Polak wybiera

Bogumił Łoziński

|

GN 31/2023

publikacja 03.08.2023 00:00

Wyzwaniem dla polityków są wyborcy, którzy kierują się niezmiennymi zasadami. Pozyskanie ich na trwałe wymagałoby od danego ugrupowania przestrzegania tych zasad.

Polak wybiera Roman Koszowski /foto gość

Twardy elektorat, niezdecydowani, elektorat interesów, buntu, symetryści, centrum, niegłosujący – te określania często padają w analizach kampanii wyborczych. Wskazują na motywacje, którymi kierują się wyborcy.

Twardy elektorat

Twardym albo żelaznym elektoratem nazywa się wyborców, którzy zawsze popierają daną partię. Musiałoby wydarzyć się coś naprawdę bardzo poważnego, aby swoje poparcie wycofali. Dla zwolenników PiS nie są dostatecznym powodem do porzucenia tego ugrupowania ujawniane przez opozycję przypadki obsadzania lukratywnych stanowisk państwowych swoimi ludźmi. Dla twardego elektoratu PO nie była takim powodem treść ujawnionych przez media rozmów ich czołowych polityków z restauracji Sowa i Przyjaciele, które pokazały m.in., że państwo traktują jak łup do podziału.

Z analiz sondaży poparcia (nie wyników wyborów) można oszacować, że żelazny elektorat PiS to obecnie od 20 do 25 proc. wyborców. Z kolei Platforma Obywatelska, występująca pod nazwą Koalicja Obywatelska, może liczyć na maksymalnie 15-procentowy twardy elektorat. Przed powrotem Donalda Tuska do polityki krajowej w 2021 r. poparcie dla jego ugrupowania deklarowało w sondażach 13 proc. badanych, miesiąc później wzrosło ono do ponad 27 proc.

Motywacji do bezwzględnego popierania danej partii wyborcy mają kilka. Może to być realizacja określonych wartości, charyzmatyczny przywódca czy program społeczno-polityczny. Dla twardego elektoratu PiS najważniejszym powodem jest osoba lidera, Jarosława Kaczyńskiego, przez pewną grupę zwolenników partii otaczanego niemal kultem. Wydaje się, że gdyby prezes Kaczyński wycofał się z polityki, poparcie dla PiS znacząco by spadło. Bardzo ważnym powodem jest też prawicowy zestaw wartości deklarowany przez to ugrupowanie.

15-procentowy twardy elektorat Platformy Obywatelskiej na pewno łączy dążenie do odsunięcia od władzy PiS i powrót do sytuacji sprzed rządów partii Jarosława Kaczyńskiego. Platforma nie ma bowiem jednoznacznie określonego programu ani profilu ideowego, dostosowuje je do sytuacji oraz aktualnych upodobań większości – jak się zdaje – wyborców. Badania pokazały, że bardzo ważnym elementem, który poszerza twardy elektorat PO, jest także jej lider Donald Tusk.

Wyniki pokazują również, że na twardy elektorat, na poziomie ok. 6–8 proc., mogą liczyć PSL oraz często zmieniająca nazwy Lewica. Partia ludowa cieszy się poparciem mieszkańców wsi i małych miast, ugrupowanie lewicowe popierają ludzie, którym dobrze wiodło się w PRL, oraz zwolennicy rewolucji obyczajowej. Nie jest to zbyt liczny elektorat, ale wystarczający, aby oba środowiska mogły wprowadzić swoich przedstawicieli do Sejmu, a czasem i decydować o powstaniu rządowych koalicji.

Elektorat interesu

Są to wyborcy, którzy popierają daną partię, ponieważ jej rządy oznaczają dla nich zajmowanie kierowniczych stanowisk w strukturach państwa, administracji czy w spółkach. Wbrew pozorom nie jest to mała grupa. Według jednej z koncepcji psychologicznych, gdy liczba urzędników zależnych od partii rządzącej osiągnie pewien pułap, ich głosy stają się decydujące w wyborach. Trzeba tu zwrócić uwagę, że nie chodzi tylko o pojedyncze osoby, ale także o członków ich rodzin i innych ludzi związanych z nimi, co daje pokaźny elektorat. Ten mechanizm jeszcze wyraźniej widać w przypadku wyborów samorządowych, gdzie są całe grupy interesu, których łączą nie tylko stanowiska, ale często układy biznesowe. Nie przypadkiem w niektórych samorządach władza określonego „układu” trwała latami – zapobiec ma temu wprowadzona w 2018 r. zasada, że wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast mogą rządzić tylko przez dwie kadencje.

