W relacji Rosja–Chiny car jest tylko jeden. I nie jest to władca Kremla

Jacek Dziedzina

|

GN 22/2023

publikacja 01.06.2023 00:00

Rosja nie jest i nie będzie partnerem dla Chin. Może być chińskim wasalem, a nawet chińską kolonią. W Moskwie wiedzą, że przegrana wojny w Ukrainie tylko ten proces przyspieszy.

Stosunki chińsko-rosyjskie nie są relacjami partnerskimi. Stosunki chińsko-rosyjskie nie są relacjami partnerskimi.
Dmitry Serebryakov /AP Photo/east news

Rok 1949. Chiński przywódca Mao Zedong składa pierwszą wizytę w ZSRR. Sowieckie stacje radiowe puszczają na okrągło pieśń o braterstwie radziecko-chińskim. W tym układzie nie ma jednak mowy o równorzędnym partnerstwie. Przekaz sączony w propagandowych utworach jest jasny: Związek Radziecki jest starszym bratem Chińskiej Republiki Ludowej. Nie chodzi tylko o „światło” rewolucji, jakie wyszło z Rosji, ale również o fakt, że Pekin był zmuszony przyjąć radziecką pomoc po wojnie domowej i japońskiej inwazji. Nie bez powodu w tle przemawiającego do „bratniego narodu” Mao Zedonga dominował ogromny wizerunek Lenina. Philipp Ivanov, historyk z Uniwersytetu Georgetown, który na łamach magazynu „Foreign Policy” przypomniał tę scenę, od razu dopowiada: „Chociaż Pekin chętnie przyjął radziecką pomoc, niechęć do bycia obsadzonym w roli młodszego brata była jednym z czynników, które ostatecznie doprowadziły do rozpadu tego związku”. Rzeczywiście, w ciągu lat Chiny całkowicie wyemancypowały się od Moskwy, tworząc własną drogę komunistycznej dyktatury. Dziś natomiast jesteśmy świadkami odwrócenia ról: to Moskwa występuje w roli młodszego brata Pekinu. Młodszego, to znaczy słabszego, potrzebującego wsparcia ze strony silniejszego. Niektórzy mówią już wprost o tym, że Rosja stała się de facto wasalem Chin. A ambicje władz w Pekinie sięgają o wiele dalej: perspektywa zrobienia z Rosji chińskiej kolonii jest nie tylko kusząca, ale nie całkiem odrealniona. Putin wie, że jego agresja na Ukrainę to również walka o przetrwanie Rosji jako państwa – teoretycznie ciągle jeszcze niezależnego, ale faktycznie już mocno uzależnionego od dawnego młodszego brata.

Z czym do Chińczyka

W zachodnich przekazach medialnych, również w Polsce, dominuje raczej takie przedstawianie relacji rosyjsko-chińskich, jak gdyby rzeczywiście było to równorzędne partnerstwo. Oczywiście taka narracja jak najbardziej odpowiada Putinowi: nie jest już w stanie, jak jego daleki poprzednik Stalin, witać przywódcy chińskiego jak ubogiego krewnego, więc przedstawianie obu liderów jako równych sobie to miód na serce wystraszonego niedźwiedzia. – U nas często się mówi o tandemie chińsko-rosyjskim. A jaki to jest tandem? Gospodarka rosyjska jeszcze przed obecną wojną i przed sankcjami była nominalnie 10-krotnie mniejsza od gospodarki chińskiej – mówił mi w ubiegłym roku Adam Balcer z Kolegium Europy Wschodniej. – Prognoza tempa wzrostu gospodarczego na najbliższe 5 lat w Rosji przed sankcjami zakładała wzrost 3-krotnie mniejszy niż w Chinach. Innowacyjność – według danych Komisji Europejskiej – w Rosji jest na poziomie Łotwy, trochę gorzej od Polski, a Polska jest naprawdę kiepska pod tym względem. Chiny to już Hiszpania i pędzą. Nie mówię o demografii. Między Rosją a Chinami jest przepaść pod każdym względem. Po nałożeniu sankcji ta asymetria się powiększy. Natomiast efektem tej wojny będzie sytuacja, w której kraj będący dotąd w asymetrycznej relacji z Chinami stanie się z nimi bardzo mocno powiązany. Bo z perspektywy chińskiej zaczyna się teraz wielka wyprzedaż. Rosnieft – kto to kupi? Chiny. Emisja rosyjskich obligacji? Znowu Chiny. Zablokowany jest cały rynek, jeśli chodzi o waluty zachodnie – zostaje chiński jen. Rosja nie może sprzedawać swojego złota na Zachodzie. Gdzie może iść z tym złotem? Do Chin. Ten kryzys ekonomiczny Rosji oznacza, że jej wpływy w gospodarkach Azji Centralnej, Kaukazu Południowego, basenu Morza Czarnego na trwałe zdecydowanie się skurczą. Znowu jednym z głównych beneficjentów będzie Pekin – uważa analityk KEW.

Remis czy nokaut?

