Wakacje z metaforą. Co oferuje współczesna poezja?

Piotr Sacha

|

GN 25/2023

publikacja 22.06.2023 00:00

Dlaczego warto ruszyć w wakacyjną drogę z tomikiem wierszy? Bo dzięki niedużemu formatowi zmieści się w torebce lub kieszeni kurtki. Są też ważniejsze powody.

Wakacje z metaforą. Co oferuje współczesna poezja? istockphoto

Polski paradoks poetycki. Znów trzy razy „P” – uśmiecham się, przeglądając spisy ubiegłorocznych książek, zgłoszonych do nagród poetyckich w ojczyźnie Baczyńskiego i Miłosza. XII edycja Orfeusza – 279 tomików. XI edycja Nagrody im. Wisławy Szymborskiej – 255 tomików. XVI edycja Nagrody Literackiej m.st. Warszawy – 247 tomików. Jest w czym wybierać. Gdzie zatem wspomniany paradoks? Uchwyciła go niedawno Ewa Lipska. Bohater jej najnowszej książki „nie lubi poezji, ale mieszka w kraju, w którym co sekundę rodzi się nowy poeta”.

Skróć dystans

Aby rozpoznać w sobie podobieństwo do Geldberga (cytowanego bohatera Lipskiej), trzeba zrobić szczery rachunek lirycznego sumienia, policzyć przeczytane w ostatnim roku linijki wierszy. Można też sięgnąć do raportu o stanie czytelnictwa w Polsce. Utwierdza w przekonaniu, jakiego nabieramy, kiedy obserwujemy własne podwórko z rzeszą wciąż tylko potencjalnych czytelników poetyckich wydawnictw. W najbardziej pesymistycznym scenariuszu w kraju nad Wisłą współczesną poezją interesują się już tylko jej autorzy.

Skąd chłodny dystans polskiego czytelnika do poetyckiej frazy? Podejrzewam, że główne powody są dwa. Już samo słowo „poezja” wielu kojarzy się z czymś infantylnym, z licealną chwilą słabości, z której w pewnym momencie się wyrasta. Druga przyczyna to utożsamianie wierszy z przekazem niezrozumiałym, hermetycznym, skierowanym do – oderwanej od prawdziwego życia – literackiej elity.

Nic bardziej mylnego. Aby jednak się o tym przekonać, trzeba przełamać niechęć lub lęk przed, w istocie niezbyt nachalną (skromna objętość, niski nakład), publikacją z niewielką ilością tekstu. Format i objętość ułatwią kontakt z lekturą w metrze, w kolejce do muzeum, w czasie górskiej wędrówki... Wiedza godna badacza literatury nie jest wymagana. Zapomnijmy o „instrukcji obsługi wiersza”. Nie inaczej jest z muzyką. Określona kompozycja dostarczy słuchaczowi dobrych wrażeń, nawet jeśli ten nie rozpoznaje akordów, nie rozróżnia tempa i metrum.

Znajdź komin lub niezapominajkę

Co oferuje poezja? Z pewnością wspólne docieranie do prawdy. I rację miała Cwietajewa, że czytanie to współudział w twórczości. Wiersz otwiera na tajemnicę, do której próbuje się zbliżyć – pomimo ograniczeń języka – indywidualny autor. Rację miał Barańczak, że poezja jest głosem jednostki, a czytelnik staje przed szansą, by odnaleźć w tym głosie własny głos, w słowie poczuć wspólnotę. Poezja jest pojemna – tu rację miał Różewicz, który twierdził, że zmieści w sobie komin wysokości dwustu metrów albo niezapominajkę.

Poezja stwarza okoliczności bliskie archeologicznej wyprawie. Nie widział w tym cienia przesady Irlandczyk Heaney. On też miał rację, gdy stwierdził wprost, że poezja to kopanie, dokopywanie się do znalezisk, które nieoczekiwanie przybierają kształt roślin. Na koniec wypada przyznać rację amerykańskiemu poecie Sandburgowi, który ubrał spisane powyżej argumenty w jedno ujmujące zdanie. Poezja – wyznał – jest dziennikiem zwierząt morskich, które żyją na ziemi, a chciałyby latać.

