Za życia osiągnęła – po ludzku patrząc – niewiele. Umarła w ubóstwie, otoczona garstką życzliwych osób. Jednak dopiero po śmierci jej osobiste przekonanie, że jej przeznaczeniem jest „ofiara i wyniszczenie”, zaczęło przynosić owoce.
S. Eliza Cejzik staje się dla wielu współczesnych dobrą przewodniczką.
archiwum sióstr obliczanek
Kobieta konkretna i energicznie działająca, a jednocześnie mistyczka. Ciepła i wrażliwa, a dość twardo stąpająca po ziemi. Powściągliwa w ukazywaniu przeżyć wewnętrznych, a przy tym otwarta na ludzi. Współzałożycielka zgromadzenia zakonnego, która nie odnosiła spektakularnych sukcesów. Umarła młodo, przeżyła wiele (głównie) trudności, a pozostawiła po sobie ogromne dziedzictwo. Dziedzictwo, które chyba dopiero współcześni coraz śmielej i chętniej odkrywają. Bo w postawie i słowach s. Elizy Cejzik jest wiele recept i wskazówek, jak przeżyć dobrze i godnie swoje życie nawet wtedy, gdy jest naznaczone smutkiem, frustracją i cierpieniem.
Z Orenburga do Warszawy
Eliza Cejzik urodziła się 18 listopada 1858 roku w Orenburgu, u podnóża Uralu. Była piątą z dwanaściorga dzieci Michała i Julii. Rodzina Cejzików trafiła tam z nakazu pracy, wydanego przez carskie władze. Ojciec Elizy, Michał, był aptekarzem rządowym, a matka, Julia, opiekowała się licznym potomstwem. Rodzina wielokrotnie musiała się przeprowadzać – mieszkali m.in. w Petersburgu, Pskowie i w Dąbrowicy na Wołyniu. Ich tułacze życie było naznaczone cierpieniem: Cejzikom umarło troje dzieci, w tym najstarsza córka. Gdy Eliza miała siedemnaście lat, straciła matkę, a niedługo potem umarł też jej ojciec. – Te wydarzenia jednak nie załamały młodej dziewczyny, a wręcz przeciwnie: pogłębiły jej wiarę w Opatrzność, wyzwoliły ofiarność i wytrwałość – opowiada s. Kazimiera Bławdziewicz ze Zgromadzenia Sióstr Wynagrodzicielek Najświętszego Oblicza. – Mimo młodego wieku Eliza zajęła się prowadzeniem domu i wychowywaniem młodszego rodzeństwa. I starała się robić to tak jak rodzice: w duchu wiary, wartości, modlitwy, w atmosferze miłości do Boga i ludzi.
Jednak młoda kobieta odczytywała swoje powołanie z dala od życia rodzinnego. Chciała poświęcić je wyłącznie Bogu. Gdy miała 20 lat, usłyszała wezwanie Jezusa: „Porzućcie wszystko, a Ja przyjdę i zaleję was dobrami”. Nie mogła jednak porzucić obowiązków i rodziny. Dopiero gdy najmłodsze z rodzeństwa usamodzielniło się, Eliza poszła za głosem powołania. Miała wówczas 30 lat. – Na Wołyniu poznała siostry sercanki, które skierowały ją do o. Honorata Koźmińskiego, kapucyna, dzięki któremu powstawały żeńskie zgromadzenia życia ukrytego. Poznała go w Zakroczymiu, a po spowiedzi u niego podjęła decyzję o opuszczeniu domu rodzinnego – mówi s. Kazimiera. – W uroczystość Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny 21 listopada 1888 r. Eliza oddała się na własność Matce Bożej. Data ta została uznana za początek nowej wspólnoty życia konsekrowanego: Zwiastunek Wynagradzania, bo tak początkowo nazywało się nasze zgromadzenie. Eliza została wyznaczona przez bł. Honorata Koźmińskiego do zorganizowania wspólnoty zakonnej, której zadaniem miało się stać podejmowanie i szerzenie miłości wynagradzającej Najświętszego Oblicza Chrystusa.
