Józefowi i Wiktorii Ulmom wraz z siedmiorgiem dzieci nie było to dane. Podzielili los Żydów, którym udzielili schronienia – zostali rozstrzelani przez bezdusznych strażników niemieckiego nazizmu. Najmłodsze dziecko Ulmów, które Wiktoria nosiła w swoim łonie, miało się urodzić w chwili męczeństwa kobiety. Na obrazie beatyfikacyjnym obecność dziecka zaznaczona jest dodatkową aureolą, delikatnie zarysowaną na brzuchu matki.

Wspaniały jest ten dzień

Na beatyfikację do Markowej przybyło, według organizatorów, około 37 tysięcy osób. Wśród nich blisko tysiąc kapłanów oraz ponad stu kardynałów i biskupów z Polski i zagranicy. Są przedstawiciele najwyższych władz, w tym prezydent, premier, marszałek Sejmu. Mateusz Szpytma, wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej, a jednocześnie krewny Ulmów (Wiktoria była siostrą jego babci i matką chrzestną jego ojca), nie kryje wzruszenia: – Dla mnie to dzień szczególny, bo to jest moje miejsce na ziemi. Tu się wychowałem, tu chodziłem do przedszkola i szkoły podstawowej. Dlatego moje dzisiejsze uczucia trudno opisać. Jestem wdzięczny Panu Bogu, Stolicy Apostolskiej i Kościołowi przemyskiemu za tę beatyfikację. Cieszę się, że mogłem dorzucić do niej swój kamyczek przez wsparcie merytoryczne. Wielkie wydarzenie przed nami, cała rodzina zostanie wyniesiona do chwały ołtarzy. Cóż może być wspanialszego? Weselmy się, bo wspaniały jest ten dzień! – rzuca na koniec, a słowa te w jego ustach nie brzmią wcale nazbyt patetycznie.

Plac beatyfikacyjny zapełnia się. Na scenie przylegającej do ołtarza młodzi ludzie prezentują inscenizację poświęconą Ulmom, a po niej następuje modlitewne przygotowanie do liturgii. „Przykazanie nowe daję wam, byście się wzajemnie miłowali” – tę pieśń, której zwrotkami są fragmenty Hymnu o miłości św. Pawła, słyszymy na początku Mszy. Idealnie współgra z Ewangelią o miłosiernym Samarytaninie, którą dziś usłyszymy. I, oczywiście, z życiem nowych błogosławionych. W Biblii, którą Ulmowie przechowywali w swoim domu, podkreślone zostały czerwoną kredką dwa fragmenty. Jeden z nich to tytuł podrozdziału: „Przykazanie miłości. Miłosierny Samarytanin”, przy którym umieścili swoją krótką adnotację: „Tak”. Drugi to zdanie: „Albowiem jeślibyście miłowali tylko tych, którzy was miłują, jakąż byście mieli za to zapłatę?”. Oba te fragmenty wypełnili całymi sobą.

Gospoda dobrych Samarytan

Ten właśnie aspekt ich życia podkreślił papież Franciszek w liście, który odczytał kard. Marcello Semeraro, prefekt Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych, w odpowiedzi na prośbę metropolity przemyskiego abp. Adama Szala o włączenie rodziny Ulmów do spisu błogosławionych. Ojciec Święty napisał tam, że „jako dobrzy Samarytanie bez lęku złożyli ofiarę ze swojego życia ze względu na miłość do braci oraz przyjęli do swojego domu tych, którzy cierpieli prześladowanie”. Z listu dowiadujemy się też, że ich wspomnienie będzie odtąd obchodzone 7 lipca. Beatyfikacja została dokonana. Rozbrzmiewa radosne „Gloria” (prawie cała liturgia, z wyjątkiem m.in. czytań, sprawowana jest w języku łacińskim).

