Gdy czarne jest białe

Przemysław Kucharczak, zdjęcia Michał Szalast

|

GN 16/2011

publikacja 22.04.2011 20:38

Albinoskie dzieci w Afryce muszą uważać nie tylko na palące słońce. Jeśli po drodze do szkoły spotkają bandytę, ten odetnie im głowę, poćwiartuje ciało i wytoczy krew. Później sprzeda ich ciało szamanom na magiczne mikstury. Ale to niecała prawda o losie albinosów.

3-letnia Asmura Msafili, albinoska z muzułmańskiej rodziny, z mamą 3-letnia Asmura Msafili, albinoska z muzułmańskiej rodziny, z mamą
Michał Szalast

Jak ludziom, których skóra jest pozbawiona pigmentu, udaje się przeżyć pod prażącym słońcem Afryki? Jak unikają bandytów, którzy chcą ich zabić i sprzedać ich ciała? Aby się tego dowiedzieć, Michał Szalast, fotoreporter z Katowic, przeprawił się promem na wyspę Ukerewe na ogromnym Jeziorze Wiktorii w Tanzanii. Na tej wyspie mieszka szczególnie wielu albinosów. Sporo ludzi w Afryce jest przekonanych, że albinosi są naznaczeni magiczną mocą. Na tych przesądach bogacą się szamani, którzy gotują wywary z ciał albinosów, a potem sprzedają je za szalone pieniądze. Ludzie, którzy kupują takie magiczne mikstury, liczą, że w ten sposób zapewniają sobie bogactwo i szczęście. W istocie zawierają jednak pewien rodzaj paktu z diabłem.

Zabobonni górnicy szukający złota skrapiają teren poszukiwań krwią albinosów. Rybacy wplatają w sieci włosy albinosów, wierząc, że pomoże im to w łowieniu ryb. Bandyta, mordujący ludzi na zlecenie szamanów, za sprzedanie ręki lub nogi albinosa może liczyć na zarobek w przeliczeniu powyżej 10 tysięcy złotych. W ostatnich latach często zdarza się, że bandyci wdzierają się do chaty, w której żyje albinos, i mordują go na oczach jego bliskich, których wcześniej obezwładnili. Czasem porzucają tułów ofiary, z którym jest trudniej uciec, po czym znikają. Według stowarzyszenia Southern Africa Children, przez 12 miesięcy na przełomie 2008 i 2009 roku w Tanzanii brutalnie zamordowano dla szamańskich rytuałów aż 53 ludzi cierpiących na albinizm.

Selivia nie chodzi sama
Na wyspie Ukerewe na Jeziorze Wiktorii, gdzie dotarł z aparatem fotograficznym Michał Szalast, albinosów można spotkać szczególnie często. Tutaj, w odizolowanej od reszty lądu małej społeczności, wadliwy gen wywołujący albinizm utrwalił się. Bo albinizm, zwany też bielactwem, jest wywołany wadą genetyczną. Dotknięte nią dzieci mają bielusieńką skórę, białe włosy i jasne oczy. Ich organizmy nie produkują melaniny, pigmentu, który zdrowym ludziom pozwala się opalać, a jednocześnie chroni skórę przed szkodliwym wpływem promieniowania ultrafioletowego. Nie mają melaniny w skórze, nie mają melaniny we włosach na głowie i brwiach, zwykle mają jej bardzo niewiele w tęczówkach oczu. Słońce robi im krzywdę.

Według tanzańskich mediów, w tym kraju jedna osoba na dwieście jest dotknięta albinizmem. Na świecie albinizm zdarza się znacznie rzadziej, raz na 10 tysięcy urodzeń. Na wyspie Ukerewe albinosi są jednak bezpieczniejsi niż w reszcie kraju. Po zabójstwie albinosa bandyci musieliby uciec z wyspy z jego ciałem, a tego nie da się zrobić szybko. W tym czasie bliscy zabitego podnieśliby alarm. A ludzie dotknięci albinizmem są otoczeni opieką swoich małych społeczności. – Jadąc tam, spodziewałem się, że oni się ukrywają, nie tyle przed słońcem, co przed ludźmi.

A jednak tak nie jest – mówi Michał Szalast. – Spotkałem tam np. 6-letnią Selivię Bukindo, którą wychowują babcia i dziadek. Dzieci biegały z nią po podwórku, traktując ją jak jedną z nich. Jest pierwszoklasistką, i żeby zdążyć do szkoły, wychodzi o szóstej rano, kiedy jeszcze słońce tak mocno nie operuje. Z Selivią zawsze idzie z ktoś dorosły z wioski jako opiekun, żeby jakiś „biznesmen” nie zamordował dziewczynki. Bo są tacy, którzy chętnie złapaliby albinoskie dziecko, pocięli i sprzedali, bo ciałko dziecka łatwiej ukryć – mówi Michał. Fotoreporter prosi jednak, żeby nie patrzeć na Tanzańczyków jak na bandytów mordujących dzieci. – To byłoby tak samo, jakbyśmy na Polaków patrzeli przez pryzmat złodziei samochodów – podkreśla.

