Rosyjscy amisze

Tomasz P. Terlikowski, filozof, publicysta

|

GN 12/2011

publikacja 27.03.2011 15:36

To się nazywa prawdziwa miłość do ojczyzny, która ich samych nigdy nie kochała. Po osiemdziesięciu latach wygnania starowiercy wracają z Ameryki Łacińskiej do Rosji. I dopiero tu czują się u siebie.

Staroobrzędowcy zwani również starowiercami, to odłam prawosławia powstały w Rosji w wyniku sprzeciwu wobec reform patriarchy Nikona w 1652 roku. Około 500 starowierców mieszka w Polsce Staroobrzędowcy zwani również starowiercami, to odłam prawosławia powstały w Rosji w wyniku sprzeciwu wobec reform patriarchy Nikona w 1652 roku. Około 500 starowierców mieszka w Polsce
fot. east news/Fedorov

Mężczyźni w tradycyjnych rosyjskich rubachach, kobiety w strojach jakby żywcem przeniesionych z XVI wieku i dzieci – w dużej ilości – ubrane jak rodzice. Wszyscy mają niebieskie oczy i płowe włosy i posługują się pięknym, czystym rosyjskim, z dobrze wyczuwalnym syberyjskim akcentem. Taki widok nie jest codziennością na międzynarodowym lotnisku Szeremietiewo 2. A smaku tej sytuacji dodaje fakt, że wszyscy podróżni w tych strojach (a jest ich ponad trzydziestka) przyjechali do Moskwy z Boliwii (z przesiadką w Paryżu). Ale myliłby się ten, kto postrzegałby w nich jakiś zespół ludowy, który wraca z tournée. Ci ludzie to autentyczni starowiercy, którzy po osiemdziesięciu latach od momentu, gdy ich przodkowie opuścili Związek Sowiecki, wracają do domu. Domu, którego nigdy nie znali, ale którego też nigdy nie utracili.

Zew ojczyzny
Opisujący grupy latynoskich staroobrzędowców etnografowie czy dziennikarze nigdy nie mieli wątpliwości, że nie zintegrowali się oni ze swoimi nowymi ojczyznami. Ich przodkowie przybyli tam w latach 40. z Chin, gdzie uciekali przed sowieckimi prześladowaniami. W nowych krajach (pierwszym krajem osiedlenia była dla nich Brazylia, ale stamtąd rozprzestrzenili się na całą Amerykę Łacińską) zakładali osady i w nich kultywowali własne tradycje. Uczyli dzieci pięknej ruszczyzny i pielęgnowali tradycje religijne, w których centrum było i jest przekonanie, że rosyjskie prawosławie (czyli stary obrządek) jest najprawdziwszą formą prawosławia, a staroruski styl życia to szansa na najszczęśliwsze spędzenie na ziemi powierzonych przez Boga dni.

Efekt był taki, że choć znali język hiszpański i portugalski, to myśleli, modlili się i rozmawiali tylko po rosyjsku. I nigdy nie tracili swojej tożsamości. – Urodziłem się w Boliwii, żyję tu całe swoje życie. Ale czy to znaczy, że jestem Boliwijczykiem? Nie. Jestem Rosjaninem wierzącym w Chrystusa – odpowiadał na pytanie badacza o swoją tożsamość jeden ze starowierców. I podobne opinie dziennikarze usłyszeli na lotnisku Szeremietiewo 2 od grupy powracających do ojczyzny staroobrzędowców. – Wreszcie poczułem się w pełni Rosjaninem. I jestem z tego powodu szczęśliwy. Mam 42 lata, urodziłem się w Brazylii, potem wyjechałem do Boliwii, ale zew ojczyzny czułem zawsze. Słuchałem wiadomości z Rosji i wreszcie zdecydowałem się na powrót – opowiada Elisej Efremowicz Muryczew, jeden z powracających. A jego żona zapewnia, że nie ma takiej rzeczy, która może im się w Rosji nie podobać. Gdy dziennikarze pytają o mrozy, których nie da się porównać z boliwijskim gorącem, kobieta odpowiada z uśmiechem: „Co tam mróz. Jak jest zimno, to się ubierasz i od razu jest ciepło. A co zrobić, gdy jest gorąco?”.

Twardzi ludzie
Samolotami do Rosji przylatują całe rodziny. A nie są to typowe rosyjskie (albo polskie) małżeństwa z jednym czy dwojgiem dzieci, ale rody, w których ojcowie szczycą się dwunastką lub trzynastką potomków. Najmłodsze z nich są jeszcze na rękach matek, które z dumą tłumaczą, że wiek niemowląt nie może być przeszkodą w powrocie do domu. Jeśli kogoś to dziwi, to oznacza to tylko tyle, że nie zna on historii staroobrzędowców. Wyznawcy starej wiary prawosławnej zawsze musieli być twardzi. Od momentu, gdy protopop Awwakum wszedł w konflikt z patriarchą Nikonem i carem Aleksiejem, staroobrzędowcy zawsze byli prześladowani przez władzę. Po potępieniu ich poglądów przez sobór moskiewski przywódcy staroobrzędowi (protopop Awwakum, o. Łazar, diakon Teodor, mnich Epifaniusz) zostali zesłani na daleką Północ i zamknięci w wykopanej w ziemi jamie. Według tradycji staroobrzędowej, wszystkim z nich, poza Awwakumem, wyrwano języki oraz obcięto prawe dłonie, by nie mogli głosić nauki staroobrzędowej. Po wielu latach uwięzienia w 1682 roku spalono ich żywcem. Jednocześnie na całej Rusi trwały surowe prześladowania wszystkich wyznawców starego obrzędu. Mordowano ich, obcinano im ręce albo przymuszano do zmiany obrządku.

