Poważny śmiech Aleksandra Fredry. „Gorzkie zadanie komedianta: nieraz łzy połyka, a rozśmieszać musi”

Szymon Babuchowski

|

GN 27/2023

publikacja 06.07.2023 00:00

Do śmiechu Aleksander Fredro podchodził bardzo poważnie. Nie traktował go jako celu samego w sobie, ale jako pretekst, by powiedzieć coś ważnego o świecie.

Aleksander Fredro jest jednym z klasyków polskiej literatury. Jego pomnik, pierwotnie ustawiony we Lwowie, został przeniesiony do Wrocławia. Aleksander Fredro jest jednym z klasyków polskiej literatury. Jego pomnik, pierwotnie ustawiony we Lwowie, został przeniesiony do Wrocławia.
Jacek Halicki /wikimedia

Cytatami z jego „Zemsty” do dziś posługujemy się w codziennym życiu. „Jeśli nie chcesz mojej zguby, krokodyla daj mi luby”, „Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba!”, „Ta zniewaga krwi wymaga” czy słynne „Mocium panie” – to tylko najczęściej powtarzane fragmenty popularnej komedii. Warto jednak pamiętać, że urodzony 230 lat temu Aleksander Fredro, najwybitniejszy polski komediopisarz, jest autorem 39 utworów scenicznych, ponad 300 wierszy, posiada też wcale nie mały dorobek prozatorski. Do dziś bawią nas także jego wiersze pisane dla dzieci. Takie utwory jak „Paweł i Gaweł”, „Małpa w kąpieli” czy „Osiołkowi w żłoby dano” mimo archaicznego już nieco języka są nieustannie przedrukowywane w książeczkach dla najmłodszych. W czym zatem tkwi tajemnica ponadczasowego humoru zawartego w dziełach Fredry?

Łzy komedianta

„Komedia obrazem świata; im bliższa kopia oryginału, tym lepsza” – zanotował Aleksander Fredro w „Zapiskach starucha” – zbiorze aforyzmów, sentencji i przypowieści, tworzonych na przestrzeni całego literackiego życia, a opublikowanych dopiero po śmierci autora. „Gorzkie zadanie komedianta: nieraz łzy połyka, a rozśmieszać musi” – dodał w tym samym dziele. Powyższe dwa cytaty świadczą o pewnym paradoksie, jaki zachodzi w twórczości Fredry: otóż do śmiechu pisarz podchodził bardzo poważnie. To znaczy: nie traktował go jako celu samego w sobie. Był to śmiech daleki od pustego rechotu dzisiejszych sitcomów i stand-upów. Stanowił raczej pretekst, by powiedzieć coś ważnego o świecie. „Śmiech Fredrowski nie jest (...) ograniczony do eksponowania i epatowania żywiołem komicznym. To mądry śmiech, który nie dyskredytuje, leczy ukazuje wielowymiarowość i wielokształtność ludzkiego świata i jego spraw. (...) Być może to jest rysem jego uniwersalności” – zastanawia się prof. Marian Ursel, znawca twórczości pisarza. A prof. Dorota Plucińska, przyglądając się „Zapiskom starucha”, stwierdza: „(...) lektura jego pośmiertnie wydanego magnum opus wskazuje, że ów komizm, a także wiążący się z nim śmiech ma charakter różnorodny, często ambiwalentny i niemal zawsze przyjmuje nacechowanie aksjologiczne”.

Ową różnorodność komizmu widać dobrze także w dziełach dramatycznych Fredry. „Zemsta” pełna jest, oczywiście, humoru sytuacyjnego, a scena dyktowania Dyndalskiemu listu przez Cześnika należy dziś do klasyki gatunku. Ale przecież równie ważny jest tu komizm postaci. Śmieszą nas Cześnik Raptusiewicz i Rejent Milczek, wykreowani na zasadzie kontrastu, a jeszcze bardziej – tchórzliwy samochwała Papkin, stanowiący karykaturalne zaprzeczenie niezłomnego rycerza i romantycznego kochanka. Ich znaczące nazwiska wzmacniają jeszcze obecny w całym utworze komizm językowy, będący dziś źródłem wielu „skrzydlatych słów”, nie tylko tych cytowanych na wstępie. Typy komizmu przeplatają się tu z resztą i nakładają na siebie. Kiedy np. Podstolina mówi: „Bo ja rzadko kiedy myślę, alem za to chyża w dziele”, to śmiejemy się przecież i ze zgrabnej konstrukcji językowej, i z bohaterki, która tak celnie siebie scharakteryzowała, i z samego faktu mimowolnej autodemaskacji.

Polaków portret własny

Wydawać by się mogło, że takie spiętrzenie komizmu może zrodzić się jedynie jako owoc nieskrępowanej wyobraźni autora. Ale choć ta faktycznie była ogromna, to inspirację do napisania „Zemsty” przyniosło samo życie. Otóż głównym impulsem do stworzenia słynnej komedii okazał się dokument znaleziony przez Fredrę na zamku Kamieniec w Odrzykoniu, otrzymanym w posagu żony. Dokument ów opisywał historię poprzednich właścicieli – dwóch skłóconych ze sobą rodów: Firlejów i Skotnickich. Wieloletnim zatargom, objawiającym się wzajemnym niszczeniem zajmowanych przez obie strony konfliktu części zamku, kres położył dopiero ślub zawarty w 1630 r. przez wojewodzica Mikołaja Firleja z kasztelanką Zofią Skotnicką.

