Plebiscyt

Andrzej Grajewski

|

GN 12/2011

publikacja 27.03.2011 15:30

90 lat temu Ślązacy dokonali historycznego wyboru. Biała lub czerwona kartka wrzucona do urn wyborczych 20 marca 1921 r. decydowała o ich losach i całego Górnego Śląska.

Plakaty, z reguły dwujęzyczne, były ważną częścią kampanii plebiscytowej. Po prawej plakat niemiecki, po lewej polski Plakaty, z reguły dwujęzyczne, były ważną częścią kampanii plebiscytowej. Po prawej plakat niemiecki, po lewej polski

O ile Niemcy stosunkowo łatwo pogodzili się z utratą Wielkopolski i Pomorza, to w przypadku Górnego Śląska powszechne było przekonanie, że powinien pozostać w granicach Rzeszy Niemieckiej. Niemcy bądź Ślązacy niemieckiej orientacji tworzyli w przeddzień plebiscytu na Górnym Śląsku liczną społeczność, od pokoleń tutaj zakorzenioną, i nie zamierzali rezygnować z walki o zachowanie swego Heimatu (stron rodzinnych) dla Niemiec. Żywioł o polskiej orientacji, choć przeważający w grupach plebejskich, na wsi i w robotniczych koloniach, był słabszy ekonomicznie. Bazował na licznych polskich organizacjach, chórach, towarzystwach, czytelniach, sieci kolportażu polskiej prasy. Najbardziej liczną grupą propolsko nastawionej inteligencji było duchowieństwo. Wielu księży odegrało ważną rolę w okresie plebiscytu, m.in. późniejszy pierwszy redaktor „Gościa Niedzielnego” ks. Teodor Kubina.

Pod nadzorem
Decyzja o zorganizowaniu plebiscytu na Górnym Śląsku zapadła w czasie paryskiej konferencji pokojowej, obradującej w styczniu 1919 r., i została zapisana w traktacie wersalskim. Była wyrazem kompromisu między roszczeniami Polski do Górnego Śląska, wspieranymi przez Francję, a dążeniami Niemiec do zachowania przedwojennego status quo na tym terytorium, za którymi opowiadała się Wielka Brytania. Ostateczną decyzję o losach Górnego Śląska, na podstawie wyników plebiscytu, miała podjąć Rada Ambasadorów, międzynarodowy organ wykonawczy, reprezentujący zwycięzców z I wojny światowej. Nadzór nad plebiscytem sprawowała Międzysojusznicza Komisja Rządząca i Plebiscytowa na Górnym Śląsku z Francuzem gen. Henri Le Rondem na czele. Jej instalacja w Opolu w lutym 1920 r. była ważnym wydarzeniem, gdyż oznaczała, że już nie tylko niemiecka administracja decyduje tutaj o wszystkim. Pomoc w utrzymaniu porządku miały na miejscu zapewnić podległe Komisji jednostki francuskie, włoskie i angielskie, które rozmieszczono na całym terenie plebiscytu.

Przygotowaniami do plebiscytu zajmowały się komisariaty plebiscytowe. Na czele polskiego stanął Wojciech Korfanty. W jego osobie obóz polski otrzymał charyzmatycznego lidera i zręcznego polityka. Urzędował w hotelu Lomnitz w Bytomiu, który wkrótce stał się prawdziwą polską twierdzą. Korfanty nie tylko zarządzał całą akcją plebiscytową, ale i intensywnie uczestniczył w kampanii, przemawiając na dziesiątkach wieców, demonstracji i spotkań. Miał trzech zastępców. Najważniejszym był Konstanty Wolny, adwokat, znany jako obrońca polskich działaczy, współautor ustawy o autonomii śląskiej. Funkcję zastępcy komisarza pełnił także Józef Rymer, górnik, działacz związkowy. Cieszył się dużym autorytetem, zwłaszcza w środowiskach robotniczych, podobnie jak trzeci zastępca komisarza, pochodzący z Wielkopolski, socjalista Józef Biniszkiewicz. Wszyscy oni mieli stanowić trzon elity politycznej na Górnym Śląsku w okresie międzywojennym. Działania komisariatu wspierała administracja państwa polskiego, a przede wszystkim różne organizacje społeczne, które gromadziły pieniądze, przysyłały ludzi do pracy w aparacie plebiscytowym oraz propagowały wiedzę o Śląsku w innych regionach Polski.

Inaczej przygotowania do plebiscytu przebiegały po niemieckiej stronie. Większość decyzji zapadała w Berlinie, gdzie od 1919 r. działał Związek Obrony Niemczyzny Pogranicznej i Zagranicznej. Jego agendy zbierały pieniądze na kampanię plebiscytową, organizowały agitatorów chętnych do wzięcia w niej udziału, a przede wszystkim mobilizowały Niemców urodzonych na Górnym Śląsku, a mieszkających poza jego granicami, aby w dniu plebiscytu przewieźć ich na Śląsk. Postulat dopuszczenia do głosowania ludzi urodzonych na Śląsku, ale tutaj niemieszkających wysunęła strona polska, licząc, że uda się zmobilizować Polaków, głównie z Zagłębia Ruhry. W rzeczywistości stronie polskiej udało się zmobilizować do przyjazdu ok. 10 tys. osób, Niemcom ponad 182 tysiące.

Niemieckim komisariatem kierował dr Kurt Urbanek, burmistrz z Rozbarku pod Bytomiem. Urzędował w hotelu Centralnym w Katowicach. Nie była to postać znana nawet w środowisku niemieckim. Berlin postawił na niego, gdy okazało się, że ks. Carl Ulitzka, lider niemieckiej społeczności i przewodniczący katolickiej partii ludowej (liczyła wówczas ok. 70 tys. członków), jest zwolennikiem szerokiej autonomii Górnego Śląska. To jednak ks. Ulitzka, zresztą dobrze mówiący po polsku, był czołową postacią niemieckiej kampanii propagandowej. Pisał broszury, występował na wiecach, agitował po parafiach. Ważną postacią po stronie niemieckiej był także landrat rybnicki hrabia Hans Lukaschek, związany z obozem katolickim.

Niemcom udało się w krótkim okresie stworzyć sprawny aparat plebiscytowy, opierający się na pracy ponad 10 tys. mężów zaufania, działających praktycznie w każdej gminie. Na akcję plebiscytową Berlin wydał 68 mln marek w złocie. Polski Komisariat nie miał takiego wsparcia. Podobnie jak działacze polskiego Komisariatu, osoby zaangażowane w czasie plebiscytu po niemieckiej stronie zajęły znaczące pozycje w życiu niemieckiej części Górnego Śląska w okresie międzywojennym. Warto dodać, że Ulitzka i Lukaschek byli przeciwnikami nazizmu. Ulitzka trafił do obozu koncentracyjnego, a Lukaschka od gilotyny uratowało nadejście aliantów.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.