Dziennikarze symetryści nie istnieją

Bogumił Łoziński

|

GN 36/2023

publikacja 07.09.2023 00:00

Dziennikarze albo są rzetelni i przykładają taką samą miarę do wszystkich, albo kierują się ideologią i polityką, ale wówczas stają się propagandystami. Tak zwanych symetrystów nie ma.

Dziennikarze symetryści nie istnieją istockphoto

W ostatnich dniach głośno się zrobiło o tzw. symetrystach. Dziennikarze określani takim mianem zostali zaproszeni na Campus Polska Przyszłości, który odbywał się pod koniec sierpnia w Olsztynie. Impreza ta jest kierowana do zwolenników Platformy Obywatelskiej; składają się na nią dziesiątki paneli dyskusyjnych i warsztatów na temat polityki i życia społecznego. W programie znalazł się także „Panel symetrystów”, jednak w atmosferze skandalu został odwołany. Okazało się, że jeden z czworga dziennikarzy, którzy mieli w nim wziąć udział, Grzegorz Sroczyński z TOK FM (obecnie już w innej rozgłośni) i Gazeta.pl, nie przypadł do gustu radykalnym zwolennikom Platformy, określanych mianem „Silni razem”, gdyż w dyskusji radiowej nazwał ich kundelkami, którzy potrafią kąsać tylko swoich. Chodziło o to, że głównie atakują właśnie tzw. symetrystów. „Silni razem” wymusili na organizatorach odwołanie zaproszenia dla red. Sroczyńskiego. W tej sytuacji pozostali uczestnicy panelu zrezygnowali z udziału.

Ostatecznie organizatorzy pogrążyli się, wydając kuriozalne oświadczenie, w którym próbowali wytłumaczyć swoją decyzję. Z jednej strony napisali, że Campus „to przestrzeń do otwartej debaty i dialogu, którego w Polsce naprawdę brakuje”, a z drugiej przyznali, że ich decyzja była reakcją na sygnały wielu uczestników i gości, „którzy wyrażali swoje niezadowolenie oraz poczucie dyskomfortu związane z wypowiedziami publicznymi jednego z wcześniej zaproszonych przez nas panelistów”.

Hipokryzja w pełnej krasie. Oliwy do ognia dolali internauci. Wśród nich wybił się głos muzyka Zbigniewa Hołdysa, który nazwał symetrystów „współczesną wersją szmalcowników”, na co zaprotestował żydowski serwis Jewish.pl, stwierdzając, że jest to wypowiedź obraźliwa dla ofiar Holocaustu.

Kim są symetryści?

Pojęcie „symetryści” jest znane od dawna, jednak od 2016 r. nabrało w Polsce popularności za sprawą prof. Wiesława Władyki i Mariusza Janickiego, którzy w artykule pt. „Symetryści i poputczycy” opublikowanym w „Polityce” zaadaptowali je do sytuacji politycznej pod rządami PiS.

Według definicji Obserwatorium Językowego Uniwersytetu Warszawskiego symetryzm to „postawa ideologiczna zakładająca, że każdemu negatywnemu zjawisku zawinionemu przez dany obóz polityczny należy spróbować przeciwstawić analogiczne negatywne zjawisko zawinione przez obóz jego przeciwników”. Trudno w naszym życiu publicznym wskazać osoby, które według takich zasad postępują. Jednak autorzy „Polityki” podeszli do tej definicji twórczo, odnosząc ją do określonej grupy dziennikarzy. Chodzi o tych, którzy są związani z obozem opozycji, ale krytykują nie tylko obóz PiS, ale także zwalczające tę partię ugrupowania. Według W. Władyki i M. Janickiego taka postawa jest naganna, bowiem w ten sposób pomagają „autokratycznej władzy”. Punktem wyjścia autorów „Polityki” jest diagnoza, że ponieważ PiS zagraża demokracji, psuje państwo, które prowadzi w kierunku autorytaryzmu, należy go zwalczać wszelkimi metodami. W takim rozumowaniu nie mieści się jakakolwiek krytyka obozu opozycji przez dziennikarzy postrzeganych jako antyrządowych. Pojęcie „symetrysty” służy stygmatyzowaniu takich dziennikarzy i publicystów.

Koncepcja autorów „Polityki” bardzo przypadła do gustu politykom opozycji, bowiem prowadzi do zapewnienia im bezkarności, gdyż wyklucza głosy krytyczne „swoich” dziennikarzy, a media prorządowe nie stanowią dla niej zagrożenia, gdyż uważają je za tuby propagandowe rządu. Stąd Donald Tusk w rozmowie z portalem Zawsze Pomorze stwierdził, że PiS utrzymuje się u władzy dzięki mediom uważającym się za niezależne, które nie biorą udziału w zwalczaniu obozu rządzącego, gdyż przyjęły postawę „symetryzowania”.

