Krwawiąca rana. W rocznicę rzezi wołyńskiej

Bogumił Łoziński

|

GN 27/2023

publikacja 06.07.2023 00:00

Ból, jaki po 80 latach sprawia Polakom wspomnienie rzezi wołyńskiej, wskazuje, że jest ona wciąż krwawiącą raną. Jednak nasze obecne relacje z Ukraińcami dają nadzieję, że ta krew zostanie zatamowana.

Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko w 2016 roku oddał w Warszawie hołd ofiarom rzezi wołyńskiej. Złożył kwiaty i zapalił znicz, a następnie uklęknął i przeżegnał się. Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko w 2016 roku oddał w Warszawie hołd ofiarom rzezi wołyńskiej. Złożył kwiaty i zapalił znicz, a następnie uklęknął i przeżegnał się.
Łukasz Kowalski /Forum

Polacy z napięciem oczekują, co zrobią ukraińskie władze w związku z 11 lipca. W tym dniu mija 80. rocznica tzw. krwawej niedzieli, w czasie której doszło do kulminacji zbrodni Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) na Polakach. W ciągu jednego dnia UPA przeprowadziła skoordynowany atak na 99 polskich miejscowości na Wołyniu. Do końca lipca z rąk ukraińskich nacjonalistów zginęło ok. 17 tys. Polaków. Porażająca jest nie tylko liczba ofiar, ale również okrutny sposób, w jaki byli mordowani, m.in. przy pomocy siekier, wideł, kos, pił, noży, młotków itd. W rzezi wołyńskiej oraz w późniejszych mordach na terenie Małopolski Wschodniej z rąk Ukraińców zginęło, co najmniej 100 tys. Polaków.

Nowa sytuacja

Ukraińcy nigdy z tego się nie rozliczyli, nie przeprosili za morderstwa. Jednak agresja Rosji na Ukrainę w zasadniczym stopniu zmieniła relacje między obydwoma narodami. Polska natychmiast po ataku Rosjan otworzyła swoje granice na uchodźców z Ukrainy. Przyjęliśmy ich we własnych domach, otoczyliśmy opieką, nadaliśmy uprawnienia socjalne. Przez Polskę przewinęło się ponad 5 mln Ukraińców, z czego ponad 1,5 mln pozostało. Jesteśmy też jednym z krajów, które w największym stopniu wspomagają Ukrainę militarnie i mobilizują do tej pomocy świat.

Przyjęliśmy naszych sąsiadów bezwarunkowo, ale z czasem wśród Polaków zaczęło pojawiać się słuszne oczekiwanie o odniesienie się obecnych władz Ukrainy do rzezi wołyńskiej. Dlatego z uwagą przysłuchujemy się głosom płynącym z ich strony na temat trudnej przeszłości. Cieszą nas słowa Wołodymyra Zełenskiego, gdy mówi w Warszawie: „Traktuję Polskę jako przyjaciela na wieki” albo używa określenia „wielki naród polski”. Wolelibyśmy jednak, aby odniósł się do ludobójstwa na Wołyniu. Polskie władze, z prezydentem i premierem na czele, wprost formułują takie oczekiwanie. Prezydent Ukrainy odpowiada ogólnikowo: „Kwestie historyczne i każde inne rozwiążemy”.

Stańcie w prawdzie

– Chcielibyśmy, aby w czasie obchodów 80. rocznicy rzezi wołyńskiej Ukraińcy stanęli w prawdzie wobec tego, co się wówczas wydarzyło – powiedział w wywiadzie dla GN prezydencki minister Piotr Ćwik. Właśnie prawda o tym, co miało miejsce w latach 1942–1945 na Wołyniu i Galicji Wschodniej jest pierwszą przeszkodą w pojednaniu.

