Kult przed i po beatyfikacji

KAI

publikacja 28.04.2011 13:01

Swoisty kult osoby Jana Pawła II rozpoczął się w Polsce jeszcze za życia Papieża. Nie miał jednak wiele wspólnego z chrześcijaństwem. – Kult uprawniony będzie dopiero po beatyfikacji – mówi biskup Tadeusz Pieronek.

Kult przed i po beatyfikacji Henryk Przondziono/Agencja GN

W niedzielę 1 maja Benedykt XVI ogłosi uroczyście błogosławionym Jana Pawła II.

Po odczytaniu po łacinie papieskiego dekretu, w głównej loggii Bazyliki Świętego Piotra odsłonięty zostanie wielki portret Papieża-Polaka. Od tego momentu wierni będą mogli zanosić publicznie modły za wstawiennictwem Jana Pawła II, odmawiać ułożoną do niego modlitwę, kościołom i kaplicom będzie można nadawać jego wezwanie oraz czcić papieskie relikwie.

– Niektórzy już za życia traktowali Jana Pawła II jakby był świętym i się do niego modlili – przyznaje biskup Pieronek. – To błędne rozumienie kultu świętych. Ale przecież nie będziemy ich za to palić na stosie – dodaje biskup, który w archidiecezji krakowskiej stał na czele Trybunału Rogatoryjnego w procesie beatyfikacyjnym Papieża.

Czy wyniesienie Jana Pawła II na ołtarze nie sprawi jednak, że znowu spłycimy jego świętość i sprowadzimy ją tylko do kultu relikwii?

Czci ustami, a nie sercem

Wraz z upływem długiego pontyfikatu Karola Wojtyły, w jego ojczystym kraju narastało uwielbienie dla osoby Papieża. Jeszcze za jego życia w wielu miejscach zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu papieskie pomniki, a samorządy polskich miast prześcigały się w nadawaniu Janowi Pawłowi II honorowego obywatelstwa.

Jak reagował na to Ojciec Święty? – W duchu się z tego śmiał. Ale co miał zrobić? Przecież nie mógł powiedzieć: ludzie, nie róbcie tak – mówi biskup Pieronek. Karol Wojtyła był jego profesorem w seminarium, potem arcybiskupem, a jako Papież mianował księdza Pieronka biskupem.

Gdy w 1999 roku Jan Paweł II przyjechał poświęcić do Lichenia powstającą wtedy monumentalną bazylikę, przed ogromną świątynią stanął jego pomnik. Na czas papieskiego pobytu w sanktuarium, opiekujący się tym miejscem księżhttp://ekai.pl/admin/portal/article/41216/a marianie zasłonili odlany z brązu monument. Podobno, by nie drażnić dostojnego gościa.

Niestety, fascynacja osobą Jana Pawła II nie szła w parze z przyjmowaniem jego nauki. Także tej, głoszonej na ojczystej ziemi. Uwidoczniło się to zwłaszcza po upadku komunizmu, gdy Polacy zaczęli zagospodarowywać odzyskaną wolność. Biografowie papieża: Carl Bernstein i Marco Politi w swojej opasłej książce „Jego Świątobliwość. Jan Paweł II i nieznana historia naszych czasów” opisują pewien epizod z papieskiej pielgrzymki do Ojczyzny w 1991 roku – pierwszej po odzyskaniu demokracji.

Papież podczas odprawionej w ulewnym deszczu Mszy świętej w Kielcach zganił w ostrych słowach plagę dokonywanych w ówczesnej Polsce aborcji. „Bracia i siostry! Trzeba najpierw zmienić stosunek do dziecka poczętego!. Nawet jeśli pojawiło się ono nieoczekiwanie (...), nigdy nie jest intruzem ani agresorem!” – wołał od ołtarza Jan Paweł II.

Świadkowie tego wydarzenia pamiętają, że przemoczony tłum zareagował na papieskie słowa niemrawymi oklaskami, a w polskich mediach przetoczyła się fala krytyki pod adresem Papieża, że śmie pouczać wolny naród. „Ci ludzie czczą mnie swoimi ustami, ale nie w głębi swoich serc” – miał powiedzieć później gorzko Papież, cytowany przez Bernsteina i Politiego.

Ze słuchaniem Jana Pawła II było wciąż tak sobie. Za to w kolejnych latach, zwłaszcza w obliczu postępującej choroby i widocznego cierpienia Ojca Świętego, szacunek dla jego osoby przechodził niemal w religijne uwielbienie. Zaś po śmierci Papieża jeszcze się wzmógł.

