„Dźwięk wolności”, film sensacyjny z wątkiem religijnym, bije rekordy frekwencji w Stanach Zjednoczonych

Edward Kabiesz

|

GN 32/2023

publikacja 10.08.2023 00:00

James Caviezel uważa, że „Dźwięk wolności” jest najważniejszym po „Pasji” filmem, w jakim wystąpił.

Tim Ballard osobiście zwrócił się do Jamesa Caviezela, by zagrał go w filmie. Tim Ballard osobiście zwrócił się do Jamesa Caviezela, by zagrał go w filmie.
materiały prasowe

Nikt chyba nie przewidział, że „Dźwięk wolności”, przetrzymywany prawie przez trzy lata na półkach Walt Disney Company, odniesie wielki sukces komercyjny.

Pod ostrzałem mediów

W dniu, kiedy piszę ten tekst, film, który do tej pory nie trafił jeszcze do kin za granicą, w samych Stanach Zjednoczonych zarobił ponad 160 milionów dolarów, chociaż wyświetlano go tylko w niektórych kinach. Sukces jest tym większy, że dochód już dziesięciokrotnie przewyższył zainwestowane środki. Ta sztuka udała się w ostatnich dekadach niewielu produkcjom, tym bardziej takim, w których pewną rolę odgrywa religia. „Dźwięk wolności” można nazwać raczej filmem akcji z wątkiem religijnym. Faktem jest jednak, że jego twórcy w życiu prywatnym i zawodowym kierują się wiarą. Być może właśnie to sprawiło, że obraz znalazł się pod ostrzałem liberalnych mediów. Również u nas pojawiło się sporo artykułów zarzucających filmowi szerzenie teorii spiskowych. Nie wiem, czy piszący te teksty w ogóle obejrzeli produkcję. W tych krytycznych opiniach dostało się szczególnie Jamesowi Caviezelovi, czyli Jezusowi z „Pasji” Gibsona, który promował „Dźwięk wolności”, nie ukrywając swoich religijnych przekonań, i bez ogródek wypowiadał się na temat ohydnego procederu, jakim jest handel dziećmi w celu ich seksualnego wykorzystania. Filmowi zarzucano, że mija się z faktami i wyolbrzymia skalę problemu. Wydaje się, że krytycy zapomnieli, że „Dźwięk wolności” nie jest dokumentem, a dziełem fabularnym.

Nie przestrzegałem przykazań

Pomysłodawcą filmu jest Eduardo Verástegui. To niesłychanie ciekawa postać. Urodził się w Meksyku w rodzinie katolickiej, ale wiara nie odgrywała znaczącej roli w jego życiu. W swoim czasie media w USA nazwały go latynoamerykańskim Bradem Pittem. Zyskał popularność, grając w meksykańskich operach mydlanych. Przystojny, uwielbiany przez kobiety, u progu wielkiej hollywoodzkiej kariery rzucił wszystko. Dlaczego? – Zrozumiałem, że nie szanowałem swojego ciała. Nie szanowałem kobiet. Nie przestrzegałem przykazań – wyjaśniał w rozmowie z „Gościem Niedzielnym” w czasie swojej wizyty w Polsce. Zmianę swojego podejścia do życia zawdzięcza osobie, ktorą spotkał po przyjeździe do Stanów Zjednoczonych. „Teraz codziennie biorę udział we Mszy św. i odmawiam Różaniec. Moi przyjaciele z Hollywood myślą, że zwariowałem” – mówił aktor, który postanowil zostać producentem. Wspólnie z przyjaciółmi założył studio filmowe Metanoia i realizuje filmy z chrześcijańskim przesłaniem.

Scenariusz „Dźwięku wolności” powstał już w 2015 roku, kiedy Verástegui poznał Tima Ballarda, byłego agenta specjalnego Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych (DHS). Ballard założył organizację non profit zajmującą się ratowaniem dzieci z rąk handlarzy żywym towarem. W jednym z wywiadów powiedział, że zajął się pomocą najmłodszym, kiedy zdał sobie sprawę, że wiele z nich pada ofiarą handlarzy ludźmi w krajach, których rządy nie mają wystarczajacych środków, by efektywnie temu przeciwdziałać.

