„Przez udręczenie ludności cywilnej Rosja chce wpłynąć na losy wojny”. Ukraina po powodzi

Beata Zajączkowska

|

GN 25/2023

publikacja 22.06.2023 00:00

– Musimy używać kamizelek kuloodpornych i hełmów, ponieważ Rosjanie ostrzeliwują łodzie, którymi ewakuujemy powodzian – mówi „Gościowi” ks. Piotr Rosochacki. Kieruje Caritas Spes w Odessie, która niesie wsparcie na terenach najbardziej dotkniętych skutkami wysadzenia tamy.

Wiele osób straciło cały dobytek. Wiele osób straciło cały dobytek.
SOPA Images/SIPA/east news

To może być największa katastrofa. I kolejny etap szatańskiego planu całkowitego wyniszczenia Ukrainy – mówi bp Stanisław Szyrokoradiuk. To właśnie na terenie diecezji łacińskiego ordynariusza odesko-symferopolskiego znajdują się obszary najbardziej dotknięte powodzią spowodowaną wysadzeniem zapory w Nowej Kachowce. Tutaj również przybywają tysiące ludzi uciekających z zalanych miejscowości. Odwiedzając doświadczony powodzią Chersoń, biskup przypomina, że już wcześniej był on męczeńskim miastem. Po wyzwoleniu w listopadzie ub.r. z rosyjskiej okupacji znaleziono tam siedemnaście katowni podobnych do tych w Buczy. Po powodzi południe Ukrainy nigdy już nie będzie wyglądało tak jak wcześniej, a skutki kataklizmu odczują wszyscy mieszkańcy, ponieważ było to zagłębie rolnicze słynące z uprawy słodkich arbuzów, pachnących pomidorów, szpinaku i ziemniaków. Znajdowały się tam też duże farmy z bydłem.

Lekcja solidarności

– Jesteśmy świadkami ogromnej katastrofy ekologicznej. Przez udręczenie ludności cywilnej Rosja chce wpłynąć na losy wojny, dlatego modlimy się, by Bóg nas chronił i zapobiegał wielkiemu złu, które nam zagraża – mówi bp Jan Sobiło z Zaporoża. Wskazuje na niesamowitą mobilizację w obliczu kolejnej tragedii. – Ta wojna nauczyła nas wielkiej solidarności. Każdy się rozgląda, co można innym dać i jak pomóc. Jedni dowożą dary, inni gotują ciepłe posiłki, a jeszcze inni to wszystko przekazują dalej. Cała sieć działa tak, aby jak najszybciej dostarczyć najpotrzebniejszą pomoc – mówi biskup Zaporoża. Potwierdza to ks. Rosochacki. – Od pierwszych godzin po tragedii miejscowa ludność niesamowicie się zmobilizowała, by jak najszybciej zorganizować ewakuację – mówi. Z palet budowano tratwy, którymi wywożono ludzi, zwierzęta i uratowany dobytek. Ukraińcy przyzwyczajeni do życia nad dającym życie Dnieprem wyciągali z garaży łódki, używane wcześniej do połowu ryb, i turystyczne kajaki. – Jeden z naszych parafian przez całą noc zbierał ludzi siedzących na dachach zalanych domów. Często były to stare i schorowane osoby, które na suchą ziemię przenosił na własnych plecach – mówi „Gościowi” ks. Maksym Padlewski z Chersonia. Gdy rozmawiamy, w tle słychać huk wystrzałów. Kościół leży na wzgórzu i woda zatrzymała się 150 metrów od wejścia. – Dzięki temu, że zapasy żywności nie ucierpiały, od razu zorganizowaliśmy polową kuchnię, by powodzianie mogli zjeść coś gorącego. Gdzie tylko się dało, rozkładaliśmy materace – opowiada kapłan. Z przeszło stuosobowej wspólnoty katolickiej, jaka działała w tym mieście do wybuchu wojny, obecnie pozostało dwadzieścia osób. Pomimo trudnych warunków parafia nie przerwała działalności, a teraz kolejny raz dała schronienie potrzebującym. – Czasem ludzie boją się przyjść na Mszę, ponieważ miasto jest cały czas mocno ostrzeliwane. Ale nawet podczas okupacji błogosławiłem ślub i udzielałem chrztu – mówi ks. Padlewski. Pochodzi z Chersonia. Parafia, w której pracuje, jest jego parafią rodzinną – tam w 2010 roku przyjął święcenia kapłańskie. – Często niewiele można zrobić, ale ludzie mówią, że sama moja obecność jest dla nich znakiem nadziei – wyznaje. Jego kościół jest usytuowany nad brzegiem Dniepru, po drugiej stronie stacjonują Rosjanie. – Gdy odprawiam Eucharystię, często słyszę przelatujące pociski, które nie wiadomo, gdzie spadną. Jest trudno, ale jest z nami Bóg – mówi ukraiński kapłan.