Nasze partie traktują obsadzanie państwowych stanowisk swoimi ludźmi jako patologiczne zjawisko i nawzajem sobie to wytykają, co jest hipokryzją. Celem wyborów jest przejęcie władzy, co wiąże się nie tylko ze stworzeniem rządu, ale również z obsadzaniem różnych kierowniczych stanowisk w państwie, także bardzo intratnych. W demokracjach zachodnich jest to zjawisko naturalne. Problem zaczyna się, gdy ten proces dokonuje się z naruszeniem prawa albo ze szkodą dla danej funkcji, jeśli zostanie ona powierzona osobie niekompetentnej.

W pewnym sensie elektorat interesu można uznać za twardy, tyle że kierujący się zasadniczo innymi motywami, co nie wyklucza również popierania danej partii z powodu osoby przywódcy czy programu.

Wyborca centrowy

W Polsce to właśnie tzw. wyborca centrowy najczęściej decyduje o ostatecznych wynikach wyborów. Do tej kategorii zalicza się ludzi, którzy nie mają zdecydowanych poglądów, jednoznacznie przesądzających o poparciu danego ugrupowania, ale kierują się bardzo różnymi motywami. Na przykład w 2015 roku wybory parlamentarne wygrała Zjednoczona Prawica, której trzonem jest PiS, z ponad 37-procentowym poparciem. To pozwoliło temu ugrupowaniu na samodzielne sprawowanie władzy. Cztery lata później Zjednoczoną Prawicę poparło już ponad 43,5 proc. wyborców. Tak dobry wynik był możliwy dzięki wyborcom korzystającym na polityce społecznej tego ugrupowania, m.in. 500 Plus czy dodatkowych świadczeniach dla emerytów, którzy zagłosowali na to ugrupowanie, aby zachować transfery socjalne.

PO w 2019 r. postawiła na elektorat, który nie akceptował reform PiS, głównie zmian w wymiarze sprawiedliwości. Ta strategia jednak nie okazała się korzystna, przyniosła bowiem poparcie na poziomie 27,4 proc.

W obecnym starciu wyborczym partii, które od 2005 r. zdominowały polską scenę polityczną, PiS ponownie stawia na programy socjalne, a także na podmiotową politykę międzynarodową, natomiast PO powtarza strategię znaną z poprzedniej kampanii – krytykuje ośmioletnie rządy PiS i straszy widmem wyprowadzenia przez Jarosława Kaczyńskiego Polski z Unii Europejskiej.

Żadnej z tych dwóch partii nie uda się pozyskać wyborców centrowych obserwowaną brutalizacją kampanii wyborczej, nie tylko słowną, ale także fizyczną. Takie zachowania mogą podobać się twardemu elektoratowi, o który partie nie muszą jednak zabiegać. Zdecydowanie odstraszają one natomiast wyborców centrowych.

Zbuntowany wyborca

W wyborczym wyścigu uczestniczą też tzw. partie antysystemowe, które zdecydowanie odcinają się od sposobu uprawiania polityki przez PiS i PO, proponując nowe, często radykalne rozwiązania. Ich atutem jest to, że dotychczas nie uczestniczyły w sprawowaniu władzy, więc nie obciążają ich żadne grzechy przeszłości. Do takich ugrupowań można zaliczyć dawniej Ruch Palikota, Nowoczesną czy Kukiz’15, a obecnie Konfederację. Wyborców popierających partie antysystemowe nazywa się elektoratem buntu, ponieważ ugrupowania te stają w opozycji do dominujących aktualnie partii, rządzących od lat i niespełniających ich oczekiwań.

Cechą charakterystyczną tego elektoratu jest różnorodność programowa, czasami nawet granicząca ze sprzecznością. Na przykład Ruch Palikota na czołowym miejscu stawiał lewicową rewolucję obyczajową, Nowoczesna – liberalizm gospodarczy, Kukiz’15 – reformę państwa, zaś głównym punktem programu Konfederacji jest niechęć do Żydów, homoseksualistów czy Unii Europejskiej. Wydaje się więc, że elektorat buntu popiera antysystemowe partie nie tyle z powodu ich programu czy lansowanej ideologii, ile dlatego, że obiecują one nową jakość na politycznej scenie i nie identyfikują się z żadną z najbardziej aktywnych partii, czyli PiS, PO, PSL i Lewicą.

