Schodzę na ziemię

17.04.2011 19:10 GN 15/2011

publikacja 17.04.2011 19:10

Pod Włodzimierzem Fetlińskim ugięły się nogi, kiedy zobaczył swoją Inkę spoczywającą na prawym ramieniu Jezusa.

Włodzimierz Fetliński przechowuje w domu portret żony z banera wiszącego na pl. Piłsudskiego w Warszawie w czasie Mszy św. za dusze ofiar katastrofy smoleńskiej Włodzimierz Fetliński przechowuje w domu portret żony z banera wiszącego na pl. Piłsudskiego w Warszawie w czasie Mszy św. za dusze ofiar katastrofy smoleńskiej
fot. Marcin Wójcik

Włodzimierz Fetliński w katastrofie prezydenckiego samolotu stracił żonę, senator Janinę Fetlińską. Po raz ostatni widział ją 6 kwietnia. Siedziała już w samochodzie przed domem w Ciechanowie, kiedy przypomniała sobie o płaszczu. Włodzimierz wbiegł na piętro i porwał płaszcz z wieszaka. Szybko zbiegł po schodach i podał go żonie. Jeszcze pocałunek na do widzenia i samochód odjechał w stronę Warszawy. Dokładnie rok później, 6 kwietnia 2011 roku, Włodzimierz wspomina tamten dzień. Pokazuje miejsce, gdzie stał samochód. Później wchodzimy do wielkiego pustego domu. W korytarzu przy drzwiach nadal stoją buty pani senator. Przechodzimy do małego pokoju w suterenach zastawionego obrazami, książkami i tekturowymi pudłami. Za oknem wiosennie, w ogrodzie budzą się do życia bzy, w pokoju drażni smród paliwa lotniczego.

Płaszcz
–To ten płaszcz – szepcze Włodzimierz i drżącą ręką wyciąga z worka materiał usmarowany błotem i paliwem. Spuszcza głowę, milknie, jakby z kimś rozmawiał w duchu. Może... Często myślę o twoim pocałunku. Nie, nie o tym we wtorek 6 kwietnia, kiedy podawałem ci płaszcz, ale o tym 10 kwietnia, między ósmą, a dziewiątą rano. Spałem jeszcze. Śniło mi się, że pocałowałaś mnie w policzek. To był pocałunek trwający sekundę, może dwie. Gdzieś się śpieszyłaś, gdzieś wychodziłaś. Później wstałem i poszedłem na zakupy. Tak jak mi kazałaś, kupiłem na niedzielę udka i warzywa. Po powrocie do domu włączyłem telewizor, bo miałem ochotę spędzić sobotę przed telewizorem. Spojrzałem na pasek u dołu ekranu. Zadzwoniłem do Bartka. Nasz syn po raz pierwszy w życiu żałował, że nie ma telewizora. Zaraz wsiadł do pociągu w Warszawie i przyjechał do mnie. W niedzielę wieczorem polecieliśmy do Moskwy. Do ciebie, Inko. Wybacz, ja nie wszedłem, Bartek też nie. Wszedł nasz przyjaciel, i minister Kopacz cię poznała. Powiedziała: „Tak, to Janeczka Fetlińska”. Cieszyłem się, że się odnalazłaś, że tak szybko, bez DNA. Miałem wrażenie, że inni nam zazdrościli, że ciebie już mamy i pierwszym lotem wracasz do domu. Ale przez cały rok dręczą mnie wątpliwości. Nie wiem, czy dobrze zrobiłem. Może mogłem wejść tam, do ciebie, położyć obok ubranie, które ci przywiozłem, i mój różaniec. Na własne oczy mogłem się przekonać, że ty to ty. Teraz przynajmniej nie wyobrażałbym sobie. Sam już nie wiem. Bartek bał się o moje serce. Jako pielęgniarka na pewno to rozumiesz.

Zegarek
– A to jest zegarek żony, uszkodzony. Miała go wtedy na ręce – podkreśla Włodzimierz. – Bartek lubił bawić się tą sprzączką, co nieraz żonę denerwowało. Nie miał problemu z rozpoznaniem. Jest i kolczyk, drugi gdzieś przepadł. Spuszcza głowę, milknie…. Przez cały rok myślę o prostym słowie WSPANIALE. To słowo wraca do mnie, boli, kłuje. Kiedy mówiłaś mi, że prezydent zaprosił cię na pokład, powiedziałem: „Wspaniale”. Nigdy wcześniej nie używałem tego słowa. Pamiętam, że przez chwilę zastanowiłem się nawet, skąd mi ono do głowy przyszło. To nie w moim stylu mówić „wspaniale”. Czułem się z tym słowem nieswojo. Dzisiaj jeszcze bardziej go nie lubię. Żałuję, że tak powiedziałem. Wybacz. Lubię za to przypominać sobie twoje słowa. Myślę o naszej ostatniej rozmowie, tej z 10 kwietnia, kiedy zadzwoniłem przed piątą, by cię obudzić. Ty i tak nie spałaś. A wiesz, że zegarek nadal ustawiony jest na budzenie przed piątą? Chciałbym cofnąć czas. Nieraz mi się udaje, i myślę sobie, że zaraz wrócisz, wyjechałaś do Warszawy, śpisz w hotelu poselskim. Ale kiedy patrzę na twoje aniołki rozstawione na meblach, uświadamiam sobie, że jesteś gdzie indziej. Tamtego ranka rozmawialiśmy tylko chwilę. Byłaś taka zadowolona, że lecisz do Katynia. Miałem wieczorem przyjechać po ciebie na Okęcie bądź do hotelu poselskiego i zabrać do domu na niedzielę. Mieliśmy jeszcze ustalić, gdzie mam podjechać. W końcu przywitałem cię na lotnisku. Czekałem, kiedy wreszcie otworzą się drzwi samolotu. Bartek też tam był, i posłowie, senatorowie, ministrowie, biskupi. Grała orkiestra, była telewizja. Myślę sobie nieraz jak to by było, gdybym pojechał po ciebie do hotelu poselskiego, a nie na lotnisko. W niedzielę zrobiłabyś obiad. Pewnie wybieralibyśmy się teraz do sanatorium albo na wycieczkę do Wilna. Cieszyłabyś się z kwitnących storczyków na parapecie...  Dobrze już dobrze, moja logiczna humanistko. Schodzę na ziemię.

