Mury, które pamiętają. Tu w czasie Powstania Warszawskiego znajdował się polowy szpital

Tomasz Winiarski

|

GN 31/2023

publikacja 03.08.2023 00:00

W tym samym czasie, kiedy na ulicach Warszawy trwała bitwa o wolność, w podziemiach toczyła się inna, nie mniej istotna walka. O życie rannych powstańców.

W kamienicy  przy ul. Konopczyńskiego 5/7  działał jeden z wielu powstańczych szpitali.  Obecni mieszkańcy  urządzili tu prowizoryczne muzeum. W kamienicy przy ul. Konopczyńskiego 5/7 działał jeden z wielu powstańczych szpitali. Obecni mieszkańcy urządzili tu prowizoryczne muzeum.
reprodukcja Tomasz Winiarski

To opowieść o stawaniu w człowieczeństwie. Lekarze, pielęgniarki, sanitariuszki, którzy stanęli na baczność, gdy wezwała ich ojczyzna, po prostu zachowali się jak trzeba, opatrując także rannych niemieckich żołnierzy z taką samą starannością jak Polaków.

„Sanitariuszka Małgorzatka to najdzielniejsza, jaką znam. Na pierwszej linii do ostatka promienny uśmiech niesie nam. A gdy nadarzy ci się gratka, że cię postrzelą w prawy but, to cię opatrzy Małgorzatka, słodsza niż przydziałowy miód” – tę powstańczą piosenkę skomponował we wrześniu 1944 r. Jan Markowski. Chciał w ten sposób wyrazić wdzięczność Janinie Załęskiej, jednej z sanitariuszek 1 kompanii zgrupowania pułku Baszta, która opatrzyła jego rany. Wojenne bohaterstwo różne ma twarze. Nie zawsze jest to wizerunek mężczyzny z karabinem, niosącego wrogom śmierć. To także kojący dotyk delikatnych dłoni sanitariuszki, które niosą pomoc.

Kamień na kamieniu

Warszawa, 29 lipca 2023 r., wczesne godziny popołudniowe. Spotykam się z Iwoną Zając, warszawską przewodniczką, a prywatnie mieszkanką kamienicy przy ul. Konopczyńskiego 5/7. Wokół solidne, przedwojenne budynki. W przeciwieństwie do większości warszawskiej zabudowy przetrwały wojenną zawieruchę. Warszawa była po powstaniu niemal całkowicie zrujnowana. To, co nie zostało zniszczone w trakcie 63 dni walki, wysadzali później niemieccy saperzy. Reichsführer-SS Heinrich Himmler 9 października 1944 roku osobiście wydał rozkaz całkowitego unicestwienia stolicy. Ostatecznie zburzono od 60 do 80 proc. tkanki miejskiej. Dzisiaj miasto jest tak nowoczesne i pełne życia, że chcąc przywołać jego dawne wspomnienie, próbując odnaleźć świadectwa tamtych dni, trzeba oderwać się od zgiełku ulic i wsłuchać się w szept starych kamienic. Dostrzeżemy wówczas te same cegły i kostki brukowe, które przed laty tworzyły Paryż Północy – jak ongiś nazywano Warszawę.

Uwagę przykuwają zadbane trawniki okalające kamienicę. Skrywają smutną wojenną opowieść. Właśnie tu znajdowały się groby powstańców, którzy polegli w walce lub zmarli w pobliskim szpitalu polowym w wyniku odniesionych ran. Ekshumowano je dopiero w 1948 roku. Piękno tego miejsca kontrastuje z jego tragiczną historią.

Masywne drzwi otwierają się z lekkim piskiem, wpuszczając nas do wnętrza budynku. Posadzka, klatka schodowa, poręcze – wszystko pamięta czasy okupacji. Wiszącą na ścianie gablotę wypełniają stare czarno-białe fotografie. Przedstawiają sceny z powstania warszawskiego, rozgrywające się w miejscu, w którym się znajdujemy.

Wehikuł czasu

Kiedy mieszkańcy kamienicy odkryli, że w tutejszych piwnicach znajduje się przedwojenny schron, który w trakcie powstania pełnił funkcję szpitala polowego, postanowili wziąć sprawy we własne ręce. Miejsce zostało uprzątnięte, a następnie zaaranżowane w taki sposób, aby odwzorować to, jak mogło wyglądać w sierpniu i wrześniu 1944 roku. Tablica na ścianie kamienicy informuje: „Tu w czasie powstania warszawskiego działał szpital polowy Armii Krajowej, w którym po upadku dzielnicy załoga zdołała ocalić rannych”. Została umieszczona przez sanitariuszki z batalionu AK „Harnaś” oraz grupy AK „Krybar”. – Zawsze mówię turystom, których oprowadzam, żeby uważnie czytali wszelkie tablice, które są umieszczone na budynkach, ponieważ ktoś starał się jakąś część historii zachować, coś przekazać – zwraca uwagę Iwona Zając.

