Rok po tragedii

GN 14/2011

publikacja 10.04.2011 14:19

Mamy prawo do poznania prawdy o okolicznościach katastrofy smoleńskiej. Niestety, ostry spór polityczny od tej prawdy nas oddala i dzieli społeczeństwo.

Mamy prawo do poznania prawdy o okolicznościach katastrofy smoleńskiej. Mamy prawo do poznania prawdy o okolicznościach katastrofy smoleńskiej.
fot. EAST NEWS/MICHAL WARGIN

W pierwszych dniach po katastrofie Polacy zjednoczyli się w przeżywaniu bólu po stracie elity narodu. Wydawało się, że to zjednoczenie rozpocznie nową jakość w naszym życiu publicznym, w którym spory polityczne zejdą na dalszy plan, a dominować zaczną takie wartości, jak dobro wspólne, naród, państwo czy szacunek do drugiego człowieka. Jednak zamiast przełomu doszło do ostrych konfliktów na tle oceny przyczyn katastrofy, formy upamiętnienia zmarłych czy sposobu prowadzenia śledztwa. Nie sprzyja to poznaniu prawdy, dlatego tym bardziej powinniśmy się o nią upominać, nie poddając się logice sporu między dwoma największymi ugrupowaniami.

Tragedia upolityczniona
Za moment włączenia katastrofy smoleńskiej w spór polityczny wielu uznaje wybuch w lipcu konfliktu wokół krzyża na Krakowskim Przedmieściu, gdy w kilka dni po wyborach prezydenckich Bronisław Komorowski zapowiedział przeniesienie krzyża w inne miejsce, a politycy PiS w ostrych wystąpieniach temu się przeciwstawili. Próby upolitycznienia tragedii pojawiały się jednak wcześniej, lecz miały incydentalny charakter, np. gdy w „Gazecie Wyborczej” wysuwane były oskarżenia, że winę za tragedię ponosi Lech Kaczyński, który rzekomo zmusił pilotów do lądowania, czy gdy pojawiły się protesty przeciwko pochowaniu prezydenckiej pary na Wawelu. Nie wywołały one jednak ostrego konfliktu. Nawet w kampanii prezydenckiej sprawa katastrofy smoleńskiej nie stała się osią sporu politycznego. Jednak w rzeczywistości pierwszym aktem politycznym w sprawie katastrofy były decyzje premiera Donalda Tuska, podjęte zaraz po tragedii, aby oddać prowadzenie śledztwa w ręce Rosjan, mimo że prezydent Dmitrij Miedwiediew proponował wspólne dochodzenie. Premier nie stanął także na czele komisji badającej katastrofę, jak uczynił jego rosyjski odpowiednik Władimir Putin. Decyzje te oznaczały, że Donald Tusk dążył do odsunięcia od siebie jakiejkolwiek odpowiedzialności za przebieg śledztwa, chcąc m.in. uniknąć krytyki ze strony PiS – o obawach przed tą krytyką jako zasadniczym motywie postępowania mówił publicznie. Konsekwencją takiej postawy było skazanie strony polskiej, a szczególnie prokuratury, na uzależnienie od Rosji. Choć wielu obserwatorów zwracało uwagę, że decyzje premiera były poważnym błędem, dopiero po kampanii prezydenckiej PiS zaczął go z ich powodu ostro krytykować. Styczniowa prezentacja raportu MAK potwierdziła, że postawa premiera okazała się poważnym błędem, bowiem strona rosyjska może nie przekazać nam wszystkich dowodów, co oznacza, że pełnej prawdy możemy nie poznać nigdy.

Symbolem porażki polityki premiera w sprawie katastrofy jest niszczejący wrak samolotu, o którym piszemy w tym numerze GN. PO nie chce przyznać się do błędów, nerwowo reaguje na słowa krytyki i z zapalczywością walczy z pamięcią o Lechu Kaczyńskim, czego symbolicznym wyrazem było gaszenie przez służby miejskie i wyrzucanie na śmietnik zniczy, ustawionych pod Pałacem Prezydenckim 10 marca br., czy niepodjęcie przez prezydenta Komorowskiego żadnych kroków w celu godnego upamiętnienia w Warszawie ofiar tragedii, do czego zobowiązał się w porozumieniu zawartym z harcerzami i warszawską kurią w lipcu ub. roku. Ale nie tylko upolitycznienie tragedii przez PO nie sprzyja poznaniu prawdy. Choć PiS słusznie dąży do wyjaśnienia okoliczności tragedii, jednocześnie wykorzystuje ją, symbol krzyża i osobę Lecha Kaczyńskiego do bieżącej walki politycznej, i to w niezwykle konfrontacyjny sposób, oskarżając o zdradę i zaprzaństwo wszystkich, którzy mają inne zdanie niż to ugrupowanie. W rzeczywistości takie działania odnoszą skutek przeciwny, bo zamiast prowadzić do wyjaśniania kwestii merytorycznych, wywołują ostre konflikty i stanowią argument dla premiera Tuska, że jego obawy były uzasadnione.