Przypomnijmy zasadnicze wydarzenia. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, której przywódcą i ideologiem był Stepan Bandera, stworzyła jesienią 1942 r. Ukraińską Powstańczą Armię, która miała walczyć o niepodległą Ukrainę. Wcześniej nie powiodła się koncepcja, która zakładała, że to Niemcy pomogą utworzyć państwo. Gdy stawało się jasne, że Niemcy przegrają, OUN postanowił stworzyć podwaliny państwa ukraińskiego, zanim na Wołyń wejdzie Armia Czerwona. Pierwszym punktem realizacji planów było pozbycie się z tego terenu Polaków. Decyzję o fizycznej eksterminacji naszych rodaków podjął na początku 1943 r. kierownik wołyńskiej OUN-B (banderowców) i dowódca UPA Dmytro Klaczkiwski „Kłym Sawur”. Do pojedynczych mordów dochodziło już pod koniec 1942 r., jednak największa fala eksterminacji ludności polskiej przypadła na następny rok, a jej apogeum nastąpiło latem, z „krwawą niedzielą” 11 lipca, która stała się symbolem najokrutniejszych zbrodni. Mordy na tym obszarze trwały do wkroczenia Armii Czerwonej w styczniu 1944 r., wówczas oddziały UPA przeniosły się na ziemie lwowskie i Podole, gdzie kontynuowały antypolskie akcje. Historycy przyjmują, że w konflikcie polsko-ukraińskim w latach 1939–1947 zamordowanych zostało ponad 130 tys. Polaków, głównie ludności cywilnej. Liczbę Ukraińców zabitych w polskich akcjach odwetowych szacuje się na ok. 20 tys., wśród nich również była ludność cywilna.

Kwestionowanie prawdy i niewiedza

W czasach sowieckiej dominacji, gdy Ukraina była włączona do ZSRR, nie było szansy na rozliczenie ludobójstwa na Wołyniu. Zrodziła się po odzyskaniu przez nią niepodległości w 1991 r. Jednak sprawa napotkała zdecydowany opór. Strona ukraińska kwestionuje odpowiedzialność OUN-UPA za tę zbrodnię. Wyrazicielem takiego podejścia jest m.in. kijowski IPN, z jego byłym prezesem Wołodymyrem Wjatrowyczem na czele, który twierdzi, że była to wojna polsko-ukraińska, w której ofiary padały z obu stron i obie strony, a więc także Polacy, dokonywały zbrodni. Próbuje tym samym zrównać ukraińskie ludobójstwo z polskimi akcjami odwetowymi, w czasie których też dochodziło do mordowania ludności cywilnej. Na pewno jednak nie w takim wymiarze – nie była to część planu tworzenia niepodległego państwa, lecz obrona przed eksterminacją ze strony ukraińskiej. Zaniżana jest też liczba zamordowanych Polaków.

W sporze tym przywoływane są również powojenne działania komunistycznych władz Związku Radzieckiego i Polski wobec UPA, która nie złożyła broni i nadal walczyła o niepodległą Ukrainę. W tej sytuacji w 1947 r. Sowieci przeprowadzili ze swoich terenów deportacje 76 tys. ludności ukraińskiej oskarżonej o współpracę z UPA, a władze polskie, w ramach Akcji „Wisła”, do 1950 r. wysiedliły z południowo-wschodnich terenów Polski ponad 140 tys. osób. Zarówno deportacje, jak i ludobójstwo są zbrodnią przeciwko ludzkości, ale żadną miarą nie można ich porównywać.

