Historia Natalii Janoszek to współczesna opowieść o Nikodemie Dyzmie? Czy rzeczywiście z tym mamy tu do czynienia?
Roman Wilhelmi w serialu „Kariera Nikodema Dyzmy”. Losy filmowego karierowicza więcej mówiły o mechanizmach rządzących społeczeństwem niż o samym Dyzmie.
ZESPół FILMOWY SILESIA /INPLUS/EAST NEWS
To historia o dziewczynie, która zakpiła z największych mediów w Polsce i najbardziej znanych polskich dziennikarzy. Zakpiła z dyrektorów stacji telewizyjnych, zakpiła z redaktorów naczelnych magazynów i gazet. Zakpiła z reporterów i dziennikarzy, a także z widzów, czytelników, słuchaczy” – mówi Krzysztof Stanowski (Kanał Sportowy) w filmie własnej produkcji o największej medialnej aferze ostatnich tygodni. Film nosi wymowny tytuł: „Bollywoodzkie zero: Natalia Janoszek. The end”. To raczej kiepska historia o „kopaniu leżącej, bezbronnej już kobiety” – oburza się jednak wielu. A inni komentują: „To historia o współczesnym Nikodemie Dyzmie mediów w spódnicy i o samozwańczym Janosiku, obrońcy medialnej moralności”. Z czym więc naprawdę mamy tu do czynienia? Bo może to raczej historia o upadającym zdrowym rozsądku odbiorców, braku umiejętności krytycznego patrzenia, braku weryfikacji źródeł i wszechogarniającej fascynacji celebryckim światem?
Historia kłamstwa
Współczesne medialne „kariery” pojawiają się znikąd, by po chwili trząść portalami internetowymi. Sławę i rozpoznawalność, na którą niegdyś aktorzy, piosenkarze czy sportowcy pracowali latami, można obecnie osiągnąć w parę chwil. Natalia Janoszek – aktorka (?), która najwyraźniej wymyśliła sobie karierę w Hollywood, czy – chyba jeszcze ciekawszy przykład – modelka (?) Caroline Derpienski nie są przecież jedyne. Bo jak to w ogóle możliwe, że nieznana nikomu kobieta z Białegostoku, Karolina Derpieńska, ma nagle sześć milionów obserwujących na Instagramie, wygaduje w internecie niewiarygodne bzdury, a odbiorcy jej słuchają, oglądają ją, czytają, wręcz pochłaniają to, co ma do przedstawienia?
– Tworzenie kariery i rozpoznawalności w fikcyjny sposób jest dziś niezwykle łatwe, ponieważ żyjemy w czasach ludzi – żeby zacytować prof. Wiesława Godzica – znanych głównie z tego, że są znani. Można niewiele wiedzieć i potrafić. Ważne jest to, aby czymś się wyróżnić, zbudować wokół siebie społeczność regularnymi publikacjami w mediach społecznościowych. Trzeba posiąść jedynie wiedzę o tym, jak dobrze prowadzić media społecznościowe, wykorzystywać coraz nowsze funkcje dodawane przez te serwisy, regularnie przebijać się przez algorytmy i publikować jak najwięcej treści wyrazistych, wzbudzających emocje. Te bowiem powodują duże zaangażowanie odbiorców. Stara jak świat zasada show-biznesu: „Nieważne, jak będą o mnie mówić, ważne, by nie przekręcili nazwiska” staje się dziś szczególnie aktualna – mówi prof. Monika Przybysz, medioznawca z UKSW.
Oczywiście zjawisko mistyfikacji medialnej nie pojawiło się wraz z internetem. Jednym z najbardziej znanych jej przykładów było słuchowisko amerykańskiej stacji CBS „Wojna światów”, na podstawie powieści H.G. Wellsa. Audycja, wyemitowana w 1938 roku, była zrealizowana w konwencji reportażu, a traktowała o inwazji Marsjan na Ziemię. Program wywołał wśród słuchaczy w New Jersey panikę. – Takich przykładów sfingowanych opowieści na potrzeby interesów politycznych czy gospodarczych było w historii mediów więcej. Ten mechanizm został dobrze pokazany w filmie „Fakty i akty” („Wag the Dog”) z 1997 roku: można wykreować coś z niczego – tłumaczy prof. Przybysz. – Fabrykowanie wojny w Albanii, aby odwrócić uwagę opinii publicznej od skandalu seksualnego z udziałem prezydenta USA, to główny motyw filmu, jednak zabiegi tworzenia fikcji stosowane są nawet w dzisiejszej polityce.
Dr Karolina Ołtarzewska, ekspert ds. komunikacji internetowej: – Mechanizm jest prosty: chodzi o zyskiwanie popularności dzięki mówieniu kłamstwa podszytego pewną dozą prawdopodobieństwa, w które opinia publiczna jest w stanie uwierzyć. Takim przykładem jest opublikowanie na Instagramie przez Caroline Derpienski spreparowanej okładki „Playboya” ze sobą w roli głównej. W jej przypadku dochodzi jeszcze element szokowania językiem, stylem wypowiadania się. Kierunek, w jakim idzie Derpienski, to chęć uzyskania miana skandalistki. Skandale podchwytywane przez tabloidy i plotkarskie portale są paliwem napędowym dla tego typu celebrytów i dzięki temu mogą oni długo utrzymywać się w przestrzeni medialnej, nie pokazując żadnych wyników swojej pracy w branży.
