Musimy liczyć na siebie

GN 12/2011

publikacja 27.03.2011 15:47

O badaniu złóż gazu łupkowego oraz energetycznym bezpieczeństwie Polski z Michałem Szubskim, prezesem Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa, rozmawia Andrzej Godlewski.

Michal Szubski Michal Szubski
fot. Jakub Szymczuk

Andrzej Godlewski: Pod koniec tego roku PGNiG zacznie wydobywać gaz i ropę spod dna Morza Północnego. Prowadzą też Państwo zaawansowane poszukiwania gazu łupkowego i pierwsze informacje na temat złóż są bardzo obiecujące. Czy Polska stanie się drugą Norwegią, czyli europejskim potentatem gazowo-naftowym?
Michał Szubski: – Na Norweskim Szelfie Kontynentalnym działamy bardzo aktywnie. Przygotowania do wydobycia ropy naftowej, ale i gazu ziemnego przebiegają zgodnie z planem. A czy Polska stanie się drugą Norwegią, biorąc pod uwagę gaz łupkowy, okaże się dopiero w przyszłości. Już na przełomie lat 2011 i 2012 powinniśmy mieć pierwsze informacje o tym, jak duże są szanse na wydobycie tego surowca. PGNiG jest bardzo zaangażowane w poszukiwania, mamy kilkanaście koncesji. Z naszego pierwszego odwiertu Lubocino-1 na koncesji Wejherowo pobraliśmy już fragmenty skał i trwają analizy pobranych rdzeni w wyspecjalizowanych laboratoriach. Ich wyniki będą znane za kilka miesięcy i wtedy podejmiemy decyzje co do dalszych działań. W planach mamy również wiercenia na innych koncesjach.

Czy PGNiG posiada technologię do wydobywania gazu łupkowego?
– Przy badaniu złóż ściśle współpracujemy z polskimi jednostkami badawczo-rozwojowymi. Zależy nam, by również one rozwijały swój potencjał i żebyśmy nie musieli korzystać z pomocy specjalistów zza oceanu. Odwierty wykonują dla nas spółki z grupy kapitałowej PGNiG. Później szczelinowaniem, czyli zabiegami służącymi wydobywaniu gazu ze skał łupkowych, zajmować się będą wyspecjalizowane serwisy międzynarodowe, które posiadają odpowiedni sprzęt, doświadczenie i z których usług korzystamy my oraz inne korporacje na świecie zajmujące się wydobywaniem ropy i gazu.

Co może przeszkodzić wydobyciu gazu łupkowego w Polsce na przemysłową skalę?
– Polska jest krajem dość gęsto zaludnionym z rozległymi obszarami ochronnymi Natura 2000, co powoduje, że wysokie są koszty odszkodowań za budowę sieci elektrycznych i rurociągów oraz inne przedsięwzięcia infrastrukturalne. To podnosi koszty wydobycia gazu łupkowego. Dzisiejsze rozwiązania prawne, w tym prawo geologiczne i górnicze oraz ustawodawstwo w dziedzinie ochrony środowiska, nie zawierają rozwiązań sprzyjających rozwojowi poszukiwań gazu łupkowego w Polsce. Oprócz korzystnych warunków geologicznych potrzebujemy odpowiednich warunków prawnych i ekonomicznych, które umożliwią zagospodarowanie tych złóż. Wierzę, że takie rozwiązania będą, bo nastawienie do kwestii poszukiwań gazu łupkowego w Polsce jest sprzyjające.

Czy zatem wydobywanie gazu łupkowego będzie się w ogóle opłacało? Czy ten polski gaz będzie cenowo konkurencyjny wobec gazu z Rosji?
– Dziś nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Perspektywy wydają się dość atrakcyjne, ale jesteśmy dopiero na początku.

Jak szkodliwe dla środowiska będzie wydobycie gazu łupkowego? Podobno w USA, na terenach, gdzie jest on wydobywany, ludzie nie mogą korzystać z wody w kranach, ponieważ jest ona łatwopalna (zawiera metan) i znajdują się w niej inne substancje chemiczne wtłaczane pod ziemię przez firmy wydobywcze. Czy coś podobnego może stać się w Polsce?
– Sprawdzając pokłady łupków pod Wejherowem, będziemy badać również źródła wody i jej ujęcia dla ludności, by ustalić, czy wydobycie gazu może mieć wpływ na środowisko. Złoża gazu łupkowego w Polsce są położone znacznie głębiej niż w USA. Tam najpłytsze pojawiają się na głębokości kilkuset metrów, czyli na poziomie wód gruntowych. W Polsce występują od 1400 m, a większość zalega na głębokości 3000–4000 m, czyli znacznie poniżej tego poziomu. Na pewno nie zrobimy niczego, co mogłoby zaszkodzić ludziom i środowisku.

Masowe wydobycie gazu łupkowego w USA znacząco obniżyło ceny gazu na świecie. Dziś to jedyny surowiec, którego ceny spadają. Czy PGNiG uda się doprowadzić do obniżenia cen gazu, jakie teraz płacimy Gazpromowi?
– Ceny gazu na giełdach (tzw. gaz spotowy) rzeczywiście spadają, ale sezonowo. Jak dotąd ani Rosja, ani Norwegia, ani Katar, ani nikt, kto dostarcza gaz na podstawie umów długoterminowych, nie obniżył znacząco swoich cen.

To jak Pan chce uzyskać rabat na rosyjski gaz?
– W 2006 r. podpisano aneks do umowy gazowej, na podstawie którego znacząco wzrosła cena gazu dostarczanego z Rosji do Polski; jest możliwe, że odzyskamy część tamtej podwyżki.