Próby wspólnej oceny tych wydarzeń przez polskich i ukraińskich historyków zakończyły się niepowodzeniem. Ukraiński IPN wydał nawet, obowiązujący do dziś, zakaz ekshumacji szczątków Polaków, którzy zginęli w czasie zbrodni wołyńskiej. Innym powodem trudności z uznaniem prawdy o ludobójstwie przez Ukraińców jest brak wiedzy. Kiedy prezydent Andrzej Duda w rozmowie z prezydentem Zełenskim poruszył kwestie rzezi wołyńskiej, okazało się, że przywódca Ukrainy w ogóle nie wiedział, o co chodzi. Niewiedza o tej zbrodni w społeczeństwie ukraińskim jest powszechna. Nie dotyczy tylko osób słabo wykształconych, ale także ukraińskiej elity. Pod koniec kwietnia prowadziłem debatę panelową z udziałem Ukraińców i Polaków na temat szans na pojednanie. Były dyrektor Instytutu Polskiego w Moskwie Piotr Kwieciński opowiadał, że kiedyś gościł u znajomej w Kijowie, osoby świetnie wykształconej, której rodzice byli profesorami. Okazało się, że nie wiedzieli oni, czym była rzeź wołyńska.

Próbował to wyjaśnić inny uczestnik panelu, dyrektor Sektorowego Archiwum Państwowego Służby Bezpieczeństwa Ukrainy dr Andriy Kohut. Stwierdził on, że w szkołach ukraińskich okres od roku 1939 do 1947 jest traktowany jako walka Ukraińców o wyzwolenie spod okupacji sowieckiej i niemieckiej, aby utworzyć niepodległą Ukrainę. Kwestia walk z Polakami jest w takim ujęciu epizodem, a o takich wydarzeniach jak rzeź wołyńska w ogóle się nie wspomina.

Tożsamość a zbrodnia

Być może głównym powodem odmowy przyznania się Ukraińców do tej zbrodni jest kwestia budowania przez nich tożsamości narodowej i państwowej. Po 1991 r., gdy rodziło się państwo ukraińskie, zaczęto szukać w przeszłości wydarzeń, które mogłyby być punktem odniesienia, chwalebnym momentem w historii, do którego Ukraińcy mogliby się odwoływać jako wspólnota. Niektóre środowiska, szczególnie na zachodniej Ukrainie, jako punkt odniesienia wybrały działalność Stepana Bandery, OUN i UPA. Zaczęto nawet stawiać pomniki poświęcone członkom tych organizacji, jedna z głównych ulic w Kijowie otrzymała imię Stepana Bandery, inna zbrodniarza wołyńskiego Romana Szuchewycza, w podobny sposób – jako męczennicy walki o wolność – są upamiętnieni w wielu innych miastach.

W 2015 r. Rada Najwyższa Ukrainy (parlament) uchwaliła ustawy, w których wymieniono szereg organizacji politycznych i wojskowych. Ich członkowie zostali uznani za „bojowników o niezależność Ukrainy”, a za „pogardliwy stosunek” do tych bojowników grozi kara. Wśród owych organizacji są m.in. OUN i UPA.

Kult banderowców rozwinął się po Majdanie w 2014 r. i zajęciu Donbasu przez Rosję. Do dziedzictwa UPA wprost odwołuje się jedno z większych ugrupowań politycznych – Partia Swoboda. Wielu jej członków, albo osób popierających idee Bandery, służy obecnie w wojsku. Gdy byłem w Charkowie ze sprzętem medycznym dla szpitala leczącego żołnierzy, w miejscowej cerkwi centralne miejsce zajmował niebiesko-żółty sztandar z wizerunkiem Bandery. Kapelan szpitala przyznał, że wśród żołnierzy jest wielu jego zwolenników.

Nieudane pojednanie

W takiej sytuacji próby dialogu i pojednania podejmowane przez niektóre środowiska ukraińskie i polskie nie miały szans powodzenia. Były gesty, jak potępienie Akcji „Wisła” przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego w 2007 r., a w 2016 r. prezydent Ukrainy Petro Poroszenko złożył kwiaty i zapalił znicze przed pomnikiem Rzezi Wołyńskiej w Warszawie.