Krem z filtrem: 120 zł
Po Tanzanii Michał jeździł z kolegą Marcinem, też fotoreporterem. Robili zdjęcia albinosom w ich domach, którymi najczęściej są zwykłe lepianki. Życie albinosów byłoby lżejsze, gdyby mieli zwyczajne szyby, które wpuszczałaby do ich chatek światło, jednocześnie zatrzymując promieniowanie ultrafioletowe. – Potrzebują też kremu do opalania, takiego z filtrem 60. Tubka starcza im na miesiąc. Niestety, w głębi Tanzanii taki krem kosztuje równowartość 120 złotych, a to dla nich za drogo – mówi Michał Szalast. Skąd tak wysoka cena? – Bo tam nikt poza albinosami takich kremów nie używa.

Trzeba je specjalnie sprowadzać, a to kosztuje – tłumaczy. Albinoskie dzieci lgną do słońca, które im szkodzi. Po oparzeniu promieniami słońca odczuwają dotkliwe swędzenie skóry. Dzieci nie potrafią się opanować i ciągle się drapią aż do krwi. To sprzyja rozprzestrzenianiu infekcji, z czasem grozi im też rak skóry. Mało kogo stać na opłacenie lekarza. Fotoreporter widział jednak wiele dzieci albinoskich, noszonych na rękach i osłanianych przez rodziców przed słońcem. – W Tanzanii bycie białym kojarzy się z sukcesem i bogactwem. Kobiety stosują tam kremy rozjaśniające. Im jaśniejszą skórę ma kobieta, tym uchodzi za bardziej atrakcyjną w oczach Tanzańczyków. Jest jednak jakiś paradoks w tym, że ludzie, którzy są tak bardzo biali, mają zdecydowanie cięższe życie – mówi Michał.

Białe dziecko czarnych
33-letni albinos Ezekiel Zakarija, anglikanin, ma czarną żonę i trzech czarnych synów. Gen wywołujący albinizm jest bowiem recesywny, a nie dominujący. Dzieci Ezekiela co prawda odziedziczyły po nim uszkodzony gen, ale dostały jednocześnie nieuszkodzoną kopię genu od swojej czarnej mamy. Są więc zdrowe. A ich ojciec, choć dotknięty albinizmem, jest bardzo zaradny: prowadzi kiosk, utrzymuje rodzinę i nawet buduje dom. Czasem oboje rodzice są czarni, a jednak niektóre ich dzieci rodzą się z albinizmem. Dzieje się tak, kiedy zarówno ojciec, jak i matka mają jeden dominujący gen bez wady i jeden uszkodzony. I kiedy oboje swoje-mu dziecku przekażą akurat tę drugą, uszkodzoną kopię genu. Tak się stało w rodzinie Apolinare’a, gdzie urodziły się cztery zdrowe córeczki i dwie z albinizmem. – Miałem w Tanzanii wiele dobrych dni, np. wtedy, gdy widziałem lwa z odległości 4 metrów. Jednak mój najlepszy dzień w Tanzanii spędziłem właśnie u rodziny Apolinare’a – uważa Michał Szalast.

Dotknięte albinizmem dziewczynki, 8-letnia Generoza i 14-letnia Elizabeth, wręcz promieniały szczęściem i zarażały nim całe swoje otoczenie. Michał doszedł do wniosku, że wielka w tym zasługa mądrości ich rodziców, tanzańskich katolików. – To nie jest bogata rodzina, ojciec, Apolinare Kambada, jest rolnikiem. A jednak te dzieci były zabezpieczone przed słońcem najlepszymi ubraniami, jakie widziałem na wyspie. Ojciec zasadził wokół domu palmowy gaj i dzięki temu dzieci miały cień – relacjonuje. 45-letni ojciec, choć niezamożny, jest inteligentny, zna angielski, ma w domu książki. Jego osłonięte przed słońcem córki biegały z polskimi fotoreporterami po zacienionym podwórku i w czasie zabawy wręcz pokładały się ze śmiechu. W końcu wzięły ich profesjonalne aparaty i zaczęły robić zdjęcia sobie nawzajem. Tak się rozochociły, że zaczęły ustawiać do zdjęć samych fotoreporterów.

 – Dawno nie widziałem tak szczęśliwej rodziny. Nie miałem poczucia, że im czegoś brakuje, choć materialnie na pewno im brakowało, choćby tych kremów z filtrem – mówi Michał Szalast. – Słońce już zachodziło i musieliśmy wracać. Ten piękny dzień zostawił mnie z przekonaniem, że ci ludzie żyją nie tylko w cierpieniu. Oni bardzo potrzebują naszej pomocy. Ale też nie jest tak, że oni ciągle trzymają głowy wtulone w ramiona – mówi. Na jego zdjęciach widać zarówno cierpienie dotkniętych albinizmem ludzi, jak i ich radość. Radość okazywaną żywiołowo, bo w Tanzanii nawet dorośli śmieją się jak dzieci, całym sobą. – Ci ludzie pokazali mi, że człowiek wszędzie może być nieszczęśliwy i wszędzie może być szczęśliwy. I wcale nie ma to wielkiego związku z tym, w jakiej sytuacji materialnej się znajdzie – mówi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.