Po formacji w Zakroczymiu, pod kierunkiem o. Koźmińskiego, Eliza przez kilka lat pracowała w Warszawie jako nauczycielka. Tworzyła zręby nowego zgromadzenia, a jednocześnie aktywnie działała wśród mieszkańców stolicy i tamtejszych księży: propagowała wśród wiernych kult Najświętszego Oblicza Chrystusa i ideę wynagradzania. Następnie przeniosła się do Nowego Miasta nad Pilicą, by zająć się wyłącznie organizowaniem zgromadzenia. – I to nie było pasmo sukcesów i spektakularnych dokonań. Zgromadzenie nie rozwijało się tak, jakby tego pragnęła s. Eliza. Doświadczała więc fundatorskich niepowodzeń. A było to tym bardziej bolesne, że w jej duszy zaległa ciemność wewnętrzna, czasem jedynie przerywana rozpogodzeniami ducha. Dodatkowo Eliza ciężko chorowała fizycznie – miała gruźlicę – opowiada s. Kazimiera.
Choroba i surowy, wręcz ascetyczny tryb życia sprawiły, że Eliza zmarła młodo – 16 lutego 1898 roku. Nie skończyła jeszcze czterdziestu lat.
Życiowe osiągnięcia
Co Eliza osiągnęła za życia? Po ludzku patrząc – niewiele. Umarła w ubóstwie, otoczona garstką życzliwych osób. Jednak dopiero po śmierci jej osobiste przekonanie, że jej przeznaczeniem jest „ofiara i wyniszczenie”, zaczęło przynosić owoce. – Posłannictwo Elizy ma charakter paschalny. Na wzór Jezusa Chrystusa w końcowym etapie życia, było… osobistą klęską, było wyniszczeniem i śmiercią. Jednak ta śmierć prowadziła do życia: po złożeniu ofiary, po jej śmierci, nasze bezhabitowe zgromadzenie – zwane najczęściej obliczankami – rozwinęło się i trwa do dzisiaj – tłumaczy s. Kazimiera.
Życie Elizy, szczególnie to wewnętrzne, duchowe, znamy z jej listów, pisanych do spowiednika i kierownika duchowego, czyli do bł. Honorata. Dzięki zachowanym (i wydanym przez siostry obliczanki) listom poznajemy osobę niezwykłą, mistyczkę zatopioną w Bogu. Jednocześnie kobietę z krwi i kości, aktywną apostolsko, energiczną, która doskonale wie, do czego została powołana, jaką misję w Kościele powierzył jej Pan. Życie Elizy było naznaczone bardzo mocno cierpieniem: duchowym i fizycznym. Dzięki listom Eliza odsłania przed nami swoją duszę, ale co również istotne – wskazuje, podpowiada, jak radzić sobie z bólem, przeciwnościami, życiowymi dylematami, zawodami.
– Kilka lat przed śmiercią Eliza pisze do spowiednika: „O wy wszyscy, którzy cierpicie”. Cierpiący są więc wyjątkowymi adresatami jej duchowego przesłania. Ona niejako pokazuje nam, jak cierpieć – z Chrystusem – tłumaczy s. Kazimiera. – Badacz jej życia, ks. prof. Urbański, pisał, że życie Elizy było mistyką agonii i ofiary. I nie było to proste, bo trudno jest się pogodzić z takim powołaniem, jakie otrzymała. „Inni będą czynić wielkie rzeczy, a ty nic” – powiedział jej 9 września 1893 roku Jezus. Mówił też: „Ty będziesz cierpieć, a inni będą z tego korzystać”. Właśnie tak żyła Eliza! Rok przed śmiercią pisała: „O, jakże mi trudno było zawsze z tym się zgodzić! Chociaż rozumiem, że jeśli ta myśl była od Boga, powinna bym cząstkę taką uważać za największe szczęście dla siebie!”.