Prawo do prawdy
Mechanizm upartyjnienia katastrofy, który sprawia, że prawda o niej coraz bardziej się oddala, dobrze ilustruje sejmowa debata na temat smoleńskiego śledztwa ze stycznia br. Premier, informując o jego przebiegu, większość przemówienia poświęcił atakowi na PiS, a o samym śledztwie nie powiedział nic, czego wcześniej nie byłoby wiadomo. Z kolei przedstawiciele PiS skupili się na ostrych atakach na premiera, łącznie z oskarżeniami go o brak honoru, co dla PO było tylko dowodem, że ich obawy przed krytyką są uzasadnione. Dla osób o wrażliwości prawicowej gorzką pigułką był fakt, że w czasie tej debaty jednym z nielicznych zadających merytoryczne pytania dotyczące śledztwa był przedstawiciel SLD. Tymczasem nie możemy się zgodzić, aby spory polityczne uniemożliwiły wyjaśnienie okoliczności tragedii. Nie może być zgody na wpisywanie społeczeństwa w logikę dwubiegunowego sporu, w którym osoby krytykujące sposób prowadzenia śledztwa przez rząd określane są przez PO mianem „oszołomów”, a przeciwnicy tezy o zamachu ze strony Rosjan piętnowani przez PiS jako „zdrajcy” i „zaprzańcy”. Wyjaśnienie prawdy jest dla Polaków sprawą ważniejszą niż spór partyjny, w którym najczęściej nie chodzi o to, kto ma rację, lecz o to, kto kogo bardziej znieważy czy ośmieszy. Mimo że upłynął rok od tragedii, pytań o jej okoliczności rodzi się coraz więcej. Dlaczego doszło do lotu i lądowania mimo złej pogody? Czy samolot był sprawny, a piloci odpowiednio przeszkoleni? Czy byli poddawani naciskom? Dlaczego premier Tusk zaufał Rosjanom, choć nie było ku temu żadnych przesłanek, wprost przeciwnie – dotychczasowe relacje między naszymi krajami nakazywały daleko idącą ostrożność? Dlaczego wrak samolotu, który jest dowodem, nie został zabezpieczony? Dlaczego premier nie zareagował na raport MAK, całkowicie obciążający stronę polską?

Nadzieje na pojednanie
Eskalowanie konfliktu wokół tragedii przez polityków doprowadziło do podziałów w społeczeństwie. Próbę ich przezwyciężenia podjął Kościół, proponując wspólne obchody rocznicy katastrofy, z Mszą św. w archikatedrze warszawskiej celebrowaną przez Episkopat Polski, na którą zaproszenia otrzymali bliscy ofiar. Jednak naiwnością było oczekiwanie, że wysunięta przez episkopat propozycja wspólnej uroczystości od razu przezwycięży podziały – nie wszyscy bliscy ofiar na te uroczystości przybyli. Trudno bowiem oczekiwać od niektórych krewnych, że będą wspominać zmarłych w gronie osób, które oskarżają o zwalczenie pamięci najbliższych czy błędy przy wyjaśnianiu okoliczności katastrofy. Do pojednania potrzebna jest bowiem prawda, i to właśnie jej odkrycie i przyjęcie ze wszystkimi konsekwencjami, które mogą oznaczać pociągnięcie do odpowiedzialność winnych, może rozpocząć proces prawdziwego zbliżenia podzielonego społeczeństwa. Inicjatywa episkopatu jest cenna z tego powodu, że Kościół wyszedł poza logikę dwubiegunowego sporu i zaproponował płaszczyznę, na której mogą spotkać się bliscy ofiar i zwykli Polacy, którzy nie akceptują upartyjnienia tragedii. Jednak trzeba uszanować wybór tych, którzy chcą obchodzić rocznicę śmierci najbliższych w sposób najbardziej odpowiadający ich wrażliwości, co w żadnym razie nie oznacza odrzucenia inicjatywy Kościoła. W ważnym liście episkopatu z okazji pierwszej rocznicy tragedii biskupi przypomnieli, że najlepszym wyrazem szacunku dla zmarłych jest „podjęcie ideałów ich życia”. I właśnie postawa bliskich ofiar napawa nadzieją, że ich śmierć nie pójdzie na marne, lecz dzieła, które realizowali, będą kontynuowane. Przykładem tego jest podjęcie przez syna Macieja Płażyńskiego, Jakuba, prac nad ustawą o repatriantach. W tym numerze GN pokazujemy też innych bliskich ofiar katastrofy, którzy w konkretnych dziełach kontynuują ideały swoich najbliższych. Mimo pesymizmu, który może rodzić postępowanie polityków, trzeba mieć nadzieję, że postawy pozytywne przeważą, a w imię pamięci o tragicznie zmarłych poznamy całą prawdę o katastrofie, bez której trudno będzie o pojednanie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.