Ostatecznie personelowi szpitala udało się ewakuować 180 pacjentów, w tym również kobiety i dzieci. Zdolni do chodzenia o własnych siłach wydostawali się na zewnątrz przez klatkę schodową. Większość trzeba było wynieść na noszach. W warunkach bojowych, pod nieustającym niemieckim ostrzałem, zadanie było niezwykle trudne, tym bardziej że we wrześniu 1944 roku szpital polowy znajdował się już w całości w schronie przeciwlotniczym usytuowanym w piwnicach kamienicy. Wcześniej ranni byli leczeni na klatce schodowej oraz w mieszkaniach.

Budynek znajduje się na skarpie, a piwnica i schron – dwa piętra pod ziemią. Rannych trzeba było zatem wynosić wąskimi korytarzami po schodach i ostatecznie przez okno wychodzące na ul. Konopczyńskiego. Po prawie 80 latach wpatruję się w to samo okno. Nowoczesna, odnowiona elewacja, pomalowane ramy i wstawione po wojnie szyby. Proszę jednak nie mieć wątpliwości: okno dalej pamięta.

Ludzki odruch

Ewakuację szpitala prowadziło dziesięć sanitariuszek, m.in. Jadwiga Skrzydłowska-Kozłowska ps. Iga. Jej zdjęcie znajduje się we wspomnianej już gablocie. Stała na balkonie, który dzisiaj należy do pani Iwony. Sanitariuszkom pomagali szesnastoletni chłopak oraz doktor Stefan Żegliński ps. Stefan, który był komendantem szpitala przy ul. Konopczyńskiego. – Ewakuowani zostali przetransportowani przez ul. Sewerynów na teren Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie przetrwali pierwszą noc. Następnie przez bramę uniwersytecką od strony Krakowskiego Przedmieścia przeniesiono ich do kościoła wizytek – opowiada przewodniczka.

Pacjenci ze szpitala polowego na ul. Konopczyńskiego mieli sporo szczęścia. Cała operacja zakończyła się powodzeniem dzięki negocjacjom, jakie prowadzili z Niemcami dr Żegliński oraz dr Szymańska. W tym miejscu, tak jak i w wielu innych rozsianych po ogarniętej powstaniem stolicy punktach medycznych i szpitalach powstańczych, polscy lekarze i sanitariuszki leczyli również rannych żołnierzy niemieckich. To był po prostu ludzki odruch. Niestety, rzadko kiedy robiło to wrażenie na Niemcach, którzy na ogół nie okazywali wdzięczności za dobre traktowanie ich własnych żołnierzy. Zamiast tego masowo przeprowadzali tzw. rozładowywanie szpitali, dokonując regularnych mordów, niejednokrotnie zabijając wszystkich rannych wraz z personelem medycznym. Taki los spotkał m.in. Szpital Pod Krzywą Latarnią znajdujący się przy ul. Podwale 25 na Starym Mieście. W piwnicach tamtejszej restauracji leczonych mogło być nawet ok. 130 osób. Kiedy na początku września padła warszawska Starówka, oddziały wroga wkroczyły do szpitala. Wymordowali wówczas nawet leczonych w tym miejscu niemieckich żołnierzy. Pacjenci zostali spaleni żywcem, a tych, którzy próbowali uciec z zajętych ogniem piwnic, hitlerowcy rozstrzeliwali. – Niemcy traktowali te szpitale jak punkty bojowe. Zgodnie z prawem wojennym żołnierz, który natknie się na szpital lub personel medyczny, powinien ewakuować personel i wszystkich rannych. Jego obowiązkiem jest zapewnienie im takiej samej opieki medycznej, jaką ma dana armia biorąca tych ludzi w niewolę – mówi mi Rafał Brodacki, historyk z Muzeum Powstania Warszawskiego. – Niemcy nie stosowali się do tych zasad – dodaje.

Zdarzały się jednak wyjątki. Przykładem jest Szpital Maltański, który mieścił się w pałacyku Mniszchów przy ul. Senatorskiej; budynek stoi do dzisiaj. – Ten szpital znalazł się na ziemi niczyjej – z jednej strony byli Niemcy, z drugiej powstańcy. Wymagało to wysiłku personelu szpitalnego, żeby w miarę normalnie funkcjonować – opowiada R. Brodacki. – Zrobiono to w taki sposób, że od strony bramy głównej przyjmowano żołnierzy niemieckich, a przez dziurę w murze wnoszono rannych powstańców – tłumaczy.

Kiedy ostatecznie oddziały wroga wkroczyły do szpitala, pacjentów udało się uratować. To był cud. W pewnym momencie niemiecki kapitan, SS-Hauptsturmführer z 36 Dywizji Grenadierów SS, czyli niesławnej brygady Oskara Dirlewangera, zobaczył, że nasi medycy leczą także rannych żołnierzy niemieckich. Wywarło to na nim tak wielkie wrażenie, że pozwolił ewakuować znajdujących się w tym szpitalu Polaków i osobiście zapewnił im swobodne przejście przez niemieckie linie.

