„Nie ma bata, będzie chata” – wierzyła, a Bóg zrobił resztę. Niepełnosprawna Basia Turek zamieszkała w wymarzonym mieszkaniu

Marcin Jakimowicz

|

08.06.2023 00:00 GN 23/2023

publikacja 08.06.2023 00:00

„Takie rzeczy się nie zdarzają” – wybucha śmiechem w swym wymarzonym mieszkaniu Basia Turek. „Nie ma bata, będzie chata” – wierzyła mocno, a Pan Bóg zrobił resztę.

– To po ludzku nie miało prawa się udać. Dopomógł Pan Bóg – mówi Basia Turek. – To po ludzku nie miało prawa się udać. Dopomógł Pan Bóg – mówi Basia Turek.
Roman Koszowski /Foto Gość

Przedstawiała się przed laty w książce „Pełnymi garściami”: „Czy to wszystko nie brzmi dziwnie? Inwalidka, która większość czasu spędza na organizowaniu sobie ludzi do różnych zwyczajnych czynności, a później czekaniu na nich. Dziewczyna, która uwielbia wyglądać dobrze, ale nie jest w stanie sama się ubrać, uczesać ani umalować”. Jej historia nie zaczęła się sielankowo. „Córka nie będzie chodzić, mówić, słyszeć ani widzieć” – usłyszeli rodzice Basi. Rozpoczęła się walka... „Jej 85 proc. niepełnosprawności oznacza 100 proc. zależności od drugiego człowieka. Czy tak można żyć? Można! I to jak!” – opowiada o niej Jasiek Mela. Basia jest psychologiem, a jej poruszające świadectwo rozbroiło już niejednego twardziela. Posłuchajcie jej opowieści:

Jezusowy Dom Publiczny

Wydana cztery lata temu książka kończyła się wyliczanką moich marzeń. Mówiłam o łazience z dużym prysznicem, o tym, że chciałabym mieć ładne, białe meble, o domu, w którym mogłabym przyjmować ludzi, by doświadczali Bożej miłości. I kto by wówczas przypuszczał, że za parę lat otworzę Jezusowy Dom Publiczny? (śmiech)

Pierwszy raz na serio zamarzyłam o nowym domu, jedząc ciepłe pączki. Był wieczór, rok 2020. Nikt jeszcze wtedy nie myślał o tym, że mogłabym mieszkać samodzielnie. Wpadł ojciec Tomasz Nowak, a pod pachą miał karton z pączkami. „Ojcze, jestem na diecie i chyba nie powinnam”. „Nie martw się! Ja też. Dlatego pokroimy na mniejsze kawałki i spróbujemy różnych smaków” – powiedział. Przyszedł z Agnieszką, swoją siostrzenicą, a moją przyjaciółką. W pewnym momencie rzuciła: „Wujek, chcę kupić mieszkanie w Krakowie, bo nie opłaca się wynajmować”, a po chwili dodała: „I trzeba poszukać koniecznie mieszkania dla Bachy”. Z miejsca odparowałam: „Koniecznie z balkonem”. Zeżarliśmy trochę pączków i zapomniałam o całej historii. To wszystko wydawało się bardzo nierealne.

Trzy lata temu ciężko zachorowałam na covid. Ekipa z pogotowia rzuciła: „Dwie godziny i albo się pozbiera, albo nie…”. Bali się, że nie przeżyję transportu. Nie mogłam oddychać. Dzięki Bogu wyszłam z tego. Covid zaatakował jednak mój układ nerwowy i przyszła deprecha.

Wyjdź z tej nory!

Mój przyjaciel Dawid powiedział: „Jesteś smutna, mieszkasz w takiej ciemnej norze, chciałbym coś dla ciebie zrobić. Może kupię ci jakąś małą zmywarkę, by nie trzeba było ręcznie zmywać garów? Tu przewalają się takie tabuny ludzi”. „Daj spokój, nie ma kasy” – powiedziałam. „Kasa się znajdzie” – skwitował. Po dwóch tygodniach rzucił: „Utworzyłem grupę – kilkadziesiąt znanych ci osób. Chcemy w prezencie… kupić ci mieszkanie. Nie wiem tylko, jak robi się takie zbiórki”. Patrzę na ziomka i mówię: „Chyba cię pogięło! Mamy pandemię, ludzie boją cię o stabilność finansową. Wiesz, ile to kosztuje?”. Stanęłam jednak przed Jezusem i powiedziałam: „Jeśli chcesz, żebym miała mieszkanie, to rób, co uważasz za stosowne”. (śmiech)