Błędna definicja

Definicja stworzona przez publicystów „Polityki” jest chybiona. Przede wszystkim ich opis symetrysty to po prostu definicja rzetelnego dziennikarstwa, które, odwołując się do nadrzędnych wartości, np. dobra wspólnego, z ich perspektywy ocenia bądź polityków, bądź różne zjawiska społeczno-polityczne. Tam, gdzie ocena rzeczywistości jest podporządkowana jednej opcji, kończy się rzetelne dziennikarstwo.

Drugi zasadniczy błąd polega na chybionym zdiagnozowaniu rzeczywistości politycznej. Twierdzenie, że obecny obóz rządzący działa poza demokratycznymi regułami, jest oczywiście nieprawdziwe. Owszem, PiS podejmował dyskusyjne działania, np. kontrowersyjne reformy wymiaru sprawiedliwości czy próby uciszenia mediów, które go atakują, na przykład za pomocą ustawy „lex TVN”, ale w obu przypadkach prezydent zawetował ustawy przewidujące takie rozwiązania. Prawdą jest, że obóz obsadził najważniejsze stanowiska w państwie i spółki Skarbu Państwa swoimi ludźmi, ale takie są reguły demokracji, i to na całym świecie – zwycięzca korzysta z przywilejów, jakie daje władza. Tak samo zachowywała się w czasie swoich rządów Platforma. Inną kwestią jest to, czy tak powinno być. Mówienie jednak o zagrożeniu wolności słowa w sytuacji, gdy większość najsilniejszych mediów w Polsce, bez żadnych przeszkód czy szykan ze strony władzy, zwalcza PiS, zakrawa na kpinę.

Wolność słowa

Stygmatyzowanie dziennikarzy wytykających negatywne działania obydwu stronom politycznego sporu łamie nie tylko polską konstytucję, która „zapewnia wolność prasy” (art. 14) oraz „wolność wyrażania swoich poglądów” (art. 54.1), ale także akta międzynarodowe, w których wolność słowa jest podstawowym prawem człowieka. Na przykład Międzynarodowa Deklaracja Praw Człowieka z 1948 r., która jest punktem odniesienia dla późniejszych aktów międzynarodowych, stwierdza: „Każdy człowiek ma prawo wolności opinii i wyrażania jej; prawo to obejmuje swobodę posiadania niezależnej opinii, poszukiwania, otrzymywania i rozpowszechniania informacji i poglądów wszelkimi środkami, bez względu na granice” (art. 19).

Naciski na dziennikarzy zwanych symetrystami nie ogranicza się jedynie do krytyki. Grzegorz Sroczyński musiał w 2017 r. odejść z „Gazety Wyborczej” – jak tłumaczono – z powodów ideowych, a po skandalu z odwołanym „Panelem symetrystów” zakończył współpracę z TOK FM. Inny dziennikarz stygmatyzowany pojęciem symetrysty, Rafał Woś, został zwolniony z „Polityki” po tym, jak w 2018 r. zamieścił w Gazecie.pl felieton, w którym proponuje Lewicy, aby ta weszła w koalicję z PiS, czym – jak tłumaczyło kierownictwo tygodnika – zaburzył linię redakcyjną.

Trzeba przy tym zwrócić uwagę, że obaj są znanymi dziennikarzami, laureatami wielu nagród medialnych, np. G. Sroczyński – Grand Press, a R. Woś – Nagrody im. Dariusza Fikusa. Nie mamy więc do czynienia z ludźmi, którym można zarzucić brak profesjonalizmu. Z kolei media, które wyrzuciły tych dziennikarzy, postrzegają siebie jako ostoję demokracji i wolności słowa.

Po prawej stronie również można wskazać dziennikarzy nazywanych symetrystami, np. Piotra Zarembę, który mając poglądy konserwatywne, jest krytykiem nie tylko opozycji, ale także wskazuje błędy PiS. Również konserwatywny Robert Mazurek w swej satyrycznej twórczości bezlitośnie kpi z głupoty ludzi publicznych, niezależnie od ich politycznych barw. W momencie zdobycia władzy przez PiS obydwaj publikowali w tzw. mediach prorządowych, ale z nich odeszli, tyle że w dużym stopniu była to ich decyzja.

Istota problemu jest taka, że nie ma dziennikarzy symetrystów. Są tacy, którzy zgodnie ze swoimi poglądami, wyznawanymi wartościami, oceną zjawisk opisują rzeczywistość, nie ulegając presji politycznej czy ideologicznej. Można powiedzieć, że to właśnie oni są solą tego zawodu. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.