Krajobraz po powodzi

Woda powoli opada. Na elewacjach bloków widać mokre ślady aż do wysokości drugiego piętra. Oczom mieszkańców ukazują się kolejne zniszczenia. – To jest prawdziwa apokalipsa. Byłem w jednej z gmin, która całkowicie została zalana. Domy są zrujnowane, ludzie stracili dorobek całego życia. Potrzebują dosłownie wszystkiego – mówił Ołeksander Prokudin z Wojskowej Administracji Obwodowej. Odwiedza prowadzoną przez dominikanów w Chersoniu kuchnię socjalną. Działa dzięki wsparciu papieża oraz polskiej pomocy przekazanej m.in. przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów. Przez tydzień po wysadzeniu tamy pomagała tam Marzena Michałowska, która od ponad roku jest wolontariuszką w dominikańskim Domu św. Marcina de Porres w Fastowie. Gdy Chersoń został wyzwolony spod rosyjskiej okupacji, ośrodek ruszył z pomocą mieszkańcom zrujnowanego miasta. Przed wojną żyło tam 100 tys. ludzi, teraz zostało nie więcej niż 20 tys. Żyją w skrajnej biedzie. Wolontariusze najpierw systematycznie dowozili do miasta pomoc humanitarną. Z czasem zdecydowali o otwarciu na miejscu kuchni socjalnej, która codziennie wydaje 400 posiłków. Teraz wolontariusze zabrali ze sobą food trucka. Marzena Michałowska mówi „Gościowi”, że nie była przygotowana na ogrom tak trudnych historii. Opowiada, że szczególnie porażający jest widok ciał dzieci. Schodząca woda odsłania także rozkładające się szkielety zwierząt. Szacuje się, że 700 tys. ludzi nie ma dostępu do wody pitnej. Zalane są studnie głębinowe, zniszczone rurociągi, a woda w okolicach Chersonia nie nadaje się do użytku. Pojawiły się pierwsze przypadki cholery. Zagrożenie epidemiologiczne jest bardzo wysokie, bo woda wymyła m.in. cmentarze, zanieczyszczona jest także dużą ilości paliwa i smarów. Spłukała z pól miny zostawione przez Rosjan. – Bardzo potrzebna jest tu woda zdatna do picia. Niezbędne są leki, środki do oczyszczania wody. Służby bardzo dbają o to, żeby w miejsca, gdzie jest zagrożenie epidemiologiczne, nie trafiali ludzie bez odpowiedniego sprzętu. Potrzebne są pompy do miejscowości, gdzie wciąż woda stoi. I wsparcie duchowe, więc jeżeli możecie pomodlić się za tych ludzi, będziemy wam bardzo wdzięczni – mówi wolontariuszka. O cierpiącej Ukrainie pamięta papież Franciszek. W drodze do Chersonia jest już 106. tir z Watykanu z żywnością, lekami i środkami sanitarnymi. W przygotowaniu jest kolejny transport, który dotrze dzięki, jak mówi kard. Konrad Krajewski, „odważnym ukraińskim kierowcom”.