Co bardziej odważni publicyści napominali rodaków. „Nie, nie kpię z Papieża – kpię z jego kultu. Bo kult ten zaczyna stawać się groźny. Dla wszystkich, a najbardziej dla samych katolików” – zżymał się na łamach „Gazety Wyborczej” w 30. rocznicę wyboru kardynała Wojtyły na Stolicę Piotrową prof. Andrzej Romanowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego. I dodał: „Wszak dziś Jezus umyka nam sto razy bardziej. Zamiast, a raczej obok Niego, mamy Jana Pawła II”. Papieską „pomnikomanię” Romanowski podsumował tak: „Te pomniki nie mogą być świadectwem naszej wiary. One świadczą raczej o naszym pogaństwie”.

Pośpiech szkodzi

8 kwietnia 2005 roku wiosenny rzymski wiatr szarpał transparentami, które wołały: „Santo subito!”, czyli „Natychmiast święty”. Wierni, którzy przyszli na Plac świętego Piotra pożegnać Jana Pawła II, wyrażali w ten sposób przekonanie o jego świętości i domagali się wyniesienia go na ołtarze. Miesiąc po pogrzebie nowy papież Benedykt XVI ogłosił, że wkrótce rozpocznie proces beatyfikacyjny swojego poprzednika – co stało się faktem 28 czerwca 2005 roku.

W polskich kościołach zaczęto się modlić o jak najszybszą beatyfikację i kanonizację Jana Pawła II. Na modlitwach nie poprzestawano. Tu i ówdzie pojawiały się obrazy Papieża z aureolą – atrybutem świętości. Niektórzy księża zawieszali w kościołach jego portrety obok wizerunków uznanych już świętych i błogosławionych.

W jednym z kościołów na ścianie umieszczono trzy malowidła: świętego Judy Tadeusza, w środku Jezusa Miłosiernego, a najwyżej Jana Pawła II w geście błogosławieństwa. „Jan Paweł II góruje nad Panem Jezusem. W głowach naprawdę się niektórym przestawia” – burzył się jeden z internautów.

W kościele w Trójmieście portret Jana Pawła II proboszcz zawiesił w jednym z bocznych ołtarzy. Pod nim były słowa: „Ojcze Święty, módl się za nami”. Gdy sprawa stała się głośna, portret przewieszono na jedną ze ścian, a napis usunięto.

– I słusznie – twierdzi biskup Pieronek. – Bo, kto jak kto, ale księża powinni przestrzegać prawa kościelnego – dodaje hierarcha, sam prawnik z wykształcenia.

Praktyki te dotarły do Watykanu. Postulator procesu beatyfikacyjnego, ksiądz prałat Sławomir Oder ostrzegał na falach Radia Watykańskiego, że „przed beatyfikacją dozwolone są jedynie formy kultu prywatnego, a więc indywidualne przedstawianie próśb”. „Natomiast niedopuszczalne są jakiekolwiek formy kultu publicznego jak wystawianie ołtarzy, obrazów wskazujących na świętość jego osoby. Inicjatywy takie mogą stać się przeszkodą w procesie” – napominał prałat. Nie wszyscy przejęli się apelem postulatora.

Prywatnie można, publicznie – nie

Przepisy kościelne są nieubłagane. Kanon 1187 Kodeksu Kanonicznego mówi wyraźnie: „Kult publiczny można oddawać tylko tym sługom Bożym, którzy autorytetem Kościoła zostali zaliczeni w poczet Świętych lub Błogosławionych”.

Mówiąc prosto: przed wyniesieniem na ołtarze żadnemu zmarłemu człowiekowi nie można oddawać publicznej czci. Nawet, jeżeli jest nim sam papież. Dlatego dopiero podczas ceremonii beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych odsłaniany jest portret nowego błogosławionego lub świętego, ogłaszany jest dzień jego liturgicznego wspomnienia i od tego dnia można odmawiać specjalną modlitwę za wstawiennictwem wyniesionego na ołtarze.

Przed oficjalnym uznaniem świętości Kościół zezwala jednak na tak zwany kult prywatny kandydata na ołtarze.

Tak czyniła między innymi siostra Marie Simon-Pierre, francuska zakonnica cierpiąca na Parkinsona. Po śmierci Jana Pawła II zaczęła się modlić za jego wstawiennictwem o uzdrowienie z choroby. Gdy dwa miesiące później jej dolegliwości w niewytłumaczalny dla lekarzy sposób ustąpiły, uznano to za cud. I przypisano go Janowi Pawłowi II, co otworzyło drogę do jego beatyfikacji.

O uzdrowienie z choroby prosiło zmarłego Papieża wiele osób na całym świecie. Jedną z nich była Irena Zygarłowska z podpoznańskiego Baranowa. „Przed operacją modliłam się o Boże miłosierdzie i prosiłam o wstawiennictwo Ojca Świętego. Jestem przekonana, że dzięki tym modlitwom zostało mi darowane życie” – opowiadała kilka lat temu pani Irena.

