Open Doors – dzieło Andrew van der Bijla

Marcin Jakimowicz

|

GN 33/2023

publikacja 17.08.2023 00:00

„Stałem przytłoczony wśród kilkudziesięciotysięcznego tłumu wykrzykującego pod czerwonymi sztandarami, że chce zmienić świat. Jedyne, co miałem, to mała Biblia” – opowiadał brat Andrew, który brawurowo przemycał za żelazną kurtynę miliony egzemplarzy Pisma Świętego.

Legendarny volkswagen garbus, którym brat Andrew van der Bijl w ukrytych schowkach przewoził Biblie za żelazną kurtynę. Legendarny volkswagen garbus, którym brat Andrew van der Bijl w ukrytych schowkach przewoził Biblie za żelazną kurtynę.
www.opendoors.nl

Zaczęło się od koszulki. Niedawno Open Doors zaprezentowało T-shirt z volkswagenem. Nie, nie zwyczajnym. Legendarnym garbusem, którym brat Andrew (Anne van der Bijl) w sprytnie ukrytych schowkach przewoził Biblie za żelazną kurtynę. Słynna stała się jego akcja z 1957 r., kiedy wjechał do dowodzonej przez Josipa Broz Tito Jugosławii samochodem wypełnionym egzemplarzami Pisma Świętego, a ponad dwadzieścia lat później z ekipą z Open Doors spławił do Chin, uwaga!: milion egzemplarzy Biblii. Były ukryte w 232 paczkach, z których… każda ważyła tonę. To z powodu podobnych akcji zaczęto go nazywać „Bożym przemytnikiem”. Przyjął to określenie. Tak nazwał siebie we wznawianej później wielokrotnie wydanej w 1967 roku autobiografii. Bestseller God’s Smuggler został przetłumaczony na co najmniej 36 języków. Swą brawurą i odwagą zainspirował miliony ludzi na całym świecie. Założył fundację Open Doors („Wierzymy w to, że każde drzwi są otwarte zawsze i wszędzie... aby głosić Chrystusa” – wyjaśniał. „Nasze życie musi być bardziej rewolucyjne niż życie rewolucjonistów!”). „Słowo Boże zmienia ludzi. A przemienieni ludzie zmieniają sytuację wokół siebie” – to była jedna z jego dewiz. „To musi stać się naszą siłą: Nie przeciwko czemu jesteśmy, ale za KIM jesteśmy!”. Zmarł przed rokiem, w wieku 94 lat, w swym domu w Niderlandach.

Zaczęło się w Warszawie

Dekadę po zakończeniu II wojny światowej Andrew van der Bijl wyjechał… na kongres młodzieży komunistycznej. Na zorganizowany przez Związek Młodzieży Polskiej i Światową Federację Młodzieży Demokratycznej V Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów zjechało do Warszawy ok. 30 tysięcy młodych ludzi ze 114 państw. Od 31 lipca do 14 sierpnia słuchali o wyższości socjalizmu nad kapitalizmem. Władze wprawdzie obawiały się, że „ośrodki wywiadowcze państw kapitalistycznych, wrogie podziemie i różne elementy reakcyjne w kraju będą usiłowały przeciwdziałać tej wielkiej i patriotycznej manifestacji i wykorzystać możliwość przyjazdu i kontaktu dla celów szpiegowskich”, ale ze względu na liczebność gości zagranicznych nie potrafiły kontrolować wszystkich uczestników.

Wśród przyjezdnych krążących między nowymi imponującymi rozmachem „atrakcjami” Warszawy: Pałacem Kultury i Nauki oraz Stadionem Dziesięciolecia był brat Andrew, który – opowiadał to po latach – do głębi przejął się wówczas słowami Apokalipsy: „Stań się czujnym i umocnij resztę, która miała umrzeć” w innym tłumaczeniu: „Wzmocnij to, co jeszcze pozostało i bliskie jest śmierci” (3,2). Odczytał te słowa jako Bożą wskazówkę, stały się jego życiowym mottem. To wówczas rozpoczęła się służba Open Doors, która odtąd niosła pomoc prześladowanym chrześcijanom.