Amerykański „półkownik”

Założona przez Ballarda organizacja Operation Underground Railroad przeprowadziła wiele akcji ratujących dzieci w krajach Ameryki Południowej, również w Kolumbii, gdzie rozgrywa się akcja „Dźwięku wolności”. Ballard za wszelką cenę chciał, by w filmie zagrał James Caviezel. Był pod wrażeniem jego kreacji w obrazie Kevina Reynoldsa „Hrabia Monte Christo”, gdzie aktor zagrał tytułowego bohatera, i osobiście zwrócił się do niego z tą propozycją. Caviezel, który przyjął propozycję Ballarda, uważa, że „Dźwięk wolności” jest najważniejszą po „Pasji” Mela Gibsona produkcją, w jakiej wystąpił.

Film został nakręcony w 2018 roku, a Verástegui podpisał umowę z południowoamerykańską filią 20th Century Fox na jego dystrybucję. Kiedy Fox został przejęty przez Disneya, film z niewiadomych powodów trafił „na półkę”. Przeleżał tam dłuższy czas. Verástegui przez kilka lat usiłował odzyskać prawa do filmu. Próbował zainteresować m.in. firmy Amazon i Netflix, ale bez rezultatów. Zwrócił się więc do Angel Studios, producenta „The Chosen”, by odkupiło od Disneya prawa do dystrybucji „Dźwięku wolności”. Studio zorganizowało w tym celu kampanię crowdfundingową, a jej sukces pozwolił na zakup tych praw. Ostatecznie obraz znalazł się w kinach. Mainstreamowe media za wszelką cenę usiłują jednak zdyskredytować film, atakując jego twórców i samego Ballarda.

Kryminalista sponsorem?

Więcej o samej produkcji z pewnością napiszemy, kiedy wejdzie na nasze ekrany, więc teraz tylko przypomnę, że opowiada o jednej z akcji ratowania dzieci, jaką Tim Ballard przeprowadził w Kolumbii. Jak już wspomniałem, film w reżyserii Alejandro Monteverde jest fabułą, więc scenarzyści mieli prawo do udramatyzowania opowieści. Publicyści z prawa i lewa mają oczywiście odmienne zdanie na temat wartości artystycznej filmu. Moim zdaniem „Sound of Freedom” jest po prostu sprawnie nakręconym filmem sensacyjnym i nic ponadto. Twórcy unikają scen drastycznych, ale to, co widzimy na ekranie, nie pozostawia widza obojętnym. Z pewnością film przeszedłby bez większego echa, gdyby nie podjął bulwersującego tematu, jakim w Stanach Zjednoczonych okazał się zorganizowany handel dziećmi w celach seksualnych. Przytaczane w filmie liczby ofiar tego procederu są rzeczywiście przerażające. Czy są przesadzone? Wystarczy przeszukać internet, by sprawdzić, jak wiele publikacji na temat tego handlu możemy tam znaleźć. Wydaje się, że największą zasługą realizatorów jest uzmysłowienie widzom skali tego zjawiska i doprowadzenie do dyskusji, jak nieproporcjonalnie mało w stosunku do innych przestępstw poświęca mu się uwagi.

W tym całkowicie apolitycznym obrazie nie znajdziemy też śladu teorii spiskowych związanych z działalnością tajemniczej prawicowej organizacji QAnon. Tymczasem zarzut ten pojawia się właściwie w każdej krytycznej recenzji. Trudno zrozumieć, skąd biorą się te wszystkie ataki na film. Oburzenie wywołało nawet uznane za religijną propagandę zdanie: „Dzieci Boże nie są na sprzedaż”, jakie wypowiada Ballard w jednej ze scen.

Kilka tygodni po kinowej premierze sensacyjne nagłówki medialnych artykułów głosiły: „Sponsor »Sound of ­freedom« aresztowany”. Nie zawsze w treści tych artykułów znalazła się informacja, że fundusze na promocję filmu pochodziły z crowdfundingu i że tych sponsorów było około 7 tysięcy. Trudno, by studio prześwietlało każdego z nich.

Charakterystyczne, że atakowana produkcja dotyczy pedofilii w świecie świeckim. Można przypuszczać, że gdyby twórcy podjęli temat pedofili w Kościele katolickim, film zostałby uznany za acydzieło.•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.