Jubileusz „Gościa Niedzielnego”. Młodość stulatka

ks. Adam Pawlaszczyk

|

GN 36/2023

publikacja 07.09.2023 00:00

Na hasło: „Gość w dom” odpowiadamy: „Bóg w dom”. Tak jest od stu lat i chcemy, by było przez kolejne sto.

Jubileusz „Gościa Niedzielnego”. Młodość stulatka

Gość w dom, Bóg w dom – mawiali nasi ojcowie, choć co złośliwsi, bądź zmęczeni zbyt nachalnymi gośćmi, przerabiali te słowa na kąśliwe: „Gość w dom – Bóg wie po co”. Nie należy żywić do nich urazy, wyznają bowiem przynajmniej, że we wszechwiedzę Boga wierzą bez zastrzeżeń. W wielu katolickich domach w Polsce od stu już lat gości tygodnik nazwany nie tylko gościem, lecz niedzielnym gościem, a tacy, przynajmniej u nas, w Polsce, są najważniejsi. Niedzielny obiad, niedzielne ciasto, niedzielna kawa… wiemy wszyscy, o co chodzi. Wiemy też, po co ten gość „w dom”. My, jego redaktorzy, wiemy to od stu lat i chcemy wiedzieć na kolejne sto. Wierzymy bowiem nie tylko we wspomnianą wszechwiedzę Pana Boga, ale i w to, że prawdziwa jest ta autentyczna wersja przysłowia. Na hasło: „Gość w dom” odpowiadamy: „Bóg w dom”. Inaczej być nie może, mówimy, patrząc zarówno w przeszłość (z nostalgią), jak i w przyszłość (z nadzieją i poczuciem misji). Niech ten tekst będzie zapisem kilku migawek, obrazków z tygodnikiem w tle. Bo choć jest jubilatem i przez kilka sekund znajduje się w świetle reflektorów, w rzeczywistości jest jedynie tłem historii o wiele większej – historii Słowa, które stało się ciałem i zamieszkało między nami.

Migawka pierwsza: oliwna gałązka

Jest rok 1923. Dzieci, które dopiero się narodziły po stu kilkudziesięciu latach rozbiorów w wolnej Polsce, po wielkiej wojnie, nabierają manier i charakterów. Część z nich zginie bardzo młodo, bo kiedy wchodzić będą w dorosłość, druga wielka wojna rzuci im wyzwanie, któremu stawią czoła. Poeci nazwą to strzelaniem do wroga z brylantów, co sto lat później cynicy skontrują tezami o polskiej martyrologii i oderwaniu od rzeczywistości. To jest bardzo ważny punkt, zatrzymajmy się: dzieci, o których wspominam, nauczone są, że istnieje tu, na ziemi, ojczyzna, którą trzeba szanować i kochać. Punkt ciężkości położony zatem jest na poczucie wspólnoty narodowej (sto lat później będzie im o wiele trudniej w to uwierzyć). A że rozbiory dopiero co przeszły do historii, w niektórych regionach nowej Rzeczypospolitej będzie łatwiej, w innych trudniej, o właściwe tejże wspólnoty rozumienie. Nowy tygodnik katolicki miał w tym pomóc. Ksiądz August Hlond wyznaczył mu szczegółowo, po co do ludzkich domów w niedziele idzie w gości – jako przyjaciel z otwartym słowem prawdy, nie po to, by komukolwiek schlebiać: „Nie służy żadnemu stronnictwu politycznemu ani nie jest wyrazem interesów jakiegoś odłamu społeczeństwa. Chce w mroki szare wnieść promień światła. Chce w duszną atmosferę społeczną tchnąć orzeźwiający powiew Chrystusowego ducha. Nie będzie z żadnem konkurował pismem, bo jego zadaniem nie walka polityczna, nie sensacja, ale pogłębianie znajomości wiary i zasad życia chrześcijańskiego. Pomijając zatem wszystko to, co denerwuje, omawiać będzie bieżące sprawy religijne i aktualne zagadnienia moralne”.

