Pakt niezgody. Jak Unia Europejska próbuje rozwiązać problem migracji starymi, niesprawdzonymi metodami

Jakub Jałowiczor

|

GN 25/2023

publikacja 22.06.2023 00:00

Ma pomóc uchodźcom, ale zakłada płacenie niedemokratycznym krajom za blokowanie granic. Dla Polski pakt migracyjny będzie problemem. Kłopotów Europy raczej nie rozwiąże.

Imigranci na wyspie Lesbos. Napływ osób przekraczających granicę turecko-grecką jest ostatnio coraz większy. Imigranci na wyspie Lesbos. Napływ osób przekraczających granicę turecko-grecką jest ostatnio coraz większy.
jakub szymczuk /foto gość

Unia Europejska chce relokacji 120 tys. imigrantów rocznie. Kraj, który się na to nie zgodzi, zapłaci 22 tys. euro za każdą nieprzyjętą osobę. Jednocześnie wjazd na terytorium UE ma być utrudniony, a odesłani przybysze mogą trafić do krajów dalekich od praworządności. Rada Unii Europejskiej pomimo sprzeciwu Polski i Węgier przyjęła pakt migracyjny. UE stoi przed kryzysem, być może poważniejszym niż ten z 2016 r. Od tamtego czasu nie wymyśliła nowego sposobu rozwiązania problemu.

Projekty poza Europą

Aby dokument stał się obowiązującym prawem, musi jeszcze zostać zaakceptowany przez parlament UE. To najprawdopodobniej kwestia czasu, choć można się spodziewać gwałtownych sporów. Do połowy czerwca pełna treść paktu nie została ujawniona. Znamy ją jedynie z przecieków, takich jak te opublikowane przez portal Politico. Podaje on, że Rada UE zgodziła się na system relokacji, czyli wysyłania przybyszów z jednego kraju Unii do innego. Początkowo w ten sposób rozdysponowanych ma być 30 tys. osób rocznie. Liczba ta ma rosnąć co roku, aż osiągnie 120 tys. osób rocznie. Wyznaczone będą też kwoty dla poszczególnych państw. W dokumencie zapisano, że żaden kraj nie ma obowiązku przyjmowania uchodźców, ale jeśli tego nie zrobi, będzie musiał zapłacić. Na Polskę miałoby przypadać początkowo 1,9 tys. imigrantów – albo 40 mln euro kary. Można przypuszczać, że kwoty te rosłyby proporcjonalnie w miarę wzrostu liczby relokacji w całej UE. Podczas negocjacji punktem spornym okazała się kwestia odsyłania przybyszów, którzy nie dostaną prawa wjazdu do Europy. Mają oni trafiać do bezpiecznych państw. Niemcy chciały, by to Unia określała, które kraje są bezpieczne. Włochy wsparte przez 10 innych krajów wywalczyły zapis, zgodnie z którym odsyłające państwa same zdecydują, gdzie skierować niedoszłych uchodźców. Z kolei pieniądze zapłacone za nieprzyjęcie imigrantów mają zostać przeznaczone na bliżej nieokreślone projekty realizowane poza Europą.

Pomoc na miejscu?

Ostatni wątek wzbudza duże kontrowersje, ponieważ Bruksela od kilku lat próbuje rozwiązać swój problem, płacąc za powstrzymywanie migracji krajom, w których przestrzeganie praw człowieka jest co najmniej niepewne. W 2016 r. zawarta została umowa z Turcją, przez którą przechodził główny szlak przerzutu ludzi do Grecji i którą otwarcie podejrzewano o wspieranie całego procederu. Ankara miała zablokować przepływ ludzi przez swoje terytorium w zamian za dwie transze pomocy wynoszące po 3 mld euro (formalnie środki były przeznaczone na działania związane bezpośrednio z migracją). Początkowo system zadziałał – ruch na przemytniczym szlaku wschodniośródziemnomorskim natychmiast spadł o 90 proc. Nie wiadomo jednak, przynajmniej oficjalnie, w jaki sposób Turcja go zahamowała. W dodatku kiedy 2 lata później doszło do spięcia między Atenami a Ankarą, przemyt ludzi zaczął znów rosnąć.

Mniej dylematów moralnych wzbudzał pomysł powołania funduszu zwanego EUTF, który miał pomagać Afryce i w ten sposób sprawiać, by mieszkańcy kontynentu nie musieli go opuszczać. Tyle tylko, że program ten okazał się całkowicie nieskuteczny. Decyzja o utworzeniu funduszu zapadła podczas unijnego spotkania w La Valetcie, stolicy Malty, w 2015 roku. Przedsięwzięcie kosztowało ponad 5 mld euro, z czego 88 proc. pochodziło z budżetu UE, a reszta z dodatkowego wkładu państw członkowskich oraz z innych źródeł. Większość pieniędzy miała wspierać rozwój ekonomiczny 26 afrykańskich krajów. W 2018 r. okazało się, że na ten cel wydano zaledwie 10 proc. rozdysponowanych już środków. Wkrótce potem zmieniono założenia funduszu. Wśród celów wskazywano od tej pory m.in. „zarządzanie uchodźcami”, „powrót i reintegrację” czy „wspieranie dialogu migracyjnego”. Dokument opisujący dotychczasowe funkcjonowanie funduszu zniknął zaś ze strony internetowej Komisji Europejskiej.

