Łatwiej wzruszyć się, czytając czyjeś „mocne” świadectwo, niż podjąć wysiłek ku przemianie własnego serca.
Niedawno pewna wspólnota poprosiła mnie o przeczytanie zbioru świadectw. Zapoznałem się z materiałem z obowiązku, ale – przyznam szczerze – bez entuzjazmu. Nie przepadam za tego typu literaturą. Staram się rozumieć, że jest ona niektórym ludziom potrzebna i bywa pożyteczna, jednak od jakiegoś czasu dostrzegam wśród wiernych rodzaj fascynacji świadectwami, a ta może sprowadzać na manowce – zarówno czytelników, jak i autorów.
Przede wszystkim mam wrażenie, że dawanie świadectwa jest dziś modne. Człowiek ledwo co się nawróci, a już w swoich oczach staje się ewangelizatorem. Często w działalności takiej osoby brakuje nie tylko rozeznawania, ale i zwyczajnego umiaru. W efekcie mamy różnych katocelebrytów – ludzi znanych z tego, że się nawrócili, „wybrańców” zbijających kapitał na opowiadaniu o sobie. Niektórzy tak dali się ponieść sławie „osoby nawróconej”, że zupełnie nie zauważyli, jak bardzo ich sposób funkcjonowania odzwierciedla ducha tego świata. Zapominają, że najważniejsze jest świadectwo realnego życia, a nie autohagiografia. Wymieniają kerygmat na sławę. Są też inne przypadki. Kiedy czytam świadectwo kapłana, który opowiada, że na początku swojego życia zakonnego po uszy tkwił w grzechu nieczystości, po paru latach się nawrócił, ale potem znowu popadł w te same grzechy, to zastanawiam się, czy naprawdę jego publiczne zwierzenia przynoszą Bogu chwałę. Czy taka opowieść nie powinna być poważnym sygnałem alarmującym, że coś niedobrego dzieje się z formacją w jego zgromadzeniu zakonnym? A zatem pytania, które generuje świadectwo, mogą odciągać uwagę czytelników od Chrystusa, a skupiać na grzechu. W tym konkretnym przypadku na poważnym grzechu, który trawi Kościół – niemoralnym życiu kleryków i księży. I tak oto wymienia się kerygmat na sensację. Ale popyt nakręca podaż. Katolicy zaczytujący się w świadectwach powinni się zastanowić, z jakich powodów po nie sięgają. Czy nie ma w tym jakiejś kompensacji duchowego lenistwa? Łatwiej przecież wzruszyć się, czytając czyjeś „mocne” świadectwo, niż podjąć wysiłek ku przemianie własnego serca. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.