Torebka
– Gdzieś tu była torebka żony – Włodzimierz grzebie w tekturowym pudle. – O, jest, też śmierdzi paliwem. Proszę zajrzeć do środka – otwiera zamek. – Kosmetyki, portfel, chusteczki higieniczne, okulary, grzebień. Chciałbym jeszcze odnaleźć obrączkę. Niby mam obrączkę, ale nie jestem pewny, czy to ta. Spuszcza głowę, milknie… Same rocznice w tym miesiącu. 6 kwietnia rocznica naszego ostatniego widzenia, 10 twojego odejścia, 11 naszego ślubu. Nie mówiłem ci jeszcze, że wybieram się na Wawel. Pewnie zobaczę cię tam w białej sukni i welonie. Byliśmy młodzi. Rok ’77. Powiedziałaś tego dnia, że mnie nie opuścisz aż do śmierci. Uparłaś się strasznie, że ślub musi być na Wawelu. Bardzo lubiłaś to miejsce. Teraz jest tam tablica z twoim imieniem. Tablic jest coraz więcej. Sama wiesz, że nie jestem człowiek medialny. Ale jeżdżę tam, gdzie mnie zapraszają ze względu na ciebie. Za każdym razem boję się, że nie wytrzymam i będą patrzeć, jak chłop płacze, że nie poskładam słów do kupy. Czasami wolałbym się skryć, ale jeżdżę na twoje uroczystości. Twój testament zobowiązuje: „Zwracam się z prośbą o zachowanie pamięci i modlitwę”. Każda uroczystość, każda tablica, konferencja, to zachowanie pamięci o tobie. Tyle tego wszystkiego, nie mam kiedy skryć się w domu. Bartek powiedział, że on nie ma żałoby. Zobowiązałaś go w mejlu. Coś przeczuwałaś: „Najukochańszy synu, ciesz się życiem. Mama”. A pamiętasz, jak w styczniu byliśmy na cmentarzu w Ciechanowie? Pokazałaś ręką pusty plac przy parkanie i powiedziałaś: „Ładna tu kiedyś alejka grobów powstanie”. Spoczęłaś w tej ładnej alejce pierwsza. Przez cały rok zbieram twoje przeczucia.

Krzyż
– Ten łańcuszek z krzyżykiem żona od dawna nosiła na piersi – pokazuje Włodzimierz. – Jest przerwany. O, w tym miejscu. Spuszcza głowę, milknie… Walczyłaś o przydrożne krzyże, o to, żeby rodziny ofiar wypadków drogowych mogły stawiać krzyże w miejscu tragedii. Przyznam ci się szczerze, że nogi się pode mną ugięły, kiedy zobaczyłem twoje zdjęcie podczas Mszy na placu Piłsudskiego w Warszawie. Wisiało przy krzyżu. Ba, spoczęłaś na prawym ramieniu Jezusa. Mnie również krzyż bliski. Każda twoja książka w biblioteczce ciąży, kiedy ją przekładam. Tak samo twoja niedokończona habilitacja.
Niektórzy próbują cię wskrzesić. Obrońcy życia, różne instytucje kościelne nadal przysyłają do ciebie życzenia i zaproszenia, jakby nie usłyszeli jeszcze, że byłaś w samolocie. Ale nie mam żalu. Wyobraź sobie, że przysłali z wojska katalog z rzeczami znalezionymi przez archeologów. Wybacz, nie wiem, czy tubka po kremie Sephora należała do ciebie. Był tam też papierek po cukierku, ale też nie wiem, czy twój. Może kupiony na lotnisku, kogoś w samolocie częstowałaś. Przecież nawet w wojskowym Tu-154 podczas lądowania trzeba jeść cukierki, bo mniej bolą uszy. Przypomniałem sobie, jak lecieliśmy na wycieczkę do Turcji. To był Ił-62-M.

Ziemia
– Tam stoi urna z ziemią smoleńską, nie otwierałem jej jeszcze. Do Smoleńska też na razie nie pojadę. Po co? Tutaj mam Inkę. Spuszcza głowę, milknie… Zastanawiam się codziennie jak to było. Jak samolot uderzył w ziemię. Gdzie siedziałaś, z przodu, z tyłu, w środku... Najpierw zahaczyliście skrzydłem o jedno drzewo, potem o drugie, samolot się przechylił, prędkość. Wszyscy mówią, że to były sekundy. Dla mnie o każdą sekundę za długo. Co ty czułaś? Co myślałaś? Opowiesz mi kiedyś, jak to się stało, że ten płaszcz taki brudny.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.