„Z Holandii do Warszawy ruszyłem pociągiem. Nie zdawałem sobie sprawy, że będzie to początek mojego nowego życia – opowiadał brat Andrew. – To nad Wisłą zostało zasiane ziarno, z którego narodziło się Open Doors. Doskonale pamiętam każdy dzień tej wizyty. Uczyłem się wtedy na misjonarza w Glasgow. To tam znalazłem ulotkę o największej organizacji młodzieżowej na świecie (pisali, że zrzesza 93 miliony członków. Nie używali słowa »komunistyczna«, ale »socjalistyczna«.). To tam przeczytałem o festiwalu, który miał się odbyć w Warszawie. Byłem członkiem światowej organizacji ewangelizacyjnej i zdałem sobie sprawę, że obejmujemy swym działaniem jedynie połowę świata. Drugą połową rządzi komunizm i nikt nie ma żadnej wizji, jak pomóc ludziom za żelazną kurtyną. Napisałem: »Jestem chrześcijaninem, ale interesuję się bardzo tym, co będzie działo się na festiwalu« i nie sądziłem, że mi odpiszą. Zrobiłem to, co dyktowało mi serce. W ciągu tygodnia dostałem odpowiedź: jesteś zaproszony. Gdy wysiadłem z pociągu, poczułem się zagubiony. Co dalej? Nie znam języka, nie mam pieniędzy ani żadnych kontaktów. W autobusie zapytałem po niemiecku, czy ktoś może mi podać adres jakiegoś chrześcijanina w tym mieście. Po chwili miałem już trzy adresy. Przybyłem na Nowy Świat 41, gdzie mieścił się sklep z Bibliami. Gdy jego dyrektor opowiedział mi o ateistach, którzy przemycają do Związku Radzieckiego Biblie jedynie po to, by zarobić duże pieniądze, wiedziałem, że muszę zacząć przemycać je bezinteresownie. Warszawa, jak przekonywała prasa, na dwa tygodnie stała się stolicą młodzieży całego świata. Jak czułem się w tym kilkudziesięciotysięcznym tłumie maszerującym z czerwonymi szarfami i wykrzykującym, że chce zmienić świat? Byłem całkowicie przytłoczony. Jedyne, co miałem, to mała Biblia. To wówczas z ogromną mocą dotarły do mnie słowa: »Utwierdź co, jeszcze pozostało«. Gdy wróciłem do Holandii, wiedziałem, że wkroczyłem na drogę, z której nie ma już odwrotu”.

Spadająca Gwiazda

Patrzę na kultowy egzemplarz garbatego volkswagena i myślę o innym, znacznie większym samochodzie. O francuskim citroënie, którym założycielka Małych Sióstr Jezusa siostra Magdalena ruszała za żelazną kurtynę. Stojące dziś w domu generalnym zgromadzenia w rzymskim Tre Fontane auto nie bez przyczyny okrzyknięto „Spadającą Gwiazdą” (– Samochód spadał znienacka. Jak z nieba – wyjaśniają siostry), a choć celnicy niemal rozkładali je na części (kiedyś na granicy niemieckiej stał 9 godzin), nigdy nie odkryli jego największego sekretu. To… kaplica na kółkach. Nad przednią szybą w tajnym schowku siostry urządziły tabernakulum. Dzięki niemu adorowały nieustannie Jezusa. Szaleństwo. Jak zwykle, w przypadku Małych Sióstr. Spędzały w tym samochodzie długie miesiące.

– Siostrze Magdalenie nie udało się w 1957 roku wyjechać do Związku Radzieckiego – opowiada siostra Zosia. – Myślała, że tam umrze, była gotowa na śmierć męczeńską, często o tym mówiła. W Polsce czekała na wizę. Chciała przede wszystkim pełnić wolę Bożą, a wówczas odczytywała ją w ten sposób. Pisała do sióstr pożegnalne telegramy. Nie dostała jednak wizy i wróciła. Biskup odpowiedzialny za zgromadzenie rozeznał, że to wyraźne działanie Boże, ale ze względu na jej wielką miłość do krajów za żelazną kurtyną pozwolił jej jeździć na kilka miesięcy na wschód. Ruszyła samochodem w 1956 roku na Węgry. I jeździła nim praktycznie aż do śmierci w 1989 roku.