W dniu pogrzebu Jana Pawła II jej mąż zainicjował w Baranowie budowę pomnika Bożego Miłosierdzia. Gdy pani Irena przeszła pomyślnie skomplikowaną operację neurochirurgiczną, budowa monumentu stała się również formą podziękowania za jej powrót do zdrowia.

Świętość możliwa

Co oznacza kult świętych i błogosławionych? I jakie znaczenie ma dla katolików? „Ich przykład jest natchnieniem dla Kościoła w jego drodze do Ojca” – wyjaśnia sucho Katechizm Kościoła Katolickiego.

– Święci i błogosławieni są dla nas pomocą, bo pokazują nam, jak żyć po chrześcijańsku, jak to nasze życie układać, aby było miłe Panu Bogu – tłumaczy biskup Pieronek. – Im, czyli świętym, przecież to się udało – dodaje.

Ale po co modlić się za ich wstawiennictwem? Czy nie wystarczy zwracać się bezpośrednio do Boga?

Katechizm Kościoła, powołując się na soborową konstytucję „Lumen gentium”, odpowiada: „Ponieważ mieszkańcy nieba, będąc głębiej zjednoczeni z Chrystusem, jeszcze mocniej utwierdzają cały Kościół w świętości... nieustannie wstawiają się za nas u Ojca, ofiarując Mu zasługi, które przez jedynego Pośrednika między Bogiem i ludźmi, Jezusa Chrystusa, zdobyli na ziemi... Ich przeto troska braterska wspomaga wydatnie słabość naszą”.

– Święci, nim trafili na ołtarze, żyli przecież na ziemi. Niektórzy dla wiary oddali swoje życie, inni świadczyli o niej heroizmem w wykonywaniu zwykłych, codziennych obowiązków – tłumaczy biskup Pieronek. – Oni pokazują nam, że świętość jest możliwa dla każdego. I tym pociągają nas ku niebu – dodaje.

Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o jeszcze jednym aspekcie kultu świętych: „Nie tylko jednak ze względu na sam ich przykład czcimy pamięć mieszkańców nieba, ale bardziej jeszcze dlatego, żeby umacniała się jedność całego Kościoła w Duchu przez praktykowanie braterskiej miłości. Bo jak wzajemna łączność chrześcijańska między pielgrzymami prowadzi nas bliżej Chrystusa, tak obcowanie ze świętymi łączy nas z Chrystusem, z którego, niby ze Źródła i Głowy, wypływa wszelka łaska i życie Ludu Bożego”.

– A czy nie istnieje niebezpieczeństwo, że ludzie czcząc świętych, traktują ich na równi z Bogiem? – pytamy biskupa Pieronka. – Zawsze znajdzie się grupa ludzi, która wpada w jakieś herezje i chce przejawiać swoją religijność po swojemu. Ale to nie może przekreślać kultu świętych i błogosławionych, który istnieje w Kościele od jego początków.

Palec Ducha Świętego

Podczas jednej z pielgrzymek papieskich do Polski po skończonej Mszy świętej wierni podchodzili do fotela, na którym siedział Jan Paweł II. Przyklękali, dotykali siedziska i robili znak krzyża. Dziennikarzom tłumaczyli, że papieski fotel traktują jak... relikwie.

Kościół od pierwszych wieków chrześcijaństwa przywiązywał dużą wagę do relikwii. Już w starożytności czczono groby męczenników i świętych oraz przedmioty z nimi związane.

W średniowieczu, w czasie wypraw krzyżowych, pojawił się handel relikwiami. Wiele z nich było fałszywych, a niektórzy „sprzedawcy”, wykorzystując ludzką naiwność, oferowali absurdalne pamiątki po Jezusie, Matce Bożej i świętych. W pewnym francuskim klasztorze pokazywano nawet za opłatą... palec Ducha Świętego.

Praktyki te ukrócił w 1215 roku IV Sobór Laterański, który postanowił, że ważne są tylko te relikwie, które uzna papież. Dalsze ograniczenia w „mnożeniu” relikwii i handlowaniu nimi wprowadził trzysta lat później Sobór Trydencki.

Mimo wynaturzeń, kult relikwii przetrwał w Kościele do dziś. Dla jednych – nawet wierzących – jest średniowiecznym zabobonem, dla innych – uobecnieniem postaci świętego.

– I nie ma w tym nic dziwnego ani gorszącego – broni kultu relikwii biskup Pieronek. I pyta retorycznie: – A czy nie przechowujemy fotografii i pamiątek po naszych bliskich zmarłych? A w muzeach pamiątek po wielkich bohaterach historycznych?

Prawo kanoniczne rozróżnia aż trzy kategorie relikwii: pierwszego, drugiego i trzeciego stopnia.