W próby zbliżenia obu narodów mocno zaangażował się Kościół rzymskokatolicki i Kościół greckokatolicki, co ma szczególne znaczenie, bowiem różnice wyznaniowe były jednym z elementów pogłębiających na Wołyniu konflikt między Polakami – łacińskimi katolikami i Ukraińcami – grekokatolikami. Do pojednania wezwał Jan Paweł II podczas pobytu we Lwowie w czerwcu 2001 r. „Niech przebaczenie – udzielone i uzyskane – rozleje się niczym dobroczynny balsam w każdym sercu. Niech dzięki oczyszczeniu pamięci historycznej wszyscy gotowi będą stawiać wyżej to, co jednoczy, niż to, co dzieli” – mówił papież.

Niestety, mimo prób wezwania tego wciąż nie udało się zrealizować. Krokiem na drodze pojednania jest wspólne oświadczenie w 80. rocznicę rzezi wołyńskiej przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp. Stanisława Gądeckiego i zwierzchnika Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego abp. Światosława Szewczuka.

Uznać i przeprosić

Obecnie w Polsce ścierają się różne koncepcje na temat tego, jak rozmawiać z Ukraińcami o Wołyniu. Jedna proponuje, żeby w ogóle nie poruszać tego tematu do zakończenia wojny, gdyż stawianie warunków narodowi walczącemu o przetrwanie jest niewłaściwe. Druga koncepcja wskazuje, że właśnie teraz, gdy Ukraińcy są niejako pod ścianą, można na nich wymusić przeprosiny i uznanie zbrodni wołyńskiej za ludobójstwo. Jest wreszcie trzecia koncepcja, biorąca pod uwagę różne uwarunkowania, o których była mowa w tym artykule. Prezentują ją m.in. władze polskie, z prezydentem Dudą na czele. Otóż, jak ujawnił nam min. Ćwik, prezydent Polski oczekuje, że z okazji 80. rocznicy „krwawej niedzieli” otwarty zostanie proces właściwego uczczenia wszystkich ofiar ludobójstwa na Wołyniu poprzez ekshumacje, godny pochówek i umieszczenie informacji, kto w danym grobie spoczywa.

To jest absolutne minimum, formułowane nie tylko przez prezydenta, ale także przez organizacje zrzeszające rodziny pomordowanych na Wołyniu. Jednak one idą jeszcze dalej. W specjalnym liście z okazji 80. rocznicy „krwawej niedzieli” do episkopatów Polski i Ukrainy, podpisanym przez 30 organizacji i środowisk starających się o upamiętnienie ofiar ludobójstwa na Wołyniu, oprócz godnego pochówku domagają się jeszcze dwóch spraw. Nazwania tego, co zdarzyło się na Wołyniu, ludobójstwem dokonanym przez ukraińskich nacjonalistów, bez, jak podkreślają, uciekania się do półprawd i eufemizmów typu „tragedia wołyńska”, „czystki etniczne” czy „akcja antypolska”. Do tego powinny być wskazane inne narodowości ofiar ludobójstwa, bo oprócz Polaków z rąk członków OUN i UPA oraz ukraińskiej policji pomocniczej i ukraińskich pułków policyjnych SS ginęli też Żydzi, Czesi, Ormianie, Romowie oraz Ukraińcy ratujący Polaków. Trzecim postulatem jest „sprzeciw wobec kultu zbrodniarzy”, czyli członków OUN i UPA.

Przebaczenie w prawdzie

Wśród Polaków powszechne jest przekonanie, że prezydent Ukrainy powinien przeprosić za ludobójstwo na Wołyniu. Oczekiwanie jak najbardziej uzasadnione, jednak warto się zastanowić, czy Ukraina jest na to gotowa i czy teraz jest na to najlepszy moment. Nacjonalistyczne nastroje panujące wśród ukraińskich żołnierzy w sytuacji wojny z Rosją są zrozumiałe. Może nas bulwersować, że odwołują się one do dziedzictwa Bandery, ale takie są fakty.