Zadzwonił Michał PAX Bukowski: „Kręcimy dla Telewizji Polskiej program ewangelizacyjny. Potrzebujemy twojego świadectwa”. „Jestem słabiutka po covidzie”. „Bacha, ty masz gadane. Potrzebuję ciebie, bo sypiesz przykładami jak z rękawa”. Zrobiliśmy ten materiał. Ekipa mnie polubiła. (śmiech) Zapytali: „Możemy coś dla ciebie zrobić?”. „Za trzy tygodnie mam urodziny i mam ogromne marzenie, by ruszyła zbiórka pieniędzy”. I wtedy jedna z dziewczyn z tej ekipy, Paulina Worożbit, powiedziała: „Umiem ogarniać takie rzeczy!”. I zbiórka wystartowała.

Potwornie smutno

Na początku wszystko ruszyło z kopyta, a potem, jak to w życiu, przyszedł czas stagnacji i załamek. Zbiórka stanęła w miejscu. Ktoś rzucił: „Może poprosisz Adama Szustaka, by opowiedział o akcji?”. Mówię: „Gdzie będę się pchała? Zanim on to przeczyta, to już dawno minie termin zbiórki”. Pewnego dnia, gdy było mi potwornie smutno i westchnęłam: „Jezu, już nie wiem, co mam robić! To wszystko wydaje się jakieś takie z kosmosu”, zadzwoniła Paulina: „Jak to zrobiłaś, że wleciałaś na kanał Szustaka?”. „Na jaki kanał?” – wybąkałam zdumiona. Okazało się, że on „sam z siebie” zareklamował akcję zbierania pieniędzy na mój dom. I znowu coś drgnęło. W ciągu paru godzin uzbierałam 70 tys. zł.

Ta chata jest jednym wielkim cudem. I naprawdę nie chodzi mi o gigantyczne przelewy. Pewnego dnia podszedł do mnie ubogi człowiek, myślę, że bezdomny, i dał mi kilkadziesiąt złotych: „Wiem, że zbierasz na chatę. Nie kupiłem sobie dzisiaj flaszki”.

Szukałam pośrednika w handlu nieruchomościami. Kiedyś wracałam wykończona po rehabilitacji i usłyszałam, jak ktoś woła: „Rób kupę!”. Zaintrygowana podjechałam na wózku. Okazało się, że na spacer wyszła kobieta ze szczeniaczkiem. „Ooo, jaki śliczny piesek” – zagaiłam. „Widziałam – odparła – że przychodzi do pani wielobarwna ekipa: siostry zakonne, księża, faceci z tatuażami… Firmę jakąś pani prowadzi?”. Uśmiechnęłam się i w dwóch zdaniach opowiedziałam, jak żyję. „A pani co robi?”. „Jestem pośrednikiem w handlu nieruchomościami”. „Potrzebuję ciebie!” – wypaliłam i pomyślałam: „Babka pomyśli, że jestem walnięta”. „Niech pani wstuka w internecie hasło: »Nie ma bata, będzie chata«”… „Dobrze – odpowiedziała – w sobotę do ciebie przyjdę”. Przyszła z zaszklonymi oczami: „Chcę dla ciebie pracować!”.

Bierzesz czy nie?

Po dwóch tygodniach znalazła mi wymarzone mieszkanie, w którym teraz rozmawiamy. Gdy przyjechałam tu pierwszy raz, byłam pewna, że go nie kupię. Nie miałam tyle kasy. Głupio mi było odmówić, bo ta kobieta tak się starała… Pójdę zobaczyć, żeby nie było jej przykro.

Kumpel, który później remontował mieszkanie, rzucił: „Jest świetne. Ustawne, wysokie”. Był tylko jeden problem: na zrzutce uzbierałam już wtedy 400 tys. zł (naprawdę byłam za to megawdzięczna!), ale mieszkanie kosztowało 440. Co robić? Udało się zejść z ceny. „Bardzo mi się podoba – powiedziałam pośredniczce – ale musimy to odłożyć. Brakuje 40 tysięcy”. „Musisz zdecydować się do jutra” – usłyszałam. Dawid wziął mnie do galerii na lody, żeby nie było mi tak smutno.