Po latach można te słowa czytać jak manifest nierzetelnego dziennikarstwa – po to przecież media istnieją, by nie pomijać trudnych, spornych kwestii. A może jednak chodziło o hic et nunc tamtych ludzi: mieszkańców Górnego Śląska? I może najważniejsze jednak jest to, co przyszły prymas napisał kilka zdań dalej: „Idzie z gałązką oliwną. W żadne progi nie wniesie zwady. Żadnego nie zakłóci pokoju. Nawet prostując błędy, nie będzie zwalczał osób”.

Migawka druga: meandry katolickiej prasy

Jest rok 1997. Ksiądz Stanisław Tkocz siedzi przed licznym rocznikiem diakonów. Wykłada im – ogólnie rzecz ujmując – wybrane zagadnienia z mediów. Wśród czterdziestu młodych mężczyzn, którzy już za kilka miesięcy mają przyjąć święcenia kapłańskie, nie ma ani jednego, który byłby tematem zainteresowany. Niektórzy są już po „próbnej” Mszy, inni przygotowali i zdali zaliczeniową homilię na wybrany przez wykładowcę temat, jeszcze inni podekscytowani są myślą o obronie pracy magisterskiej. Formaty papieru ani jego rodzaje czy typy druku nie są i – jak sądzą – nigdy nie będą im do niczego potrzebne. Nie zdążą zatem usłyszeć ani tego dnia, ani na następnych wykładach tez dotyczących roli katolickiego dziennikarstwa, nieodzowności katolickich mediów i ich wkładu w formację wiernych. Wielu z nich przebudzi się po latach.

Trzy lata później ks. Tkocz napisze w tekście „Meandry prasy katolickiej”, opublikowanym w miesięczniku „W drodze”, o podziałach w Polsce, również w środowiskach katolików: „Przede wszystkim zrodziły się w Polsce nie na tle doktryny katolickiej, ale wynikają w środowisku prasy katolickiej z odmiennej opcji politycznej i społecznej różnych partii prawicowych, z którymi związały się niektóre pisma, ale także księża i biskupi. Rozbicie prasy jest zatem zjawiskiem wtórnym, towarzyszącym rozbiciu środowisk i partii prawicowych w Polsce. Niestety, trzeba się zgodzić z opinią, że temu zjawisku towarzyszy jeszcze inne, mianowicie – wzajemne zwalczanie się środowisk katolickich z niemałą dozą wrogości. Dość często jest ona demonstrowana na łamach prasy oraz w innych mediach. Genezy tego zjawiska trzeba szukać przede wszystkim w fakcie, że Kościół po upadku komunizmu nie potrafił »właściwie zagospodarować przestrzeni wolności«. Po wtóre, przeoczono pewien istotny szczegół: demokracja niesie ze sobą pluralizm poglądów. Wielu przypuszczało, że społeczeństwo polskie stanowi światopoglądowy monolit, że »Polak to katolik«. Tymczasem społeczeństwo polskie, w ogromnej części ochrzczone, okazało się w swych poglądach bardzo zróżnicowane. Nikt nie przypuszczał, że znienawidzony komunizm będzie jeszcze kiedykolwiek w stanie przekonać społeczeństwo do lewicowych haseł i że to społeczeństwo w końcu odda władzę w ręce neokomunistów. Najmniej spodziewały się tego media i środowiska kościelne. Kościół odegrał w latach komunistycznych bardzo poważną rolę, był ostoją i oparciem dla opozycji politycznej i nieraz godził się na pomieszanie treści religijnych z politycznymi. Po roku 1989 nie wszyscy z dawnej opozycji chcieli nadal postrzegać w Kościele ów parasol ochronny – zresztą był on już niepotrzebny. Niestety, wielu duchownych nie zorientowało się w porę, że czas dla politycznego zaangażowania minął. Nie zorientowało się również wielu redaktorów, i dlatego zarówno w mediach, jak i w praktyce duszpasterskiej dalej występowało pomieszanie treści religijnych z politycznymi, pogłębiając rozdźwięk już nie tylko pomiędzy dawnymi sojusznikami, czy katolikami a opozycją polityczną o charakterze laickim, wywodzącą się z »Solidarności«, lecz także wśród samych katolików”. Przepraszam za przydługi cytat. Uważam, że jest konieczny w jubileuszowym wydaniu tygodnika, którego autor tych słów przez wiele lat był redaktorem naczelnym. Gdyby żył, nie powiedziałby: „A nie mówiłem?”. Raczej zdziwiłby się, że po ponad dwudziestu latach jego słowa nie tylko nie straciły na aktualności, lecz stały się jeszcze bardziej trafne.