Eliza pragnęła „spłonąć przed Obliczem Jezusa jako ofiara wynagrodzenia, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu” (z listu Elizy Cejzik do o. Koźmińskiego).
Na nowe czasy
Czy taka postawa i takie życie naprawdę mogą fascynować, pociągać współczesnych? Czy dziewiętnastowieczna siostra zakonna może być przewodniczką dla zabieganych, zapracowanych, żyjących (w sporej części) w wirtualnym świecie, a zorientowanych głównie na karierę, ludzi z XXI wieku? – Ludzie zawsze i wszędzie szukają odpowiedzi na zawiłe pytania. A obecne czasy, bardzo trudne, potrzebują wzorców, autorytetów, przewodników duchowych – mówi s. Kazimiera. – Eliza mimo trudnego życia podążała jednoznaczną, klarowną ścieżką. W czasach, gdy granice dobra zacierają się, ludzie potrzebują pewnej drogi i jasnych wskazówek. Dlatego, jak sądzę, coraz więcej osób chce poznawać Elizę i czerpać z jej duchowości.
Do sióstr obliczanek piszą osoby cierpiące, starsze, przeżywające różnego rodzaju trudności. Eliza jest dla nich… bratnią duszą. – Zachwyca cierpiących, którzy zapewne w jakiś sposób się w jej życiu odnajdują, identyfikują z nim. Treści, które pozostawiła, przemawiają. W bardzo przystępny sposób umiała bowiem reagować na swoje trudności i ból. Umiała bronić się przed smutkami przez wdzięczność Panu Bogu. Wiedziała, co zrobić ze swoim smutkiem czy zwątpieniem: oddawała to wszystko Jezusowi.
Współczesny człowiek też zmaga się z bólem, cierpieniem. Jednak często nie potrafi sobie z tym poradzić, również na poziomie duchowym. – Otrzymuje wiele recept, tysiące sprzecznych odpowiedzi, w których jednak nie ma prawdy. Eliza żyła prawdą i realne rady, recepty zostawiła nam, współczesnym. Obserwuję więc coraz większe zainteresowanie jej osobą – mówi siostra obliczanka, która od lat organizuje spacery po Starówce śladami Elizy, a od dwóch lat rekolekcje oparte na jej duchowości, spotkania jej poświęcone. Coraz więcej osób przyjmuje medalik Najświętszego Oblicza. – Po jego przyjęciu niektórzy pragną dalszej formacji. Od kilku lat współpracuje też z nami grupa kobiet, które nie chcą być zakonnicami, ale żyją w duchu Elizy. Prowadzimy dla nich katechezy, organizujemy spotkania indywidualne. Obecnie, gdy obchodzimy 125. rocznicę śmierci Elizy, chcemy, by nasza współzałożycielka stała się bliska jeszcze większej liczbie osób. Bo przecież każdy z nas – w jakiś sposób, na pewnym etapie życia – cierpi. Eliza więc może być bliska każdemu. Zachęcamy do odwiedzania naszej strony internetowej, by poznawać jej duchowość i uczestniczyć w wydarzeniach, które organizujemy. Za życia Elizy Cejzik nie powstało żadne wymierne dzieło. Dopiero po jej śmierci siostry zaczęły zakładać wiele dzieł miłosierdzia, ośrodki pomocy, ochronki etc. Pracowały i robiły zawsze to, co było potrzebne, co służyło ludziom. Tak jest i dzisiaj. – Ale nie dzieła miłosierdzia są dla nas najważniejsze, lecz modlitwa i kontemplacja, służenie Bogu. Wszystko pozostałe jest w jakiś sposób pochodną wpatrywania się w Jego oblicze – tłumaczy s. Kazimiera. – I wiemy, dzięki obserwacji życia s. Elizy, że tak powinno być. I to jest dobra droga.•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.