Zadzwonił też inny kolega: „Kwiatki ci kupiłem, spotkajmy się”. Zaczęliśmy się modlić w środku galerii. Ludzie patrzyli na nas jak na wariatów. Ktoś położył mi rękę na ramieniu. Kolega rzucił: „Jakiś twój znajomy ksiądz”, na co ten kapłan: „Nie, nie. Jedynie przechodziłem i patrzę: ludzie się modlą, to chętnie dołączę. Modlicie się o pieniądze? Mam przekonanie, że Bóg je dla ciebie już przygotował” – rzucił i poszedł. Ale mnie wkurzył!

W domu spojrzałam na krzyż: „Sam mnie w to wkopałeś, to działaj, bo na jutro muszę znaleźć 40 tysięcy”. Zmówiłam jedno „Ojcze nasz” i rozbita zasnęłam.

O 8.30 zadzwoniła pośredniczka. „Poczekaj, muszę kawę wypić, bo bez kawy jestem niewierząca” – wybąkałam. „Bacha, za dwie godziny muszę mieć odpowiedź: bierzesz czy nie?”.

Last minute

A ja z Jezusem miałam umowę: „Daję Ci rok i nie będę od nikogo pożyczać. Jeśli to ma być Twoje dzieło, to kasa się znajdzie”. A teraz miałam nóż na gardle i pomyślałam: a może złamię tę zasadę? „Na złości” zmówiłam „Ojcze nasz”. Przyszła mi do głowy koleżanka, z którą od lat nie miałam kontaktu. Kiedyś powiedziała: „Jeśli będziesz miała problem z gotówką, zadzwoń”. Zadzwoniłam. „Mogłabyś mi pożyczyć 20 tysięcy?”. „Nie mogę ci pożyczyć” – usłyszałam. „Mogę ci je dać”. Zesztywniałam: to się nie dzieje!

Po chwili odezwali się znajomi: „Od roku odkładaliśmy pieniądze na twoją chatę. Mamy 20 tysięcy”. Widzisz, Marcin, gdybyś nie siedział w tej chacie, to ludzie nie uwierzyliby, że to wszystko prawda… Takie rzeczy się nie zdarzają.

Zadzwoniłam do pośredniczki: „Mam te 40 tysięcy”. „Basia! Prosiłam, żebyś nie brała chwilówek, bo to jest zabójcze! Jak to spłacisz?”. „Ale ja wzięłam »Bożą chwilówkę«” – rzuciłam i opowiedziałam historię. „Wiesz, ja jestem niewierząca, ale jak ciebie słucham…” – odparła.

Gdy musiałam zapłacić 60 tysięcy ekipie budowlanej, nagle pewien człowiek (który, nawiasem mówiąc, miał wówczas bardzo „pod górkę” z Kościołem i rozważał podpisanie aktu apostazji) przesłał mi pocztexem… dwie sztabki złota, a ktoś kupił je za podwójną cenę. Miałam tyle, ile musiałam zapłacić...

To nie moje!

To po ludzku nie miało prawa się udać. Gdy wybuchła wojna na Ukrainie, słyszałam: „To najgorszy czas na zbieranie kasy!”. Zamieszkałam w wymarzonym mieszkaniu. Taki właśnie jest Bóg! Najważniejsze to wyruszyć w drogę.

Przed miesiącem na parapetówie (przewinęło się 60 osób), gdy ojciec Cordian zapytał: „O co chcesz prosić?”, wypaliłam: „Żebym nigdy nie mówiła, że to jest moja chata”. To naprawdę Jezusowy Dom Publiczny.

„Byłam w bloku obok, u koleżanki, i widząc dziwną ekipę, która przewija się przez mieszkanie na parterze, zastanawiałyśmy się, co tam się dzieje” – napisała znajoma. „Chrzciny? Komunia? Zmyliło nas to, że najpierw śpiewaliście pobożne pieśni, a potem »A kto się w styczniu urodził«...”. (śmiech)•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.