Zmierzając w kierunku zejścia do schronu, przechodzimy przez spory plac, otoczony ze wszystkich stron budynkami składającymi się na kompleks tutejszych kamienic. Przewodniczka wskazuje na stojącą przed nami altankę śmietnikową. W tym miejscu funkcjonowała prowizoryczna kapliczka powstańcza. W każdą niedzielę odbywało się nawet kilka Mszy Świętych. Posługujący tu księża chodzili do szpitala spowiadać rannych, a także udzielali ślubów.

Sanitariuszki, chcąc dać odrobinę radości przebywającym w tej okolicy dzieciom, zorganizowały teatrzyk. Występował pod nazwą „Pacynki na barykadach”. Oaza niewinności w oceanie podłości. – Było to jakieś wytchnienie, promień słońca dla dzieci, których rodzice albo polegli, albo walczyli w powstaniu. Wiele z nich nie miało gdzie się podziać i co ze sobą zrobić – wyjaśnia pani Iwona.

W podziemiach

Udajemy się do schronu. Dzisiaj również stoją tu łóżka szpitalne, stylizowane na przedwojenne prycze. Na ścianach wiszą zdjęcia z powstania. Przedstawiają momenty walki, opatrywania i przenoszenia rannych, wreszcie codzienną powstańczą rzeczywistość.

Schron przeciwlotniczy stanowił przejaw luksusu przedwojennej Warszawy. W kamienicy, wykonanej w duchu architektury funkcjonalizmu, mieszkały bogate elity stolicy, m.in. polska aktorka Ina Benita. Apartamenty były tu ogromne, a lokatorzy mieli do dyspozycji także windę. Dzisiaj, nieco nadgryziona zębem czasu, lubi zacinać się między piętrami, płatając figle nieświadomym zagrożenia gościom. Każdy mieszkaniec musiał posiadać odpowiedni zapas żywności, pozwalający mu zejść do schronu nawet na kilka dni. Realia powstańczego szpitala polowego dalekie były jednak od takich warunków. Chaos, ciasnota, brak infrastruktury medycznej. Jedno z niewielkich pomieszczeń zostało tu zaadaptowane na prowizoryczną salę operacyjną. Warunki były niezwykle surowe, z drugiej strony grube mury schronu skutecznie osłaniały powstańców przed niemieckimi bombami. – Większość szpitali powstańczych, także ten przy ul. Konopczyńskiego 5/7, powstawała w miejscach, które się do tego nie nadawały, gdzie wcześniej nie planowano zakładać punktu medycznego. W wielu wypadkach to były piwnice domów, jakieś większe pomieszczenia normalnych budynków – opowiada historyk Rafał Brodacki. – Panujące w nich warunki nierzadko były bardzo trudne. Tu nie chodzi tylko o to, że budynek szpitalny charakteryzuje się specjalną konstrukcją, która usprawnia leczenie rannych. Drzwi w takim obiekcie są zazwyczaj znacznie szersze, aby można było wnosić pacjentów na noszach. A tutaj mamy do czynienia z zaadaptowanymi piwnicami, i to w budynkach, które były stale bombardowane przez nieprzyjaciela. Brakowało wszystkiego – leków, żywności, środków opatrunkowych – wyjaśnia.

Na powierzchni

Tutaj, na warszawskim Powiślu, przy ul. Tamka, 79 lat temu znajdowała się jedna z wielu powstańczych barykad. Było to stanowisko bojowe Aleksandra Sikorskiego, weterana kampanii wrześniowej, a później także członka Armii Krajowej. – W trakcie walk powstańczych mój ojciec został poważnie ranny, odłamki utkwiły mu w nogach. Trafił wówczas do jednego ze szpitali powstańczych, gdzie jakoś go ostatecznie odratowali – opowiada 89-letnia Teresa Zengota. W czasie powstania warszawskiego miała 10 lat. – Po wojnie komunistyczna bezpieka prześladowała byłych akowców. Mój ojciec nie mógł znaleźć pracy, był gnębiony. W związku z tymi represjami ja sama nie interesowałam się tymi jego powstańczymi historiami. Po wojnie o tym się po prostu głośno nie mówiło – dodaje. Nie wiadomo, czy ranny ojciec pani Teresy trafił do pobliskiego polowego szpitala powstańczego przy ul. Konopczyńskiego 5/7. Być może…

Historia kamienicy i znajdującego się w jej podziemiach schronu robi wrażenie, warto więc umożliwić zwiedzanie dawnego szpitala szerszemu gronu ludzi. Niedługo zabraknie świadków pamiętających powstańczy heroizm stolicy. Zadbajmy o to, by swoją historię nadal mogły opowiadać mury, które pamiętają… •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.