Lepiej woda niż Ruskie

Zanim ekipa z Fastowa dotarła do Chersonia, obowiązkowo musiała nałożyć kamizelki kuloodporne i kaski. Niestety, Rosjanie świadomie ostrzeliwują wolontariuszy. Pokazuje to bestialstwo „ruskiego miru”, którego mieszkańcy tego regionu doświadczyli. – Są to ludzie, którzy bardzo często przeżyli osiem, dziewięć miesięcy okupacji rosyjskiej. Potem kilka miesięcy regularnych ostrzałów. A teraz przyszła do nich woda. Ojciec rodziny z dwójką dzieci, która nigdy stąd nie wyjechała, a teraz straciła dom, powiedział mi: „Proszę księdza, lepiej woda niż Ruskie”. Mamy zagrożenie cholerą i innymi chorobami. Mówi się o katastrofie biologicznej, a on twierdzi, że to jest lepsze niż Ruskie – mówi ks. Rosochacki. Wyznaje, że słysząc takie słowa, wie, że nie może zostawić tych ludzi samych. To samo mówią pracownicy i wolontariusze odeskiej Caritas. – Ci ludzie są w jeszcze gorszej sytuacji niż my. Więc solidarność ludzka i miłosierdzie wygrywają z poczuciem strachu. Tam, gdzie teraz dostarczamy żywność i materiały higieniczne, trzeba będzie wrócić ze środkami czystości, z pompami, generatorami. Potrzebujemy kaloszy, rękawic, sprzętu do sprzątania. Musimy wrócić do tych ludzi z materiałami budowlanymi, a w międzyczasie wesprzeć ich pomocą psychologiczną. Często mówią mi, że zaatakowali ich ludzie, którzy nie mają sumienia. Jeden z mieszkańców powiedział: dla nich nie ma rzeczy świętych. Taka jest prawda – mówi polski kapłan, który posługuje na Ukrainie od 2007 roku.

Może być gorzej

Dwa dni po wysadzeniu zapory od pracującej na Ukrainie zakonnicy dostałam wiadomość, w której jej współsiostra łamiącym się głosem błagała o modlitwę za ludzi pozostawionych na śmierć na dachach zalanych domów pod rosyjską okupacją: „Lewy brzeg Dniepru jest okupowany, a Rosjanie nie pozwolili ludziom się ewakuować. Ludzie siedzą na dachach, starsi, niepełnosprawni, dzieci, a kobieta z wioski Oleshky powiedziała mi, że zaczynają tam umierać, a pomocy nie widać”. Ks. Rosochacki wyznaje, że najtragiczniejszy był tam los ludzi starych i chorych, którzy bez pomocy utonęli we własnych łóżkach.

Ksiądz Ivan Talaylo organizuje pomoc w Krzywym Rogu, będącym rodzinnym miastem prezydenta Zełenskiego. Wspomina ostatni ostrzał, w którym zginęło 11 mieszkańców, a 30 zostało rannych. – Wysłaliśmy naszych inżynierów, pracowników socjalnych, psychologa, prawnika. Ludzie, którzy stracili swoje domy, zwykle mieszkają u krewnych, znajomych i przyjaciół, a my zaoferowaliśmy im zestawy pomocowe, zawierające żywność, produkty higieniczne, powerbanki i ciepłe posiłki. Zarejestrowaliśmy już ponad sto wniosków o remonty, by przekazać potem ludziom środki na odbudowę mieszkań – mówi ks. Talaylo. Dodaje, że o zbrodniach dokonujących się na Ukrainie trzeba głośno mówić. – Zło niekarane rozwija się, zabiera jeszcze więcej istnień ludzkich. Powinniśmy mówić głośno, potępiać i podejmować wysiłki, aby jak najszybciej powstrzymać ten horror – mówi greckokatolicki kapłan.

Ukraińcy nie chcą wyjeżdżać z zalanych terenów. Jak najprędzej chcą zacząć odbudowę. Pragną wrócić do swoich domów. Nawiązując do nieustannego ostrzału, pracownicy Caritas podkreślają, że najeźdźcy nie oszczędzają nawet tych, którzy niosą pomoc humanitarną. Po wysadzeniu tamy zintensyfikowali ostrzał magazynów z pomocą, próbują niszczyć pompy i domy mieszkalne. Ksiądz Rosochacki mówi, że tragedia na tamie pokazała Ukraińcom i światu nowe oblicze tej wojny, pokazała, że może być jeszcze gorzej. – Więc wielka prośba o modlitwę, o duchowe wsparcie; prośba, żeby świat nie zapominał o tym, że na Ukrainie toczy się wojna, że codziennie giną tu ludzie – mówi kapłan. Dziękuje też za wsparcie, bo, jak zauważa, wciąż za mało mówi się o tym, jak prężnie Kościół katolicki pomaga na Ukrainie, także teraz, gdy woda stała się dla Rosjan bronią masowego rażenia. – Woda odpłynie, a ludzie pozostaną bez podstawowych rzeczy. Nasza pomoc musi być długofalowa, aby mieszkańcy po powodzi mogli znowu żyć – mówi ks. Rosochacki. Wsparcie dla mieszkańców zalanych terenów można przekazać za pośrednictwem Caritas Polska.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.