Oto sześć książek, które ukazały się w ostatnim roku i są dowodem różnorakości językowej współczesnych poetów. •

Czuła bohaterka

Anna Piwkowska z wirtuozerią składa linijki swoich wierszy, które brzmią jak dobrze skomponowana symfonia. A jeśli pójść dalej za tym porównaniem, nasunie się skojarzenie z „Symfonią pieśni żałosnych” Henryka Mikołaja Góreckiego. Tom „Furtianie” to w sporej części kieszonkowa księga wspomnień, opowieść o utracie bliskich, ba, rozmowa z tymi, którzy poprzedzili ich odejście. „Jesteście tu fizycznie, z prochu, z mej miłości” – notuje autorka w utworze „Kos”. „Gdzie mam szukać nor ciemnych, drążyć korytarze,/ by Was dotknąć, zobaczyć ukochane twarze?” – pyta w innym miejscu („Przejścia”). Czy tak wyglądają poszukiwania tytułowych furtian, dawnych przodków, obecnych mimo ziemskiej nieobecności? Piwkowska nie pisze o tym wprost. Gdyby istniało narzędzie, które mierzy nasycenie słów czułością, w jej utworach wskazówka osiągnęłaby alarmującą wartość pomiaru. Poetka z troską pisze i o zmarłych, i o żyjących. Oddaje głos bohaterkom należącym do kanonu wielkiej literatury, jak Tunia z „Panien z Wilka”, Scarlett z „Przeminęło z wiatrem” czy Kławdia z „Czarodziejskiej Góry”. Jest uważną obserwatorką, mistrzynią lirycznej anegdoty. W jej wierszu nawet pies chciałby szczekać czule, „lecz szczekać nie umie,/ więc tylko patrzy na nią, jak ty, gdy mnie kochasz,/ albo w tych rzadszych chwilach, gdy także rozumiesz” („Niewidzialni”). Dobiega też echo wojny w Ukrainie, gdzie „księżyc czerwonym i wąskim wzszedł sierpem/ nad miastem rozbłysnął srebrzyście” („Irpień”). A może wszystkie te wiersze są próbą odpowiedzi na 36 sposobów na jedno pytanie z utworu „DNA”: „Ile miłości i ile śmierci ma każdy z nas zapisanych w swoim DNA?”.•

Anna Piwkowska FURTIANIE Znak Kraków 2022 ss. 62   Anna Piwkowska FURTIANIE Znak Kraków 2022 ss. 62
Fot. okładek: Henryk Przondziono/Studio GN

W drogę!

Będąc w drodze, warto sięgnąć po wiersze w drodze. A taki jest najnowszy tomik Jacka Podsiadły. Jego tekstom tym razem towarzyszą klimatyczne, czarno-białe fotografie Andrzeja Kramarza. Obaj panowie (rówieśnicy, rocznik 1964) odbyli wiele wspólnych wędrówek. Jeśli czytelnik tęskni za tym, aby leżeć, „patrząc w niebo, słuchając plusków czarnych kormoranów” (z „Ballady oczytanego powsinogi”) lub: „Słuchać, jak kapie z drzew. I porównywać się:/ z żylastą więźbą pnia, z wieczną kanikułą lasu” (z „Bernartice nad Odrou”), albo może zaplanować: „Prześpię się w cudzym zbożu,/ potem skręcę ku morzu,/ gdzie otworzy się wszystko, powtórzy.” (z „Bo to się zwykle tak zaczyna”), to wiersze Podsiadły odpowiednio nastroją, by podążać za tęsknotą. „Człowiek, który odjechał” to także książka antidotum na zatruwającą ilość błahych, szybkich – zwłaszcza toczących się w mediach społecznościowych – spotkań i rozmów, okraszonych humorem memów. Na samotnym szlaku wiele spraw nabiera odpowiedniego dystansu i głębi. „»Koło figury prosto«./ Jak długo dzwonią w uszach/ słowa ostatniego napotkanego człowieka,/ kiedy wędrujesz samotnie!/ Jakie wydają się mądre,/ z każdym krokiem mądrzejsze!” – notuje Podsiadło. W język poetyckich mikroreportaży, jakby spontanicznie albo nawet dla żartu, wpada czasem rym. Zaś z rytmem słów jest jak z rytmem marszu, bywa miarowy i lubi przyspieszać. Wolność – to klucz do całego tomiku.•