Jak podał magazyn „Deu- -tsche Welle”, do końca 2021 r. 24 proc. pieniędzy wydano na zarządzanie migracją, 20 proc. na przeciwdziałanie konfliktom, 17 proc. na wzmacnianie odporności, 10 proc. na zwiększanie możliwości gospodarczych i zatrudnienia, a 22 proc. na przedsięwzięcia realizujące różne cele jednocześnie. W przypadku pozostałych 6 proc. pieniędzy, czyli ponad 300 mln euro, nie było jasne, na co wydano środki. Dziś władze UE podają nieco inne wyniki: sprawy rozwoju ekonomicznego i zatrudnienia miały pochłonąć 19 proc., zarządzanie migracją – 31 proc., a hasło „cel nieznany” w ogóle się nie pojawia. Autorzy podsumowania chwalą się stworzeniem 132 tys. miejsc pracy, przeszkoleniem zawodowym 464 tys. osób, organizacją ponad 90 tys. dobrowolnych powrotów do Afryki i postawieniem przed sądem blisko 350 przemytników ludzi. „Deutsche Welle” zwracało jednak uwagę, że np. w Etiopii, gdzie dzięki programowi powstało 11 tys. miejsc pracy, liczba bezrobotnych to 1,1 mln. Z kolei w Sudanie 1,1 mln osób dostało pomoc żywnościową, ale potrzebowało jej 9,6 mln ludzi.

Prawdopodobnie następnym beneficjentem pomocy udzielanej w zamian za blokadę migracji będzie Tunezja. Kilka dni po przyjęciu przez Radę pakietu migracyjnego arabski kraj odwiedziła szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, razem z premierem Holandii Markiem Rutte i premier Włoch Giorgią Meloni. Von der Leyen obiecała Tunezyjczykom 100 mln euro na wzmocnienie granic, a oprócz tego kilka dużych europejskich inwestycji i pomoc w uzyskaniu wynoszącego 1,9 mld euro kredytu z Międzynarodowego Funduszu Walutowego (w ostatnim punkcie nie zawarto porozumienia).

Nadciągający kryzys

Władze UE i państw członkowskich spodziewają się fali migracji dorównującej co najmniej tej z 2016 r. W czasie pandemii ruch na Morzu Śródziemnym niemal zamarł, ale potem znów zaczął rosnąć. Frontex, unijna agencja zajmująca się bezpieczeństwem granic, odnotował w 2022 r. 330 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy. To o 64 proc. więcej niż rok wcześniej, a zarazem najwyższa liczba od 2016 r. Ponad 90 proc. zatrzymanych migrantów stanowili mężczyźni. Osób dorosłych także było ponad 90 proc. W porównaniu z poprzednimi latami zmieniły się szlaki przerzutu ludzi. Znacznie spadł ruch przez zachodnią część Afryki i Hiszpanię, za to przez Włochy był o połowę intensywniejszy niż rok wcześniej, przez Turcję – dwukrotnie intensywniejszy, a trasą przez Bałkany przeszło o 136 proc. więcej osób. Prawie połowa zatrzymanych próbowała się dostać na terytorium UE tym ostatnim szlakiem. Jak będzie w tym roku? Do końca maja Frontex odnotował ok. 100 tys. przypadków nielegalnej migracji. Połowa przypadła na trasę włoską, 30 tys. na bałkańską i 10 tys. na turecką. Ruch zależy od pogody, więc latem może wzrosnąć. Obawy są tym większe, że fala migracji jest wykorzystywana jako narzędzie destabilizacji Europy przez Rosję, która od czasów komunistycznych ma dobre kontakty z wieloma krajami afrykańskimi. O tym, że ludzie szukający na bogatej Północy lepszego życia mogą być wykorzystywani jako broń, przekonała się nie tylko Polska. Także rząd Włoch ogłosił kilka miesięcy temu, że przemyt ludzi na Półwysep Apeniński organizują działający w Libii rosyjscy najemnicy ze słynnej Grupy Wagnera.

Przedwyborcze wsparcie

Pakt migracyjny wzbudził protesty polskiego rządu. Jednym z powodów było to, że w sprawie migracji decyzję podjęto bez jednomyślności. Drugim były zapisy paktu. Opłata za nieprzyjęcie uchodźcy porównywana jest do handlu ludźmi. Nie wiadomo też, jak Polska miałaby utrzymywać relokowane osoby na swoim terytorium, ponieważ duża część ludzi występujących o azyl w naszym kraju zaraz po złożeniu wniosku jedzie dalej. Spośród 10 tys. osób, które starały się w zeszłym roku o ochronę w Polsce, ok. 40 proc. nie czekało na decyzję urzędników. W dodatku rząd Czech pochwalił się tym, że wynegocjował zerową stawkę kary, bo kraj ten przyjął blisko 400 tys. uchodźców z Ukrainy. Polska po 24 lutego 2022 r. przyjęła przeszło trzykrotnie więcej osób, ale nie uzyskała od UE nawet rabatu. Wiele osób zwraca też uwagę, że system relokacji, choć ma gwarantować humanitarne traktowanie gości z Południa, siłą rzeczy ich w ten sposób przyciąga.

Wielu zagranicznych komentatorów wyraża obawy, że sprawa paktu da paliwo antyimigranckim partiom przed przyszłorocznymi wyborami do Parlamentu Europejskiego. W Polsce sprawa zapewne wpłynie na jesienne wybory parlamentarne. Szef Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński zapowiedział w dodatku przeprowadzenie referendum dotyczącego imigracji.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.