Polski skarbiec

Marta Wojnarowska, zdjęcia Henryk Przondziono

|

GN 14/2011

publikacja 10.04.2011 12:24

Sandomierz promowany przez serialowego ojca Mateusza stawia teraz na dodatkowy atut – unikatowe XV-wieczne freski bizantyńskie w bazylice katedralnej.

Monumentalną bryłę katedry, górującą na nadwiślańskim wzgórzu, możemy podziwiać do dzisiaj. Monumentalną bryłę katedry, górującą na nadwiślańskim wzgórzu, możemy podziwiać do dzisiaj.
fot. Henryk Przondziono

Przez lata Sandomierz, pomimo swego piękna, bezcennych zabytków, był przez turystów traktowany po macoszemu. Trochę winy w tym ponosiło samo miasto, nie potrafiące się wypromować, jak nieodległy Kazimierz Dolny, ale także nie zapewniające turystom np. tanich noclegów. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki sytuację odmienił popularny serial telewizyjny, opowiadający kryminalne przygody ks. Mateusza Żmigrodzkiego, którego akcja toczy się głównie w Sandomierzu. – Mamy nadzieję, że teraz dodatkowym magnesem przyciągającym turystów okaże się odnowione prezbiterium bazyliki i odrestaurowane freski bizantyńskie – mówi ks. kan. Bogdan Piekut, proboszcz katedry.

Pod pędzel i młot
W roku 2018 diecezja sandomierska obchodzić będzie 200-lecie istnienia. W ramach przygotowań do jubileuszu zapadła decyzja o generalnym remoncie katedry. Remont objął całą część prezbiterialną, łącznie z kaplicami i zakrystiami bocznymi. Odnawianiem zajął się Międzyuczelniany Instytut Konserwacji i Renowacji Dzieł Sztuki Warszawa–Kraków, którym kierował prof. Władysław Zalewski. W ostatnich dniach marca dobiegł końca pierwszy etap prac renowacyjnych. – Przyznaję, że przez ostatnie miesiące coraz bardziej niecierpliwie oczekiwałem zdjęcia zasłony zakrywającej prezbiterium oraz rusztowań, by móc zobaczyć efekt starań dziesiątek osób – wyznaje ks. Piekut. – Owszem, w ciągu trzech lat trwania prac konserwatorskich podglądałem ich postępy, ale to były tylko fragmentaryczne obrazy. Odliczałem najpierw miesiące, potem tygodnie, dni, aż wreszcie nadszedł ten moment. Widok był imponujący i na zawsze zapadnie mi w pamięci. Z zachwytem oglądają freski nieliczni jeszcze o tej porze roku turyści. – Byłem tu kilka lat temu, mam więc możliwość porównania – mówi pan Jerzy z Poznania, zwiedzający katedrę wraz z żoną Danutą. – Wrażenie jest niesamowite, trudno to ubrać w stosowne słowa.

Niespodzianek było wiele
Sandomierskie freski stanowią jeden z nielicznych w Polsce zespołów malowideł bizantyńsko-ruskich, pochodzących z fundacji Władysława Jagiełły. Pierwszy z Jagiellonów – jak podkreślali współcześni i późniejsi mu kronikarze – szczególnym sentymentem darzył sztukę wschodnią. Trudno się temu dziwić, skoro dorastał na dworze przesiąkniętym kulturą ruską, roztaczaną przez jego matkę, księżniczkę twerską Juliannę. Sentyment więc pozostał, czego dowodem były fundacje w Krakowie, Wiślicy, Lublinie, Gnieźnie, na Świętym Krzyżu i w Sandomierzu.

– Przez lata sandomierskie freski traktowane były jako dzieło gorszego rodzaju z powodu przemalowań dokonanych podczas konserwacji w latach 30. ubiegłego wieku przez zespół Juliana Makarewicza – zauważa Bożena Żbikowska-Sobieraj z Międzyuczelnianego Instytutu Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki. Konserwatorom bardzo zależało na ich usunięciu, co szczęśliwie się udało. – Najpierw zbadaliśmy, czy to jest możliwe, kiedy okazało się, że tak, przystąpiliśmy do stopniowego zdejmowania warstw z okresu działań Makarewicza – informuje Bożena Żbikowska-Sobieraj. – Część przemalowań pozostała, zależało nam bowiem na zachowaniu historycznych wartości tamtej konserwacji – dodaje pani Bożena.

Remont katedry od samego początku dostarczał wielu emocji, obfitując w szereg niespodzianek. – Już w trakcie demontażu ołtarza głównego, po zdjęciu obrazu, odkryto drugi ze sceną Narodzenia NMP – informuje Urszula Stępień, kustosz Muzeum Diecezjalnego w Sandomierzu. – Okazał się on dziełem Łukasza Orłowskiego, namalowanym specjalnie do tego ołtarza. Potwierdziły się w ten sposób moje wcześniejsze przypuszczenia o jego autorstwie. Ponadto w trakcie prowadzonych przeze mnie kwerend archiwalnych odnalazłam kontrakt ze snycerzem Georgiem Zimmermanem, który wykonał stalle, będące jedynym stolarsko-snycerskim obiektem w pełni zachowanym z jego dorobku.

