O (problemach) demokracji w Ameryce

Marek Jurek

|

GN 26/2023

Amerykański dom jest podzielony, bo miliony Amerykanów ciągle sprzeciwiają się dekadencji.

O (problemach) demokracji w Ameryce

Od czasów Tocquevilla istnieje cały gatunek książek o Ameryce, socjologicznych reportaży, których autorzy pojechali za ocean obserwować trendy kształtujące przyszłość naszej cywilizacji. Pisząc „O demokracji w Ameryce”, Tocqueville wyłożył wiele swoich poglądów na temat konserwatywnej polityki w warunkach cywilizacyjnej zmiany. Podobną drogą idą jego liczni kontynuatorzy, niezależnie od poglądów. Jedni bardziej, inni mniej, u jednych górę biorą oceny, u innych opis. Najlepsze z tych książek to te, których treść przemawia silniej od tendencji, które przekazują fakty odpowiadające i nieodpowiadające intencji autorów.

Wszystkie te cechy można znaleźć w dwóch amerykańskich reportażach opublikowanych u nas w ostatnim czasie. „Rewolwer obok Biblii. W co wierzy Ameryka” Macieja Jarkowca, dziennikarza związanego z „Gazetą Wyborczą”, to książka, w której zdecydowanie górę bierze tendencja. Bardzo dobra literacko, w neofolkowym klimacie, trochę jak z piosenek Bruce’a Springsteena, ale ocierająca się wręcz o krytyczną teorię rasy – tytułową „wiarę Ameryki” opisuje jak Marksowską „fałszywą świadomość”. W książce Jarkowca historia amerykańskiego tygla (melting pot) to historia wykorzenienia ograniczonego rasizmem. Autor cytuje Jamesa Baldwina: „Amerykanin zaczyna się w chwili, w której on sam odrzuca wszelkie inne więzy, wszelką historię i sam nakłada sobie szatę swojej przybranej ziemi”. Oczywiście taka perspektywa nie jest pozbawiona wartości. Gdy Michael Novak publikował „Przebudzenie etnicznej Ameryki”, pisał przecież o wielu naszych rodakach i krewnych, którzy w krwawym pocie budowali dobrobyt amerykańskiej republiki, w małym tylko stopniu dzieląc jej osiągnięcia. Ale „Rewolwer obok Biblii” idzie dalej. Niemal wszyscy pozytywni bohaterowie tej książki to imigranci lub członkowie mniejszości (które – dodajmy, bo autor o tym raczej nie pisze – szybko stają się dominującą większością).

Inny charakter ma „Ameryka. Dom podzielony” Andrzeja Kohuta. Książka nie ma wprawdzie literackich walorów reportażu Macieja Jurkowca, zawiera za to bardzo ciekawą analizę przemian Ameryki, widzianych przez pryzmat zmiany politycznej, którą było przejęcie władzy przez prezydenta Bidena i Demokratów. Autor jest analitykiem wywodzącym się z Klubu Jagiellońskiego, związanym dziś z Ośrodkiem Studiów Wschodnich.

Jak wielu komentatorów, Kohut prezydenta Trumpa wyraźnie nie lubi. Unika też wyraźnej dezaprobaty wobec ruchu BLM (Black Lives Matter), traktując jedynie jako jego kalkę ruch Blue Lives Matter, zwracający uwagę na notoryczną przemoc wobec policji. Tymczasem ofiarą antypolicyjnych gwałtów pada również wielu czarnych funkcjonariuszy (i oczywiście – choć pośrednio – wiele ich rodzin). Blue Lives Matter to nie kalka, tylko reakcja. Późna, bo wyrażająca odczucia przez wiele lat przemilczane. Tak jak z zaciśniętymi zębami milcząco znosi się ból uznawany za egzystencjalnie konieczny. Nie ma tu jednak sensu przedłużanie tych polemicznych uwag, bo książka – niezależnie od względnej perspektywy autora – przynosi kapitalną porcję obserwacji na temat Ameryki współczesnego przełomu.

Niezależnie od pęknięć „Podzielonego domu” i meandrów polityki Kohut pokazuje też ciągłość polityki USA. Często w sposób paradoksalny. Donaldowi Trumpowi insynuowano moskiewskie powiązania – a to on wreszcie użył sankcji wobec niemieckich firm pomagających Rosji w budowie gazociągu bałtyckiego i wzmacniał współpracę z państwami Europy Środkowej. Pożytkujący antytrumpowskie insynuacje Joe Biden zaczął od prób łagodzenia polityki wobec Rosji i jeszcze u progu wojny popełnił fatalny błąd – zapowiadając, że mała agresja wywoła odpowiednio mniejszą reakcję. Jednak polityka obu prezydenckich antagonistów wobec Rosji i Chin wykazuje pełną ciągłość. Dziś z tej ciągłości korzystamy i zawsze należy pamiętać, że nie należy przeceniać partyjnych różnic, nie doceniając narodowej ciągłości w polityce państw.

Nie tego jednak dotyczy teza o „Domu podzielonym”. To opis samego amerykańskiego społeczeństwa, przeżywającego głęboki kryzys solidarności i zaufania do własnych instytucji. W tym miejscu należałoby jednak zapytać – czy to kryzys demokracji w Ameryce, czy raczej demokracji liberalnej w ogóle? Ameryka jest podzielona, bo nie zgadza się na fatalizm dekadencji. Zachodnia Europa podobnych problemów ma mniej, bo i jej dekadencja jest bez miary głębsza.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.