Nieco mylące dla zachodniego odbiorcy mogło być zachowanie Pekinu w pierwszych tygodniach, właściwie miesiącach rosyjskiej agresji na Ukrainę: Chińczycy nie określali się, po czyjej są stronie, co w sytuacji jawnej napaści było odbierane jako ciche, ale jednak wyraźne wsparcie Moskwy. Interpretowano to jako rzekomą obawę przed „narażaniem się” Putinowi. Nic bardziej absurdalnego: to Władimir Putin musiał najpierw uzgodnić z Xi Jipingiem, kiedy „może” zaatakować – dziś jest już niemal pewne, że chiński przywódca „poprosił” rosyjskiego kolegę, by nie rozpoczynał wojny przed igrzyskami olimpijskimi w Pekinie lub w ich trakcie. Putin nie tyle łaskawie przystał na tę prośbę, ile był do tego zmuszony. Ale uzależnienie Rosji od Chin zaczęło się pogłębiać w kolejnych miesiącach, gdy zachodnie sankcje zaczęły jednak dotykać rosyjską gospodarkę, a stopniowe odcinanie się od rosyjskiego gazu i ropy zmusiło Moskwę do pójścia niemal na kolanach do Pekinu z prośbą o przyjęcie surowców do siebie. I jest oczywiste, że gdyby nie różne chińskie kanały, które pomagają Rosji obchodzić zachodnie sankcje, i gdyby nie „skup interwencyjny rosyjskich surowców”, wojna mogłaby zakończyć się szybciej – na korzyść Ukrainy. I – z perspektywy Pekinu to ważniejsze – na korzyść USA. W tym miejscu można by powiedzieć o pewnym remisie zależności między Chinami a Rosją: owszem, Moskwa potrzebuje Pekinu, by wojnę prowadzić, ale i Chiny potrzebują Moskwy, by upokorzyć i osłabić USA, a środkiem do tego mogłaby być również przegrana Ukrainy. Mimo wszystko jednak, nawet przy tym zastrzeżeniu, to Chiny nadal występują w roli silniejszego gracza.

Syberia do wzięcia

I to jest trend, który trwa od dawna, a wojna tylko go utrwaliła. Putin może próbować zaimponować Chinom rozległością swojego państwa, ale w Pekinie uśmiechają się na to i mówią: jest was tylko 120 milionów, a nas – ok. 1,5 miliarda. I wszelkie prognozy wskazują, że za niespełna 30 lat populacja Rosji będzie mniejsza niż Turcji. Nie pomaga Putinowi nawet to, że dolicza sobie mieszkańców republik z Azji Centralnej czy z okupowanego Krymu i Donbasu. Po drugie, Chiny nie są dziś dla Rosji żadnym producentem tanich towarów, tylko znacznie bardziej rozwiniętym i uprzemysłowionym krajem, wyprzedzającym Rosję o lata świetlne w rozwoju wszelkich technologii. Rosja, owszem, jest dla Chin dostawcą surowców, ale bez tego rosyjska gospodarka upadłaby całkowicie. Nie mówiąc już o tym, że rosyjscy miliarderzy wolą trzymać swoje środki w chińskich bankach niż w rosyjskich. I wreszcie najmniej doceniany na Zachodzie trend: faktyczna chińska kolonizacja Syberii, gdzie znajdują się najbogatsze złoża najważniejszych dla Chińczyków surowców – ropy naftowej, gazu, węgla i różnych metali, m.in. miedzi i aluminium – ale również nieskończone ilości drewna, zboża i ryb.

Pan na włościach

I tak jak w 1949 roku chiński przywódca przyjeżdżał do Moskwy z prośbą o dalsze wsparcie, tak dzisiaj Putin jeździ do Pekinu i prosi o zwiększenie przez Chiny importu rosyjskich surowców oraz o kolejne kredyty (to już dziesiątki miliardów dolarów) dla sektora energetycznego. W praktyce oznacza to kolejne chińskie inwestycje na wyludniającej się Syberii. Co więcej, Pekin nie ma oporu, by blokować inwestycje rosyjskie tam, gdzie sam chce bronić własnych interesów. Tak było parę lat temu z niedoszłą inwestycją Ros­nieftu w Wietnamie: Chińczycy jednoznacznie zabronili Rosjanom prowadzenia odwiertów w celu poszukiwania ropy u wybrzeży Wietnamu i Rosjanie potulnie wycofali się ze swoich planów. Na Kremlu dobrze wiedzą, że w razie przegranej Rosji na Ukrainie chiński feudał zażąda od rosyjskiego wasala pełnej dyspozycyjności. Co więcej, już teraz, nawet jeśli to chiński przywódca przyjeżdża do Moskwy, to raczej jako gospodarz doglądający swojego dobytku. Tak właśnie wyglądała ostatnia wizyta Xi w Rosji – nie chodzi tylko o to, że Putin nie umiał ukryć swojego zdenerwowania (choć zazwyczaj to on panuje nad rozmówcą), ale również o zachowanie samego Xi, sprawiającego wrażenie polityka, który przyjechał dokonać „oglądu” potencjalnych następców Putina (jak trafnie skomentował to jeden z ukraińskich liderów). Chiny wiedzą, po co idą. Putin wie, że walczy o przetrwanie.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.