Partie antysystemowe w wyborach parlamentarnych uzyskują poparcie na poziomie ok. 7–10 proc., mogą więc teoretycznie wchodzić w koalicje rządowe, ale dotychczas to się nie zdarzyło. Żadna ze znanych w przeszłości partii antysystemowych nie przetrwała próby czasu – wszystkie albo się rozpadły (jak Ruch Palikota czy Kukiz’15), albo zostały wchłonięte przez inne ugrupowania (Nowoczesna). Ten scenariusz nie musi się powtórzyć po tegorocznych wyborach, gdyż Konfederacja uzyskuje w sondażach ok. 15-procentowe poparcie, a wyniki innych partii wskazują, że bez niej nie uda się utworzyć większościowej koalicji.

Specyficznym przypadkiem partii określającej się jako antysystemowa jest Ruch 2050 Szymona Hołowni. Głównym elektoratem tego ugrupowania są wyborcy PO, którzy wrócili do popierania Platformy, gdy na jej czele ponownie stanął Donald Tusk. Zawarcie koalicji z uznawanym za symbol dotychczasowego systemu politycznego PSL-em zburzyło jednak wizerunek Polski 2050 jako partii antysystemowej.

Symetryści

Pojęcie „symetryści” zrobiło karierę po wyborach w 2019 r. Określa się tak osoby, które nie opowiadają się za żadną konkretną partią, nie dały się wciągnąć w bezpardonową walkę PiS i PO, lecz oceniają ich propozycje programowe, szczegółowe rozwiązania czy metody działania według racjonalnych kryteriów i wartości, które wyznają. Dostrzegają elementy pozytywne i negatywne zarówno w PiS, jak i w PO, doceniają dobre, ich zdaniem, propozycje jednego i drugiego ugrupowania, nie opowiadając się przeciwko któremukolwiek z nich. Z tego powodu są nielubiani przez partie, gdyż stosunek tego rodzaju wyborców do polityki nie mieści się w ramach, w których funkcjonuje ona w obecnych czasach, gdy liderzy oczekują bezwarunkowego poparcia. Celnie ujął ten problem Donald Tusk, który w rozmowie z portalem Zawsze Pomorze w maju tego roku oskarżył media określające się jako niezależne, które nie biorą udziału w zwalczaniu obozu rządzącego, że to właśnie dzięki nim PiS utrzymuje się przy władzy, gdyż przyjęły one postawę „symetryzowania”.

Wśród symetrystów są ludzie o poglądach prawicowych, np. pozytywnie oceniający politykę historyczną PiS, a jednocześnie krytykujący go za nieudane reformy państwa. Są też ludzie lewicy, którzy chwalą PiS za politykę społeczną, ale ostro atakują za podejście do kwestii moralnych, np. do aborcji. Do symetrystów należą również katolicy, którzy na pierwszym miejscu stawiają nauczanie moralne oraz społeczne Kościoła i z tej perspektywy oceniają ugrupowania polityczne.

Symetryści nie są zbyt liczną grupą, ale kłopot sztabów wyborczych z nimi polega na tym, że jest to środowisko opiniotwórcze, skupiające m.in. dziennikarzy czy naukowców. Ostatecznie mogą się znaleźć w każdej z grup wyborczych.

Niegłosujący

W Polsce jest duża grupa osób, które nie głosują. Najniższą frekwencję w wyborach parlamentarnych odnotowano w 2005 r. Do urn poszło wówczas tylko 40,6 proc. uprawnionych. W następnych latach frekwencja rosła i w 2019 r. przekroczyła 61 proc. Coraz większą liczbę głosujących można tłumaczyć wieloma czynnikami, np. uświadomieniem sobie przez wielu wpływu głosowania na to, co dzieje się w państwie, rosnącym elektoratem buntu, polaryzacją społeczeństwa czy ożywieniem osób o centrowych poglądach, którym zależy na wprowadzeniu w życie konkretnych rozwiązań, zapowiadanych przez startujące w wyborach partie.

Może być też motywacja negatywna, czego przykład mieliśmy przy okazji wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2019 r. W Polsce frekwencja w tych wyborach wynosiła zazwyczaj 20–25 proc. Pięć lat temu znacząco się to zmieniło – swój głos oddało wówczas 45,68 proc. uprawnionych. Powodem tak dużego wzrostu były bardzo silne emocje negatywne, wywołane przez manifestacje antykościelne skrajnej lewicy, które odbyły się kilka dni przed wyborami. Organizatorzy marszów należeli do wyborczego porozumienia o nazwie Koalicja Europejska, w skład której wchodziły m.in. PO i PSL. Wynik wyborczy uzyskany przez KE okazał się znacznie niższy niż prognozowany w sondażach. Polacy uznali, że przekroczona została granica krytyki przeciwników politycznych czy ideologicznych i niezadowolenie z takiej sytuacji wyrazili przy urnach wyborczych. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.