Zwolennicy starego obrządu uciekali więc w głąb Rosji, potem coraz dalej, na Syberię (która często była kolonizowana właśnie przez nich), aż ku Dalekiemu Wschodowi, gdzie zakładali kwitnące kolonie i byli bezpieczni tak długo, jak długo nie docierała tam pełna administracja, która za starowiercami nie przepadała. Niszczono więc im cerkwie, ścigano starszych wspólnot i utrudniano życie tak bardzo, że niemal w każdym pokoleniu jakieś wspólnoty staroobrzędowców decydowały się na emigrację. Nieodmiennie jednak zachowywały one własną tożsamość i język.

Okres sowiecki nie był zatem dla nich jakąś szczególną nowością. Prześladowania były wprawdzie okrutniejsze, ale też staroobrzędowcy byli o wiele lepiej do nich przygotowani niż prawosławni. Ci pierwsi bowiem od dawna uznawali oficjalne państwo za zagrożenie, które ma niekiedy szatańskie korzenie, ci drudzy zaś dostrzegali w nim wolę Bożą, z którą trzeba współpracować. I to nawet wtedy, gdy się z nim nie zgadza. Wieki prześladowań sprawiły także, że staroobrzędowcy zwyczajnie wiedzieli, jak się zachować na przesłuchaniach czy jak uniknąć niewygodnych pytań. A do tego zawsze mieli wsparcie w silnych, licznych rodzinach i wspólnotach, które potrafiły latami ukrywać swoich wyznawców. Wszystko to razem sprawiało, że, jak pokazywał Mikołaj Bierdiajew, raskolnicy zachowali najlepsze cechy rosyjskiej duszy: „myśl rosyjską wolną i odważną, niezależną i zwróconą ku rzeczom ostatecznym”.

Spór o rosyjskość
Człowiekowi Zachodu może się wydawać paradoksalne, że ten wielki podział i tak potężne prześladowania wcale nie miały źródeł dogmatycznych, tylko liturgiczne. Bezpośrednią przyczyną schizmy były reformy liturgiczne wprowadzane przez patriarchę moskiewskiego Nikona do liturgii prawosławnej. Chodziło m.in. o ilość śpiewanych podczas liturgii „Alleluja” (w starym obrządku ruskim śpiewano je dwa razy, za trzecim zaś razem intonowano słowa „Chwała Tobie, Boże”, w obrządku nikoniańskim śpiewano „Alleluja” trzy razy), o ilość prosfor, które wykorzystywano do odprawiania liturgii (siedem lub pięć), sposób zapisywania imienia Jezus (Isus – według starego obrzędu, Iisus – w nowym), kierunek procesji (wraz ze słońcem czy przeciwko niemu), czy sposób żegnania się znakiem krzyża.

Zmiany te spowodowane były pragnieniem upodobnienia liturgii prawosławnej na Rusi do liturgii greckiej. Jak wyjaśnia o. Aleksander Schmemann, było to spowodowane faktem, iż księgi liturgiczne na Rusi pełne były błędów i wzajemnie się między sobą różniły. Dlatego zdecydowano się powrócić do źródeł greckich i w liturgii greckiej, ponownie tłumaczonej na język starocerkiewno-słowiański, poszukiwać uzdrowienia sytuacji. Co gorsza, patriarcha Nikon, przywódca reformatorów, poprawiał księgi, kierując się bezkrytycznym hellenofilstwem i niechęcią do rodzimej, ruskiej tradycji. Postawa ta mocno przypominała zachowanie późniejszego cara Piotra, który w miejsce Grecji postawił Niemcy i Holandię, ale tradycji rosyjskiej również nie lubił.

I właśnie ta niechęć do rosyjskośći miała być, zdaniem jednego z najwybitniejszych historyków Cerkwi, ojca Jerzego Florkowskiego, prawdziwą przyczyną podziału. Oficjalna Cerkiew odrzuciła to, co tradycyjnie ruskie, i zastąpiła ograniczonym do kultu cesarza i państwa bizantynizmem. Opozycja wobec tego stylu myślenia spowodowała, że to właśnie staroobrzędowcy, a nie oficjalni prawosławni, stali się, według Mikołaja Bierdiajewa, ostoją wolnej religijnej myśli rosyjskiej.

Powrót do niej to wielka szansa nie tylko dla rosyjskiego prawosławia (a to coraz częściej docenia stary obrządek, otwiera nawet przed nim swoje świątynie, doprowadzając do częściowego pojednania z niektórymi z jego odłamów), ale także dla państwa, które zamiast czerpać z rosyjskich tradycji imperialnych, zazwyczaj wrogich wobec ludzi, może sięgnąć do innej tradycji rosyjskiego patriotyzmu staroobrzędowców. I dlatego dobrze, że ci Rosjanie na wygnaniu wracają do swojego kraju.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.