Jacek Podsiadło 
CZŁOWIEK, KTÓRY ODJECHAŁ 
Czarne 
Wołowiec 2022 
ss. 70   Jacek Podsiadło CZŁOWIEK, KTÓRY ODJECHAŁ Czarne Wołowiec 2022 ss. 70

Po co ta ironia

A najgorsza ze wszystkich jest poezja (...) nic po ludzku do Ludzi, jak ty czy ja” („Żadnych wierszyków”) – dość przewrotnie zaczyna się książka poetycka Tomasza Różyckiego. I po co ta ironia, rzekłby nie-czytelnik poezji, gdyby przejrzał się w wierszu otwierającym tom jak w lustrze. A autor nic by sobie z tej uwagi nie zrobił. Rzucałby kolejne metafory pod nogi. Dokładał „wierszyk” do „wierszyka”, aż do ostatniej próby wyjaśnienia tajemnicy jego istnienia jako poety. Wiersze złożone w książkę „Ręka pszczelarza” powstały podczas pandemii, którą Różycki spędził w Berlinie. 78 utworów rysuje w myślach czytającego dzielnice na planie największego niemieckiego miasta – z nieco mrocznymi zaułkami, z mieszkaniami, w których ważą się losy kolejnych bohaterów. Przemykamy więc przez teksty, przez zaklęte rewiry europejskiej metropolii i jej jaśniejsze miejsca, spotykając m.in. grupki uchodźców, polskich emigrantów, bezdomnych, którzy „kręcą się w swych śpiworach jak rożen nad piekłem” („Ogród zwierząt”). Z pewnością jednak nie jest to opowieść tylko o tkance społecznej stolicy Niemiec. Stolicy, którą mógłby przedstawiać ul z utworu „Poetyka”, gdzie pszczoły „podnoszą lament zupełnie niemo”, a rój „unosi się w tańcu swej dramatycznej skargi”. Piętrzą się te – nieraz rozmazane – obrazy, nachodzą na siebie, jakby we śnie, a przecież na jawie. Czy wciąż oglądamy Berlin oczami poety? Czy raczej namyślamy się – z perspektywy pszczelarza – nad współczesnym światem.•

Tomasz Różycki
RĘKA PSZCZELARZA 
Znak 
Kraków 2022 
ss. 86   Tomasz Różycki RĘKA PSZCZELARZA Znak Kraków 2022 ss. 86

Lustra i supermoce

Łukasz Jarosz należy do tych poetów, którzy wytrwale budują w słowie własną krainę, chętnie odwiedzaną przez wiernych czytelników. Imponuje opisami prozy życia za pomocą środków poetyckich. W mikrokosmosie podolkuskiej wsi tym razem jakby więcej poszlak, niedopowiedzeń niż fotograficznych scen. To jednak wciąż autobiograficzna poezja sytuacji. Wśród 64 wierszy przeważają strzępki zasłyszanych rozmów, zaobserwowanych zdarzeń, które Jarosz utrwala narzędziem swoich oryginalnych metafor. Dalej to widma z dzieciństwa, klimat z pogranicza jawy i snu. Zapis wzlotów i upadków, nieukojonych tęsknot i coraz bardziej dojmującej samotności. „Snułem się tygodniami i zapisałem/ tylko jedno zdanie, którego znaczenia/ nie zrozumiałem. Kamyk wśród innych/ kamieni. Lekarz liczący łóżka,/ które mają zająć bardziej żywi” – wyznaje bohater „Widocznej i niewidzialnej”. W innym momencie stwierdza boleśnie: „Latarnia gaśnie i świat/ w końcu przestaje patrzeć na mnie”. Podobnie jak w poprzednich tomach pojawia się jeszcze wątek utraty bliskich („Książki po niej wynosiliśmy kilka dni./ W każdym kwitło lustro.”). Od dobrych paru lat coraz trudniej dostrzec w wierszach Łukasza Jarosza punkty, z których przebija jasne światło. Zwykle znajduję je tam, gdzie pojawia się córka poety. „Co ci dają te wiersze?” – pyta tym razem. – „Jakieś supermoce?”. Jej tata zwierza się czytelnikowi, że nie wie, co odpowiedzieć. Akurat zabezpiecza studnię. Wcześniej opuszcza wiadro „na głębokość serca”. •

