Synowskie katharsis

Agata Puścikowska

|

GN 14/2011

publikacja 10.04.2011 13:59

Dwa światy. Wcześniej – dzieciństwo. Matka, ojciec, szóstka rodzeństwa. Potem czas się zmienił. Rano, jednym telefonem, dramatycznie weszło się w dorosłość.

Łukasz Krupski ur. 1990. Student II roku Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, na kierunku rzeźby. Obecnie tworzy projekt rzeźby upamiętniającej 10 kwietnia 2010 roku. Rzeźba ma też być nawiązaniem do zbrodni katyńskiej.

Przed kwietniem 2010, świat miał inne kolory, i nawet jaśniejsze światło. Kolory zmieniły się nagle. Po jednym telefonie, zaczął się czas tajemnicy i cierpienia. Tamten rok to są wieki. Niby minął, ale jakby trwa. A człowiek czuje się cięższy i starszy. Czy będzie kiedyś lżej? Może. Ale bardzo powoli wkracza się w nowy etap, w nieznane przestrzenie. Brutalne wejście w dorosłość. I bezradność.

Światy
Wtedy, jeszcze w tamtym, jasnym świecie, rzeźbiło się głowę ojca raczej bez poczucia misji. Troszkę potajemnie, troszkę z dorastającym, chłopięcym zażenowaniem. A trochę bojąc się, co tam z tego wyjdzie. Pierwsze artystyczne próby, jeszcze przed ASP. Ale po ludzku, synowsku i ojcowsku, rzeźba była wartościowa. Takie niewerbalne „kocham cię, tato”. A ojciec zobaczył i tak zwyczajnie się ucieszył. „Będę miał na grób” – powtarzał kilkakrotnie. Rzeźba na grobie nie stoi. Zbyt niedoskonała. Teraz, w nowym świecie, syn tworzy nową rzeźbę ojca. Nazywa ją „Śpij, rycerzu”. Bo przecież ta ojca biografia jakaś niedzisiejsza i rycerska właśnie. Ta jego walka, ta postawa, co zawsze była dla Polski, nie dla siebie samego. Normalny bohater, w ojcowskim ubraniu. I nie żaden twardziel. W domu niewiele rozmawiało się o ojcowskich czasach walki. One były tuż obok bawiącej się gromadki dzieci, tuż za niedzielnym rodzinnym obiadem. Ale żeby zaraz wspominać? Ojciec medali nawet nie przyjmował. Jak to powiedział abp Życiński na pogrzebie: „Jedynymi, które go zdobiły, były blizny”… Rok temu, jeszcze w tamtym świecie, ojciec z młodszym bratem przygotowywali ustną maturę z polskiego, o rycerzach z innych epok. Czerpali ze średniowiecza, Herberta, „Popiołu i diamentu”. Teraz rycerz śpi.

Miejsca
Matka chciała, żeby ojca pochować w Laskach, na parafialnym cmentarzu. W tamtejszym kościele brali ślub. Przyjaciele męża mieli inne zdanie. Bo i po śmierci będzie o ojcu cicho, a powinniśmy pamiętać. Powązki – to miejsce dla bohaterów. Więc ojciec leży na Powązkach. Tylko na ile można oddać tatę? Wybrał dzieło służenia, ale przecież siadało mu się na kolanach, dostawało kary i pochwały... Na ile można się dzielić żałobą? Dla rodziny – po bliskim, dla wszystkich – narodową? Trudne… Więc na Powązkach płoną świece i ludzie się modlą. A w pierwszą rocznicę to pewnie dziesiątki i setki tych światełek zapłonie. Starczy miejsca na synowski znicz?

Ludzie
Zasadniczo pamięta się dwa momenty po katastrofie. Pierwszy obraz: solidarność. Wspólny płacz i pomoc od przyjaciół i zupełnie obcych. Dzwonili, przychodzili do domu. Atmosfera i cierpienia, i współczucia. Wokół domowego krzyża nad rodzinnymi drzwiami, i tego pod pałacem. Drugi obraz: smutny. Podziały i kłótnie pod krzyżem… Co się teraz z krzyżem spod pałacu dzieje? Wisi w Kaplicy Loretańskiej w kościele św. Anny. Wisi w miejscu, gdzie od setek lat spoczywają pamiątki po walce, bohaterstwie i patriotyzmie. A tuż pod nim – pomnik Katynia. Powstał z inicjatywy Stefana Melaka. Melak też zresztą zginął 10 kwietnia, razem z ojcem. Więc teraz krzyż w kaplicy wisi, a ludzie idą dalej. Czasem popatrzą z ciekawością, porównają, czy taki sam jak w telewizji. Bo to taki krzyż – celebryta trochę. Wszyscy go znali, sporo zamieszania wokół niego, a teraz jest w kościele i spokój. Wiele hałasu… Czy będzie lepiej? Politycy – politykują. Zwykli Kowalscy wypisują na rozmaitych forach co się da, i jak się da. I nie da się chyba przed tym bronić. Wciąż nowe fakty, zdjęcia, filmy, mowy i dyskusje. Śledzi się to wszystko, bo jak zamknąć uszy i oczy? Tragiczne, jak w greckiej tragedii.

