Za reformę na dywanik

Joanna Jureczko-Wilk

|

GN 13/2011

publikacja 03.04.2011 11:58

Nie pomogły namowy minister Hall ani reklama. Tylko nieliczni rodzice posyłają 6-latki do szkoły. Za to złożyli w Sejmie projekt zmian w ustawie: ze szkołą dla 7-latków i finansowaniem przedszkoli z budżetu państwa.

21 marca. Sejm. Przedstawiciele Fundacji Rzecznik Praw Rodziców składają projekt zmian, które m.in. wycofują obowiązek szkolny dla 6-latków 21 marca. Sejm. Przedstawiciele Fundacji Rzecznik Praw Rodziców składają projekt zmian, które m.in. wycofują obowiązek szkolny dla 6-latków
fot. Jakub Szymczuk

W szkole na warszawskim Bemowie we wrześniu powstanie 17 klas pierwszych. W dwóch budynkach będzie uczyć się ponad tysiąc uczniów. Wśród nich – zgodnie z reformą – sześciolatki. – W Warszawie zerówki są tylko w szkole, a jak posłać małe dziecko do takiego molocha? Przeprowadzamy się na Bemowo, ale Zosię będziemy dowozić do zerówki w prywatnym przedszkolu. Za rok ta szkoła będzie jej rejonową – do tego czasu może coś wymyślimy – mówią Magda i Piotr Pozbierscy. – Budynek nie jest z gumy – wzdycha dyrektor Włodzimierz Skarzyński, podobnie jak tysiące dyrektorów podstawówek w całej Polsce, szukających nagle dodatkowego miejsca na naukę i zabawę 6-latków. Nikt ich nie pytał, czy mają warunki lokalowe do przyjęcia maluchów. Nikt nie słuchał rodziców ani ekspertów protestujących przeciwko szybkiemu wprowadzeniu – ich zdaniem nieprzygotowanej – reformy.

Pudło klocków to za mało
W tym roku po raz ostatni rodzice 6-latków mogą wybrać między zerówką a klasą pierwszą. Od przyszłego roku obowiązkowo wszystkie dzieci urodzone w latach 2006 i 2005 pójdą do pierwszej klasy. Prawie dwa roczniki, bo rodzice nie podzielają entuzjazmu minister Katarzyny Hall i niechętnie fundują dzieciom przyspieszoną edukację: w roku szkolnym 2009/2010 pierwszakami zostało 4,7 proc. 6-latków, a w tym roku do klas pierwszych chodzi tylko co dziesiąty. Wprowadzając 6-latki do szkoły, pani minister obiecywała „radosną szkołę”: miejsce na zabawę w klasie, plac zabaw, darmowe podręczniki, a przede wszystkim uczenie przez zabawę. Rzeczywistość jednak skrzeczy. Z obiecanych 1,16 mld zł do tej pory wykorzystano 40 mln: na wybudowanie 1000 placów zabaw i zakup sprzętu ruchowego dla maluchów. Skąd brać pieniądze na przebudowę łazienek, odrębne szatnie, wygospodarowanie nowych sal? Samorządowcy rozkładają ręce. – Moje dziecko pójdzie do szkoły, gdy będzie miało 5 lat i 9 miesięcy.

W zespole szkolno-przedszkolnym, w którym jest przedszkole, podstawówka i gimnazjum, będzie przepychało się wśród dużo starszych od siebie dzieci, korzystało z tych samych toalet co gimnazjaliści. Jak poradzi sobie w stołówce, niosąc talerz gorącej zupy, jak udźwignie tornister z książkami, jak zniesie hałas w świetlicy? – martwi się Krystyna Bula z Rudy Śląskiej. Z danych, do których dotarł „Dziennik Gazeta Prawna”, wynika, że na 14 tys. skontrolowanych placówek 6 tys. nie jest odpowiednio przygotowanych na przyjęcie 6-latków. Na przykład nie ma wydzielonego miejsca do zabawy i odpoczynku, stołówek, łazienek i mebli dostosowanych do mniejszych dzieci, a niektóre nawet nie mają ciepłej wody. – To nie są braki, które uprawniają do zamknięcia szkoły – prostuje Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego, który prowadził badania. – Nie ma szczególnych wymagań sanitarno-epidemiologicznej dla młodszych uczniów.

Zgodnie z nowymi ministerialnymi wskazaniami nauka w klasie I powinna odbywać się przez jej łączenie z zabawą w specjalnie przygotowanych miejscach, a nauczyciele nie mogą trzymać dzieci w ławkach przez 45 minut (ruchliwe w tym wieku dziecko zwyczajnie nie usiedzi). – Dywan, stoliczek i pudełko klocków – tak najczęściej wyglądają tzw. kąciki do zabawy w wielu szkołach – mówi prof. Danuta Waloszek z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, której studenci właśnie kończą badania w wybranych małopolskich i podkarpackich szkołach pod kątem ich przygotowania do przyjęcia 6-latków w pierwszej klasie. – W wielu innych krajach wiek nauki szkolnej przypada na 6. rok życia (a nawet wcześniej), czyni się to jednak z dbałością o właściwą organizację warunków i dobór programu kształcenia. Nie powinniśmy jako społeczeństwo godzić się na to, by nasze dzieci uczyły się w warunkach nie do końca sprzyjających ich rozwojowi, bo wyklucza to jednocześnie edukację efektywną, prowadzi do pozorowania rozwiązań i markowania realizacji zapisów ustawy.