Rosyjska taktyka wydaje się dość prosta: najlepiej, gdy partner zostanie przyparty do muru. Tak było w zeszłym roku, kiedy w ostatniej chwili podpisano aneks umożliwiający zwiększone dostawy gazu do Polski.
– W tej sprawie Rosjanie byli gotowi znacznie wcześniej do podpisania umowy, ale po naszej stronie przedłużało się ustalanie stanowiska. Dobrze, że doszło do porozumienia, bo bez dodatkowego gazu z Rosji przy tak ostrej zimie już w listopadzie przestalibyśmy zaopatrywać zakłady przemysłowe, a od początku tego roku nie mielibyśmy gazu dla gospodarstw domowych. Wciąż pojawia się sporo nieprawdziwych informacji na temat tego kontraktu. Jak postanowiono w latach 90. ub. wieku, nadal obowiązuje on do 2022 r. Nie wzrosła też ilość gazu sprowadzanego z Rosji. Różnica polega na tym, że teraz cały gaz kupujemy od producenta, w ramach jednego kontraktu, a nie od pośrednika.

Dziś Rosjanie mogą wykorzystywać destabilizację w północnej Afryce jako argument przetargowy i prezentować siebie jako dostawcę gazu, który jest bardziej wiarygodny od innych i któremu warto płacić więcej.
– Sytuacja w północnej Afryce ma ogromny wpływ na rynek ropy i gazu. Do tej pory ten region uchodził za stabilny i dlatego też PGNiG się tam zaangażowało. Po ostatnich wydarzeniach wycofaliśmy swoich pracowników z Libii i Egiptu. Pozostał tam nasz sprzęt i mamy nadzieję, że miejscowi pracownicy, dla których byliśmy dobrym pracodawcą, okażą się lojalni i będą go strzec. Być może już wkrótce będziemy mogli wznowić nasze operacje naftowe w Egipcie.

A co PGNiG będzie robił z gazem i ropą z Norwegii, które zacznie wydobywać jeszcze w tym roku?
– Gaz norweski nie będzie przypływać do Polski. Możliwe, że będziemy sprowadzać ten gaz do Niemiec i w zamian za niego w Polsce pozostanie surowiec, który jest transportowany z Rosji przez nasz kraj do Niemiec (tzw. transakcja SWAP). Ale możliwe też, że norweski gaz będziemy sprzedawać np. Brytyjczykom i za te pieniądze kupimy gaz gdzie indziej.

Czy jako gazownika cieszy Pana fakt, że Niemcy i Rosjanie wkrótce zakończą budowę Gazociągu Północnego?
– To temat polityczny, a ja nie chcę wypowiadać się w kwestiach politycznych. Z biznesowego punktu widzenia bardzo ważne jest to, by gaz rosyjski płynął także przez Polskę Gazociągiem Jamalskim. Ponieważ uzyskaliśmy od Rosjan twardą deklarację, że będą w pełni korzystać z tego rurociągu aż do roku 2045, nie traktuję Gazociągu Północnego jako zagrożenia dla transportu gazu przez Polskę.

Jednak już wkrótce zacznie się budowa drugiej nitki bałtyckiej gazrury. Tymczasem wbrew wcześniejszym zapowiedziom Rosjanie nie przygotowali nowych złóż do eksploatacji. Czy wystarczy im gazu, by tłoczyć go równocześnie przez Polskę i Bałtyk?
– Tego nie wiem. Proszę to pytanie zadać tym, którzy tę inwestycję realizują. PGNiG nie jest partnerem w tym projekcie.

A jeśli Polska zaleje europejski rynek gazem łupkowym, to czy Gazociąg Północny nie przestanie być opłacalny?
– Uważam, że bałtycki gazociąg jest najdroższą tego typu inwestycją w Europie i koszty transportu gazu będą ogromne. Ale skoro akcjonariusze uważają, że im się to opłaca, to znaczy, że mają swoje rachuby.

Kiedy będzie można uznać, że Polska ma zapewnione bezpieczeństwo energetyczne?
– Już teraz jesteśmy dość bezpieczni pod tym względem – także dlatego, że mamy węgiel i nie jesteśmy aż tak bardzo uzależnieni od zewnętrznych źródeł energii. Ze względu jednak na ekologię i konieczność redukcji emisji CO2 będzie spadał udział węgla w polskim bilansie energetycznym, ale do tego czasu zbudujemy silne powiązania z rynkami europejskimi i połączenia transgraniczne oraz rozbudujemy bazę podziemnych magazynów gazu w Polsce. Te inwestycje są już bardzo zaawansowane i kiedy będą gotowe, będziemy mogli powiedzieć, że jesteśmy w pełni bezpieczni.

Politycy w UE wiele mówią o wspólnej polityce energetycznej. Czy ona istnieje i czy można liczyć na solidarność energetyczną w Europie?
– Jeśli Unia będzie nazbyt ambitnie redukować emisję CO2, to może się okazać, że produkcja przemysłowa w Europie przestanie być opłacalna i firmy przeniosą swoje fabryki do krajów, gdzie obowiązują niższe standardy ekologiczne. Poza tym na razie trudno mówić o europejskiej solidarności energetycznej. Niestety, można odnieść wrażenie, że nie wszystkich cieszy fakt, iż Polska jest krajem z najbardziej dynamiczną gospodarką, i równocześnie nie wszystkich martwią nasze pojawiające się czasem kłopoty energetyczne. Także w tej dziedzinie musimy liczyć głównie na swoje siły.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.