Migawka trzecia: przyszłość stulatka

Jeden z najbardziej znanych współczesnych religioznawców napisał niezwykle interesującą powieść o człowieku, który w noc wielkanocną przechodził obok cerkwi, kiedy uderzył w niego piorun. Zamiast stracić życie, zaczął przechodzić metamorfozę. Najpierw wyszło na jaw, że proces jego starzenia się został zatrzymany, a nawet zaczął się cofać. Potem okazało się, że jego wiedza rosła sama, bez konieczności zgłębiania wielu ksiąg. Stał się człowiekiem wiedzącym wszystko, rozumiejącym każdy język i mającym możliwość kompetentnego wypowiadania się na każdy temat. Powieść nosi tytuł „Młodość stulatka” i napisał ją Mircea Eliade. Traktuję ją jak rodzaj fantastyki. Nie dlatego, że stulatek nie może być młody, bo może. W przypadku tygodnika, który od stu lat gości w niedziele w domach katolickich i być może nie tylko, również jest to możliwe. Ponieważ jednak tworzą go ludzie i spotkanie z „Gościem Niedzielnym” jest jednocześnie spotkaniem z jego twórcami, muszą oni co tydzień poważnie zastanawiać się nad tym, co znaczy, że ten stulatek wciąż jest młody, żywotny, rozgadany, umiejętnie diagnozujący i opisujący rzeczywistość.

Od roku 1923 minęło sto lat. Dzieci, które dziś się rodzą, nabierają i będą nabierać zupełnie odmiennych manier i charakterów niż te sprzed wieku. Ich światem nie będzie skrawek ulicy, do którego przywiązanie sprawi, że będą o ten skrawek walczyć, lecz przestrzeń wirtualna, w której przyjaciel oznacza kogoś, kogo nie widziało się nigdy na oczy, bo mieszka na drugiej półkuli. Wszystkie statystyki sprzedaży drukowanych gazet spadają, bo o wiele łatwiej nie tylko tym dzieciom, ale i ich rodzicom kliknąć w ekran smartfona i przeczytać w kilkanaście sekund to, co jest przedmiotem ich zainteresowania. Ze statystykami religijności jest podobnie. Zmianie uległy przyzwyczajenia, hierarchie wartości. Zmienili się ludzie, zmienił się świat. I choć starych drzew się nie przesadza, to młody stulatek ma świadomość, że w przestrzeni internetowego świata musi zapuścić korzenie, nie rezygnując jednocześnie ze swojego papierowego alter ego. Polaryzacja postaw, poglądów, coraz niższa kultura prowadzenia sporu – nie tylko we współczesnych mediach, ale i w dzisiejszym świecie i w Kościele – nie sprzyjają katolickiemu tygodnikowi, który ma iść „z gałązką oliwną”. I – jak chciał jego założyciel – nie służyć żadnemu stronnictwu politycznemu, i nie być wyrazem interesów jakiegoś odłamu społeczeństwa, nie walczyć politycznie i nie propagować sensacji. Jeśli jednak Bóg posyła „Gościa”, to wie po co. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.