Rzeźba
Kiedy zaproponowali, żeby zrobić rzeźbę do Kaplicy Loretańskiej – pomnik, co scali w jedno krzyż spod pałacu, Katyń i Smoleńsk, ludzie mówili: „Po co? Dlaczego? Nie masz tego wszystkiego dosyć?”. Chcieli dobrze, zapewne. Ale nie mają racji. Bo rzeźba to miało być domknięcie żałoby. Takie synowskie katharsis. Żeby oczyścić duszę, serce, myśli. Żeby poukładać całą rozsypaną układankę z przeszłości i przyszłości. Ta rzeźba, to ma być też hołd. Dla 96 ludzi. Ale przede wszystkim to synowska opowieść o bólu po stracie najdroższego człowieka. Emocje, które są dla ojca, za 200 lat ludzie będą odczytywać uniwersalnie. I będą pamiętać. Rzeźba ma być z brązu. Ale jak wyrzeźbić ból? Burza myśli, każdy pomysł niegodny, niepełny. Bo nie wolno spłycić, zrobić łzawej tandety, nie wolno zawęzić. Dziwnie to zabrzmi. Ale końcowa i dobra myśl przyszła nagle, jak uderzenie. Po prostu wstaje się, i wie. To jedyne i jasne: rzeźba drzewa. W Katyniu drzewa rosną na krwi oficerów. Las katyński przecież. A tamta smoleńska brzoza, którą zobaczyli pół roku po kwietniu? Wywołała silne wrażenie, wcale nie była mała... Nadal tam stoi, choć złamana. Nadal rośnie? Więc kompozycyjnie wyglądać to będzie tak: krzyż spod Pałacu Prezydenckiego w górze. Unosi się ponad drzewami. Jedno drzewo jest pochylone, ścięte w pół. Wszystko w pionach, poziomach, pionach… Konary będą nieco zasłaniać tablicę epitafijną. I żeby przeczytać, dlaczego i dla kogo ten pomnik, trzeba będzie się przechylić i dobrze przyjrzeć. Odkryć. Tak jak prawdę o Katyniu odsłaniało się przez wiele lat. A i o Smoleńsku wszystkiego nie wiemy…

Słowa
Rzeźba chyba jednak nie załatwi wszystkiego. Ból nie zbladł. Może więc jakimś cudem odciąć się od tego szumu, od telewizora, internetu, który wszelkimi sposobami i formami krzyczy: „Smoleńsk! Smoleńsk!”… Może wtedy nabierze się dystansu, uspokoi? Bo w szumie nie słychać synowskich myśli. I może wtedy pomodlić się będzie łatwiej. Bo i z Bogiem trzeba sobie wszystko od nowa poukładać… I jeszcze konkretne pytanie: pójść na te obchody oficjalne? Pójdzie się. W ósemkę. Choćby dla mamy, żeby nie była sama. Pójdzie się, posłucha wielu, wielu słów, chociaż chciałoby się ten dzień spędzić inaczej. Bez fleszy, tylko z ojcem, na Powązkach. Słowa są takie małe. Niewiele opisują, właściwie nic. A nadzieja? Musi być. Gdyby jej nie było, człowiek by sobie nie poradził. A już syn – z pewnością. Ten krzyż, co się w kaplicy będzie wznosił nad rzeźbą, wspomnieniem Katynia i Smoleńska, i kwietnia, i miejsc, i ludzi, i słów, to największa nadzieja. Tajemnica cierpienia, bólu, ale i odkupienia. Teraz, ten krzyż jest bardzo bliski.

Janusz Krupski
ur. 1951, zm. 10 kwietnia 2010r. w Smoleńsku – historyk, działacz opozycji demokratycznej w PRL, urzędnik państwowy. Ojciec siedmiorga dzieci: Piotra, Pawła, Tomasza, Łukasza, Jana, Marii i Teresy. Mieszkał w Grodzisku Mazowieckim. W okresie 1977–1988 redagował poza cenzurą nielegalne pismo „Spotkania”. W 1980 wszedł do władz zarządu regionu NSZZ „Solidarność” w Gdańsku. Za swoją działalność był wielokrotnie szykanowany i represjonowany przez funkcjonariuszy SB. W czasie stanu wojennego był internowany. W styczniu 1983 został uprowadzony do Puszczy Kampinoskiej przez trzech funkcjonariuszy pod dowództwem kapitana Grzegorza Piotrowskiego, następnie dotkliwie poparzony żrącym płynem. W wolnej Polsce m.in. brał udział w pracach sejmowej komisji nadzwyczajnej do zbadania skutków stanu wojennego i Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej. Od 2000 do 2006 roku pełnił obowiązki zastępcy prezesa IPN. Był też kierownikiem Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.