– Ich dom stał się tą gospodą, w której był goszczony i doświadczył opieki pogardzany, odrzucony i śmiertelnie ranny człowiek – zauważa w homilii kard. Semeraro. Prefekt zwraca uwagę na sugestywną rolę, jaką odgrywa w męczeństwie nowych błogosławionych maleńkie dziecko, przychodzące na świat w chwilach tej straszliwej rzezi: – Chociaż nie miało ono jeszcze imienia, dzisiaj nazywamy je błogosławionym. Ta beatyfikacja ma bardziej aktualne znaczenie niż kiedykolwiek: chociaż nigdy nie wypowiedziało żadnego słowa, dzisiaj to małe niewinne dziecko, które razem z aniołami i świętymi w raju wyśpiewuje chwałę Bogu w Trójcy Jedynemu, tutaj na ziemi woła do współczesnego świata, aby przyjął, kochał i chronił życie od chwili poczęcia aż do naturalnej śmierci, zwłaszcza życie bezbronnych i zepchniętych na margines. Ten jego niewinny głos chce wstrząsnąć sumieniem społeczeństwa, w którym szerzą się aborcja, eutanazja i pogarda dla życia, postrzeganego jako ciężar, a nie dar – podkreśla kard. Semeraro. W homilii wybrzmiewa też temat uchodźców z Ukrainy, którzy po rosyjskiej inwazji „pukali do drzwi Polski w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia” i to schronienie znajdowali.

Tysiąc lat razem

Msza beatyfikacyjna kończy się. Podekscytowani czekamy na słowa, które papież ma wypowiedzieć po modlitwie Anioł Pański. Po krótkiej ciszy pojawia się na telebimie obraz z placu Świętego Piotra. – Dzisiaj w Markowej w Polsce zostali beatyfikowani męczennicy Józef i Wiktoria Ulmowie i ich siedmioro dzieci. Cała rodzina została zgładzona przez nazistów 24 marca 1944 roku za udzielenie schronienia Żydom, którzy byli prześladowani. Nienawiści i przemocy, które charakteryzowały tamten czas, przeciwstawili miłość ewangeliczną. Ta polska rodzina, która była promieniem światła w mrokach drugiej wojny światowej, niech będzie dla nas wszystkich wzorem do naśladowania w czynieniu dobra, w służbie potrzebującym. Zaklaszczmy na cześć tej rodziny! – spontanicznie zaapelował Franciszek, a gromkie brawa rozległy się zarówno w Watykanie, jak i w Markowej.

Po Mszy zabiera głos prezydent Andrzej Duda. Podkreśla, że dzisiejsza uroczystość, oprócz wymiaru duchowego, ma także ogromnie ważny wymiar państwowy. Przypomina bowiem prawdę historyczną o okupacji polskich ziem w czasach II wojny światowej przez hitlerowskie Niemcy i o ówczesnym zbrodniczym niemieckim prawodawstwie na tej ziemi. To właśnie z tego powodu zginęli cała rodzina Ulmów i ukrywani przez nich Żydzi. – Takie zbrodnicze prawo zostało ustanowione tylko tutaj. Można zadać pytanie, dlaczego. Otóż odpowiedź jest prosta: na tej ziemi od tysiąca lat mieszkali Polacy razem z Żydami. Oba te narody, także w ramach wielkiej Rzeczypospolitej wielu narodów, trwały i współżyły ze sobą, rozwijając swoje kultury, które bardzo często splatały się – mówi prezydent, który cztery godziny później weźmie, wraz z polskimi biskupami i naczelnym rabinem Polski Michaelem Schudrichem, udział w uroczystości na Cmentarzu Wojennym Ofiar Hitleryzmu w Jagielle-Niechciałkach. Po modlitwie złoży wieniec na grobie, w którym spoczywa ośmioro Żydów zamordowanych wraz z Ulmami. W grobie tym znajdują się również szczątki 41 ofiar Holokaustu z Markowej.

Tymczasem schodzimy, razem z innymi pielgrzymami, z beatyfikacyjnego wzniesienia. Słońce, jak na wrzesień, grzeje wyjątkowo mocno. Raz jeszcze przypominam sobie papieskie słowa o promieniu światła, jakim była w czasie wojny rodzina Ulmów. To światło rozbłysło dziś w całej pełni.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.