Ale najważniejszym i najdonioślejszym odkryciem okazał się fryz heraldyczny. Po odsunięciu stalli konserwatorzy zobaczyli kilka herbów ziem Królestwa Polskiego oraz drugiej żony Jagiełły – Anny Cylejskiej. – Jak twierdzą heraldycy, herb ziemi sandomierskiej widoczny na fryzie, w tej wersji występuje jeszcze tylko jeden raz na Krzyżu Grunwaldzkim – kontynuuje Urszula Stępień. – Do niezwykle cennych odkryć należy również zaliczyć zachowane fragmenty bizantyńskich fresków na sklepieniu. Jest to tym istotniejsze, że w czasie potopu szwedzkiego właśnie sklepienie kolegiaty ucierpiało najbardziej. Wśród zachowanych scen znalazło się wyobrażenie Chrystusa Pantokratora oraz Liturgii Niebiańskiej – dodaje pani Urszula.

Dlaczego Sandomierz?
Być może gdyby nie wikariusz katedry krakowskiej ks. Mikołaj Baryczka i pokryta krą Wisła, obecna katedra nie istniałaby. Jak podają źródła historyczne, ów duchowny, fałszywie oskarżony przed Kazimierzem Wielkim, skończył swój żywot 13 grudnia 1349 r. w lodowatych wodach królowej polskich rzek u podnóża Wawelu. W ramach pokuty za ten okrutny i pochopny czyn król ufundował szereg świątyń ekspiacyjnych, w tym m.in. ówczesną kolegiatę, a obecną katedrę w Sandomierzu w miejscu wcześniejszej, zniszczonej przez Litwinów podczas najazdu w 1349 r. Do dzisiaj na sklepieniu nawy północnej zachował się zwornik z wizerunkiem ostatniego Piasta na polskim tronie. Głowę, zwieńczoną koroną, okalają gęste, półdługie włosy, zaś twarz zdobi bujna broda z imponującymi wąsami. Poświęcenie kolegiaty przypadło już na czas panowania jego następcy, a zarazem siostrzeńca Ludwika Andegaweńskiego.

– Kazimierz Wielki darzył Sandomierz ogromnym sentymentem – opowiada dr Roman Chyła, historyk, regionalista. – Dowodem jest nie tylko szereg budowli świeckich, jak ratusz, zamek, mury obronne, ale także kościelne, mam tu na myśli obok kolegiaty, kościół pw. św. Marii Magdaleny. Swoimi działaniami władca nadał miastu zupełnie nowy kształt urbanistyczny. Jak zliczyli historycy, monarcha przebywał tu 18 razy, i spędził w sumie 25 miesięcy, dłużej rezydował tylko w stołecznym Krakowie. Ostatni raz Kazimierz przebywał w Sandomierzu we wrześniu 1370 r., na kilka tygodni przed śmiercią.

Być może wówczas, pragnąc wyprosić łaski u Stwórcy, ofiarował kolegiacie swoją koronę podróżną, którą w 1910 r. w sensacyjnych okolicznościach odnaleźli robotnicy pracujący w seminaryjnym ogrodzie. Zabytek tkwił zakopany w ziemi. Królewski symbol w następnym roku został przewieziony i złożony na Wawelu, gdzie znajduje się do dzisiaj. – Z fundacji Kazimierza pochodzi również ogromna Biblia, datowana na lata 1333–1370, przechowywana w zbiorach Archiwum Kapitulnego, zawierająca na jednej z kart wizerunek piastowskiego orła na czerwonym tle – dodaje Urszula Stępień.

Sentyment do Sandomierza miała również królewska para – Jadwiga i jej małżonek Władysław Jagiełło. – Mało znanym faktem jest najazd Jagiełły na ziemię sandomierską w 1384 r., podczas którego dotarł aż do Zawichostu, dotkliwie go niszcząc – mówi Roman Chyła. – I o ironio, dwa lata później przejeżdżał przez te tereny jako kandydat do ręki Jadwigi i korony polskiej. Dlatego, być może w ramach ekspiacji, roztoczył nad tymi terenami szczególną opiekę i mecenat. Z królową Jadwigą wiąże się szereg legend, m.in. o jej rękawiczkach. Otóż pewnej zimy – opowiada Roman Chyła – gdy wracała do Krakowa, tuż za Sandomierzem złapała ją potężna zadymka. Z opresji uratowali ją chłopi ze Świątnik.

W podzięce monarchini ofiarowała sołtysowi wsi piękne, białe rękawiczki z koźlęcej skórki, które on złożył jako wotum w sandomierskiej kolegiacie. Dar Jadwigi można oglądać w Muzeum Diecezjalnym. Władysław Jagiełło jeszcze przed ufundowaniem bizantyńskich fresków, dbał o sandomierską kolegiatę. W skarbcu bazyliki katedralnej już blisko 601 lat przechowywany jest tzw. Krzyż Grunwaldzki, skrywający fragmenty relikwii Drzewa Krzyża Świętego, ofiarowany przez niego po zwycięskiej bitwie z Krzyżakami. W ubiegłym roku był prezentowany w Krakowie, na grunwaldzkiej wystawie „Na znak świetnego zwycięstwa”.

Nadzieja na ciąg dalszy
Remont był możliwy dzięki wsparciu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Urzędu Miasta w Sandomierzu oraz diecezji, które zapewniły 15-procentowy wkład własny, pozostała część pieniędzy pochodziła z Norweskiego Mechanizmu Finansowego. – Norwegowie już dwukrotnie kontrolowali przebieg prac – informuje ks. Bogdan Piekut. – Za pierwszym razem byli to przedstawiciele norweskiej ambasady w Warszawie. Niebawem do Sandomierza zawita kolejna ekipa, która oceni całość naszych działań. Obecnie mamy już przygotowany projekt remontu korpusu nawowego – mówi. Ks. Piekut liczy, że także na drugi etap prac uda się pozyskać środki od Norwegów. – Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że w lipcu tego roku ma być kolejne rozdanie. Może się uda – dodaje z nadzieją.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.