Modlitwa jest bitwą

I znów przesiadamy się do garbusa. „Biblia jest pełna zwykłych ludzi, którzy wyruszali w najbardziej niezwykłe miejsca i dokonywali niesamowitych rzeczy tylko dlatego, że postanowili być posłuszni Bogu – wyjaśniał brat Andrew. – Jeśli mamy wrogi stosunek do jakiejś grupy politycznej, religijnej czy narodu, miłość Boża nie będzie mogła nigdy do nas dotrzeć, aby coś zmienić”.

Zawstydzają mnie jego życiowe wskazówki. Demaskują moją letniość i niedowiarstwo. „Jeśli rano aktywnie nie szukasz Boga, jest niezwykle mało prawdopodobne, że przypadkowo natkniesz się na Niego w dalszej części dnia” – pisał. „Modlitwa nie jest przygotowaniem do bitwy – modlitwa jest bitwą!”. „Jak długo wokół nas są zagubieni ludzie, tak długo mamy jeszcze coś do zrobienia” – mawiał, powołując się na „jeden z najsmutniejszych fragmentów Biblii”, czyli wołanie psalmisty: „Oglądam się w prawo i patrzę: a nie ma nikogo, kto by miał wzgląd na mnie. Znikła dla mnie możność pomocy, nie ma nikogo, kto by dbał o moje życie” (Ps 142). „Jak sądzicie – pytał – z ilu milionów ust rozlega się dziś to wołanie?”

To pytanie popchnęło go do sformułowania kilku praw: każdy człowiek ma prawo wiedzieć, kim jest Jezus Chrystus; każdy, kto cierpi z powodu swojej wiary w Niego, ma prawo do pomocy od tej części Ciała, która jest obdarzona wolnością, wiedzą i zasobami.

Jesteś Jego ambasadorem

Żył Biblią. Była jego pokarmem, oddychał nią. Nieustannie powoływał się na fragmenty, dzięki którym się nawracał. „Jesteśmy ambasadorami Jezusa. Muzułmanie nie pokochają mojego Zbawiciela, jeśli najpierw nie pokochają mnie. Być może jesteś jedynym Jezusem, jakiego kiedykolwiek zobaczą” – wyjaśniał. Sam przez lata spotykał się z muzułmańskimi liderami (wśród nich był szejk Fadl Allah, duchowy przywódca Hezbollahu, i Yasser Arafat).

Do historii przeszły jego brawurowe akcje i zainicjowane przez niego „przemyty”. Przewiózł na Wschód niezliczoną ilość Biblii, woził też prasy drukarskie i literaturę. W 1984 roku Open Doors rozpoczęło siedmioletnią kampanię modlitewną za ZSRR, a po jego upadku dalej słało na Wschód Pismo Święte. Jedynie w latach 1988–1990 do Rosji dotarł milion egzemplarzy Nowego Testamentu. W 1991 roku w ramach projektu Samuel rozdano na terenach byłego Związku Radzieckiego milion Biblii dla dzieci w językach mniejszości etnicznych. W roku 1965 brat Andrew po raz pierwszy odwiedził Chiny, a gdy po roku owocem „wielkiej rewolucji” było masowe prześladowanie chrześcijan (w kraju płonęły Biblie) wysyłał do spotykających się w podziemiu chrześcijan Nowy Testament. Przesłał w ten sposób 25 tysięcy sztuk jako... „Biblie Mao”. W 1981 roku podczas największej akcji przemytu Biblii wszechczasów w ciągu jednej nocy do Chin dotarło drogą morską milion egzemplarzy Dobrej Nowiny.

Tak, te spektakularne akcje robią wrażenie. Dla mnie najważniejsze jest jednak jedno szczere, bezradne wspomnienie: „Jak czułem się w tym kilkudziesięciotysięcznym tłumie maszerującym z czerwonymi szarfami i wykrzykującym, że chce zmienić świat? Byłem całkowicie przytłoczony. Stałem sam pośród tłumu, a jedyne, co wówczas miałem to mała Biblia”.•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.