Łukasz Jarosz 
WIDOCZNA I NIEWIDZIALNA 
Instytut Mikołowski 
Mikołów 2023 
ss. 30   Łukasz Jarosz WIDOCZNA I NIEWIDZIALNA Instytut Mikołowski Mikołów 2023 ss. 30

Życie jak pochodnia

Podobno każdy poeta traci w tłumaczeniu. Zdaje się, że ta reguła nie obowiązuje w przypadku „Zimowych przepisów naszej wspólnoty”, ostatniej książki w dorobku amerykańskiej noblistki Louise Glück. Krystyna Dąbrowska, której przepojone nostalgią wiersze również ujrzały światło dzienne w ostatnich 12 miesiącach, z wielką starannością wchodzi tu w rolę tłumaczki. Gdy powstawały utwory z „Zimowych przepisów”, Glück miała świeżo w pamięci i w sercu śmierć swojej siostry, ważnej bohaterki tego tomu. W wierszu „Jesień” 80-letnia autorka na moment oddaje jej głos: „Życie jest jak pochodnia, którą ciało/ przekazuje umysłowi./ Niestety umysł nie/ kwapi się, by ją przejąć”. Nieco dalej pisze w podobnym tonie, lecz już we własnym imieniu: „Jaki ciężki jest mój umysł/ wypełniony przeszłością./ Czy wystarczy miejsca, żeby wniknął tam świat?”. Nowojorska poetka tak splata słowa, by wpierw wciągnąć czytelnika we własny świat, a potem wyciągnąć na zewnątrz poukrywane w nim tęsknoty, ale też wywołać uśmiech – pochodną dystansu do siebie i otoczenia. Jej twórczość nie dostarcza tanich pocieszeń. Jest uważną wędrówką w poszukiwaniu nadziei, głębokiego sensu i porządku. Kolejne wiersze są jak etapy podróży. Bo czasem trzeba się zatrzymać, żeby móc pójść dalej. „Musisz znaleźć oparcie dla stopy,/ zanim przeniesiesz na nią cały ciężar” – radzi poetka.•

Louise Glück 
ZIMOWE PRZEPISY NASZEJ WSPÓLNOTY 
Wydawnictwo a5 
Kraków 2022 
ss. 58   Louise Glück ZIMOWE PRZEPISY NASZEJ WSPÓLNOTY Wydawnictwo a5 Kraków 2022 ss. 58

Geldberg wie, że...

24 utwory na styku poezji i prozy oraz jeden wspólny bohater – Geldberg. „Wariacje Geldbergowskie” Ewy Lipskiej to lekkie, chwilami surrealistyczne i nieco groteskowe opowiastki, z których dowiemy się całkiem sporo o sobie i nam współczesnych. Wystarczą dwa kwadranse na przebycie drogi od pierwszego do ostatniego słowa książki, które brzmi „sens” i podpowiada, by zacząć lekturę od początku, wejść głębiej, rozsmakować się w metaforach i paradoksach zręcznie podsuwanych przez poetkę. Wracam więc do pierwszego i kolejnych zdań: „Geldberg wie, że jeśli wykoleiło się kilka wagonów jego życia, to nie znaczy, że wykoleił się cały pociąg. Takie epilepsje losu zdarzają się na trasie Stamtąd do Teraz i z Teraz do Stamtąd. Teoria bezwzględności udowadnia, że kiedy stoimy na stacji, nasze życie i tak odjeżdża”. W innym fragmencie bohater Lipskiej nazywa intuicję „lotniskiem niepewności” i „szóstym zmysłem losu”. Jednak całkiem nie odlatuje. Wciąż w pobliżu znajduje się „trzeźwy kamień”, czyli rozum. „Wariacje Goldbergowskie” Bacha, jak twierdzi biograf kompozytora, powstały jako lekarstwo na bezsenność hrabiego, któremu były dedykowane. Literackie „Wariacje” warto aplikować o każdej porze, w dowolnych dawkach. Komu mało, polecam przenieść się z krainy Geldberga do świata z opowiadań Toona Tellegena, holenderskiego autora książek dla dzieci, gdzie zdania przybierają równie fantastyczne, rozkołysane kształty. •

Ewa Lipska 
WARIACJE GELDBERGOWSKIE 
Wydawnictwo Literackie 
Kraków 2023 
ss. 52   Ewa Lipska WARIACJE GELDBERGOWSKIE Wydawnictwo Literackie Kraków 2023 ss. 52
Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.