Relikwie pierwszego stopnia to części ciała świętego lub błogosławionego. Tworzy się je najczęściej z kości wyniesionego na ołtarze. Relikwie drugiego stopnia to przedmioty, które należały do osoby kanonizowanej bądź beatyfikowanej. Zaś trzeciego – to materiały potarte o relikwie pierwszego stopnia.

– To trochę jak dzielenie włosa na czworo – zżyma się na ten podział biskup Pieronek. – Bo relikwie, to nie amulety, które mają tajemniczą moc i do tego jedne mniejszą, drugie większą. One mają nam tylko bardziej uobecniać osobę świętego, a ich działanie ma pomagać byśmy stawali się lepszymi ludźmi.

Biskup Pieronek ma wiele pamiątek związanych z Janem Pawłem II. I zdaje sobie sprawę, że jedne mają większą wartość, inne nieco mniejszą. – Coś co należało bezpośrednio do Ojca Świętego jest na pewno cenniejsze od różańca, który poświęcił – przyznaje. – Ale to wszystko rozgrywa się w naszej psychice. Bo tak naprawdę każda relikwia, która pomaga we wzroście naszej wiary i łączy nas z ludźmi, którzy byli blisko Boga, jest ważna – dodaje.

Jeszcze pamiątka

Jak na razie, najbardziej cenną relikwię polskiego Papieża posiada kardynał Stanisław Dziwisz. To ampułka z krwią Jana Pawła II. Wszystko na to wskazuje, że będzie to jedyna relikwia pierwszego stopnia. Nie przewiduje się bowiem dzielenia ciała Papieża na relikwie.

Krakowski metropolita pozyskał ją jeszcze za życia Ojca Świętego. Krew pobrano od ciężko chorego już Papieża, na krótko przed jego śmiercią, do badań laboratoryjnych. Na prośbę ówczesnego arcybiskupa Dziwisza – wbrew medycznym procedurom – próbki nie zniszczono.

Ampułka z krwią ma zostać umieszczona w powstającym Centrum Jana Pawła II w Łagiewnikach. Kilkanaście dni temu kardynał Dziwisz podarował jej kroplę wraz z kawałkiem papieskiej sutanny ciężko rannemu po wypadku Robertowi Kubicy. Kierowca sam o nią prosił.

Gest kardynał wprawił wielu w konsternację. Podniosły się głosy, że hierarcha popełnił falstart, bo papieska relikwia... nie jest wcale relikwią. Taką stanie się dopiero po beatyfikacji Jana Pawła II. Na razie zaś, w myśl prawa kanonicznego, to jedynie pamiątka. – Ja bym nie miał nic przeciwko temu – mówi biskup Pieronek. – Uznanie kogoś za błogosławionego czy świętego, to tylko oficjalne potwierdzenie, pieczęć Kościoła, potwierdzająca, że ta osoba była święta za życia. Świętym nie zostaje się z nominacji.

– Ksiądz Kardynał, odpowiadając na prośbę chorego sportowca, który zresztą od dawna czuł się związany z Janem Pawłem II, okazał wielki gest życzliwości i wiarę we wstawiennictwo świętych. Dyskusja czy to są relikwie, czy dopiero się nimi staną jest małostkowa, niepoważna. To wiara religijna czyni z takich pamiątek duchową wartość, której ludzie pozbawieni wiary nigdy nie zrozumieją – dodaje biskup Pieronek.

„To był wyjątek, kiedy tak ważną pamiątkę po Ojcu Świętym otrzymała osoba prywatna, ale stało się to na prośbę Roberta Kubicy i za wiedzą oraz zgodą postulatora procesu beatyfikacyjnego księdza Sławomira Odera” – dopowiadał na łamach dziennika „Polska” rzecznik krakowskiej kurii, ksiądz Robert Nęcek.

Wszyscy będą chcieli mieć

Czasu do beatyfikacji coraz mniej. Z całego świata do Watykanu od dawna już płyną prośby o relikwie przyszłego błogosławionego Jana Pawła II.

Czy popularność Papieża, nie tylko w Polsce, ale i na świecie, nie spowoduje, że dojdzie do nadużyć i zacznie się handel papieskimi relikwiami? I czy jego świętość nie sprowadzi się tylko do szczycenia się relikwiami, które z chrześcijaństwem nie będzie miało wiele wspólnego?

– Na pewno znajdą się ludzie, którzy zechcą zarobić na rzekomych relikwiach Papieża, bo tak niestety bywa, że dla niektórych spryciarzy nie ma świętości. Gotowi są ukraść i spieniężyć wszystko – odpowiada biskup Pieronek.

I dodaje: – Trzeba mieć oczy otwarte i nie być naiwnym. Zaś popularność Jana Pawła II w świecie to prestiż i wielka radość dla Polski.