O co chodzi z Natalią?
– Trudno w tej chwili jednoznacznie nazwać zjawisko, które mamy okazję obserwować w przypadku Natalii Janoszek, podającej się w mediach za celebrytkę świata Bollywood i Hollywood, ponieważ w pewnym sensie zależy ono od motywacji tej osoby – uważa dr Karolina Ołtarzewska, ekspert ds. komunikacji internetowej. – Być może była to wręcz zaplanowana kampania, która miała na celu wywołać szum dzięki coraz bardziej spektakularnym informacjom na jej temat. Gdyby nie film Krzysztofa Stanowskiego i jego śledztwo, wielu do dziś nie wiedziałoby o istnieniu Natalii Janoszek, a przecież o to mogło właśnie chodzić. Mogła to także być historia osoby z zaburzeniami, która sama uwierzyła w to, co mówi, ufając zasadzie, że kłamstwo powtórzone sto razy staje się prawdą.
– Wygląda na to, że pani Natalia spróbowała zabiegu z „umiędzynarodowieniem” swojej kariery. Wyjechała do Indii, gdzie szybka kariera, szczególnie jeśli jest się Europejką, jest potencjalnie możliwa. Sam widziałem w kawiarenkach Bombaju, niedaleko miasteczka filmowego, rekruterów, którzy wyłapywali europejskie turystki i proponowali współpracę – mówi Piotr Pałka, producent telewizyjny i analityk mediów. – Być może Janoszek właśnie to się przydarzyło i postanowiła wszystko opowiedzieć – a do tego sporo dodać. Doszła do wniosku, że nie jest ważne, co naprawdę osiągnęła. Ważne, co pokazuje ludziom o sobie. Budowała więc kanały za pomocą znajomych wydawców, którzy zapraszali ją do programów, uczyniła z siebie kogoś, kto zrobił międzynarodowa karierę.
– Oszukiwanie fanów nie jest niczym nowym w przestrzeni medialnej. Sprzyjają temu media społecznościowe, które pozwalają na bezpośrednie komunikowanie się z publicznością. Przykładem celowego oszukania swoich obserwujących był przypadek youtubera Łukasza Jakóbiaka, prowadzącego w 2017 roku program internetowy typu talk-show pt. „20m2 Łukasza”. Pochwalił się w nim, że został zaproszony do jednego z najpopularniejszych programów w Stanach Zjednoczonych „The Ellen DeGeneres Show”. Okazało się to mistyfikacją wymyśloną od początku do końca przez samego Jakóbiaka, który zaaranżował studio na wzór amerykański w Polsce i wynajął sobowtóra popularnej Ellen. Kiedy przyznał się do oszustwa, wylała się na niego fala hejtu, ale wielu użytkowników internetu dowiedziało się wówczas, kim w ogóle jest Łukasz Jakóbiak. W tym przypadku jednak skandal przekreślił dalszą karierę celebryty – mówi dr Ołtarzewska.
Jak się bronić?
Dlaczego dajemy się nabrać współczesnym Nikodemom Dyzmom? – W dużym stopniu dlatego, że chcemy. Podobają nam się historie o ludziach, którym „się udało” – tłumaczy Piotr Pałka. – Lubimy czytać o księżniczkach z Bliskiego Wchodu, lubimy oglądać przygody bogatych żon z Hollywood. Natalia Janoszek czy Caroline Derpienski wpisują się w nasze upodobania. Chcemy chociaż trochę uczestniczyć w ich „bajkowym” życiu, oglądać piękne zdjęcia, zazdrościć, ale i snuć fantazję, że i nam się kiedyś uda. I co ciekawe: często mamy świadomość, że to wszystko jest blef. Część odbiorców widzi mistyfikację, ale potrzebuje tego blefu.
– Żyjemy w czasach krótkich wiadomości internetowych. Ważna jest szybkość przekazywanej informacji, a nie dbałość o weryfikację faktów, bo ważniejsza jest liczba odsłon, które zarabiają na redakcję czerpiącą zyski z wyświetlanych reklam. Warto, byśmy mieli tego świadomość – uważa dr Ołtarzewska. – Sprawa Natalii Janoszek i jej bywanie na salonach z wymyśloną historią rozpoczęła się przecież już w 2015 roku i trwała aż do tej pory. Żaden z dziennikarzy do niedawna nie pokusił się o sprawdzenie prawdziwości jej niebywałej zagranicznej kariery.
Medialne mistyfikacje i kłamstwa są też coraz bardziej profesjonalnie przygotowywane. Zwykły Kowalski często nie ma sił i środków, by zmierzyć się z potężną machiną medialną. Co więc może zrobić, by nie dawać się oszukać? – Są proste zasady: należy weryfikować ważne dla nas informacje w dwóch, trzech innych źródłach, zanim udostępnimy je dalej. Inaczej niechcący sami możemy stać się internetowym trollem. Można też zgłaszać nieprawdziwe informacje w mediach społecznościowych. A w komentarzach w uprzejmy sposób warto też prostować fałszywe newsy poprzez podanie źródła z prawdziwą informacją – mówi prof. Przybysz. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.