Maluchy się gubią, starszaki – nudzą
Przygotowanie szkół to jedno, a tak zwana nowa podstawa programowa to drugi punkt, który
budzi wątpliwości rodziców i metodyków nauczania. Do tej pory przedszkole łagodnie i stopniowo wprowadzało dzieci w arkana pisania i liczenia. Pierwsza klasa szkoły tę wiedzę pogłębiała i utrwalała. Teraz przedszkolaki mają zakaz pisania i liczenia (ze ścian trzeba było zdjąć tablice z kolorowymi literkami). Za to pierwszoklasista, który we wrześniu nie będzie znał liter, w czerwcu już będzie musiał czytać i kaligrafować. – Program jest tak skonstruowany, że dzieci na starcie szkolnej edukacji muszą nadrobić dodatkowy rok. Ten pośpiech jest niedobry dla rozwoju psychicznego dziecka. Wzrost niepowodzeń szkolnych mamy murowany – ocenia Dorota Dziamska, konsultant metodyczny nauczania początkowego i wychowania przedszkolnego, dyrektor ośrodka kształcenia nauczycieli i Pracowni Pedagogicznej Origami.

Już 64 proc. spośród 13 815 podstawówek ma klasy łączone: sześcio- i siedmiolatków uczących się według tego samego programu. Nauczyciele załamują ręce, bo to, co 7-latek zrobi w mig, jego młodszemu o rok koledze zajmuje pół lekcji. Pierwszy skrupulatnie wypełnia ćwiczenia, drugi nie potrafi wysiedzieć przy książce i najchętniej poszedłby się bawić. – Matematyka została uproszczona i 7-latek się przy niej nudzi, za to język polski jest za trudny dla 6-latków. Już w pierwszym semestrze trzeba pisać litery, a rączka jest do tego nieprzygotowana. W tym wieku dzieci jeszcze nie słyszą wszystkich dźwięków mowy i w związku z tym mają prawo nie umieć ich poprawnie zapisywać. Po pierwszej klasie według nowego programu dziecko ma już czytać krótkie tek-sty, a nawet lektury. Teraz niektóre dzieci osiągają to dopiero w trzeciej klasie, chociaż zaczynają szkołę jako 7-latki, i to po przygotowaniu w zerówce. Niektóre nawet w czwartej klasie nie czytają jeszcze w pełni ze zrozumieniem. A to właśnie z powodu zbyt szybkiego tempa wprowadzania liter i nauki czytania. Rozwoju fizycznego i emocjonalnego nie da się przyspieszyć urzędniczą decyzją – podkreśla Dorota Dziamska.

Komu będzie dobrze?
„6-latki muszą iść do szkół, chodzi również o to, żeby wcześniej kończyły edukację. Bez tego nie będzie miał kto zarabiać na nasze emerytury” – przekonywał minister Michał Boni. Interes zwietrzyły też gminy: za 6-latka w przedszkolu muszą płacić same (efekt: przedszkola są tylko w co trzeciej gminie), ale kiedy pośle się go do pierwszej klasy – dostają na niego subwencję. „Zachęcają” więc rodziców jak mogą: w Warszawie (jeden z wyższych wskaźników 6-latków w pierwszych klasach) w wielu szkołach tworzy się tylko jedną zerówkę, miejsca za to czekają na maluchów w klasach pierwszych.

Straszy się rodziców podwójną liczbą dzieci w roku szkolnym 2012/2013, wmawia, że zerówka ich pociechy uwsteczni i „zapóźni umysłowo”. No i jest jeszcze argument europejski: w większości krajów dzieci zaczynają naukę w wieku 6 lat. – U nas też tak zaczynają, tylko że w przedszkolu – miejscu przyjaznym małemu dziecku. Teraz do szkół trafią jeszcze młodsze dzieci: 5-letni zerówkowicze. Dodajmy – do konglomeratów, bo tylko w tym roku zgłoszono blisko 300 szkół do likwidacji. I są to zazwyczaj małe, kameralne szkoły. Jaka w tym jest logika? – pyta retorycznie Karolina Elbanowska, prezes Fundacji Rzecznik Praw Rodziców, mama piątki dzieci.

– Cała reforma jest z gruntu zła, bo jej podstawą są oszczędności, a nie dobro dzieci – dodaje Tomasz Elbanowski, który wraz z żoną był inicjatorem akcji „Ratuj Maluchy”. 21 marca rodzice złożyli w Sejmie własny projekt refom: przywracający szkołę od 7. roku życia i finansowanie przedszkoli tak samo jak szkół – z budżetu państwa. Teraz w ciągu trzech miesięcy muszą pod nim zebrać 100 tys. podpisów. Jeśli się uda – inicjatywą zajmą się parlamentarzyści. – Projekt ma być formą weta ludowego, ponieważ i tak rodzice de facto zawetowali tę reformę, nie zapisując 6-latków do pierwszych klas. Chcemy, by rząd wycofał się z niej, skoro wycofał się z jej finansowania, za-mrażając przeznaczonych na to 300 ml zł – tłumaczą Elbanowscy.

Szczegółowe informacje o inicjatywie rodziców i zbieraniu podpisów można znaleźć na stronach: www.ratujmaluchy.pl oraz www.rzecznikrodzicow.pl. Akcję poparła nauczycielska „Solidarność”.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.