To właśnie ta historia stała się pretekstem do stworzenia w komedii Fredry „Polaków portretu własnego” – oczywiście przerysowanego, eksponującego nasze narodowe wady, ale na tyle uniwersalnego, że da się odczytywać także poza kontekstem kultury sarmackiej. Nawet i dzisiejsze polskie spory mogą się z powodzeniem odbić w tym krzywym zwierciadle. A jednocześnie podczas lektury „Zemsty” ciągle mamy poczucie, że autor odnosi się do swoich bohaterów z sympatią, dość pobłażliwie jednak traktując ich przywary. Ostatecznie bowiem cała akcja dramatu zmierza do całkiem poważnej myśli, która zamyka się w ostatnich słowach utworu: „Tak jest – zgoda, a Bóg wtedy rękę poda”. Nawet jeśli ceną tej zgody jest wypłacenie stu tysięcy z majątku Klary. „Nie na to bowiem pisał Fredro »Zemstę«, aby Mościpanowie i Jejmoście miały się zabawić i czynu ujawnionego rychle zapomnieć, ale na to, aby sercami przyjąwszy dar słowa, urastali ku temu uczuciu myślą. Skoro to i takie jest słowo ostatnie dramatu Fredry, to to i miało znaczyć, że w słowie tem ROZKAZ myśli polskiej dawał. (...) I aby nie widzieli wroga tego nigdzie u swoich, nigdzie na ziemi swojej w bracie rodzonym – ale by go zobaczyli, że obcy jest i z obcych stron przyszedł i że nie prawo jego jest, ale bezprawie” – pisał Stanisław Wyspiański, dla którego komedia Fredry miała przede wszystkim wymiar przesłania skierowanego do Polaków żyjących pod zaborami.

Klasyk do odkrycia

O uniwersalności komizmu Aleksandra Fredry świadczyć mogą także próby przenoszenia jego dzieł na ekran kinowy czy telewizyjny. Dodać jednak trzeba, że nie zawsze próby te kończą się sukcesem. „Zemsta” doczekała się dotąd dwóch ekranizacji: w 1956 r. wyreżyserowali ją Antoni Bohdziewicz i Bohdan Korzeniewski, zaś w 2002 r. – Andrzej Wajda. Aż czterokrotnie wystawiano ją w Teatrze Telewizji. Ostatni jak dotąd raz zrobił to w 2020 r. Redbad Klynstra-Komarnicki. Odejście od wiernego kopiowania kostiumów z epoki miało w jego adaptacji służyć ukazaniu aktualności przedstawianych przez Fredrę problemów. Na szczęście nie było to odejście zbyt dalekie. Nie można tego natomiast powiedzieć o filmowej wersji „Ślubów panieńskich” w reżyserii Filipa Bajona, który w XIX-wieczną scenerię wpisał współczesne gadżety. W jego filmie pojawiają się samochody, telefony komórkowe czy dzisiejsza prasa. Wszystkie te „unowocześnienia” i przyjęta przez reżysera konwencja „filmu w filmie” rażą sztucznością. Można odnieść wrażenie, że Bajon nie umiał się zdecydować, czy chce pozostać wiernym tradycji, czy też – przeciwnie – od niej uciekać.

Bardziej zdecydowany był natomiast Andrzej Wajda, który „Zemstę” Fredry przeniósł na ekran niemal w formacie 1:1. Zadowolił w ten sposób sporą część widowni, a jego film zdobył aż osiem nominacji do Orła. Nie da się jednak ukryć, że w tej mocno zachowawczej produkcji zabrakło błysku. To, co udało się trzy lata wcześniej w „Panu Tadeuszu”, w przypadku dzieła Fredry zupełnie nie zagrało. Nawet wyjście w plener Zamku Ogrodzieniec nie zniwelowało wrażenia „teatralności” całej produkcji. Jak trafnie napisała na łamach „Wprost” zaraz po premierze Justyna Kobus, reżyser „za prawie 11 milionów złotych stworzył arcydzieło przeciętności”. I choć nie do końca ma rację recenzentka, mówiąc, że „Zemsta” swoją atrakcyjność zawdzięcza dialogom i niczemu więcej, to jednak trudno się nie zgodzić z dalszą częścią jej wywodu. Jej zdaniem komedia Fredry „idealnie nadaje się na teatralną scenę, bo też z myślą o niej była pisana”, natomiast „przeniesiona na duży ekran potrzebuje pomysłu – klucza, a przynajmniej wytrycha”. Takim kluczem, zdaniem autorki, mogłoby być np. uczynienie Cześnika euroentuzjastą, a Rejenta eurosceptykiem. „Może Wacław mógłby mieć (...) ojca – działacza Ligi Polskich Rodzin, zaś Klara – Sojuszu Lewicy Demokratycznej?” – pyta Kobus retorycznie. Oczywiście, to tylko jedna z wielu możliwości – pomysłów na ożywienie dawnego dzieła może być wiele, niekoniecznie tak łopatologicznych i niekoniecznie z polityką w tle (choć np. zbudowanie analogii między głównymi bohaterami a liderami dwóch największych partii wydaje się dziś wymarzonym kąskiem dla reżysera). Problem w tym, że w filmie Wajdy nie podjęto jakiejkolwiek próby dialogu ze współczesnością.

To paradoks: mimo aktualności dzieł Fredry potencjał jego pisarstwa pozostaje dziś niewykorzystany. Jak celnie zauważa prof. Marian Ursel, „współcześnie Fredro jest znany, ale ciągle zbyt mało, powierzchownie i fragmentarycznie. Ciągle zatem ten nasz klasyk narodowy czeka na swe pełne odkrycie, na pogłębioną i poszerzoną recepcję w świadomości kulturowej współczesnych Polaków”. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.