Skala takich postaw być może nie jest powszechna, ale na pewno na tyle duża, że władze Ukrainy muszą to brać pod uwagę. Być może to jest powód, dla którego prezydent Zełenski tak ogólnikowo mówi o rozliczeniu zbrodni wołyńskiej. Nie chce wzbudzać konfliktu wśród samych Ukraińców w czasie, gdy walczą o przeżycie.

Jest jeszcze inny argument – dać Ukraińcom czas na rozliczenie się z bolesną przeszłością. Chodzi o poznanie przez nich prawdy o tym, co zdarzyło się na Wołyniu. Ten czas jest właśnie teraz i tu, w Polsce. Pomoc, jaką okazaliśmy Ukraińcom, może otworzyć ich na Polaków, sprawić, że widząc naszą dobrą wolę i miłość, wysłuchają naszych racji. Ta zmiana już się dokonuje. W 2016 r. Lwowska Rada Narodowa doprowadziła do zasłonięcia lwów na Pomniku Chwały na cmentarzu Orląt Lwowskich, gdyż według nich miały „antypaństwowy charakter”. Po agresji Rosji mer Lwowa Andrij Sadowy zdecydował o ich odsłonięciu, a w mediach społecznościowych umieścił specjalne oświadczenie w językach ukraińskim i polskim, w którym napisał m.in.: „Niech te lwy na polskim cmentarzu wojskowym we Lwowie, które niegdyś były przedmiotem kontrowersji i zostały zasłonięte, będą krokiem w kierunku ostatecznego wzajemnego przebaczenia przeszłych krzywd”.

Znany jest też przypadek, że sołtys i mieszkańcy wsi, obok której w nieoznaczonym miejscu znajdowały się ciała Polaków zamordowanych przez ukraińskich nacjonalistów w okresie II wojny, z własnej inicjatywy uporządkowali zbiorową mogiłę i ustawili na niej krzyż. Jadąc przez Ukrainę, spotykałem się z wieloma dowodami wdzięczności i serdeczności, gdy miejscowi dowiadywali się, że jestem z Polski.

Jest też szansa na zmianę punktów odniesienia tożsamości tego narodu. Pełna poświęcenia i determinacji obrona Ukrainy przed rosyjskim najeźdźcą pokazała bohaterstwo wielu żołnierzy i zwykłych osób, których postawa z pewnością może być wzorem. Już sama wojna z rosyjską agresją może stać się kamieniem węgielnym ukraińskiego państwa. Być może wówczas tradycja banderowska zejdzie na dalszy plan i zaniknie.

Bardzo dużo w sprawie ukazania prawdy o Wołyniu mamy sami do zrobienia. Kilkaset tysięcy ukraińskich dzieci chodzi do polskich szkół. Jest to okazja, aby w sposób wyważony rozmawiać o trudnej historii. W czasie wspomnianego panelu spytałem dr. Kohuta, czy Ukraińcy uważają, że Polacy powinni ich przeprosić za jakieś wydarzenia z przeszłości. Nie odpowiedział wprost, ale stwierdził, że gdy wyjeżdżał pierwszy raz do Polski, jego mama, która mieszka na wsi w środkowej części kraju, ostrzegła go, żeby uważał na Polaków, bo mogą go zabić. Ta anegdota pokazuje, że w obu narodach tkwią negatywne uprzedzenia.

W tak złożonej sytuacji nie ma sensu naciskać na Ukraińców, aby nas przeprosili za Wołyń, skoro oni nie wiedzą, za co mają przepraszać, do tego taki akt pod przymusem nie miałby głębszego znaczenia. Oczywiście powinniśmy uświadamiać im, czym dla nas jest rzeź wołyńska, i domagać się chociażby prawa do ekshumacji, godnego pochówku i uhonorowania ofiar.

Być może szansą na zaleczenie ran z przeszłości nie są debaty historyków czy polityczne rozmowy, ale braterskie relacje zwykłych Ukraińców i Polaków, a przecież obecna wojna nas do siebie zbliżyła.•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.